Gniew Boży

Z cyklu "Pytania nieobojętne"

Czy obraz Boga zagniewanego da się pogodzić z Jego wszechdoskonałością? Czy Pan Bóg w ogóle może podlegać jakimś namiętnościom? To tylko my, ludzie, tak Go opisujemy! Co wobec tego znaczą wypowiedzi Pisma Świętego na temat gniewu Bożego?

Gniew kojarzy nam się zwykle z jakąś ciemną a niepohamowaną namiętnością. Nawet człowiekowi nie przystoi taki stan, tym bardziej, oczywiście, nie wolno go przypisywać Bogu. Przecież już stereotypowe przymiotniki i czasowniki, jakie dla określenia gniewu podsuwa nam język, zdolne są przerazić i budzą spontaniczną odrazę: gniew może być „wściekły”, „niepowstrzymany”, „głuchy”, „ślepy”, „gwałtowny”, z gniewu można „szaleć”, „nie posiadać się”, „miotać się”, „pienić się”, „trząść się”, „kipieć”, gniewem ktoś „wybucha”, „zapala się”, „płonie”, w gniewie można „się zaciąć”, gniew „na kimś wyładować”, na kogoś „wylewać”.

A przecież jest taki gniew, który wydaje nam się uzasadniony, a jego brak poczytywalibyśmy sobie za winę. Jeśli dowiadujemy się na przykład, że cały transport puszek mięsnych wywieziono na śmietnik, ogarnia nas gniew. I w gruncie rzeczy chodzi nam nie tyle o ukaranie winnych (problem kary schodzi w naszej świadomości jakby na plan drugi); przede wszystkim żądamy zabezpieczenia społeczeństwa przed podobnym marnotrawstwem na przyszłość.

Szczególny gniew budzi w nas wszelkie żerowanie na cudzej słabości. Okradanie pacjentów zakładu psychiatrycznego z ich — i tak przecież skąpych — racji żywnościowych uważamy za czyn wyjątkowo niegodziwy. Gdyby zaś ktoś, wiedząc o tym, z wygody lub tchórzostwa powstrzymał się od przeciwdziałania, sam stałby się współwinowajcą. Brak gniewu przeciwko takiemu złu jest więc niewątpliwie postawą moralnie naganną, choć gniew taki ma w sobie najwyżej jakieś elementy namiętności, bo z istoty swojej jest czymś zupełnie innym.

Gniew rodzi się w nas również wtedy, kiedy spotykamy się ze szkodnictwem duchowym. Chodzi oczywiście nie tylko o demoralizowanie nieletnich, które oburza tym więcej, jeśli winowajcami są ludzie powołani do wychowywania. Nie po to posyłamy dzieci do szkoły, żeby uczono je tam posługiwania się prezerwatywą. Gniewa nas szkodnictwo duchowe, wyrażające się podstawianiem nogi ludziom myślącym oryginalnie i szczególnie niezależnym; trudno nam ścierpieć takie lub inne propagowanie myśli zatrutej, zwłaszcza jeśli czujemy się uprawnieni sądzić, że wynika ono ze złej woli.

Jeśli gniew jest słuszny, zwraca się — przynajmniej w dalszym planie — ku istotnemu dobru winowajcy. Niekiedy dobro winowajcy jest wręcz pierwszym celem naszego gniewu. Jeśli — na przykład — gniewam się na dziecko, że chce zjeżdżać na sankach z pagórka wprost na ulicę. Argumenty w takiej sytuacji mogą okazać się całkowicie nieskuteczne, gniew jest być może jedyną skuteczną wówczas metodą perswazji. Bywa, że tylko gniewem można zapędzić do łóżka kogoś, kto przyszedł do pracy, mimo że oczy aż mu się świecą z gorączki. Pan Jezus wielokrotnie próbował gniewem właśnie przebić się przez twardy pancerz, którym lubimy odgradzać się od Boga i ludzi. Przypomnijmy sobie scenę wypędzenia przekupniów ze świątyni albo Jego inwektywy na faryzeuszów. Niekiedy jest to jedyny sposób, żeby dotrzeć jakoś do wnętrza drugiego człowieka, na którym mi zależy.

Św. Tomasz z Akwinu twierdził wręcz, że gniew jest cnotą. Gniew zaś rozumiał jako czynną reakcję przeciwko złu. Rzecz jasna, nasza reakcja na zło może być naznaczona tak istotnymi błędami, że przestaje być czynem moralnie pozytywnym. Według św. Tomasza, aż cztery niewłaściwości mogą pozbawić nasz gniew moralnej dobroci. Po pierwsze, człowiek może się gniewać wręcz z niesłusznego powodu: nie obiektywne zło mnie gniewa, ale gniewa mnie to, że coś się dzieje nie po mojej myśli. Może się nawet zdarzyć, że ktoś wpada w gniew z powodu jakiegoś dobra, które mu się nie podoba. Człowiek staje się wówczas naśladowcą diabła, o którym pisze Apokalipsa, że „zapałał wielkim gniewem, świadom, że mało ma czasu” (12,12).

Druga wada, niszcząca moralną dobroć gniewu, to brak właściwej miary. Nie strzela się do much z armaty. Nie wolno też sięgać po gniew, jeśli rzecz da się załatwić łagodnie i po dobroci. Po trzecie, często gniewamy się w niewłaściwy sposób: nie tyle używamy gniewu, co dajemy mu się opanować. Liczne dynamizmy niższe, jakie w sobie nosimy, są darem Bożym: mogą istotnie pomagać nam w dążeniu do miłości, szukaniu prawdy, czynieniu dobra. Pod warunkiem, że nad nimi panujemy. W przeciwnym razie stają się siłą niszczącą. Nawet gniew przeciwko autentycznemu złu może zniszczyć człowieka, jeśli jest to tylko ciemna namiętność.

I wreszcie czwarte niebezpieczeństwo, grożące cnocie gniewu: nienawiść. Teoretycznie sprawa przedstawia się prosto: pierwszym celem, przeciwko któremu powinien kierować się nasz gniew, jest zło, nigdy — żywy człowiek, choćby najgłębiej zdemoralizowany. Bywa, że człowieka czyniącego zło trzeba ukarać, ale nigdy nie wolno mu wymierzać kary w taki sposób, że utrudnia mu się lub nawet uniemożliwia przemianę ku lepszemu. W praktyce ciągle grozi nam niebezpieczeństwo, że reakcja przeciwko złu wyrodzi się w nienawiść do złoczyńcy i trzeba nieustannego czuwania, aby do tego nie dopuścić.

Jak Pan widzi, idea gniewu Bożego nie jest czystym antropomorfizmem. Wprost grzechem byłoby pomyśleć, że Pan Bóg mógłby obojętnie patrzeć na zło. Zarazem, rzecz jasna, gniew Boży wolny jest nawet od cienia tych niedoskonałości, którym podlega gniew ludzki.

Również moje zło — to przecież oczywiste! — budzi Boży gniew. To właśnie do mnie odnoszą się słowa z Listu do Rzymian: „Oto przez swoją zatwardziałość i nieskruszone serce skarbisz sobie gniew na dzień gniewu i objawienia się sprawiedliwego sądu Boga, który odda każdemu według jego czynów” (2,5n). Oraz z Listu do Hebrajczyków: „Straszna to rzecz wpaść w ręce Boga żyjącego” (10,31). Także całe ludzkie społeczności mogą zasłużyć sobie na Boży gniew. Grzech Sodomy polegał nie tylko na demoralizacji jej poszczególnych mieszkańców; miary niegodziwości dopełniło to, że powszechna opinia w tym mieście nawet oczywistego zła nie uważała za zło. Był to jakby grzech do kwadratu i wzbudził szczególny gniew Boży.

Pana Boga gniewa wszelkie bałwochwalstwo, to znaczy stawianie jakichś niższych wartości ponad Niego, który jest samym Dobrem i Prawdą. „Nie będziecie oddawali czci bogom obcym, spośród bogów okolicznych narodów, bo twój Bóg, Pan, który jest u ciebie, jest Bogiem zazdrosnym, by się nie rozpalił na ciebie gniew twego Boga, Pana, i nie zmiótł cię z powierzchni ziemi” (Pwt 6,14n). Największy gniew Boży budzi takie bałwochwalstwo, które prowadzi człowieka do bezpośredniego zadawania śmierci niewinnym. Przecież nie można się spodziewać, że Pan Bóg będzie obojętnie znosił zabijanie dzieci w ofierze Molochowi, jakkolwiek sąd Jego nie jest rychliwy: „Przeprowadzali synów swoich i córki przez ogień... Oddali się czynieniu tego, co złe w oczach Pana, drażniąc Go. Dlatego Pan zapłonął gwałtownym gniewem przeciw ludowi i odrzucił go od swego oblicza” (2 Krl 17,17n).

Człowiek biblijny zanosił liczne prośby do Boga, aby ujawnił wreszcie swój gniew przeciwko niegodziwościom, w wyniku których cierpią niewinni. „Wylej na nich swoje oburzenie, niech ogarnie ich żar Twojego gniewu” (Ps 69,25). „Ogień gniewu niech strawi tego, kto czyni zło, a ci, co krzywdzą Twój lud, niech znajdą zagładę. Zetrzyj głowy panujących wrogów, którzy mówią: Prócz nas nie ma nikogo!” (Syr 36,8n) Biada człowiekowi, który by się odważył zanosić takie prośby przeciwko podobnym sobie grzesznikom. Ale wolno nam modlić się w ten sposób przeciwko zbrodniczym systemom i instytucjom. Zresztą, czyż my, Polacy, nie wołaliśmy do Boga, kiedy chciano nasz naród wepchnąć w przepaść: „O Boże, skrusz ten miecz, co siecze nasz kraj!”

Zarazem pełno w Piśmie Świętym zapewnień, że gniew Boży — który nie jest przecież niczym innym, tylko dramatycznym słowem miłości — nie trwa bez końca. Bóg chciałby jak najbardziej skrócić czas swojego gniewu i z niecierpliwością czeka na nawrócenie swoich niedobrych dzieci. „Gniew Twój nie trwał aż do końca” (Mdr 16,5). „Bo nie będę wiecznie prowadził sporu ani nie będę na zawsze rozgniewany... Zawrzałem gniewem z powodu jego występnej chciwości, ukrywszy się w Moim gniewie cios mu zadałem... Ale Ja go uleczę i pocieszę” (Iz 57,16—18).

Krótko mówiąc, prawda o stosunku Pana Boga do ludzkiego zła rozpięta jest między tymi dwoma biegunami: zło budzi Boży gniew, ale większe od gniewu jest Jego miłosierdzie. Żebyśmy jednak nie utożsamiali Jego miłosierdzia z tanią pobłażliwością, słowo Boże ostrzega niedwuznacznie, że człowiek może sobie, niestety, zasłużyć na gniew wieczny. Straszny będzie gniew tego Baranka — który jest przecież samą Łagodnością i który za nas na krzyżu umarł — kiedy „strząśnie swe runo z krzywd obcych i winy”.

Ale refleksję Marii Konopnickiej pt. Gniew Barankowy, zainspirowaną tekstem z Apokalipsy (6,6n), zacytujemy w większości:

Gniew Barankowy straszniejszy jest w sobie

Niż gniew lwa, z rykiem gdy puszczę oblata,

A kości wtedy poruszą się w grobie,

Gdy ten, co gładzi od wieków grzech świata,

Strząśnie swe runo z krzywd obcych i winy...

— Zaprawdę, sąd się zacznie tej godziny!

 


opr. ab/ab



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama