O niebezpieczeństwach związanych z wywoływaniem duchów i innymi praktykami okultystycznymi
Gdy parę lat temu słuchałem spowiedzi w Padwie, w sanktuarium świętego Leopolda Mandicia spotkałem mamę Andrei. Przyszła zapłakana, nie chciała się spowiadać, a jedynie porozmawiać. Przedstawiła się jako „pocieszona nieszczęśliwa matka”. Jej ukochany syn zginął w wypadku, co wprowadziło ją w bezmierną rozpacz. Ale przyszedł czas pocieszenia — syn zaczął do niej mówić z zaświatów. Po prostu jej ręka porusza się samowolnie, zapisując jego słowa. Dostałem w prezencie tomik wydanych przez tę biedną kobietę zapisów „rozmów” z umarłym synem. Umówiliśmy się na kolejną rozmowę i następną... Zrozumiałem, że bolejąca kobieta weszła w jedną z pułapek spirytyzmu — uległa źle pojmowanej i podtrzymywanej nadziei. Nie jest ona nowa. Choć wszystko zaczęło się w atmosferze niemal cyrkowej.
Wiosną 1848 roku w domu państwa Fox położonym w Hydesville w stanie Nowy Jork zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Otóż dwie młodsze córeczki właścicieli zaczęły w dziwny sposób rozmawiać z — jak mówiły — duchem. One zadawały pytania, a duch odpowiadał uderzeniami. Ów niecodzienny gość miał być duszą zabitego wiele lat wcześniej kupca, zamieszkującego dom państwa Fox. Starsza siostra dziewczynek, Leah postanowiła zrobić na tym interes. Zaczęto organizować widowiska, w trakcie których duchy odpowiadały na różne pytania, grały na instrumentach itd. W lecie 1851 roku było już w Stanach Zjednoczonych sześć dzienników spirytystycznych. Tak narodził się współczesny spirytyzm.
Jego rozwoju nie zahamowały nawet późniejsze wypowiedzi sióstr Fox, które przyznały się do oszustwa. Odpowiedzi rzekomego ducha wywoływały one same, umiejętnie uderzając w podłogę palcami stóp. W 1854 roku za oceanem działało już około 30000 medium, czyli osób, za pomocą których rzekomo dokonywał się kontakt z rzeczywistościami pozaziemskimi. Orędzie duchów było wypowiadane w transie przez medium bądź przekazywano je za pomocą znaków pozasłownych. Inną metodą używaną przez spirytystów był tzw. wirujący stolik. Wypisywano na nim litery, z których dzięki odpowiedniej wskazówce układano słowa przesłania. Używając różnych technik, klasyczny spirytyzm usiłował nawiązać kontakt ze zmarłymi, stąd też pochodzi jego inna nazwa — nekromancja (od greckiego nekros — zmarły). Współczesne odmiany spirytyzmu zajmują się ponadto kontaktem z innymi rzeczywistościami ponadnaturalnymi, nazywanymi często przewodnikami bądź mistrzami. Są oni przeróżni — od „Jezusa Chrystusa” poczynając, poprzez ufoludki, na zwierzętach kończąc.
Świadectwa o wywoływaniu duchów zmarłych znajdujemy już w starożytności. Także autor biblijny z pełnym realizmem opisuje taki seans przeprowadzony przez wróżkę na żądanie Saula (1Sm 27, 6-20). Spirytyści doradzali różnym władcom i politykom. Współczesną odmianą spirytyzmu (związaną z ruchem New Age) jest tzw. channeling. Nazwa ta pochodzi od angielskiego słowa chanel, które oznacza kanał i może być przetłumaczona jako „kanałowanie”. Ta nowoczesna wersja spirytyzmu podkreśla konieczność otwarcia się na działanie sił ponadnaturalnych, by stać się kanałem dla ich przekazów. Adepci channelingu piszą pod rzekomym działaniem innych istot książki i podejmują różne życiowe decyzje. Posługują się często techniką pisma automatycznego, uważa się bowiem, że ręka medium jest rzekomo prowadzona przez ducha z zaświatów. Katolicki badacz parapsychologii, profesor Vittorio Marcozzi w książce „Zjawiska paranormalne a dary mistyczne” stwierdza, że fenomen pisma automatycznego jest spowodowany dynamizmem wyobrażeń i pragnień znajdujących się w podświadomości człowieka. Pismo automatyczne zatem to forma ekspresji podświadomości, która niejako tworzy drugą osobę, z którą świadomość człowieka może nawiązywać dialog i przekazywać go w formie zapisu.
Mama Andrei pragnęła tak mocno, jak tylko matka potrafi, spotkać się ze zmarłym synem, więc jej przeniknięta smutkiem samotność stworzyła partnera do dialogu — zmarłego syna. Nie zdawała sobie przy tym sprawy z zagrożeń, jakie niesie dla niej taki kontakt z „synem”. Badania wykazują, że seanse spirytystyczne stanowią niebezpieczeństwo przede wszystkim dla zdrowia psychicznego oraz stanu duchowego osób, które służą jako medium. Literatura psychiatryczna zna przypadki mimowolnego wpadania w trans mediumiczny, bowiem spirytyzm jest majstrowaniem przy psychice ludzkiej, co nie może nie pozostawić w niej śladów.
Podczas seansów spirytystycznych w sposób nieuczciwy wykorzystuje się też często ludzką tęsknotę za bliskimi, którzy zmarli. Wmawia się pogrążonym w osamotnieniu ludziom, że zmarły przychodzi do nich jako duch na rozmowę i spotkanie. Ksiądz profesor Siwek uczestniczył w celach badawczych — za pozwoleniem władz kościelnych — w seansie spirytystycznym w Paryżu. Tak opisuje on swoje wrażenia: Medium zajęła miejsce, utkwiła we mnie oczy, patrzy na mnie intensywnie, jakby chciała mnie poddać swojej sile sugestii. Ale ja także nie odrywam oczu od jej oczu. Po tej milczącej walce spojrzeń, która trwała parę minut medium oświadcza nagle: „Widzę za panem jakąś kobietę. To pańska matka!”. A ja, z jeszcze większym spokojem odpowiadam: „Moja matka jeszcze żyje!”. „A więc — medium poprawia się trochę zmieszane — to pańska babcia”. [...] Medium dodaje niektóre rzeczy szczegółowe o mojej babci np. że ma włosy siwe itp. Na koniec mnie pyta: „Czego pragnie pan od swej babci?”. A ja: „Żeby mi powiedziała, jakie jest moje prawdziwe powołanie i stan”. Na te słowa medium dopowiada zakłopotane: „Inne medium może usatysfakcjonować pana. Ja nie. Mówię tylko to, co widzę”. Potem, aby złagodzić niefortunne wrażenie, które wywołał ten incydent na sali, ciągle obserwując mnie bacznie, oświadcza: „Proszę pana, za panem widzę pańskiego ojca. [...] Niech pan mi powie, czego chce pan od swego ojca?”. A ja z olimpijskim spokojem: „Tego samego, o co prosiłem moją babcię”. I tu znowu powtórzyła się scena upokarzająca dla medium, która powtórzyła swoją deklarację. Od tego momentu nie zwróciła się więcej do mnie.
Podane przez medium informacje dotyczące babci księdza można odnieść do każdej starszej kobiety. Natomiast jego ojciec faktycznie już nie żył. Gdyby więc kontakt z nim był prawdziwy, zmarły rodzic na pewno potrafiłby odpowiedzieć na postawione pytanie. Medium zaś podawało tylko ogólne informacje, obserwując reakcję poszczególnych ludzi. Gdy była ona pozytywna, kontynuowało swój wywód.
Częstotliwość oszustw oraz zagrożenie dla zdrowia psychicznego były ważnymi motywami negatywnej oceny spirytyzmu ze strony Kościoła. Jednak najważniejszym argumentem jest towarzyszące spirytyzmowi przekonanie o możliwości przekroczenia dzięki własnym siłom i umiejętnościom czasu osobowego, a także jego granicy — śmierci. Tymczasem kto inny jest Panem życia i śmierci. Świadome praktykowanie spirytyzmu przez katolików uznał Kościół za wykroczenie moralne. Odrzucali spirytyzm papieże — pierwszym znanym pismem na ten temat jest dokument Aleksandra IV z 1528 roku. W roku 1917 Kongregacja Świętego Oficjum odpowiedziała negatywnie na pytanie, czy katolik może uczestniczyć w seansie spirytystycznym. Jej stanowisko podkreśla, że katolik nie powinien brać udziału w seansie ani jako jego czynny uczestnik, ani jako jego bierny obserwator. Sobór Watykański II przypomina o jedności zmarłych z całym Kościołem i o wymianie dóbr duchowych ze zmarłymi poprzez modlitwę i Mszę Świętą w ich intencji. Sobór odwołuje się do cytowanych wyżej zakazów w przypisie do n. 49 Konstytucji Lumen gentium, podkreślając ich ważność.
W swoim osądzie spirytyzmu Kościół powołuje się na starą tradycję biblijną, bowiem już w Księdze Kapłańskiej znajdujemy bardzo surowy osąd praktyki wywoływania duchów. Jahwe mówi do Mojżesza: Także przeciw każdemu, kto się zwróci do wywołującego duchy albo do wróżbitów, aby uprawiać nierząd, zwrócę oblicze i wyłączę go spośród jego ludu (Kpł 20, 6). Spirytyzm jest więc traktowany na równi z bałwochwalstwem — to brak czci dla Jahwe i zerwanie osobistego z Nim przymierza. Dlatego osoba oddająca się tej praktyce winna być wyłączona z Ludu Wybranego. Także król Saul, który dopuścił się tego grzechu, o czym wspominaliśmy powyżej, zostaje ostro skrytykowany przez autora Księgi Kronik (1Krn 10, 13n). Grzech ten stał się, jak podano w przekazie biblijnym, jedną z przyczyn upadku tego władcy.
Objawienie się Boga w Jezusie Chrystusie podkreśliło Jego wyłączną rolę jako Pana czasu. Jezus Chrystus jest Panem z woli Boga Ojca i na Jego imię ma się zgiąć każde kolano istot niebieskich i ziemskich (Flp 2, 10). To Chrystus nadaje sens zarówno historii życia każdego człowieka, jak i dziejom ludzkości. To zawierzenie Jemu sprawia, że my chrześcijanie nie musimy z lękiem dociekać przyszłości. Naszą nadzieję co do tego, jak i przyszłego życia składamy w Chrystusie. W Nim odczytujemy zapowiedź zmartwychwstania oraz rozpoznajemy ciągłość życia ludzkiego (Życie Twoich wiernych zmienia się, ale się nie kończy, Prefacja o zmarłych), a także widzimy możliwość przeżywania jedności ze zmarłymi. Centralne znaczenie ma zatem wiara w zmartwychwstanie. Jej odrzucenie powoduje przekreślenie nadziei, co sprawia, że śmierć człowieka jest postrzegana jako koniec, urwanie życia, totalne unicestwienie. Jednoznacznie stwierdza to święty Paweł: Nie chcemy, bracia, byście trwali w niewiedzy co do tych, którzy umierają, abyście się nie smucili jak wszyscy ci, którzy nie mają nadziei. Jeśli bowiem wierzymy, że Jezus istotnie umarł i zmartwychwstał, to również tych, którzy umarli w Jezusie, Bóg wyprowadzi wraz z Nim (1 Tes 4, 13n).
Żyjąc tą nadzieją chrześcijanin, może zanieść pocieszenie tym, którzy cierpią po śmierci — zwłaszcza nagłej — swych bliskich. Posługa pocieszenia jest dzisiaj niezwykle potrzebna w Kościele, co podkreśla dokument „Kościół a życie pozagrobowe” wydany przez Konferencję Biskupów Emilii Romanii. Mówi on, że powinny ją realizować grupy przygotowanych wiernych poprzez towarzyszenie — świadectwo nadziei. Dobre wypełnienie tej posługi musi zatem spełniać kilka postulatów:
— nie ograniczać się do samych odwiedzin osób w bólu, ale pozostawać z nimi dłuższy czas; takie towarzyszenie powinno być dyskretne, ale pełne odwagi czerpanej od Ducha Świętego...;
— przygotować i proponować spotkania w duchu wiary i modlitwy [...], które by pomagały w przeżywaniu tajemnicy świętych obcowania w najgłębszym tego słowa znaczeniu i w ożywieniu wiary w zmartwychwstanie Chrystusa;
— włączać śmierć drogiej osoby w „strumień miłości” w taki sposób, żeby osoba zmarła niespodziewanie nadal mogła żyć w podejmowanych inicjatywach lub działaniach (charytatywnych, kulturalnych, społecznych, rekreacyjnych) noszących jej imię i uobecniających ją pośród nas mocą miłości;
— przywracać poczucie własnej wartości osobom ciężko doświadczonym przez zaproszenie ich do dzielenia się własnymi przeżyciami... [tłum. W. Szymona OP].
Wskazania te bardzo pomogły mi w rozmowach z matką Andrei. Starałem się jej towarzyszyć, powoli kierując ją od zatapiania się w rzekomym dialogu z synem za pomocą pisma automatycznego ku prawdziwej nadziei. Niestety musiałem dość szybko opuścić Padwę. Pozostała tylko modlitwa w intencji bolejącej matki i jej zmarłego syna. Potrzeba współuczestniczenia w bólu człowieka po śmierci bliskiej mu osoby może być zadaniem, które będziemy musieli podjąć. Nie bójmy się tej posługi pocieszenia! Będzie ona okazją do dzielenia się wiarą w bliskość naszych zmarłych, przeżywaną jako bliskość w Chrystusie.
Piotr Jordan Śliwiński OFMCap — absolwent Wydziału Filozofii na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie, wykładowca, kierownik Sekcji Filozoficznej Polskiego Towarzystwa Teologicznego, redaktor naczelny pisma naukowego „Studia Laurentiana” oraz współpracownik Dominikańskiego Centrum Informacji o Nowych Ruchach Religijnych i Sektach w Krakowie. Jest autorem i współautorem publikacji z zakresu filozofii, antropologii kultury i nowej religijności (m.in. „Kościół a spirytyzm”, „Kościół a reinkarnacja”). Mieszka w Krakowie.
„Głos Ojca Pio” (42, listopad/grudzień 2006)
opr. mg/mg