List do artystów

Z cyklu "Trud wolności"

Bardzo źle człowiek na tym wychodzi, jeżeli samego siebie postawi na pierwszym miejscu i zacznie sobie przypisywać cechy boskie. Bo skoro to ja jestem kimś najważniejszym, nie można mieć wątpliwości, że wszystko, co w moim życiu sensowne, rozpłynie się kiedyś w ostatecznym bezsensie, a zatem już teraz jest tym bezsensem przeniknięte. "Stworzenie bez Stwórcy marnieje" — krótko wyraził tę prawdę ostatni sobór.

Dlaczego moją refleksję nad Listem do artystów zaczynam od narzekania na ludzkie stawianie się w miejsce Boga? Bo współczesna sztuka dostarcza wielu dowodów na to, że wspomniana soborowa formuła wyraża najszczerszą prawdę. Co najmniej od czasów romantyzmu popularny jest w naszej Europie przesąd, jakoby artysta, zwłaszcza wielki artysta, był demiurgiem równym samemu Bogu oraz nadczłowiekiem, którego nie obowiązuje nawet prawo moralne. Wydaje się, że przesąd ten jest jednym z głównych źródeł kryzysu współczesnej sztuki.

Otóż znamienne, że Jan Paweł II nie wspomina ani o kryzysie współczesnej sztuki, ani o tak szkodliwym dla jej rozwoju kulcie (i samouwielbieniu) artystycznych geniuszy (niekiedy geniuszy jednego sezonu). Zarazem oba te wątki nie są w Liście przemilczane, Papież je przezwycięża za pomocą pozytywnego wykładu.

Bo oto podpowiada nam Ojciec święty, że wszyscy bez wyjątku — nie tylko artyści — mają do wykonania najważniejsze arcydzieło sztuki, jakim jestem ja sam. Jeśli idzie o twórczość artystyczną, jej wartość istotnie zależy od tego, jak twórca sobie radzi w swojej pracy nad tym arcydziełem najważniejszym: "Istotne jest powiązanie między tymi dwiema sprawnościami, moralną i artystyczną, które wzajemnie bardzo głęboko się warunkują. Tworząc dzieło, artysta wyraża bowiem samego siebie do tego stopnia, że jego twórczość stanowi istotne odzwierciedlenie jego istoty, tego, kim jest i jaki jest" (nr 2).

O tym samym, choć w inny sposób, mówił Jan Paweł II w warszawskim Teatrze Wielkim, 8 czerwca 1991, w przemówieniu do środowisk twórczych. Przypominał, że ceniąc różnorodne talenty twórcze, nie wolno nam zapominać o talencie najważniejszym, jaki otrzymał każdy z nas bez wyjątku: "Tym uniwersalnym talentem jest nasze człowieczeństwo, nasze ludzkie <być>. Ewangelia ze swym przykazaniem miłości uczy nas pomnażania tego nade wszystko talentu: talentu naszego człowieczeństwa. Ostateczny osąd naszego życia będzie też tego talentu dotyczył nade wszystko. Ten zaś talent pomnaża się przez bezinteresowny dar z siebie samego, czyli przez miłość Boga i bliźnich".

Po pokazaniu tej prostej prawdy nie ma już potrzeby przekonywać o bezsensie różnych bałwochwalczych kultów, jakie się pojawiają na terenie współczesnej sztuki. Podobnie Papież ani jednym słowem nie narzeka na to, że we współczesnej sztuce jest tak wiele nihilizmu i rozpaczy, że tyle w niej fałszywego świadectwa, jakoby ostatecznym wymiarem naszej rzeczywistości był chaos i bezsens. Zamiast tego Jan Paweł II woli podpowiadać artystom, że "w obliczu cudów wszechświata zachwyt jest jedyną adekwatną postawą" i że oni mają w ręku jedyne w swoim rodzaju narzędzia do "uwidzialniania" tego, co niewidzialne:

"Każda autentyczna inspiracja artystyczna wykracza bowiem poza to, co postrzegają zmysły, i przenikając rzeczywistość stara się wyjaśnić jej ukrytą tajemnicę. Ma swoje źródło w głębi ludzkiej duszy, tam, gdzie pragnienie nadania sensu własnemu życiu łączy się z nieuchwytnym doznaniem piękna i tajemniczej jedności rzeczy".

Zarazem nikt bardziej od artystów nie jest świadom tego, że nawet najwspanialsze dzieło sztuki nie wyrazi tego, co widzą oczy duszy: "Wszyscy artyści zdają sobie sprawę, jak głęboka przepaść istnieje między dziełem ich rąk, nawet najbardziej udanym, a olśniewającą doskonałością piękna, dostrzeżonego w chwili twórczego uniesienia: wszystko, co zdołają wyrazić malując, rzeźbiąc i tworząc, jest jedynie przebłyskiem owej światłości, która na kilka chwil zajaśniała oczom ich duszy".

W zasadzie jedynym sygnałem, że może współczesna sztuka przeżywa swój kryzys i że trzeba mieć nadzieję na jego przezwyciężenie, jest w tym Liście cytat z Ody do młodości, którym Jan Paweł II posłużył się w zakończeniu: "<Wyjdzie z zamętu świat ducha...>. Ze słów, które Adam Mickiewicz napisał w czasach bardzo trudnych dla swojej ojczyzny, pragnę zaczerpnąć życzenie dla was: Niech wasza sztuka przyczynia się do upowszechnienia prawdziwego piękna, które będzie niejako echem obecności Ducha Bożego i dzięki temu przekształci materię, otwierając umysły na rzeczywistość wieczną".

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama