Z cyklu "Praca nad wiarą"
Mamy z żoną takie zmartwienie, że dziecko nasze zostało ochrzczone przez księdza, który niedługo potem porzucił kapłaństwo. Tak, wiemy, że dawcą łaski jest Chrystus i chrzest udzielony również przez takiego kapłana jest ważny. Mimo to czujemy wielki żal do tego księdza. To jest większe od nas, że czujemy do niego wielki żal. Przecież to była wielka obraza Boska, że on, sam skłócony z Bogiem, przyjmował nasze dziecko do grona Bożych przyjaciół.
Wasz żal odczuwam jako w pełni zrozumiały. Ale nie potępiajcie tego człowieka, raczej się za niego módlcie. To, że właśnie ten ksiądz ochrzcił Wasze dziecko, odbierzcie jako znak, że Bóg oczekuje od Was szczególnej modlitwy za niego. To, że ktoś porzucił kapłaństwo, nie oznacza przecież, że tym samym znalazł się poza nadzieją życia wiecznego. Sam znam co najmniej kilku księży, którzy duchowo się połamali i odeszli od kapłaństwa, ale Pan Bóg, który jest przecież miłosierny dla grzeszników, jakoś ich w końcu odnalazł, tak że się z Nim pojednali, zostali dopuszczeni do sakramentów świętych i - już jako ludzie świeccy - ułożyli swoje życie w pełnej zgodzie z Bożymi przykazaniami. Myślę, że stało się tak dlatego, że jakaś wielka modlitwa szła w ślad za tymi ludźmi.
List Wasz wykorzystam jako okazję do przypomnienia, co Kościół ma do powiedzenia na temat niegodnych księży. Zacznijmy od przypomnienia tego, co najbardziej oczywiste: Posługa kapłańska zobowiązuje do najszczególniejszej troski o własną świętość. Skoro do wszystkich ochrzczonych - czytamy w „Dekrecie o kapłanach” ostatniego soboru - odnosi się wezwanie Chrystusa Pana: „Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski” (Mt 5,48), to kapłanów dotyczy ono szczególnie. Zostali oni bowiem wybrani do tego, żeby być „żywymi narzędziami Chrystusa Wiecznego Kapłana” (DK 12).
„Zwłaszcza w Ofierze Mszy - przypomina sobór odwieczną naukę Kościoła na ten temat - zastępują oni w szczególny sposób osobę Chrystusa, który dał samego siebie jako żertwę ofiarną dla uświęcenia ludzi. Dlatego zachęca się ich, aby naśladowali to, co sprawują. Niech sprawując tajemnicę śmierci Pańskiej, starają się przez umartwienie uwalniać swe członki od wad i pożądliwości” (DK 13). Prezbiterzy - że przytoczę jedną z niezliczonych wypowiedzi Jana Pawła II na ten temat - „powołani są do przedłużania obecności Chrystusa, jedynego i Najwyższego Pasterza poprzez naśladowanie Jego stylu życia i ukazywanie Go w sposób przejrzysty powierzonej im owczarni” (Pastores dabo vobis, 15).
Rzecz jasna, księża i biskupi - podobnie jak wszyscy ochrzczeni - dopiero dążą do zbawienia i dlatego nie mogą nie być grzesznikami. Jednak, jeszcze więcej niż inni, zobowiązani są do tego, ażeby grzech w ich życiu nie królował (por. Rz 6,12), tzn. do życia w łasce uświęcającej.
Co Kościół może zrobić, jeśli jakiś kapłan żyje w sposób absurdalny, tzn. jeśli jego osobiste postępowanie jest niezgodne z świętą posługą, którą wypełnia? Owszem, prawo kanoniczne przewiduje możliwość stosowania różnych kar wobec duchownych, którzy dopuścili się czynów niegodnych. Ale za pomocą sankcji karnych można co najwyżej usuwać objawy zła oraz zmniejszać jego szkodliwe oddziaływanie. Samego zła za pomocą środków prawnych się nie usunie.
Zło tak naprawdę niknie dopiero wtedy, kiedy zostanie usunięte z wnętrza człowieka. Stąd najbardziej skutecznym działaniem przeciwko złu jest nawrócenie człowieka. Ponieważ zaś stworzył nas Ten, który jest Miłością, a stworzył nas na swój obraz i podobieństwo, każdy z nas nosi w sobie tajemnicze zdolności pobudzania innych do dobra. Niestety, nieraz używamy ich wbrew ich pierwotnemu sensowi, tzn. korzystamy z nich w ten sposób, że pobudzamy innych raczej do zła niż do dobra. Fakt faktem, że potrafimy innych zarówno budować jak gorszyć, wspomagać ich nawrócenie, bądź je utrudniać.
Jak zasady te wyrażają się w zakresie naszego tematu? Gorliwość i świętość księży świadczy o wierze i pobożności ludu, z którego ci księża wyrośli i wśród którego pracują. Z drugiej zaś strony, brak gorliwości czy nawet niegodność księży może odzwierciedlać bylejakość wiary w środowiskach, w których ci księża się wychowali i w których przebywają. Oczywiście, człowiek jest osobą i to on sam podejmuje czyny dobre lub złe, jednak nie da się zaprzeczyć temu, że inni ludzie oraz całe środowiska wywierają realny wpływ na nasze postępowanie.
Gdyby zatem polscy księża byli rzeczywiście tak źli, jak to sugerowałaby dzisiejsza moda na ich krytykowanie, świadczyłoby to fatalnie o stanie wiary w naszym społeczeństwie. Na szczęście - wbrew tej modzie - mamy całe tysiące księży świętych i gorliwych. Tak to widzę, a w ciągu ponad trzydziestu lat kapłaństwa mam, jak sądzę, dobre rozeznanie w tym środowisku.
Jedna z moich znajomych często deklaruje, że jest antyklerykałką i w ogóle księży nie lubi. Kiedyś przeczytała o gospodarzu z bajki Andersena pt. „Mały Klaus i duży Klaus”, że „był to bardzo dobry człowiek, ale miał dziwną chorobę: nie mógł znieść widoku księdza; gdy tylko jakiś ksiądz nawinął mu się na oczy, dostawał ataku wściekłości”. Powiedziała mi, że zdanie to dokładnie oddaje jej własny stosunek do księży.
Otóż proszę sobie wyobrazić, że ta właśnie pani, na szczęście osoba rzetelnie wierząca, powtarza nieraz: „Przez całe moje długie życie Pan Bóg stawiał na mojej drodze bardzo wspaniałych księży”. Myślę, że antyklerykalizm ma strukturę bardzo podobną do antysemityzmu. Nawet zajadli antysemici przyznawali nieraz, że co do ich znajomych Żydów, to trzeba przyznać, że są ludźmi porządnymi, szlachetnymi i zasługującymi na szacunek.
Wróćmy jednak do księży mało gorliwych, czy nawet niegodnych, bo tacy księża, niestety, również w Kościele żyją i działają. Boże uchowaj, żebym chciał usprawiedliwiać lub pomniejszać jakikolwiek grzech. Grzech jest grzechem i trzeba to prostu uznać, a najbardziej stosowną odpowiedzią, jaką można dać grzechowi, jest nawracać się samemu i bliźniemu do nawrócenia dopomóc. Warto jednak - ilekroć natrafimy na duchowo pogubionego księdza, czy w ogóle na duchowo pogubionego człowieka - uświadomić sobie, że my wszyscy, spośród których ci ludzie wyszli i wśród których przebywają, ponosimy jakąś współwinę za ich grzech.
Przejdźmy do ostatniego problemu, jaki wiąże się z naszym tematem. Mam na myśli ważność posługi sakramentalnej sprawowanej przez kapłana niegodnego. Jest czymś psychologicznie zrozumiałym, że ktoś oburzony złym postępowaniem kapłana może zacząć odczuwać następujące wątpliwości: „Czy to możliwe, że sakramenty sprawowane przez takiego kapłana naprawdę udzielają łaski? że konsekracja wypowiadana ustami niegodnego kapłana naprawdę uobecnia Ciało i Krew Pańską?”
Otóż Kościół stanowczo i bez wahań zawsze bronił ważności posługi sakramentalnej sprawowanej przez kapłana znajdującego się w stanie grzechu. „Ci, którzy powiadają, że dopiero wtedy sakramenty są święte, kiedy są udzielane przez świętych ludzi - argumentował święty Augustyn (Objaśnienie Psalmu 10,5) - nie pokładają ufności w Panu”. Przyjmujący sakramenty mają przecież pokładać ufność nie w świętości ich szafarza, ale w świętości samego Chrystusa. Szafarz jest tylko sługą, w rzeczywistości to sam Chrystus - w trakcie obrzędów sakramentalnych - chrzci, odpuszcza grzechy, uobecnia swoją jedyną Ofiarę. Niegodność szafarza sakramentów jest obrazą Boską i krzywdą wyrządzoną Kościołowi, ale nie ma ona aż tak wielkiej mocy, ażeby unicestwić zbawczy dar Chrystusa.
Zresztą - zadawał retoryczne pytanie święty Augustyn czy wolno człowiekowi wyręczać Boga w Jego sądach i orzekać, który szafarz godnie sprawuje sakramenty, a który niegodnie? A w czasach świętego Augustyna Kościół afrykański już od stu lat niepokojony był przez schizmę donatystów, głoszących, że sakramenty udzielane przez niegodnego kapłana są nieważne. Augustyn zwracał uwagę na to, że tylko Bóg zna nieomylnie i ostatecznie serce człowieka i nie wolno nam uzurpować sobie tej Boskiej wiedzy. „Co znaczą słowa (kapłana donatystów): <Dopiero ja udzielam ci tego, co święte> To tak jakby mówił: <We mnie połóż nadzieję>. A może ty nie jesteś święty? Pokaż mi swoje serce! Jeśli tego nie potrafisz, to skąd mam wiedzieć, że ty jesteś święty?” (tamże).
Wydawało się donatystom, że ich nauka o nieważności sakramentów udzielanych przez kapłanów niegodnych przyczyni się do wzrostu gorliwości w Kościele. W rzeczywistości, sprowadziła do kwitnący dotąd Kościół w Afryce wiele niepokoju i istotnie go osłabiła. Zapewne sporo racji mają ci historycy, którzy twierdzą, że donatyzm istotnie, choć bezwiednie, przyczynił się do przyszłego zwycięstwa islamu na tych ziemiach.
Pokusa, żeby ważność sakramentów uzależniać od świętości ich szafarzy, nieraz jeszcze nawiedzała różnych chrześcijan. Na przykład w IX wieku pojawiła się ona w Bułgarii. W każdym razie można tak wnioskować z listu wysłanego do Bułgarów w roku 866 przez papieża Mikołaja I. Papież, zresztą odwołując się do dokumentu napisanego jeszcze w V wieku przez innego papieża, Anastazego II, tak oto przedstawia naukę Kościoła na ten temat: „Chrzest, nawet udzielony przez cudzołożnika lub złodzieja, dociera do przyjmującego jako dar nieskalany. Kiedy człowiek zły spełnia posługę dobra, ściąga szkodę nie na innych, lecz na siebie. (...) Nie może kapłan cudzołożny, niezależnie od tego jak jest splamiony, splamić Bożych sakramentów, które zostały nam dane jako oczyszczające lekarstwo na wszelkie skażenia. Tak samo jak promień słoneczny nie doznaje zabrudzenia, przechodząc przez miejsca brudne i cuchnące, podobnie żaden kapłan, jakie by nie były jego grzechy, nie może skazić tego, co święte” (Denz 644).
Na początku wieku XIII - a był to czas zarówno wielkich błędów religijnych, jak wielkiej religijnej odnowy - naukę o tym, że zbawcza moc sakramentów jest transcendentna w stosunku do świętości czy grzeszności kapłana, przypomniał papież Inocenty III: „Nie odrzucamy sakramentów, których udziela Kościół i z którymi współdziała bezcenna i niewidzialna moc Ducha Świętego, choćby nawet udzielał ich grzeszny kapłan, uznawany przez Kościół. Nie uwłaczamy spełnianym przez niego posługom kościelnym i błogosławieństwom, lecz chętnym sercem je przyjmujemy, jak gdyby pochodziły od człowieka najgodniejszego. Kiedy bowiem biskup lub kapłan jest grzeszny, jego grzech nie odbiera mocy chrztowi dziecka ani konsekracji Eucharystii, ani żadnym innym posługom kościelnym w stosunku do wiernych. (...) Wierzymy stanowczo oraz w czystości serca bez wahania i bez zastrzeżenia wyznajemy, iż święta Ofiara, to znaczy chleb i wino po konsekracji są prawdziwym ciałem i krwią Pana naszego Jezusa Chrystusa. Wierzymy, że dokonuje się ona ani więcej przez dobrego kapłana, ani mniej przez złego, ponieważ dokonuje się nie mocą zasług konsekrującego, ale mocą słów Stworzyciela i mocą Ducha Świętego” (BF VII 201 i 281).
Powtórzył tę naukę Sobór Trydencki (BF VII 220). Znajduje się ona również w Katechizmie Jana Pawła II, gdzie cytuje się m.in. następujące zdanie świętego Tomasza z Akwinu: „Sakrament urzeczywistnia się nie przez sprawiedliwość człowieka, który go udziela lub przyjmuje, lecz przez moc Bożą” (KKK 1128).
opr. aw/aw