Przemyślenia na temat charakteru Jubileuszu 2000 i jego przedstawienia w bulli pp. Jana Pawła II "Incarnationis Mysterium"
Odpust, jubileusz... Słowa te mogą brzmieć obco dla ludzi o mentalności ukształtowanej przez historyczne stereotypy, arbitralne i powierzchowne, przez mgliste interesy materialne, a może i przez toczącą się dziś debatę między zwolennikami «pobłażliwości» i «silnej ręki», z wszystkimi jej dobrze znanymi powiązaniami z przyziemną polityką. Kto jednak czyta uważnie bullę Jana Pawła II Incarnationis mysterium z 29 listopada 1998 r. — ogłaszającą Wielki Jubileusz Roku 2000 — styka się z rzeczywistością zupełnie inną: zapowiedziany Jubileusz ma własny program i treść, nie zniekształcone przez nacisk szarej codzienności.
Początkiem wszystkiego jest wejście Boga w historię: «Jezus jest prawdziwą nowością, przerastającą oczekiwania ludzi, i pozostanie nią na zawsze, przez wszystkie kolejne epoki dziejów» (n. 1). To zmienia całkowicie perspektywę i pokazuje, że istota rzeczy leży gdzie indziej: historia jednostki i całej społeczności nie toczy się po z góry wytyczonym torze ku nieznanemu celowi, ustalonemu przez jakąś zewnętrzną instancję. W ludzkich dziejach nie ma żadnego «programu»: jest w nich jedynie możliwość odpowiedzenia na wyższe powołanie, to znaczy wolność. Wielki Jubileusz Roku 2000 zostaje ogłoszony «wyłącznie po to, aby nakłonić serca wszystkich ludzi do uległego poddania się działaniu Ducha» (n. 2). Nie opiera się na baśniach czy mitach, ale na przekonaniu, że trzeba wypełnić wielką pustkę, w której pogrążona jest współczesność, usunąć wielką nieobecność, która budzi widoczny niepokój psychologów i socjologów. «Przyjaźń Boża» jest mostem przerzuconym nad nicością, która nas obezwładnia. Propozycja chrześcijańska nie tylko nadaje sens temu, co istnieje, ale «otwiera przed każdą ludzką istotą perspektywę przebóstwienia, a tym samym bycia bardziej człowiekiem» (n. 2). W konsekwencji ludzka historia nie jest już «ziemią jałową» (n. 4), jaka jawi się nam przed Zwiastowaniem i poza nim, ale zostaje wzbogacona uniwersalną nadzieją. Tylko od nas zależy bowiem, czy przemienimy naszą ludzką przynależność do «rodziny Bożej» (n. 2) w rzeczywistą wspólnotę dzieci tego samego Ojca. Wszystko to jednak wymaga wysiłku, świadectwa i ewangelizacji, a więc każe wyjść daleko poza sferę dobrych chęci, tak często dzisiaj okazywanych, i podjąć konkretne i twórcze działanie. Takie jest właśnie zadanie Kościoła, który ma być miejscem «wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem i jedności całego rodzaju ludzkiego» (n. 4, cyt. za Lumen gentium, 1).
Już od siedmiu stuleci chrześcijaństwo obchodzi jubileusze, które stały się doświadczeniem kształtującym duchowość narodów. Z okazji «tego wielkiego święta» Kościół potwierdza, że jest społecznością otwartą, przygarniającą «wszystkich wiernych, aby ofiarować im radość pojednania»; co więcej, zaprasza «także wyznawców innych religii, jak również tych, którzy dalecy są od wiary» (n. 6). Nie może postępować inaczej, skoro podziela przekonanie, że nowe tysiąclecie potrzebuje czynnej współpracy wszystkich, ponieważ mieszkańcy całej planety dzielą wspólne oczekiwania, problemy i próby ich rozwiązania.
Wiele czynników wskazuje na powszechny wymiar Jubileuszu. Przede wszystkim pielgrzymka: świadectwo kondycji człowieka jako homo viator, poruszającego się w czasie i przestrzeni, nieustannie poszukującego. Bulla ogłaszająca Jubileusz tak opisuje tę wędrówkę: pielgrzymka «jest praktyką czynnej ascezy i pokuty za ludzkie słabości, wyraża nieustanną czujność człowieka wobec własnej ułomności i przygotowuje go wewnętrznie do przemiany serca» (n. 7). Nie jest przypadkiem, że kultury, zwłaszcza nasza, czynią z pielgrzymki swego rodzaju «wzorzec literacki» — obraz wędrówki śladem Chrystusa i świętych, która wymaga wyrzeczeń, związanych z rezygnacją z wygód i przyzwyczajeń, i każe stawiać czoło trudnościom i niebezpieczeństwom.
W końcu pielgrzymka dociera do Drzwi Świętych, które «symbolizują przejście z grzechu do łaski» (n. 8). Przejść przez tę wąską bramę znaczy uznać panowanie Chrystusa nad historią: «ta decyzja zakłada, że człowiek ma wolność wyboru, a jednocześnie odwagę, by z czegoś zrezygnować, wiedząc, że zyskuje życie Boże» (tamże). Tak więc tradycyjny rytuał otwarcia zamurowanych Drzwi Świętych jest symbolicznym zwieńczeniem pielgrzymki. Trud podróży i wysiłek przejścia oznaczają osiągnięcie rozeznania — nieprzemijającej chwały ludzkiej egzystencji.
Odpust zostaje zatem oczyszczony z historycznych obciążeń, które nagromadziły się z czasem, i odzyskuje swój pierwotny sens: «objawia się w nim pełnia miłosierdzia Ojca» (n. 9). Z głębi spotkania rodzi się przebaczenie, które jednak jest przeciwieństwem zapomnienia, podyktowanego przez współczesny permisywizm, nieświadomy istoty zła i pozbawiony poczucia winy, a tym samym także wrażliwości na dobro (n. 9). Ojciec Święty w bulli Incarnationis mysterium pragnie na nowo zaszczepić w sumieniu indywidualnym i zbiorowym świadomość, że grzech jest «obrazą» Boga i «odrzuceniem przyjaźni», jaką On nas darzy. Ponowne odkrycie grzechu i odzyskana zdolność pojednania wyznaczają dwie perspektywy, wokół których skupia się cała problematyka współczesnej debaty. Grzech jest naruszeniem prawa Bożego i naturalnego, szkodzi zatem całej ludzkości, natomiast jego odpuszczenie odtwarza tkankę braterstwa. Przynależność do wspólnoty nie ogranicza się do horyzontalnego — by tak rzec — wymiaru współczesności, lecz ogarnia kolejne pokolenia. Skutki spełnionego dobra, uzyskanego odpustu i przebaczenia mogą rozciągać się na żywych i umarłych: oto jedyne w swoim rodzaju lekarstwo na samotność i egzystencjalną nietrwałość człowieka, które Kościół udostępnia wiernym, upraszczając procedury do najistotniejszych treści.
Do tych tradycyjnych elementów jubileuszu Jan Paweł II dodaje jeszcze inne, opierając się na własnym odczytaniu potrzeb współczesności. Jednym z nich jest oczyszczenie pamięci, którego nie można sprowadzić do rewizjonizmu historycznego, uprawianego dziś chętnie przez stronniczą publicystykę. Domaga się ono od wszystkich, «aby w akcie odwagi i pokory uznali błędy tych, którzy nosili i noszą miano chrześcijan» (n. 11). Nawrócenie, do którego wzywa Papież, nie ma być narzędziem niszczenia kościelnej tradycji: jest faktem wewnętrznym, odwołaniem się do więzi jednoczącej pokolenia, która sprawia, że «my wszyscy, choć nie ponosimy osobistej odpowiedzialności i nie pragniemy zastępować sądu Boga, który sam tylko zna ludzkie serca, dźwigamy ciężar błędów i win tych, którzy byli przed nami» (tamże). Nie istnieje żadna melior condicio teraźniejszości, która stawiałaby ją ponad przeszłością. Przeciwnie, mamy prawo osądzać przeszłość tylko wówczas, gdy surowo oceniamy dzień dzisiejszy. Nie ma tu zatem miejsca na pobłażliwość dla samych siebie, ale potrzebne jest twarde poczucie sprawiedliwości, wyraźnie różne od powszechnej dziś skłonności do łatwego przebaczenia, z którego jednak bardzo sprytnie wyklucza się poprzednie pokolenia.
Sprawiedliwość postulowana przez Papieża każe mu przypomnieć także o cierpieniach zadawanych chrześcijanom przez fanatyczne ideologie i reżimy w ciągu ostatnich dwóch stuleci: «synowie Kościoła zaznawali w przeszłości i często nadal zaznają dyskryminacji, niesprawiedliwości i prześladowań» (n. 11). Ma to być antidotum na stereotypy, stosowane nieraz jako kryteria nowego odczytania historycznego doświadczenia chrześcijan, które często było przyczyną zgorszenia i fałszywym znakiem. Tak więc naczelny postulat ujawnienia twórczej prawdy każe przypomnieć także o męczennikach, «zwłaszcza o prześladowanych przez nazizm i komunizm oraz o ofiarach walk rasowych i plemiennych», o bezmiarze cierpień osobistych i zbiorowych, zadanych przez «ideologię, która przerodziła się w bezlitosną dyktaturę» (por. n. 13). Nie możemy zatem być surowi wobec ludzi i faktów z minionych stuleci, a zarazem w postawie żałosnej bezsilności przymykać oczu na wydarzenia, które sami przeżyliśmy albo które wręcz dokonują się dzisiaj. Jan Paweł II stawia wysokie wymagania: podziwiając męczenników, bardzo licznych w dziejach Kościoła, powinniśmy zarazem odczuwać pragnienie «naśladowania — z pomocą łaski Bożej — ich przykładu, gdyby wymagały tego okoliczności» (n. 13).
Ostatecznym celem całej tej drogi jest miłość. W konkretnej rzeczywistości zwraca się ona ku wszystkim przejawom ubóstwa i poniżenia, zwłaszcza ku «nowym formom niewolnictwa», takim na przykład jak «zadłużenie», którego spłata przekracza możliwości krajów ubogich. Ale zwraca się też ku wszystkim konkretnym przejawom «panowania jednych nad drugimi»: tak więc cały system relacji społecznych i produkcyjnych musi zostać na nowo przemyślany, aby możliwa stała się «budowa systemu ekonomicznego służącego każdemu człowiekowi». Budowanie pokoju dla naszej epoki i dla przyszłych pokoleń jest prawdziwie dziełem sprawiedliwości. Wszystkie znaki Jubileuszu mają prowadzić do uznania jedynego prawdziwego panowania, które nie dopuszcza żadnych uzurpacji ze strony grup interesu czy ideologii, przypadkowo i przejściowo dominujących w różnych okresach historii.
Na progu nowego tysiąclecia Papież ukazał, że Jubileusz naprawdę nie jest powielaniem przestarzałych wzorców. Wyraża on raczej pragnienie odnowy, które stanowi podłoże indywidualnych i zbiorowych dążeń, zwróconych nie ku celom doraźnym, ale przynoszącym trwałe poczucie spełnienia, którego nie może zapewnić pogoń za dobrobytem ani wyścig z czasem i przestrzenią — pozornie zwycięskie bożyszcza naszej epoki.
Prof. Giorgio Rumi
Copyright © by L'Osservatore Romano and Polish Bishops Conference