"Bóg stał się człowiekiem, aby człowiek mógł stać się Bogiem"

Boże Narodzenie w katolicyzmie i prawosławiu - fragmenty



"Bóg stał się człowiekiem, aby człowiek mógł stać się Bogiem"
Olivier Clement
Boże Narodzenie w katolicyzmie i prawosławiu
ISBN: 978-83-7580-036-4
Książka napisana przez prawosławnego teologa z powodzeniem łączy bogactwo teologiczne tradycji Wschodu z Zachodnią mentalnością. Dzięki temu czytelnik może odkryć nowe oblicze Bożego Narodzenia, opisane pięknym, poetyckim językiem.
Wybrane fragmenty:

„Bóg stał się człowiekiem, aby człowiek mógł stać się Bogiem”1

Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo. (...) Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, z tego, co się stało. W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła (J 1, 1-5).

On to [Chrystus], istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stając się podobnym do ludzi, (...) stając się posłusznym aż do śmierci — i to śmierci krzyżowej (Flp 2, 6-8).

Dzień Zmartwychwstania, zajaśniejmy, o ludy! Pascha Pana, Pascha! Ze śmierci do życia, z ziemi do nieba przeprowadził nas Chrystus Bóg... (jutrznia wielkanocna w obrządku bizantyńskim).

Początkiem, o którym wspomina prolog Ewangelii Jana, jest prolog odwieczny, jaki został objawiony przez Wcielenie Słowa. Widzimy Boga dziwnego, Boga, który się otwiera, w którego łonie istnieje jakieś miłujące napięcie: „Bóg jest miłością” — mówi w innym miejscu św. Jan — i źródłem wszelkiej miłości. Nie jest to miłość, która posiada, ale miłość, która daje życie. W ten sposób jest „światłem ­życia”. Rozjaśnia każdego człowieka przychodzącego na świat, ponieważ nie ma człowieka, który nie byłby „obrazem Boga”, który nie miałby swoich korzeni w Bogu, niezależnie od okoliczności...

To światło jaśnieje „w ciemności”. W ciemności samotności lub zamętu, ciemności chaosu i wreszcie — śmierci. Ewangelia nam tego nie wyjaśnia, stwierdza tylko sam fakt. Wszystko wydaje się osuwać w stronę nicości, tej nicości, która nas dręczy i fascynuje, przed którą uciekamy, ku której spadamy, która nazywa nas niewolnikami i nieprzyjaciółmi.

Wobec zła Bóg nie ma mocy tyranów i tajfunów. Nie ma nawet władzy, jaką posiada funkcjonariusz policji — jak mawiał Mikołaj Bierdiajew. Może działać jak struga światła i miłości — tylko wówczas gdy jest przyjęty, w królewskiej wolności wiary.

Oczywiście, On jest obecny w kosmosie, ale wówczas czyha już na Niego bałwochwalstwo. Jest obecny w Prawie, ale Prawo nie zmienia serc. Dlatego cierpliwie przygotowuje w ciągu trwania historii, na końcu dziejów Izraela, przyjście młodej kobiety, która będzie mogła przyjąć Go całym swoim jestestwem i otworzyć Mu na nowo w pełni Jego stworzenie. „Słowo stało się ciałem”. W Chrystusie, Mesjaszu „na opak”, Bóg się ogałaca, ekénosen — pisze Paweł do Filipian, to znaczy do chrześcijan mieszkających w tym macedońskim mieście. Bóg, który się ogałaca — to język miłości, przeciwstawiony językowi pełni, który może stać się językiem pychy. Bóg, który ogałaca się, aby zrobić nam miejsce. Wcielony, pozwala się za nas zabić, za nas — codziennych zabójców miłości. W Chrystusie On dociera do nas w naszych radościach, choćby na weselu w Kanie (żeby nie wspomnieć Braci Karamazow), ale także w naszych agoniach i naszych cierpieniach, w Getsemani i na Golgocie. Przychodzi „nie do zdrowych, lecz do chorych”, „nie do sprawiedliwych, ale do grzeszników”, wzywając na ucztę weselną „dobrych i złych”, nie domagając się od nich niczego poza tym, by przyodziali swe serce w weselną szatę.

Homo-maximum, jako nierozerwalnie związany z tajemniczym Bogiem, którego wyzwalające miłosierdzie odsłania, nie jest oddzielony przez nic ani przez nikogo. Chleb jest Jego Ciałem, wino jest Jego Krwią, i wszystko, co Jemu się przydarza, przydarza się też nam.

Kiedy na krzyżu niemal jednocześnie „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?” woła: i „Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mego”. „Światło życia” wypełnia otchłań, którą sobie wydrążyło między bóstwem a człowieczeństwem. Bóg objawia się w człowieku, a człowiek wypełnia się w Bogu. Zmartwychwstanie nie jest wskrzeszeniem trupa, ale zalążkiem przeobrażenia świata. W Chrystusie pod wpływem tchnienia i ognia Ducha człowiek odnajduje w pełni swoje powołanie „stworzonego stwórcy”, wezwanego do przekształcenia męki ­historii w zmartwychwstanie. Teraz już Bóg walczy razem z nami, cierpi i umiera z nami, wskrzesza razem z nami. „Życie wieczne” zaczyna się już tu, na ziemi. Etyka chrześcijańska jest etyką zmartwychwstania. Nie wpisuje się ona w moralizm, ale w stwórcze natchnienie, w którym na pierwszym miejscu są osoba i komunia osób. Bo „szabat jest dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu”. Jeśli Absolut objawił swoje oblicze, to teraz już każde oblicze daje świadectwo Absolutowi. „Kościół — mówił wielki mistrz duchowy z pierwszych wieków — jest tą nierządnicą, której Chrystus nie przestaje obmywać w swojej krwi, aby uczynić z niej oblubienicę bez zmazy”. Kościół nie ma granic. Wszędzie człowiek jest sakramentem Boga dla człowieka: „byłem głodny, a daliście Mi jeść (...), byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie (...). Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (por. Mt 25).

Przez długi czas chrześcijaństwo utożsamiało się z „tradycyjnym społeczeństwem”, nietolerancyjnym i zamkniętym. Teraz będzie już coraz bardziej ubogie i nowe, będzie świadkiem bogoczłowieczeństwa, w którym mogą się połączyć wszystkie objawienia Boga i wszystkie doświadczenia człowieka, „bez zmieszania i bez rozdzielenia”.



1 Artykuł opublikowany w „Le Nouvel Observateur”, Boże Narodzenie 1997.

opr. ab/ab



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama