Czyżby Ewangelia była przeznaczona tylko dla wybranych?

Z cyklu "Praca nad wiarą"

Jest w Ewangelii świętego Marka zdanie, które szokuje mnie zawsze, kiedy tylko je słyszę. Poradzić z nim sobie jest mi tym trudniej, że są to słowa samego Pana Jezusa: „Wam dana jest tajemnica królestwa Bożego, dla tych zaś, którzy są poza wami, wszystko dzieje się w przypowieściach - aby patrzyli oczami, a nie widzieli, słuchali uszami, a nie rozumieli, żeby się nie nawrócili i nie była im wydana {tajemnica}” (Mk 4,11n).

Przecież to niemożliwe, żeby Pan Jezus głosił niektórym ludziom Ewangelię po to, żeby oni nie zrozumieli i żeby się nie nawrócili! O co naprawdę w tym tekście chodzi?

 

Zdarzyło mi się kiedyś słuchać wykładu wybitnego finansisty, który mówił coś o operacjach bankowych. Nie zrozumiałem nic a nic, mimo że mówił on po polsku. Sądzę, że moja tępota podczas słuchania tego wykładu wynikała nie tylko z braku przygotowania do tego rodzaju problematyki, ale może jeszcze bardziej z braku głębszego nią zainteresowania.

Otóż warunkiem usłyszenia Ewangelii jest elementarne zainteresowanie dla spraw Bożych. To zapewne dlatego Pan Jezus nieraz mówił: „Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha”. Bo można słuchać Ewangelii i jej nie usłyszeć - choćby nawet głosił ją nam sam Pan Jezus.

To, co nazwałem elementarnym zainteresowaniem dla spraw Bożych, polega jednak nie tyle na ciekawości poznawczej, ale raczej na tym, co można by nazwać głodem Boga. Bo wprawdzie wszyscy ludzie mają potrzeby religijne, ale nie wszyscy mają głód Boga. Wielu ludzi swoje potrzeby religijne zaspokaja poprzez kłanianie się takim lub innym bożkom.

Już w Starym Testamencie wielokrotnie czytamy o tym, że bałwochwalcy są niezdolni do usłyszenia słowa Bożego. „Nie mają świadomości ani zrozumienia - mówi o bałwochwalcach prorok Izajasz - gdyż przesłonięte są ich oczy, tak iż nie widzą, i serca ich, tak iż nie rozumieją” (Iz 44,18).

Szczególnie dobitnie prawda ta została wyrażona w Psalmie 115. Psalmista najpierw przedstawia bożków jako gruntowne przeciwieństwo Boga prawdziwego. Podczas gdy Bóg jest źródłem wszelkiego życia, bożki stanowią manifestację śmierci: „Mają usta, ale nie mówią; oczy mają, ale nie widzą. Mają uszy, ale nie słyszą; nozdrza mają, ale nie czują zapachu” (Ps 115,5n). Co najbardziej tragiczne, „do nich” - czyli do martwych bożków, którzy są nosicielami śmierci - „są podobni ci, którzy je robią, i każdy, który im ufa” (w.8).

Zatem pytanie, jakie mi Pani postawiła, dotyczy najbardziej podstawowego konfliktu w ludzkich dziejach, konfliktu między cywilizacją życia i cywilizacją śmierci, między służbą Bogu prawdziwemu i różnymi kultami bałwochwalczymi. Dopóki człowiek jest w samym środku swojej duszy bałwochwalcą, nie ma w nim głodu Boga i nie usłyszy słowa Bożego, choćby nawet je słuchał i choćby mu się wydawało, iż je rozumie.

Bałwochwalstwo polega na tym, że coś innego niż Boga stawiamy na piedestale wartości najwyższej - i dla tego bożka gotowi jesteśmy poświęcić wszystko, również nasz związek z Bogiem. Właśnie dlatego bałwochwalstwo sprowadza na nas śmierć, oddziela nas bowiem od Boga, dawcy wszelkiego życia.

Dzisiaj nikt się nie kłania Jowiszowi ani Światowidowi - innymi słowy, sakralne bałwochwalstwo przeszło już niemal całkowicie do historii. Niestety, niezwykle często kłaniamy się dziś takim bożkom, jak pieniądz, kariera, wygoda, tzw. używanie życia, podobanie się ludziom, itp. Same w sobie, wartości te są pozytywne i wolno nam o nie zabiegać, ale stają się one śmiercionośnymi bożkami, jeśli dla ich osiągnięcia gotowiśmy łamać Boże przykazania, krzywdzić innych, zaniedbać własną rodzinę, itp. Co najtragiczniejsze, bałwochwalca nie jest zdolny usłyszeć Ewangelii. „Patrzy oczami, a nie widzi, słucha uszami, a nie rozumie”. Musiałby najpierw odłączyć się od swoich śmiercionośnych bożków i prawdziwie zatęsknić na Bogiem żywym.

O tej niezdolności bałwochwalców do rozumienia słowa Bożego Nowy Testament mówi często. „Kto jest z Boga, słów Bożych słucha. Wy dlatego nie słuchacie, że z Boga nie jesteście” (J 8,47) - to powiedział sam Pan Jezus. Ducha Prawdy - powtórzył Pan Jezus tę samą naukę w innym sformułowaniu - „świat przyjąć nie może, ponieważ Go nie widzi ani nie zna” (J 14,17).

Przeczytajmy jeszcze Apostoła Pawła: „Ci, którzy żyją według ciała, dążą do tego, czego chce ciało; ci zaś, którzy żyją według Ducha - do tego, czego chce Duch. Dążność bowiem ciała prowadzi do śmierci, dążność zaś Ducha - do życia i pokoju” (Rz 8,5n). Zaś w Liście do Koryntian Apostoł pisał: „Nauka krzyża głupstwem jest dla tych, co idą na zatracenie, mocą Bożą zaś dla nas, którzy dostępujemy zbawienia” (1 Kor 1,18). I jedną stronę dalej: „Człowiek zmysłowy bowiem nie pojmuje tego, co jest z Bożego Ducha. Głupstwem mu się to wydaje i nie może tego poznać, bo tylko duchem można to rozsądzić” (1 Kor 2,14).

Przekartkowałem nieco pod kątem zadanego mi przez Panią tematu Ojców Kościoła. Nie należy się dziwić temu - pisze na początku III wieku Klemens z Aleksandrii - że słowo Boże jest dla wielu ludzi mniej więcej tym, „czym dźwięki liry dla osła i że świnie chętniej korzystają z błota niż z czystej wody” (Kobierce, 1,2,2). I przytacza Klemens ten właśnie werset ewangeliczny, który Panią tak zaniepokoił, i komentuje go następująco: „Nie znaczy to, że Pan spowodował ich niezdolność do pojmowania, ale że ujawnił tylko to, co było już w nich uprzednio, i ocenił, że nie będą w stanie zrozumieć Jego słów” (tamże).

Niezwykle piękne objaśnienie interesujących nas tu słów Pan Jezusa dał w roku ok.247 uczeń Klemensa, Orygenes. Mianowicie zwrócił on uwagę na to, że zupełnie inaczej słucha się nauki Bożej, kiedy jest się blisko Pana Jezusa, niż kiedy się jest od Niego daleko. Toteż jeśli ktoś naprawdę chce rozumieć Ewangelię, niech się stara być jak najbliżej Pana Jezusa (Przeciw Celsusowi, 3,21 i 46).

Natomiast święty Augustyn - z typowo łacińską wrażliwością na konkret - zwrócił uwagę na to, że wielu z tych, którzy w tamtym momencie słuchali Pana Jezusa z zatwardziałym sercem i nie byli zdolni Go usłyszeć, przecież później się nawrócili. Słowa te pisał Augustyn w roku 410: „Swoimi grzechami zasłużyli sobie na to, żeby nie rozumieć, a przecież z Bożego miłosierdzia tak się stało: po to, żeby mogli później poznać swoje grzechy i po nawróceniu zasłużyć na przebaczenie. (...) Nawrócą się po Jego zmartwychwstaniu (por. Dz 2,37-41), kiedy więcej jeszcze upokorzeni z powodu winy za śmierć Pana, tym żarliwiej będą miłować Tego, który napełni ich radością z powodu przebaczenia im tak wielkiej zbrodni” (Szesnaście zagadnień z Ewangelii Mateusza, 13).

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama