Po co Panu Bogu nasze dziękczynienia?

Z cyklu "Poszukiwania w wierze"

Trudno mi zrozumieć potrzebę modlitwy dziękczynnej. Rozumiem obowiązek wdzięczności wobec rodziców czy wobec innych ludzi, którzy nam świadczyli dobro. Oni się dla nas poświęcali, kiedy byliśmy zdani na ich opiekę lub kiedy byliśmy w jakiejś potrzebie. Z kolei my staramy się im pomóc, kiedy oni tego potrzebują. Ale wdzięczność wobec kogoś, kto nie potrzebuje mojej pomocy? Chyba że ten ktoś jest tak małostkowy, że sobie tego życzy, bo lubi, żeby mu dziękowano. Ale Pana Boga nie można podejrzewać o małostkowość. O co więc chodzi w modlitwie dziękczynienia?

Około roku 1960 odwiedził nasz klasztor w Poznaniu jeden z współpracowników ojca Dominika Pire, laureata Pokojowej Nagrody Nobla, i opowiadał o prowadzonych przez tego dominikanina wioskach dla uchodźców. Utkwiło mi w pamięci, jak skarżył się na kłopoty z nauczeniem niektórych mieszkańców tych wiosek poszanowania ofiarowanych im mieszkań i przedmiotów. Wchodzi na przykład ten pan do jednego z mieszkań i widzi, że jedno z dzieci siedzi na nowiuteńkim kocu i dwoje innych ciągnie je po podłodze, a dzieje się to na oczach rodziców, którzy tej zabawie jeszcze przyklaskują.

Na przykładzie tej sceny wyraźnie widać, że można być niewdzięcznym również wobec kogoś, kto prawdopodobnie nigdy nie będzie potrzebował mojej pomocy. Bo niewdzięcznością jest również marnowanie otrzymanych darów, a także używanie ich niezgodnie z intencją ofiarodawcy.

Odnieśmy tę intuicję do dziękczynienia należnego Bogu. Z całą pewnością Pan Bóg nie potrzebuje naszych podziękowań, natomiast prawidłowo ukształtowana postawa dziękczynienia będzie nas chroniła przed marnowaniem oraz nadużywaniem Bożych darów. Weźmy przykład najprostszy z możliwych: dziękujemy Bogu za spożyty posiłek. Ale czy to moje dziękczynienie może być Bogu miłe, jeśli w gruncie rzeczy nie był to posiłek, tylko obżarstwo? Albo jeśli jestem jak ten ewangeliczny bogacz, który z Łazarzem nie umie podzielić się nawet okruchami, spadającymi mu ze stołu? Albo jeśli, pokrzepiony tym posiłkiem, zabiorę się teraz do czegoś złego.

Możemy zatem już sformułować dwa pierwsze ustalenia na temat modlitwy dziękczynnej. Po pierwsze, nie powinna ona ograniczać się do słów, bo w takim przypadku będzie tylko pseudomodlitwą, o której czytamy w Księdze Izajasza: „Lud ten sławi Mnie tylko wargami, a jego serce jest z dala ode Mnie” (29,13). Modlitwa dziękczynna jest tym prawdziwsza, im prawdziwiej przyjmujemy dary, za które Bogu dziękujemy.

Po wtóre: Wyrażenie, że Pan Bóg pragnie naszej modlitwy dziękczynnej, tylko wówczas jest prawdziwe, jeśli chcemy w ten sposób podkreślić, że On nas kocha i zależy Mu na naszym dobru. Naszymi pochwałami i dziękczynieniami nie uczynimy Go przecież szczęśliwszym ani nie sprawimy, że będzie lepszy, niż jest, bo jest On nieskończenie szczęśliwy i nieskończenie dobry. To nam potrzebna jest nasza modlitwa dziękczynna, z jej pomocą otwieramy się pełniej na bezinteresowną miłość Boga do nas i uczymy się przyjmować dary Boże zgodnie z zamysłem Dawcy.

Przejdźmy do spostrzeżenia trzeciego. Pismo Święte na kilka różnych sposobów zwraca uwagę na to, że świadomość, jak bardzo Bóg nas obdarza, powinna nas mobilizować do miłości bliźniego. „Darmoście wzięli, darmo dawajcie” (Mt 10,8). Ojcowie Kościoła odnosili te słowa Chrystusa Pana nie tylko do naszej powinności dzielenia się dobrami duchowymi. Kiedy pamiętam o tym, że również dobra materialne, nawet te, na które ciężko pracowałem, w ostatecznym wymiarze są darem Bożym, łatwiej mi dzielić się nimi z bardziej potrzebującymi ode mnie.

Świadomość, że wszystko, czym jestem — z wyjątkiem grzechu oraz innych ułomności — zawdzięczam Panu Bogu, chroni mnie ponadto od wynoszenia się nad innych. „Niech nikt w swej pysze nie wynosi się nad drugiego” — mówi Apostoł Paweł, zaś argumentuje to następująco: „Cóż masz, czego byś nie otrzymał? A jeśliś otrzymał, to czemu się chełpisz, tak jakbyś nie otrzymał?” (1 Kor 4,6n)

Jest pewien dar Boży, którego nie potrzebowalibyśmy, gdybyśmy nie popadli w grzech. Chodzi, rzecz jasna, o dar przebaczenia. Otóż jeśli będziemy pamiętać o tym, że winniśmy nosić w sobie nieustanne dziękczynienie za ten dar, uchroni to nas od potępienia innych, nawet jeśli czyjeś grzechy w swoim zewnętrznym wymiarze są większe od moich. Zapomniał o tym faryzeusz z przypowieści o faryzeuszu i celniku, toteż jego modlitwa dziękczynna obrażała Boga, a jego samego utwierdzała w samozakłamaniu. „Boże, dziękuję Ci — modlił się bezczelnie — że nie jestem jak inni ludzie: zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik” (Łk 18,11). Nie mylił się zresztą faryzeusz w swoim osądzie, że celnik jest człowiekiem ciężko chorym duchowo. Nie wiedział tylko, że stan jego własnej duszy jest znacznie groźniejszy: nie dostrzegając, jak wiele miłosierdzia jemu samemu Bóg okazuje, jest on już nie tylko chory, ale wręcz duchowo nieprzytomny.

Że wdzięczność za dar przebaczenia zobowiązuje nas nie tylko do naprawienia zła oraz do przemiany swojego postępowania, ale w ogóle do wyrozumiałości dla innych, dobitnie zwrócił nam na to uwagę Pan Jezus w przypowieści o nielitościwym dłużniku. Sługi, któremu umorzono zawrotną sumę dziesięciu tysięcy talentów, nie było stać na to, żeby darować niewypłacalnemu dłużnikowi śmieszne sto denarów. Oto jeszcze jeden wariant pouczenia, że postawa wdzięczności wobec Boga domaga się od nas świadczenia dobra naszym bliźnim.

Sądzę, że możemy już pokusić się o bardziej generalne spojrzenie na sens modlitwy dziękczynnej. Mianowicie modlitwa dziękczynna pomaga nam rozpoznać i pokochać Boga jako Tego, który jest miłością. Przypomnijmy sobie ewangeliczne uzdrowienie dziesięciu trędowatych. Ten, który wrócił do Jezusa i upadł przed Nim na twarz, aby podziękować za dar odzyskanego zdrowia, usłyszał słowa: „Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła” (Łk 17,19). Co znaczą te słowa, skoro przecież Jezus oczyścił z trądu również tamtych dziewięciu niewdzięczników? Owszem, ale tylko wdzięczny Samarytanin rozpoznał poprzez uzyskany dar uzdrowienia kochającego Dawcę, dlatego tylko on spośród wszystkich dziesięciu doznał ponadto uzdrowienia duszy. W przypadku tamtych dziewięciu dar Boży zamknął się na samym tylko uzdrowieniu ciała.

Jeśli Pan Bóg chce naszego dziękczynienia, to tylko dlatego, że nas kocha. Bo dopiero w postawie dziękczynienia potrafimy rozpoznać sens naszego życia, zrozumieć świat, w którym Bóg nas umieścił, oraz otworzyć się na nasze przeznaczenie ostateczne. Jeśli nie nauczymy się dziękować Bogu za te dary, które umiemy zauważyć już teraz, to jakżeż zrozumiemy kiedykolwiek, że tak naprawdę to cali bez reszty jesteśmy zanurzeni w darach Bożych? Przecież darem Bożym jest wszystko, czym jesteśmy, co nas otacza i czego używamy. Darem Bożym jest samo nasze istnienie oraz nasze przymioty fizyczne i psychiczne, intelektualne i duchowe. Darem Bożym są osoby najbliższe nam i najdalsze, które tworzą nasze ludzkie środowisko. Codziennie otrzymujemy od Boga mnóstwo darów, bardziej lub mniej niezbędnych do życia. A wszystkie te dary są nam dawane dlatego, że ostatecznie Bóg chce dać nam w darze samego siebie oraz pragnie, abyśmy z kolei my oddali się Jemu w darze miłości.

Od czasu do czasu słychać w Nowym Testamencie wezwanie do modlitwy dziękczynnej, od którego w człowieku małej wiary aż skóra cierpnie: „W każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was” (1 Tes 5,18; por. Ef 5,20). Czyżby należało dziękować Panu Bogu również wówczas, kiedy przychodzi niepowodzenie czy choroba? Czy również wtedy, gdy spotyka nas nieszczęście albo krzywda? Otóż to się rozumie samo przez się, że wolno nam wówczas, a nawet powinniśmy błagać Boga o odsunięcie tego zła. Jednak zarazem starajmy się nie zagubić wówczas postawy dziękczynnej. Bo kiedy Bóg dopuszcza na nas coś złego, to jednocześnie udziela daru, aby to zło nas nie zniszczyło, lecz przeciwnie: żeby przyczyniło się do naszego dobra. Jeśli Bogu nie zaufamy, że On nieustannie nas obdarza i nieustannie winniśmy Mu wdzięczność, łatwo w chwili złej daru Bożego nie zauważyć albo nim wzgardzić, a wówczas zło, jakie na nas spadło, może nas rzeczywiście zniszczyć.

Toteż Kościół praktycznie podczas każdej mszy świętej stara się odnowić w nas świadomość, że „zaprawdę godne to i sprawiedliwe, słuszne i zbawienne, abyśmy zawsze i wszędzie Tobie składali dziękczynienie, Panie, Ojcze miłosierny, wszechmogący wieczny Boże”. Szczególnie zauważmy te dwa wyrazy: „zawsze i wszędzie”.

Być może komuś się wydaje, że ukształtowanie w sobie postawy dziękczynienia to sprawa odpowiedniej formacji duchowej i świadomej pracy nad sobą. Kto tak sądzi, niewiele wie o tym, jak ciężko zostaliśmy zranieni grzechem. Jeden tylko Chrystus mógł przejść przez swoje ludzkie życie w postawie idealnie dziękczynnej. Ale też okazało się wówczas, jak trudno na naszej ziemi, zamieszkanej przez grzeszników, w tej postawie wytrwać zawsze i wszędzie. Siły zła w pewnym momencie tak na Chrystusa Pana natarły, że wytrwanie w całkowitym oddaniu Ojcu kosztowało Go mękę w Ogrójcu i Drogę Krzyżową.

Jednak im kto więcej oddany Przedwiecznemu Ojcu, tym prawdziwiej staje się darem dla innych ludzi. Człowiek Chrystus oddał się na Kalwarii swojemu Ojcu całą nieskończonością swojej Boskiej Osoby, toteż stał się nieskończonym darem dla wszystkich ludzi. Przez swoją śmierć na krzyżu stał się źródłem pojednania nas wszystkich z Przedwiecznym Ojcem. I dopiero mocą Chrystusa zaczęło się istotne naprawianie naszej postawy dziękczynnej, tak że staje się ona naszym dojrzewaniem do życia wiecznego.

To naprawdę nie przypadek, że uobecnienie Ofiary Chrystusa Pana nazywa się Eucharystią. Eucharystia po grecku znaczy dziękczynienie. My sami z siebie możemy tylko powierzchownie przełamywać różne swoje postawy niewdzięczności wobec Boga i Jego darów. Do przemiany radykalnej, do takiej wdzięczności, w której prawdziwie przyjmujemy samego Boga dającego się nam w darze i z kolei sami oddajemy się Jemu w darze, może nas uzdolnić tylko Chrystus. Zatem do ostatecznego, całoosobowego dziękczynienia zdolni jesteśmy tylko w takim stopniu, w jakim zjednoczymy się z Chrystusem. I właśnie dlatego najważniejszy sakrament wiary chrześcijańskiej — ten sakrament, w którym najpełniej jednoczymy się z Chrystusem — nazywa się Eucharystią, czyli Dziękczynieniem.

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama