Jak będzie w Niebie?

Próba odpowiedzi na to pytanie w wywiadzie "Echa Katolickiego"

Jak będzie w Niebie?

Według papieża Benedykta XVI człowieka nie da się zrozumieć, pytając tylko, skąd pochodzi. Zrozumie się go dopiero wówczas, gdy się także zapyta, dokąd zmierza. Tymczasem współczesny człowiek zapomina, co jest jego celem.

Zostaliśmy stworzeni dla Nieba. To jest właśnie cel, jaki Bóg postawił przed każdym z nas. Fakt ten próbuje nam przybliżyć autor Listu do Hebrajczyków, odwołując się do patriarchów, którzy byli obcymi i pielgrzymami. Abraham i jego rodzina opuścili Ur, później Haran. Po krótkim pobycie w Kanaanie potomkowie Abrahama doświadczyli w Egipcie niewoli. Po spotkaniu z Bogiem na górze Synaj jeszcze przez 40 lat pozostali na pustyni, zanim ostatecznie objęli w posiadanie ziemię obiecaną. List do Hebrajczyków mówi o nich: „W wierze pomarli oni wszyscy, nie osiągnąwszy tego, co im przyrzeczono, lecz patrzyli na to z daleka i pozdrawiali, uznawszy siebie za gości i pielgrzymów na tej ziemi. Ci bowiem, co tak mówią, okazują, że szukają ojczyzny [...]. Teraz zaś do lepszej dążą, to jest do Niebieskiej” (Hbr 11,13-16). Podobnie jak patriarchowie jesteśmy „obcymi pielgrzymami” (1 P 2,11), którzy dążą do Niebiańskiej ojczyzny.

Wyobraźnia ludzka nie ma granic, jeśli chodzi o Niebo. Wielu traktuje je jako specyficzne miejsce wiecznej szczęśliwości dla tych, których życie było dobre i którzy zostali zaproszeni do wspólnoty z Bogiem. Jednak w rzeczywistości wiemy niewiele o tamtym świecie. Czy możemy określić, czym tak właściwie jest Niebo?

Jako pojęcie eschatologiczne Niebo oznacza wieczne zbawienie po śmierci lub bycie z Chrystusem (Flp 1,23), wspólnotę z Nim. Jednocześnie jest to stan pełni wszystkiego, pełni życia.

Amerykański filozof katolicki Peter Kreeft w książce „Wszystko, co chciałbyś wiedzieć o Niebie, ale nie śniło ci się zapytać” dokonuje interesującego spostrzeżenia, że niektórzy - czy to świadomie, czy też nieświadomie - boją się Nieba, ponieważ boją się nudy. Śmierć jest dla nich straszna, gdyż oferuje tylko dwie alternatywy: niebiańską nudę lub piekielne męki. Jest to konsekwencja poglądu, że w Niebie nie ma nic do roboty, bo cóż można robić w doskonałym świecie? I jak moglibyśmy być szczęśliwi bez twórczej pracy? Kreeft objaśnia następnie, iż Nieba potrzebujemy przede wszystkim po to, żebyśmy mogli się spełnić, dokończyć zadania, które zaczynamy na ziemi. Nikt bowiem nie umiera w formie ukończonej. Nigdy nie ma dość czasu, żeby zrobić wszystko, co moglibyśmy i powinniśmy byli zrobić, aby być tym, czym moglibyśmy i powinniśmy być.

Czyli w Niebie wcale nie będzie nudno. Czeka nas ogrom pracy.

Pierwsze i fundamentalne przykazanie Boga skierowane do człowieka wzywa go, aby czynił sobie ziemię poddaną, czyli twórczo uczestniczył w Bożym dziele stwarzania świata. Być może nakaz ten nie straci na aktualności także po przyszłej Paruzji. Niebo jest pełne kreacji. Będziemy w nim mieli szansę na pełną realizację swoich kreatywnych możliwości. Wszystko, co nas ogranicza na ziemi i utrudnia realizowanie siebie, w Niebie zostanie usunięte. Niebo nie będzie tylko oglądaniem Boga i odpoczynkiem. Bóg jest przecież tryskającym źródłem życia i działania, a my powołani jesteśmy, by panować i zasiąść wraz z Panem na Jego tronie (por. Ap 3,21; 22,5; Łk 22,28-30; 2 Tm 2,12; Mt 25,34). Wieczny odpoczynek będzie tak naprawdę wieczną pracą... ale taką, która nie przynosi zmęczenia, tylko satysfakcję i radość.

Co jeszcze Biblia mówi nam o Niebie?

W Piśmie Świętym czytamy: „Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują” (1 Kor 2,9). A zatem, przekraczając bramę śmierci, wejdziemy w rzeczywistość, której doczesny język nie potrafi adekwatnie opisać. Nie tylko język staje się bezradny wobec wieczności. Równie bezradne jest oko, czyli zdolność widzenia i wyobrażania. A jakby tego było mało, nawet ludzkie serce ze swoimi najsubtelniejszymi intuicjami nie jest w stanie pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy uznają go za swego Ojca i pragną być z Nim na zawsze. Wszelkie obrazowe wizje Nieba zrodziły się w określonym kontekście kulturowym z ludzkiej wyobraźni, a inspirowane były pragnieniem, aby niepojętą i niewyrażalną słowami rzeczywistość zdefiniować pojęciami znanymi. Jednym z takich obrazów jest idea niebiańskiego Jeruzalem. Obraz zawarty w Hbr 12,22-24 ukazuje nam ostateczną realizację eschatologicznych nadziei ludu Bożego, którym będzie wspólnota z Bogiem w gronie aniołów i świętych. To doświadczenie spotkania z Bogiem za pośrednictwem Chrystusa osiągniemy poprzez podróż do świętego miasta Bożego, rozumianego oczywiście w sensie nadprzyrodzonym. Według Apokalipsy ta Nowa Jerozolima oświetlona będzie chwałą i obecnością Boga. Przygotowane przez Niego dla ludzi święte miasto Jeruzalem będzie miało w swoim centrum samego Boga i Baranka (Chrystusa). W miejscu, w którym panuje pełna wspólnota między Bogiem a ludźmi, nie potrzeba więcej świątyń zbudowanych przez człowieka. On jest bowiem „wszystkim we wszystkich”, Jego obecność wypełni całe miasto i wszystkie serca. Cała niebiańska Jerozolima będzie pełnić rolę dawnej świątyni jerozolimskiej, stanowiąc centrum czczenia niczym nieprzysłoniętego Boga. Przebywanie z Barankiem w niebiańskiej Jerozolimie oznacza także współkrólowanie z Bogiem w pełni szczęścia i ze świadomością, że nic już nie może cofnąć odniesionego zwycięstwa. Niebiańska Jerozolima jest niebiańską i wieczną ojczyzną dla chrześcijan, którzy życie na ziemi powinni traktować jako permanentny stan pielgrzymowania do tego świętego miasta.

Pismo Święte mówi, że każdy otrzyma nagrodę w Niebie. Czy można zatem mówić o różnych stopniach w Niebie?

To, co nazywamy Niebem, już w czasach starożytnych uważano za rzeczywistość wielce skomplikowaną i wielopiętrową. Świadczą o tym słowa św. Pawła: „Znam człowieka w Chrystusie, który przed czternastu laty - czy w ciele - nie wiem, czy poza ciałem - też nie wiem, Bóg to wie - został porwany aż do trzeciego Nieba (tritos uranos). I wiem, że ten człowiek - czy w ciele, nie wiem, czy poza ciałem, Bóg to wie - został porwany do Raju (paradeisos) i słyszał tajemne słowa, których się nie godzi człowiekowi powtarzać” (2 Kor 12,2). W świetle tych słów powinniśmy uznać, że gdzieś w sferze duchowej istnieje kilka poziomów Nieba (co najmniej trzy). Jezus po zmartwychwstaniu „wstąpił ponad wszystkie Niebiosa, aby wszystko napełnić” (Ef 4,10). Kiedyś spekulowano o istnieniu siedmiu poziomów Nieba. Do dziś zresztą funkcjonuje powiedzenie: „czuć się jak w siódmym niebie”. Teologowie zawsze mówili, że stopień szczęścia niebieskiego jest różny u różnych świętych, stosownie do ich zasług. Znalazło to też odzwierciedlenie w oficjalnych dokumentach Kościoła. Na przykład „Dekret dla Greków Soboru Florenckiego” z 1439 r. głosi, że dusze świętych widzą Boga „pro meritorum tamen diversitate”, tzn. w zależności od zróżnicowanych zasług. Św. Augustyn podkreślał jednak, iż ,,nie będzie w ogóle zazdrości z powodu nierówności chwały, ponieważ we wszystkich królować będzie równość miłości” (In Joannem tractatus 67,2).

Czy to prawda, że ludzie, którzy po śmierci idą do Nieba, stają się aniołami i mogą pełnić funkcję aniołów stróżów swoich bliskich?

Pogląd ten jest błędny, aczkolwiek dość rozpowszechniony. Zgodnie z chrześcijańską teologią człowiek nie może zostać aniołem, a anielstwa nie można zdobyć na drodze dokonywania dobrych uczynków. Koncepcja pośmiertnego „przeanielenia” ludzkiej duszy jest sprzeczna z nauką Kościoła. Aniołowie bowiem powstali przed stworzeniem człowieka. To zupełnie inne kategorie bytów niż ludzie. Aniołowie nie są ludźmi bez ciał, tak jak ryby nie są ptakami bez skrzydeł. Są innym rodzajem, innym gatunkiem umysłu, czy inteligencji, tak jak człowiek jest innym gatunkiem zwierzęcia niż ryba. Po śmierci nie stajemy się aniołami. Nie zmieniamy gatunków. Nie ewoluujemy w kierunku aniołów, nawet jeśli przeszliśmy (mówiąc nieco kolokwialnie i w uproszczeniu) ewolucję od małp, ponieważ ewolucja jest tylko teorią dotyczącą pochodzenia gatunków biologicznych.

Prawdopodobnie wpływ na pogląd o tym, że po śmierci stajemy się aniołami, miało błędne rozumienie słów Jezusa. Na pytanie saduceuszów, którzy chcieli zapędzić Go w kozi róg i domagali się, aby wyjaśnił, czyją żoną będzie po zmartwychwstaniu kobieta, która po śmierci męża ponownie wyszła za mąż, Jezus odpowiedział: „Gdy powstaną z martwych, nie będą się ani żenić, ani za mąż wychodzić, ale będą jak aniołowie w Niebie” (Mk 12, 25). „Będą jak aniołowie”, nie oznacza jednak, że będą aniołami.

Jak zatem należy rozumieć słowa Jezusa, że będziemy jak aniołowie?

Musimy spojrzeć na kontekst. Saduceusze nie wierzyli w Niebo, życie po śmieci, aniołów, cuda ani siły nadprzyrodzone. Pytanie, które zadali Jezusowi, dotyczyło małżeństwa. Wydawało im się, że wyśmiewają koncepcję zmartwychwstania, pytając Jezusa o to, czyją żoną byłaby kobieta, która miała kolejno siedmiu mężów. W odpowiedzi Chrystus po prostu stwierdził, że w Niebie nikt się nie żeni. To właśnie w tym sensie będziemy jak aniołowie. Saduceusze nie pytali Jezusa o ciało w Niebie. Gdyby o to spytali, nigdy nie odpowiedziałby im, że będziemy pozbawieni ciała jak aniołowie, gdyż sam wstąpił do Nieba w swoim zmartwychwstałym ciele. Zmartwychwstanie ciała jest podstawowym dogmatem chrześcijańskim. To jeden z artykułów najstarszego i najbardziej podstawowego wyznania wiary: Apostolskiego wyznania wiary.

Dlaczego zatem na cmentarzach katolickich na grobach dzieci możemy znaleźć zwyczajową formułę „Powiększył grono aniołków”?

Należy traktować to, oczywiście, tylko jako przenośnię, a nie pogląd teologiczny. Pamiętajmy jednak, że dla nas podstawę stanowi Biblia i nauka Kościoła, a nie fantazje. Po śmierci nie staniemy się aniołami czy też aniołami stróżami naszych bliskich, ale jeśli osiągniemy stan Nieba, będziemy mogli członków naszych rodzin wspierać modlitwą oraz jakoś uczestniczyć w ich życiu. To jest właśnie sens naszej wiary w świętych obcowanie.

A czy w Niebie rozpoznamy naszych bliskich, przyjaciół?

Istotą Nieba jest wspólnota zbawionych w komunii „życia i miłości”. Niebo utkane jest więc z relacji. Relacji z Bogiem i z ludźmi. Oznaką Nieba jako wspólnoty świętych jest wzajemna więź, która wyklucza izolację. Z pewnością spotkamy tam tych, których kochamy i tych, których spotkaliśmy na drodze naszego życia. Prawdopodobnie w Niebie doświadczymy też obecności naszych przodków, ludzi, których nigdy nie znaliśmy osobiście, ale dzięki którym w ogóle się urodziliśmy. Niewykluczone, że to oni powitają nas u bram Nieba. Bóg nie oferuje nam bowiem jakiegoś indywidualistycznego, prywatnego Nieba, odrębnego dla każdego człowieka. Już teraz Kościół jako mistyczne Ciało Chrystusa przekracza granice doczesności, ponieważ Kościół to komunia ludzi wierzących w Chrystusa oraz świętych w Niebie.

Dziękuję za rozmowę.

Echo Katolickie 44/2015

O ROZMÓWCY

Biblista i demonolog, absolwent Instytutu Nauk Biblijnych Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, autor książki „Przewodnik po Niebie, Piekle i ich mieszkańcach”, publicysta.

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama