Z cyklu "Szukającym drogi"
W drodze 1979 nr 3 oraz: J. Salij, Szukającym drogi
Podobno teologowie prowadzili kiedyś zażarte dyskusje, czy kobieta ma duszę.
Ręce człowiekowi opadają. Wydawałoby się, że mistyfikacja, fałszowanie prawdy, zwłaszcza jeśli szyte grubymi nićmi, jest z góry skazane na kompromitację. Wydawałoby się, że wystarczy je zdemaskować, żeby zwróciło się przeciw swoim twórcom i użytkownikom. Okazuje się jednak, że tak nie jest. Mistyfikacja może być kompletnie wyssana z palca, można ją dziesiątki razy demaskować i kompromitować, a ona i tak sobie co jakiś czas — jak gdyby nigdy nic — odżywa.
Proszę Pana, literatura starochrześcijańska (w sensie: pisma chrześcijańskie pochodzące z pierwszego tysiąclecia) liczy sobie setki tysięcy stron druku. Otóż nie znajdzie tam Pan ani jednej stroniczki, która świadczyłaby o jakichś wątpliwościach — cóż dopiero mówić o „zażartych dyskusjach”! — że może kobieta nie ma duszy albo że może nie jest w pełni człowiekiem. Nie mogło zresztą być inaczej. Przecież Chrystus wzywał do tego samego zarówno prostytutki, jak celników. Według Ewangelii i kobiety, i mężczyźni powinni porzucić grzechy i wejść do Królestwa Bożego.
Co do owej słynnej, choć mitycznej dyskusji teologów na temat, czy kobieta ma duszę, mistyfikacja ma następujące źródło. W potocznej łacinie, używanej we wczesnym średniowieczu w Galii, wyraz „homo” zaczął jednocześnie znaczyć „człowiek” i „mężczyzna” (w języku francuskim, wyraz homme zachował po dziś dzień to podwójne znaczenie). Otóż na synodzie w Macon w roku 585, jeden z 62 uczestników synodu podniósł bardziej językowy niż teologiczny problem, czy kobietę można nazywać homo. Widocznie słowo to w jego odczuciu znaczyło raczej mężczyznę niż człowieka. Ponieważ problem był głównie językowy, więc odpowiedziano mu takimiż argumentami.
Na synodzie w Macon był to epizod na tyle mało znaczący, że nie znalazł żadnego śladu w uchwałach synodalnych (a te zachowały się w całości — J. D. Mansi, Conciliorum collectio, t. 9, 947—961). Przytacza go jako ciekawostkę św. Grzegorz z Tours, ojciec historiografii francuskiej, w swojej Historii Franków. Odnośny tekst pozwolę sobie przytoczyć w całości. Należy jednak pamiętać, że wyraz homo jest tu właściwie nieprzetłumaczalny, polskie słowo „człowiek” nie oddaje bowiem jego podwójnego znaczenia:
„Powstał na tym synodzie jeden z biskupów, który powiedział, że kobiety nie można nazywać homo. Lecz, przekonany przez biskupów, uspokoił się jednak. Święta księga Starego Testamentu uczy bowiem, że kiedy na początku Bóg stworzył człowieka, powiedział: «Mężczyzną i niewiastą stworzył ich i dał im nazwę Adam» (Rdz 5,2), to znaczy człowiek ziemski. A więc oboje nazwał człowiekiem (homo), zarówno niewiastę, jak męża. Lecz i Pan Jezus Chrystus dlatego jest nazywany Synem Człowieczym, że jest synem Dziewicy, a więc niewiasty. Kiedy bowiem gotował się do przemiany wody w wino, powiedział: «Cóż mnie i tobie, niewiasto?» (J 2,4) itd. Podano i liczne inne przekonujące świadectwa, tak że sprawa ustała” (Historia Francorum 8,20 — PL 71,462).
Krótko mówiąc, wśród paruset tysięcy stron literatury starochrześcijańskiej ktoś znalazł tę jedną stronicę z Historii Franków. A na tej jednej stronicy jest mowa nie tyle o ścieraniu się poglądów, co o wątpliwościach jednego człowieka, który „uspokoił się jednak”, gdyż gremium zareagowało jednoznacznym zdziwieniem. Na dodatek problem dotyczył czegoś zupełnie innego, niż twierdzi się w owej mistyfikacji, która Pana tak zaniepokoiła. Całą zaś sprawę uczestnicy synodu uznali za tak błahą, że nie zaszczycili jej nawet wspomnieniem w aktach synodalnych.
Tyle na temat Pańskiego pytania. Chciałbym przy okazji ustosunkować się do dwóch innych, raz po raz stawianych chrześcijaństwu zarzutów o mizoginizm. Po pierwsze, jakoby św. Paweł był antyfeministą. Po wtóre, jakoby Kościół stosował — zwłaszcza w sprawach etyki małżeńskiej — podwójną moralność, dla mężczyzn inną niż dla kobiet. Zdaję sobie sprawę z tego, że rodzaj literacki jest nie najlepszy: jeżeli ktoś się broni, łatwo o podejrzenie, że w zarzutach musi być coś słusznego. Trzeba by raczej pozytywnie pokazywać, jak bardzo chrześcijaństwo wywyższyło kobietę. Wszakże apologetyczny charakter wypowiedzi narzucił mi Pan swoim pytaniem.
Mianowicie, niekiedy panie — i nie tylko panie — mają za złe św. Pawłowi, że stawiał kobietę niżej mężczyzny: „Nauczać zaś kobiecie nie pozwalam ani też przewodzić nad mężem, lecz niech żyje w cichości” (1 Tm 2,12): „Żony niechaj będą poddane swym mężom jak Panu, bo mąż jest głową żony, jak i Chrystus Głową Kościoła” (Ef 5,22). Raz nawet św. Paweł — żeby powstrzymać chrześcijanki przed odrzuceniem tradycyjnego nakrycia głowy — napisał, że mężczyzna „jest obrazem i chwałą Boga, kobieta zaś jest chwałą mężczyzny” (1 Kor 11,7).
Chciałbym bardzo, aby odpowiedź na pytanie o rzekomy mizoginizm św. Pawła była zarazem skromną lekcją poglądową, że jeśli pragniemy zachować wobec kogoś sprawiedliwość, wówczas koniecznie należy go osądzać z życzliwością. Surowe fakty zdają się świadczyć przeciw św. Pawłowi, zdają się potwierdzać zarzut antyfeminizmu. Spróbujmy jednak spojrzeć na całą tę sprawę życzliwie, a później osądźmy sami, które podejście jest bardziej obiektywne.
Rzeczywisty stosunek św. Pawła do kobiet wydaje się następujący: Podstawowym aksjomatem była dla niego prawda, że wszyscy ludzie — bez względu na narodowość, płeć i pozycję społeczną — zostali jednakowo odkupieni przez Chrystusa i wezwani do nawrócenia i życia wiecznego. „Nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie” (Ga 3,28). Kobieta jest więc istotnie — w tym, co najważniejsze — równoprawna mężczyźnie.
Otóż świadomość równoprawności spowodowała wśród pierwszych chrześcijanek pewne dążności emancypacyjne (na przykład zrzucały one nakrycia głowy, co musiało szokować zwłaszcza ludność pochodzącą ze Wschodu). Św. Paweł zdecydował się ingerować w tę sytuację. Wydaje mi się, że słusznie. W Liście do Tytusa (2,5) wskazuje wprost na jeden z istotnych powodów, dlaczego kobiety mają być poddane mężom: „aby nie urągano słowu Bożemu”. Jest to zgodne z jego ogólnym stanowiskiem, że dobro Ewangelii jest czymś najważniejszym i należy raczej odstąpić od swojej racji w sprawach drugorzędnych, niż przez upieranie się przy swoim stawiać Ewangelii przeszkody (por. 1 Kor 8,9—13; 9,19—23).
Sądzę, że dla Kościoła ta rezerwa św. Pawła wobec kobiecych tendencji emancypacyjnych była czymś błogosławionym. Kościół nie powinien się bowiem bezpośrednio angażować w reformy struktur społecznych. Odwodziłoby to Kościół od tego, co najważniejsze, od misji religijnej. Postulaty społeczne mogą z wiary chrześcijańskiej wypływać pośrednio — i rzeczywiście wypływają — ale po pierwsze, w rzeczywistości nie ma struktur idealnych, po wtóre, ze swoją istotną misją chrześcijaństwo zmieści się w strukturach bardzo różnych.
Owszem, Kościół reformuje obyczaje i społeczeństwa. Wszakże istotny kierunek reformy chrześcijańskiej idzie nie tyle w stronę zewnętrznych przemian, co w stronę wewnętrznego pogłębienia. I właśnie w tym kierunku szukał rozwiązania problemu równoprawności kobiety św. Paweł. Weźmy choćby cytowany wyżej — zwłaszcza jeśli przeczytamy go w swoim kontekście — fragment Listu do Efezjan. Poddanie żony mężowi jest tam opisane w tych samych kategoriach, w jakich Kościół jest poddany Chrystusowi! Przy takim rozumieniu terminu „poddanie”, słowa „wyższy — niższy” tracą cały swój niedobry sens: tutaj wchodzimy już w rzeczywistość miłości, nazwaną zresztą przez św. Pawła po imieniu.
Niezmiernie sympatycznego rozwiązania doczekało się — przyznajmy, że zaskakujące — stwierdzenie św. Pawła, że mężczyzna „jest obrazem i chwałą Boga, kobieta zaś jest chwałą mężczyzny” (1 Kor 11,7). Apostoł użył tego argumentu, żeby powstrzymać chrześcijanki przed obnażaniem głowy, co budziło zgorszenie również wśród chrześcijan. Argument nawiązuje do idei rabinackiej, że Adam został stworzony na podobieństwo Boga, Ewa zaś na podobieństwo Adama. Św. Paweł jednak najwyraźniej nie przywiązuje wagi do argumentu, chodzi mu po prostu o to, żeby przywołać przedwczesne sufrażystki do porządku. Bo natychmiast pragnie sprostować niewłaściwe wrażenie, jakie mógłby wywołać jego rabinacki argument: „Zresztą u Pana ani mężczyzna nie jest bez kobiety, ani kobieta nie jest bez mężczyzny. Jak bowiem kobieta powstała z mężczyzny, tak mężczyzna rodzi się przez kobietę. Wszystko zaś pochodzi od Boga” (1 Kor 11,11n).
I to jest właśnie to, o co Pawłowi chodzi: głosi istotną równoprawność kobiet, ale zabrania Kościołowi angażować się w ich społeczną emancypację, bo to zadaniem Kościoła nie jest.
Jeśli idzie o zarzut drugi, zarzut podwójnej moralności, innej dla kobiet i innej dla mężczyzn, powstał on zapewne z opacznego utożsamienia moralności chrześcijańskiej z moralnością, jaka mogła panować w niektórych środowiskach chrześcijańskich. Ponieważ stanowisko Kościoła na ten temat jest jednoznaczne i wymaga raczej informacji niż wyjaśnień, przytoczę po prostu teksty trzech wielkich doktorów Kościoła.
Św. Hieronim: „U nas czego nie wolno niewiastom, tego nie wolno także mężczyznom; służba jest taka sama i odbywa się na tych samych warunkach” (List 77,3).
Św. Augustyn: „Niewierność mężczyzn tym więcej godna jest nagany, im bardziej powinni oni górować cnotą i kierować kobiety swym przykładem. Mówię do chrześcijan, którzy z wiarą słuchają, że «mąż jest głową żony» (Ef 5,23). Mężowie więc mają prowadzić, żony zaś są towarzyszkami. Mąż musi się strzec, żeby swoim życiem nie iść tam, gdzie bałby się, żeby tam za nim nie poszła żona” (O małżeństwach cudzołożnych — PL 40,475).
Św. Grzegorz z Nazjanzu: „Dlaczego niewiasta, która targnęła się na wierność małżeńską, jest uważana za cudzołożnicę i ponosi ciężką karę przewidzianą przez prawo, podczas gdy mąż niewierny żonie jest wolny od odpowiedzialności? Z takim prawem nie mogę się pogodzić ani takiego zwyczaju pochwalić... Jeden jest Stwórca mężczyzny i kobiety, z jednej gliny oboje. Dla obojga jeden Obraz, jedno prawo, jedna śmierć, jedno zmartwychwstanie... Jak ty możesz domagać się czystości od żony, jeśli w zamian sam jej nie stosujesz? Jak możesz żądać tego, czego nie dajesz? Jak ty możesz identycznym ciałom nierówne prawo ustanawiać?... Lecz spójrz także od strony łaski: oboje doznali zbawienia przez cierpienia Chrystusa. Czy Chrystus tylko dla mężczyzny stał się ciałem? Również dla kobiety. Poniósł śmierć tylko za mężczyznę? Również kobieta dzięki Jego śmierci dostępuje zbawienia” (Mowa 37).
opr. ab/ab