Największym pragnieniem człowieka jest być szczęśliwym. I na tym właśnie polega świętość!
Bardzo lubię niesamowicie barwne obrazy, które przedstawiają Wszystkich Świętych. Czasem są oni poukładani w równych rzędach, według kategorii (męczennicy, dziewice, doktorzy Kościoła itp.) a czasem w takim twórczym bałaganie. Te ostatnie lubię najbardziej, bo można próbować ich wszystkich ponazywać, zidentyfikować. I właściwie nigdy się to nie udaje. Przynajmniej jeden pozostaje nieznany. I to jest piękne, bo w nim można widzieć każdego...
Nie będę szczególnie odkrywczy, jeżeli rozpocznę swoje rozważania od stwierdzenia, że największym pragnieniem każdego człowieka jest po prostu bycie szczęśliwym. Różnie sobie oczywiście ludzie to szczęście wyobrażają, ale my chrześcijanie wierzymy, że warunkiem życia w pełni szczęśliwego jest życie w łasce, czyli w świętości. I tutaj pojawia się słowo, które dzisiaj szczególnie nas interesuje, a które również, podobnie jak słowo szczęście, ma całą masę różnych interpretacji, a także uprzedzeń. Chyba nie trzeba nikomu przytaczać sytuacji, w których słowo „święty” jest wręcz uważane za obrazę, albo służy do wykpienia kogoś. Dlatego może od razu spróbujmy ten termin „rozbroić”. Idziemy oczywiście do Pisma Świętego. W Starym Testamencie świętymi nazywano tych, którzy poświęcili życie na służbę Bogu. Również Izrael jako naród wybrany przez Boga jest nazywany świętym i w obu tych przypadkach nie chodzi o doskonałość moralną, ale raczej o przynależność do Boga. Nawet jeśli ktoś mógł zasługiwać na takie określenie z powodu jakichś zasług, to jednak pierwotnym powodem było zawsze wybranie przez Boga. Wiemy doskonale, że tylko Bóg jest w pełni Świętym, a nawet po trzykroć Świętym czyli prawdziwie Świętym. Natomiast w Nowym Testamencie świętymi nazywa się uczniów Chrystusa, czyli wszystkich ochrzczonych. Również tutaj nie mamy więc żadnego kryterium moralnego czy też osobistych zasług, ale znak przynależności do Chrystusa. I przy takiej definicji świętego pozostańmy. Świętym jest każdy, kto przez chrzest staje się uczniem Chrystusa.
Pojawia się nam w tym miejscu element fundamentalny, a mianowicie wspólnota. Chrzest jest zawsze włączeniem we wspólnotę Ludu Bożego. Podobnie, jak wspomniałem wyżej, że każdy człowiek pragnie być szczęśliwym, tak bez ryzyka pomyłki można powiedzieć, że nikt nie chce być samotny. Każdy chce być szczęśliwy i nikt nie chce być samotny. Właśnie te dwa głębokie ludzkie pragnienia znajdują swoje spełnienie, czy też obietnicę spełnienia, w „obcowaniu świętych”. Bo staropolskie obcowanie oznacza po prostu bycie w zjednoczeniu, oznacza komunię i wiara w tę prawdę naszej wiary wzmacnia nasze przekonanie, że nigdy nie będziemy sami. Pewnie, że Bóg jest zawsze przy nas, ale nie tylko On. „You will never walk alone” - takie jest zawołanie kibiców jednej z drużyn, które strasznie się podoba wszystkim innym. „Nigdy nie będziesz szedł sam” i dokładnie taki sam jest wymiar prawdy o świętych obcowaniu: czy na tym świecie, czy w pośmiertnym oczyszczeniu z tego, z czego nie zdążyłeś się oczyścić za życia, czy już w samym niebie — nigdy nie będziesz sam. No, w piekle, czyli na wiecznej karze, też pewnie może być jakiś ruch, ale według niektórych teologów piekło jest właśnie straszliwie dotkliwym poczuciem nieobecności Boga, a więc w jakimś sensie samotnością. Prawda o świętych obcowaniu mówi więc nam, że nigdy nie będziemy sami, że nawet śmierć nie potrafi rozbić relacji, które są pomiędzy uczniami Jezusa.
A teraz zobaczmy, jak to wszystko opisuje Katechizm Kościoła Katolickiego, który „świętych obcowaniu” poświęca punkty 946-959. Najpierw czytamy, że w Symbolu Apostolskim, czyli w wyznaniu wiary „świętych obcowanie” zwane tutaj komunią świętych jest wymienione po „świętym Kościele powszechnym”, a to dlatego, że artykuł ten jest w pewnym sensie dalszym ciągiem poprzedniego, bo Kościół jest zgromadzeniem wszystkich świętych, czyli właśnie komunią świętych. Kolejny punkt wyjaśnia, że skoro wszyscy wierzący tworzą jedno ciało, to dobro jednego jest przekazywane innym. Wierzymy więc we wspólnotę dóbr w Kościele, a ponieważ jego Głową jest Chrystus, więc dobro Chrystusa jest przekazywane wszystkim członkom, a dokonuje się to przez sakramenty Kościoła. Stąd możemy powiedzieć, że „komunia świętych”, czyli obcowanie ma dwa znaczenia powiązane ze sobą, a mianowicie: „komunia w rzeczach świętych (sancta)” i „komunia między osobami świętymi (sancti)”.
Następnie katechizm wymienia, z czego składa się komunia dóbr duchowych, począwszy od komunii wiary otrzymanej od Apostołów, dalej komunia sakramentów, ponieważ każdy z nich jednoczy nas z Bogiem, ze szczególnym wskazaniem na Eucharystię, gdyż ona bardziej niż inne urzeczywistnia tę komunię, potem jest komunia charyzmatów danych przez Ducha Świętego w celu budowania Kościoła, wspólnota dóbr zwłaszcza w łączności z najbardziej potrzebującymi i wreszcie komunia miłości, bo nikt nie żyje dla siebie i nie umiera dla siebie, a najmniejszy nasz czyn spełniony w miłości przynosi korzyść wszystkim, w solidarności z wszystkimi ludźmi, żywymi czy zmarłymi, która opiera się na komunii świętych. Oczywiście każdy grzech szkodzi tej komunii.
No i teraz przychodzi czas na omówienie komunii między osobami świętymi, czyli — jak ją nazywa Katechizm — komunii Kościoła w niebie i na ziemi. Jest tu mowa o trzech stanach: „jedni spośród Jego uczniów pielgrzymują na ziemi, inni, dokonawszy żywota, poddają się oczyszczeniu, jeszcze inni zażywają chwały, widząc „wyraźnie samego Boga troistego i jedynego, jako jest”. Wszyscy jednak, w różnym stopniu i w rozmaity sposób, złączeni jesteśmy wzajemnie w tej samej miłości Boga i bliźniego i ten sam hymn chwały śpiewamy Bogu naszemu. „Wszyscy bowiem, którzy należą do Chrystusa, mając Jego Ducha, zrastają się w jeden Kościół i zespalają się wzajemnie ze sobą w Chrystusie”
Dalej Katechizm podkreśla, że łączność pielgrzymów z braćmi, którzy zasnęli, nie tylko nie ustaje, ale wręcz się umacnia. Z jednej strony mamy wstawiennictwo świętych, którzy nieustannie wstawiają się za nami u Ojca wspomagając wydatnie naszą słabość, a których my czcimy nie tylko ze względu na ich przykład, ale również dla umacniania jedności całego Kościoła, a z drugiej jest komunia ze zmarłymi, czyli modlitwa za nich. I tak oto wygląda ta jedna rodzina Boża w Chrystusie. Przytoczę jeszcze na koniec jako podsumowanie, jak ta prawda naszej wiary została opisana przez kanonizowanego kilka dni temu papieża Pawła VI w wyznaniu wiary przez niego ułożonym 30 czerwca 1968 r.: „Wierzymy w obcowanie wszystkich wiernych chrześcijan, a mianowicie tych, którzy pielgrzymują na ziemi, którzy po zakończeniu życia doczesnego oczyszczają się, oraz tych, którzy cieszą się szczęśliwością niebieską — i że wszyscy łączą się w jeden Kościół; wierzymy również, że w tym obcowaniu mamy skierowaną ku sobie miłość Boga miłosiernego i Jego świętych, którzy zawsze nakłonione mają uszy ku słuchaniu naszych próśb, jak zapewnia nas o tym Jezus: „Proście, a otrzymacie”.
Chciałbym zakończyć ten tekst dwoma konkretami. Pierwszy z nich to cytat z ojca Jacka Salija, który pisząc na zupełnie inny temat, dał nam bardzo ciekawy przykład „obcowania świętych”. „Przypuśćmy, że we śnie nakazuje komuś nieżyjący już ojciec lub matka porzucić złe życie, powrócić do praktyk religijnych albo coś podobnego. W ocenie takiego snu czymś naprawdę ważnym jest pytanie, czy otrzymany przekaz nie kłóci się z Ewangelią i czy jego realizacja przybliży mnie do Chrystusa. Gdyby bowiem przekaz zawierał rzeczy kłócące się z wiarą lub nakazywał coś niezgodnego z Bożymi przykazaniami, albo gdyby chodziło w nim o rzeczy duchowo nieważne, nie można by mieć wątpliwości, że nie ma w nim nic nadprzyrodzonego i że snem takim nie należy się przejmować.
Kiedy jednak zmarły ojciec lub matka wzywa do pojednania z Bogiem, niewątpliwie jest to wezwanie nadprzyrodzone, którego należy usłuchać, nawet jeśli sam sen da się całkowicie wytłumaczyć w sposób naturalny. Mianowicie w ten sposób dotarły wreszcie do świadomości tego człowieka pobudzane przez łaskę pragnienia zbliżenia się do Boga oraz, również pobudzana przez łaskę, troska jego rodziców — kiedy jeszcze byli na tym świecie — o dobro jego duszy.
Zarazem czysto naturalne wyjaśnienie takiego snu raziłoby małodusznością. Przecież to niemożliwe, żeby po przejściu do wieczności rodzicom obca już była troska o duchowe dobro własnego dziecka. Nie wydaje się zatem czymś lekkomyślnym przypisywać ten błogosławiony sen tajemnicy świętych obcowania, która się realizuje pomimo dzielącej nas granicy śmierci”.
Myślę, że każdy z nas takiej bądź podobnej formy obcowania świętych doświadczył. A ja z mojej strony chciałbym dołożyć jeszcze jeden przykład. Jak słyszeliśmy, Eucharystia jest szczególną formą komunii w rzeczach świętych i wielu Świętych uczy nas, że podczas Mszy Świętej w kościele są obecni nie tylko jej uczestnicy z Kościoła pielgrzymującego. Św. Grzegorz Wielki mówił, że „niebiosa się otwierają i rzesze aniołów zstępują, by wziąć udział w Świętej Ofierze”, a św. Augustyn dodał, że „anioły otaczają sprawującego ofiarę mszy świętej kapłana i służą mu”. A pewnie nie tylko anioły, ale i inni mieszkańcy nieba. Zupełnie inaczej przeżywa się Eucharystię, kiedy ma się tego świadomość. Osobiście bardzo lubię ten moment (jaka szkoda, że przez ciągły pośpiech nie zawsze można sobie na niego pozwolić), kiedy podczas dziękczynienia siedzę na swoim miejscu, czuję jak Ciało i Krew Pańskie rozchodzą się po całym moim ciele i duszy, aż po czubki palców, i właśnie wtedy mam tę chwilę, aby zdać sobie sprawę z „tłumów” które są wówczas przy mnie i cieszą się z tego, że Bóg „rozłożył się we mnie obozem”.
opr. mg/mg