Studia w Paryżu 1528-1535

Fragment książki "Ignacy Loyola" Życie i dzieło

Studia w Paryżu 1528-1535

Dalmases Cándido de, SJ

IGNACY LOYOLA

Życie i dzieło

Tytuł oryginału: EL PADRE MAESTRO IGNACIO
BREVE BIOGRAFIA IGNACIANA
Bibliotecka de Autores Cristianos, Madrid 1982
© Wydawnictwo WAM, 2002



Studia w Paryżu 1528-1535

Iźigo znalazł się znów na rozdrożu. Sama decyzja udania się do Paryża nie rozwiązywała jeszcze problemu jego przyszłości. Odkąd podjął decyzję w sprawie studiów w Barcelonie, zaczął się zastanawiać, dokąd zajdzie w tych studiach i co będzie robił po ich ukończeniu. Widział dwie możliwości: albo wybierze stan zakonny, albo też „będzie wędrował po świecie”. Decyzję odłożył jednak na później. Jeśli zaś chodzi o możliwość życia w zakonie, to Iźigo skłaniał się bardziej do jakiegoś zakonu konwentualnego niż reformowanego, a to z dwu powodów. Po pierwsze, miałby tam więcej okazji cierpieć dla Chrystusa, a po drugie — mógłby się przyczynić do reformy zakonu, do którego by wstąpił. „A Bóg dawał mu wielką ufność, że zniesie dobrze wszystkie zniewagi i krzywdy, jakie by mu wyrządzono”.

Dwa główne motywy wpłynęły na wybór Paryża jako miejsca studiów: pierwszy — to możliwość oddawania się studiom na serio, bo nie znając języka francuskiego, będzie miał mniej okazji do prowadzenia rozmów na tematy duchowe; drugim zaś motywem była nadzieja, że zdoła skłonić innych studentów ze słynnego uniwersytetu, wśród których było wielu Hiszpanów i Portugalczyków — do wyboru jego życia. Jedno jest pewne — Iźigo chciał uniknąć poprzedniego błędu łączenia studiów z działalnością apostolską. Doświadczenie to pomoże mu później w redagowaniu Konstytucji Towarzystwa. Studia „wymagają w pewnej mierze, by człowiek oddał się im całkowicie” i dlatego w Konstytucjach Ignacy zaleca, aby studenci jezuiccy poświęcili się im bez reszty.

Także w innej dziedzinie zauważamy w postępowaniu Iźiga gruntowną zmianę. W Manresie, Barcelonie i w Alkali działalność apostolska skierowana była przeważnie ku niewiastom — audytorium bardziej posłusznemu i uległemu. Natomiast w Paryżu jego rozmówcami będą studenci uniwersytetu.

Po 15 lub 20 dniach od wyjścia z więzienia w Salamance Iźigo, „zabierając ze sobą kilka książek na grzbiecie małego osiołka”, udał się do Barcelony, gdzie spodziewał się od tamtejszych swoich dobroczyńców jakiejś pomocy finansowej, koniecznej do zrealizowania planów. Rzeczywiście, w Barcelonie spotkał przyjaciół gotowych do udzielenia pomocy, ale równocześnie zaniepokojonych jego podróżą do Paryża, ponieważ Francja i Hiszpania znajdowały się w stanie wojny. Krążyły nawet pogłoski, że Francuzi „pieką Hiszpanów na rożnie”. Oczywiście, znając hart i silną wolę Iźiga domyślamy się, że te trudności nie mogły go odstraszyć. Tak więc, gdy nadszedł czas, wyruszył z Barcelony do Paryża, sam i pieszo; na miejsce dotarł 2 lutego 1528 roku.

Iźigo miał wtedy 37 lat. Pomimo swego wieku postanowił zabrać się poważnie do nauki. Uznając, że niewiele skorzystał ze studiów odbytych w Barcelonie i w Alkali, postanowił je powtórzyć, przerabiając przez półtora roku program studiów humanistycznych. „Uczył się więc razem z dziećmi, stosując się do porządku i metody studiów w Paryżu”. Doświadczył na sobie owego modus parisiensis, który potem wybrał jako wzór dla kolegów z Towarzystwa Jezusowego.

Do osobistego przeświadczenia Iźiga dołączyły się jeszcze wymogi Uniwersytetu Paryskiego, w którym nikt nie mógł być dopuszczony do studiowania filozofii, jeśli poprzez egzamin nie dowiódł, że posiada niezbędną do tego znajomość łaciny.

1. Studia humanistyczne w kolegium Montaigu

Na pierwszy etap paryskich studiów wybrał kolegium Montaigu, założone w połowie XIV wieku przez Gillesa Aycelina de Montaigu, a odnowione pod koniec wieku XV przez Johanesa Standoncka. W roku 1509 Nöel Beda (Bédier), zaciekły przeciwnik Erazma, nadał temu kolegium nowe statuty. Następcą jego w latach 1514-1528 był Pierre Temp˜te. Trzy dni po przybyciu Iźiga do Paryża, 5 lutego 1528 roku, kierownictwo kolegium objął Jean Hégon, zarządzając nim aż do swojej śmierci w roku 1546. W kolegium Montaigu wszystko miało posmak archaizmu, co stało się przedmiotem kpin ze strony Erazma i Rabelais'ego. Nawet plan studiów z 1509 roku był bardziej przestarzały niż obowiązujący w Barcelonie według statutów z roku 1508. Do nauki łaciny w kolegium Montaigu zasadniczym podręcznikiem było Doctrinale puerorum Aleksandra de Villedieu, które w Barcelonie zostało zastąpione przez Introductiones Antonia de Nebrija. Jeżeli chodzi o Disticha moralia Katona oraz Ars minor Donata, to stanowiły one w owym czasie wspólne dziedzictwo wszystkich uczelni europejskich.

Do kolegium Montaigu zgłosił się Iźigo jako tzw. martinet, to znaczy alumn eksternista. Dla utrzymania się musiał sobie znaleźć jakiś pensjonat, co nie było dla niego sprawą trudną, ponieważ otrzymał od swych przyjaciół z Barcelony przekaz na 25 skudów, które wypłacił mu pewien kupiec. W pensjonacie przebywali inni hiszpańscy studenci. Iźigo, ze zwyczajną dla niego obojętnością wobec pieniędzy, powierzył wspomnianą sumę jednemu ze swoich towarzyszy. Ten wkrótce wszystko przepuścił.

Iźigo znalazł się na bruku, zmuszony do życia z jałmużny. Schronienie otrzymał w hospicjum Św. Jakuba, przeznaczonym dla pielgrzymów udających się do Santiago de Compostela i znajdującym się przy ulicy Saint Denis 133, nieco poza kościołem i cmentarzem Św. Młodzianków. Zasadniczą niedogodnością była odległość, jaka dzieliła wspomniane hospicjum od kolegium Montaigu. Hospicjum znajdowało się po prawej stronie Sekwany. Aby przejść z niego do kolegium, które było po lewej stronie rzeki, potrzeba było co najmniej pół godziny. Droga prowadziła przez wysepkę la Cité (Ile de la Cité), następnie ulicą Saint Jacques dochodziło się do wzgórza Sainte-Geneviéve, gdzie było kolegium. Ponadto, ponieważ bramy hospicjum nie otwierano przed świtem, a nauka w kolegium rozpoczynała się o godz. 5 rano, Iźigo tracił przynajmniej kilka lekcji. Do hospicjum musiał wracać przed wieczornym „Anioł Pański”, co znów było powodem utraty części popołudniowych dyskusji. A ponieważ musiał także zająć się zbieraniem jałmużny, by móc się utrzymać, w rezultacie niewiele czasu pozostało na studiowanie.

Iźigo dowiedział się, że niektórzy studenci, by zapewnić sobie utrzymanie, zostawali służącymi regensów lub profesorów. Zdecydował się na takie rozwiązanie i myśląc, że będzie to rzecz łatwa, ułożył sobie w swojej wyobraźni cały plan działania. W osobie swojego pana upatrywałby samego Jezusa Chrystusa, a w alumnach — poszczególnych apostołów. Jeden byłby dla niego św. Piotrem, inny św. Janem itd. Jednak pomimo usilnych poszukiwań nie udało mu się znaleźć takiego pana. Nie pomogły nawet rekomendacje bakałarza Juana de Castro i pewnego kartuza, który znał wielu profesorów.

2. Do Flandrii w poszukiwaniu środków utrzymania

Nie znalazłszy innego rozwiązania, Iźigo poszedł za radą pewnego mnicha hiszpańskiego, żeby co roku udawał się do Flandrii, gdzie będzie mógł spotkać hiszpańskich kupców, mieszkających w Brugii i Antwerpii, którzy z pewnością pomogą mu i dadzą pieniędzy na utrzymanie się przez cały rok studiów.

Trzykrotnie odbył Iźigo taką podróż: pierwszy raz w Wielkim Poście 1529 roku; drugi raz w sierpniu i wrześniu 1530, a trzeci raz w takim samym okresie roku 1531. Wtedy to zawędrował nawet do Londynu, a do Paryża powrócił z większą sumą pieniędzy niż poprzednio. Dzięki hojności swoich dobroczyńców mógł nie tylko utrzymać się przez cały rok, ale pomagał także innym studentom znajdującym się w potrzebie.

Podczas pierwszej podróży do Flandrii spotkał się w Brugii ze słynnym Luisem Vivesem, który zaprosił go do swego stołu. Był to, jak już wspomnieliśmy, okres Wielkiego Postu, więc do stołu podano rybę. Ale humaniście z Walencji dało to okazję do wyrażenia sceptycyzmu w tej sprawie. Jego zdaniem, Kościół nie bardzo trafił w sedno, przepisując jako akt pokutny wstrzymanie się od mięsa, bo i rybą można się najeść do syta. Iźigo nie dał długo czekać na odpowiedź: „Pan oraz inni, którzy macie po temu środki, możecie jeść doskonałe ryby, ale dla większości ludzi jest to nieosiągalne”. Ojciec Polanco, który wspomina o tym zdarzeniu, dodaje, że we Flandrii jedzono bardzo dobre ryby, przygotowane wyjątkowo smacznie. Nie wiadomo, jak Vives zareagował na komentarz Iźiga, ale według świadectwa Pedra de Maluenda miał wyrazić się potem o nim: „Ten człowiek jest święty i będzie założycielem zakonu”.

Po powrocie z pierwszej podróży Iźigo poświęcił się jeszcze bardziej rozmowom duchownym. Między majem i czerwcem 1529 roku udzielił ćwiczeń duchownych trzem studentom hiszpańskim. Byli to: Juan de Castro, Pedro de Peralta i Amador de Elduayen. Castro pochodził z Burgos i od 1525 roku studiował w kolegium Sorbony; Peralta, rodem z Toledo, i Amador, Bask, zapisali się na Wydział Filozofii w 1525 roku. Ćwiczenia duchowne przemieniły ich życie, jakkolwiek żaden z nich nie związał się na stałe z Ignacym. Castro po ukończeniu studiów wstąpił w 1535 roku do kartuzów w klasztorze Vall de Cristo w miejscowości Altura, w pobliżu Segorbe, gdzie odwiedził go później Iźigo. W roku 1542 został przeorem klasztoru w Porta Coeli w pobliżu Walencji. Peralta otrzymał w 1530 roku stopień magistra sztuk wyzwolonych. Później chciał się udać do Jerozolimy. Jednakże został zatrzymany we Włoszech przez jednego ze swoich krewnych, który uzyskał od papieża nakaz zmuszający go do powrotu w rodzinne strony. Zasłynął jako kaznodzieja i kanonik katedry w Toledo. Amador studiował w kolegium Św. Barbary. Stąd niezadowolenie kierownika tego kolegium, Diega de Gouveia, który skarżył się, że Iźigo doprowadził do szaleństwa jego podwładnego.

We wrześniu tego samego roku, 1529, Iźigo otrzymał list od owego hiszpańskiego studenta, który kiedyś roztrwonił powierzone mu pieniądze. Z listu wynikało, że jest chory i znajduje się w Rouen, gdzie zatrzymał się w drodze powrotnej do Hiszpanii. Był człowiekiem w potrzebie — i to wystarczyło, by poruszyć miłość Iźiga, który nie tracił nadziei na pozyskanie tego człowieka dla swojej sprawy. W pierwszym impulsie postanowił przejść pieszo 28 mil (ok. 150 km), oddzielających Paryż od Rouen — w dodatku boso, bez jedzenia i bez picia. Jego decyzja dojrzała, gdy rozmyślał nad nią w kościele Św. Dominika. Nazajutrz, po wstaniu z łóżka, ogarnął go tak wielki lęk, że nieomal nie mógł się ubrać. Ale z zamiaru nie zrezygnował. Udał się w drogę, osaczony wątpliwościami i strachem, aż do Argenteuil. Od tej chwili wszelkie obawy rozwiały się, a serce wypełniła tak wielka radość, że idąc przez pola rozmawiał na głos z Bogiem. W Rouen odwiedził chorego, pocieszył go i dostarczył mu środków na podróż do Hiszpanii. Przekazał mu także listy do swoich dawnych towarzyszy.

Powróciwszy do Paryża, Iźigo spotkał się z jawną wrogością ze strony władz akademickich, a to z powodu zmiany stylu życia wspomnianych wyżej trzech studentów, którzy pod jego kierunkiem odprawiali ćwiczenia duchowne. Działalność Ignacego miała pozory działalności wywrotowej. Sądzono, że chce odwieść studentów od solidnej pracy. Najbardziej zaniepokojony był przełożony kolegium Św. Barbary, gdzie studiował Amador de Elduayen. Zaniepokojony był także doktor Pedro Ortiz, teolog z Toledo, krewny Pedra de Peralta Gouveia zagroził Ignacemu, że jak tylko rozpoczną się wykłady, wymierzy mu publiczną karę, zwaną salle. Polegała ona na tym, że mistrzowie (profesorowie) w obecności alumnów kolegium wymierzali chłostę winnemu, rozebranemu do pasa.

Iźigo wiedząc, że jest poszukiwany, dobrowolnie zgłosił się do paryskiego inkwizytora, Mathieu Ory, dominikanina, prosząc, aby szybko rozstrzygnął w jego sprawie. Zbliżał się bowiem dzień św. Remigiusza, 1 października, w którym rozpoczynały się wykłady z filozofii. Inkwizytor, do którego doszły rzeczywiście skargi na Iźiga, powiedział, że nie zamierza podejmować przeciw niemu żadnych środków karnych. Burza ucichła, a Iźigo zamieszkał w kolegium Św. Barbary jako portioniste, tzn. jako stały gość, aby rozpocząć studium sztuk wyzwolonych (filozofii) pod kierunkiem magistra Juana Peźa z diecezji Sigüenza.

3. Filozofia w kolegium Św. Barbary

Kolegium Św. Barbary istnieje do dzisiaj przy rue Valette 4. Być „porcjonistą” w kolegium paryskim oznaczało wynająć część, „porcję” kwatery, dzielić ją z innymi, z którymi płaciło się czynsz.

Współmieszkańcami Iźiga byli: jego nauczyciel Juan Peźa i dwóch innych, którzy mieli stać się najbliższymi przyjaciółmi: Sabaudczyk Piotr Favre (Faber) i pochodzący z Nawarry Franciszek Ksawery (Francisco de Javier). Z polecenia magistra Juana Peźa — Favre zajął się powtarzaniem wykładów ze świeżo przybyłym studentem.

Swoje prozelityczne skłonności Iźigo próbował hamować mocnym postanowieniem poważnego studiowania. Postarał się jednak, by dołączyli do niego trzej przyjaciele z Salamanki. W listach, przekazanych przez wspomnianego Hiszpana, którego odwiedził w Rouen, wyraził życzenie, aby mogli być razem w Paryżu, ale równocześnie wspomniał o trudnościach, jakie wiązałyby się z ich utrzymaniem. Jeżeli chodzi o Portugalczyka Kaliksta de Sa, to nie byłoby problemu, bo król Portugalii ofiarował swoim podwładnym, którzy chcieliby studiować w Paryżu, 50 stypendiów. Ignacemu udało się zdobyć dla Kaliksta takie stypendium za pośrednictwem szlachcianki portugalskiej, Leonor Mascarenhas, która była damą Izabeli, żony cesarza Karola V. Oprócz stypendium wystarała się ona dla Kaliksta o mulicę, aby mógł odbyć podróż do Paryża. Kalikst nie skorzystał jednak z tych ułatwień.

Ciekawie potoczyły się losy Kaliksta, Iźigo wspomina tylko w swojej Autobiografii, że udał się do Indii cesarskich (tzn. do Ameryki Łacińskiej) z pewną pobożną niewiastą. Potem wrócił do Hiszpanii, ale po jakimś czasie znowu wyruszył do Meksyku, skąd wrócił wzbogacony do Salamanki, zadziwiając wszystkich, którzy go wcześniej znali. Za tymi słowami kryje się dramat, który dziś dobrze znamy. Owa pobożna kobieta nazywała się Catalina Hernández i była jedną z „błogosławionych”, czyli zakonnic Trzeciego Zakonu Św. Franciszka, które wysłano do Meksyku w celu katechizowania nowo nawróconych. Kalikst utrzymywał z ową „błogosławioną” kontakty, które wydawały się nieco przesadne tym, którzy ich obserwowali. Sprawa doszła do uszu hiszpańskich sędziów w Meksyku. Ci bezskutecznie napominali Kaliksta. W końcu postawili go wobec wyboru: albo zerwie tę przyjaźń, albo wraca do Hiszpanii. Kalikst opowiedział się za drugim rozwiązaniem. Wydaje się, że poświęcił się następnie działalności kupieckiej. Tym tłumaczy się fakt, że do Salamanki wrócił bogaty, przyjmując styl życia bardzo odbiegający od tego sprzed kilku lat.

Lope de Cáceres wrócił do Segowii, swojego rodzinnego miasta, gdzie prowadził życie, które w niczym nie przypominało dawnych zamiarów.

Juan de Arteaga został mianowany komandorem, a w 1540 roku biskupem w Chiappas, w Meksyku4. Powodowany głębokim szacunkiem, jaki żywił wobec swego dawnego mistrza, napisał do niego list i ofiarował nawet dla któregoś z pierwszych jezuitów wspomnianą stolicę biskupią. Iźigo nie przyjął tej propozycji. Arteaga, po konsekracji na biskupa, udał się do Meksyku, gdzie też zmarł w dramatycznych okolicznościach. Zdaje się, że przyczyną śmierci była trucizna, którą przez pomyłkę podano mu zamiast wody dla orzeźwienia się, kiedy leżał chory.

Młody Francuz Jean Reynalde został franciszkaninem.

Oprócz trzech Hiszpanów, o których wspomnieliśmy, Iźigo zajmował się również innymi studentami. Osiągnął to, że w niedziele gromadzili się oni w klasztorze Kartuzów, gdzie spowiadali się i przyjmowali Komunię św., a także prowadzili rozmowy duchowne. Jednakże owe niedzielne spotkania coraz bardziej odciągały studentów od szkolnych dysput, które zwykle odbywały się w tym samym czasie. Ponieważ odpowiedzialność za to ponosił Iźigo, magister Peźa zwrócił mu uwagę. A kiedy nie widać było żadnego skutku, wtedy odwołał się do przełożonego kolegium św. Barbary. Ten nałożył winnemu karę zwaną salle, którą grożono mu już na początku studiów. Iźigo nie wspomina o tym w swej Autobiografii, o fakcie dowiadujemy się ze świadectwa o. Ribadeneiry, twierdzi on, że słyszał o tym w Paryżu w 1542 roku.

Kiedy Ignacego powiadomiono o wyroku, zaczął się poważnie zastanawiać, jaką winien przyjąć postawę. Ani ból z powodu biczów, ani samo upokorzenie nie miały znaczenia dla człowieka gotowego wycierpieć wszystko dla Chrystusa. Obawiał się jedynie, że tak surowa kara mogłaby być dla innych studentów powodem do zgorszenia. Postanowił zatem przedstawić cały swój problem przełożonemu kolegium św. Barbary. Doktor Gouveia, człowiek surowy, ale równocześnie głęboko religijny, przekonał się o szczerości Ignacego i zrozumiał jego trudność. Kiedy nadszedł moment publicznego wykonania kary chłosty, Gouveia ku wielkiemu zdziwieniu wszystkich zebranych padł na kolana do stóp Ignacego i prosił go o przebaczenie.

Od tego czasu między przełożonym kolegium Św. Barbary a Ignacym zawiązała się wielka przyjaźń. Z niej to zrodziła się propozycja, którą w 1538 roku Gouveia przedstawił swojemu królowi, Janowi III Portugalskiemu, a mianowicie, żeby niektórych spośród towarzyszy Ignacego wysłać do Indii jako misjonarzy.

Tymczasem Ignacy mógł dalej spokojnie prowadzić niedzielne rekolekcje ze studentami, a godziny szkolnych dysput zmieniono.

Tego rodzaju działalność apostolska nie była przeszkodą dla Ignacego w jego głównym zajęciu — studiowaniu filozofii. Ale jak dawniej w Barcelonie, tak i teraz zaczął doznawać wewnętrznych poruszeń, i one przede wszystkim utrudniały mu naukę. Kiedy tylko zaczynał się uczyć, nawiedzały go duchowe oświecenia i pociechy. Jednak dzięki nabytemu wcześniej doświadczeniu w rozeznawaniu —łatwo było mu odkryć postępy złego ducha. Reakcja Ignacego była taka sama jak w Barcelonie. Przyrzekł swemu mistrzowi, że dopóki będzie miał do życia chleb i wodę, nigdy nie opuści jego wykładów. Z powodu działalności apostolskiej nie doświadczał już większych kłopotów, przede wszystkim dlatego, że sam potrafił znaleźć umiar i wyznaczyć sobie odpowiednie granice. Zauważył to Aragończyk, doktor Jerónimo Frago, któremu Ignacy tak rzecz tłumaczył: przyczyną tego, że mnie zostawiono w spokoju, jest fakt, że nie mówię z nikim o rzeczach Bożych. Po skończonym jednak kursie wrócimy do dawnego zwyczaju.

Studenci filozofii Uniwersytetu Paryskiego zaliczali trzy kursy. Z racji przedmiotów, które studiowali, mieli co roku swoje określenia: summuliści, logicy i fizycy. W czasie pierwszych dwóch lat alumn, dzięki mozolnemu studium logiki, uczył się formułować precyzyjnie swoje myśli i bronić je przed zarzutami przeciwników. Podstawowym podręcznikiem dla pierwszego kursu były Summalae Pedra Hispano, z różnymi do nich komentarzami. Magister Juan Peźa wyjaśniał też Organon Arystotelesa, a gdy miał jakąś trudność w interpretacji tekstu — zwracał się do Piotra Favre'a, który znał język grecki.

Na drugim kursie studiowano Logikę Arystotelesa, wyjaśnianą przez różnych komentatorów, wśród których Juan Peźa cenił najbardziej Juana de Celaya. Główne ćwiczenie polegało na dysputach, które trwały przez cały dzień. Na zakończenie tego drugiego kursu dopuszczano alumna do egzaminu z tzw. Determinationes, który dawał prawo do stopnia bakałarza. Egzaminy zdawano w szkołach przy rue de Fouarre, czyli ul. Paszy — nazwanej tak od słomy rozrzuconej na ziemi, aby studenci mieli gdzie usiąść. Ignacy stopień bakałarza otrzymał w 1532 roku.

Trzeci kurs poświęcony był studiowaniu Fizyki, MetafizykiEtyki Arystotelesa. Na końcu odbywał się egzamin na stopień licencjatu. Egzamin ten składał się z dwu części: pierwsza miała charakter publiczny, druga natomiast, o wiele trudniejsza, odbywała się wobec czterech egzaminatorów w prywatnym mieszkaniu kanclerza katedry Notre Dame albo w opactwie Św. Genowefy. Czterej egzaminatorzy reprezentowali cztery główne „nacje”, na jakie dzielili się studenci Uniwersytetu. Hiszpanie należeli do Veneranda natio Gallicana (czcigodnej nacji Galicyjskiej). W zależności od oceny otrzymanej w pierwszej, publicznej części egzaminu — kandydaci byli wzywani do drugiej jego części. Spośród setki egzaminowanych Ignacy otrzymał numer 30. Do tej drugiej części egzaminu studentów podzielono na grupy składające się z 16 osób. A zatem Ignacy znalazł się w drugiej grupie i był egzaminowany w opactwie Św. Genowefy, podobnie jak pozostali jego towarzysze. Pod koniec egzaminów kanclerz ustalał dzień, w którym miała się odbyć ceremonia nadania stopnia licencjatu. Dla Ignacego wyznaczono dzień 13 marca 1532, wedle starej rachuby, licząc rok od Wielkanocy, według obecnej rachuby był to rok 1533. Kandydaci udawali się w procesji do klasztoru Trynitarzy, przy rue Saint Jacques, do opactwa Św. Genowefy, gdzie kanclerz wypowiadał uroczystą formułę, na mocy której udzielano kandydatowi pozwolenia (licencji) na nauczanie, prowadzenie dysput oraz wypowiadanie sentencji zarówno w Paryżu, jak też w jakiejkolwiek innej części świata.

Otrzymanie licencjatu wiązało się z niemałymi wydatkami, bo oprócz uiszczenia przewidzianej opłaty akademickiej trzeba było wydać ucztę dla profesorów i kolegów. Przy tej okazji Ignacemu skończyły się środki finansowe i musiał odwołać się do hojności swoich dobroczyńców w Barcelonie.

Jeszcze więcej kosztowało otrzymanie stopnia magistra artium, odpowiadającego doktoratowi. Dlatego Iźigo przesunął ten moment o jeden rok, Piotr Favre aż o sześć lat. Natomiast Franciszek Ksawery otrzymał stopień magistra kilka dni po licencjacie.

Akt nadania stopnia magister artium obchodzono bardzo uroczyście w aulach nationis Gallicanae przy rue de Fouarre. Kandydat prowadził najpierw inauguracyjny wykład, zwany inceptio ze względu na to, że był pierwszym jego wykładem. Następnie przewodniczący zapytywał obecnych magistrów, czy godzą się na przydzielenie biretu kandydatowi. Dlatego też incipere — zaczynać — oznaczało to samo co birretari — otrzymać biret. Mistrz „początkującego” (incipientis) wygłaszał przemówienie, a następnie nakładał nowemu magistrowi biret o czterech rogach, symbol nowego stopnia. Na mocy tego aktu Uniwersytet zaliczał go do grona swoich profesorów, upoważniając do zajmowania stanowiska regensa lub profesora w którymkolwiek z paryskich kolegiów.

Druga część uroczystości odbywała się w klasztorze Tranitarzy. Sekretarz Fakultetu wręczał nowemu magistrowi pergaminowy dyplom z pieczęcią Uniwersytetu. Zachował się dyplom, który wręczono „magistrowi Ignacemu z Loyoli, z diecezji Pampeluny”. Nosi datę 14 marca 1534, według ówczesnej rachuby. Od tamtej chwili nasz pielgrzym mógł się nazywać — i rzeczywiście był tak nazywany — „magistrem Ignacym”.

4. Przyjaciele w Panu

W Paryżu przyłączyli się do Ignacego ci, którzy później mieli być jego pomocnikami w zakładaniu Towarzystwa Jezusowego. Wszyscy oni zdecydowali się na ten krok po odprawieniu ćwiczeń duchownych pod kierunkiem Ignacego. Jedynie Franciszek Ksawery, ze względu na wykłady prowadzone w kolegium Dormans-Beauvais w charakterze „regensa”, odprawił ćwiczenia dopiero po złożeniu ślubów na Montmartre w dniu 15 sierpnia 1534 roku.

Pierwszym ze stałych towarzyszy Ignacego był Piotr Favre, urodzony 13 kwietnia 1506 roku w Villaret, w Sabaudii. Już wiosną roku 1531 myślał o pójściu w ślady swojego przyjaciela z kolegium Św. Barbary. Jesienią 1533 roku udał się do swych rodzinnych stron, aby odwiedzić ojca i krewnych oraz uregulować różne sprawy. W początkach roku 1534 wrócił do Paryża i odprawił miesięczne ćwiczenia duchowne, mieszkając w domu, który znajdował się w dzielnicy Saint Jacques, gdzie od czasu do czasu odwiedzał go Ignacy jako kierownik ćwiczeń. Było wówczas tak zimno, że Sekwana pokryła się lodem i można było jeździć po niej powozem. Ale odprawiający ćwiczenia Piotr zamiast ogrzewać swój pokoik, spał w koszuli na dwóch klockach drewna, które mu dostarczono, by zapalił w piecu. Do tego umartwienia dodał jeszcze post. Przez sześć dni nie wziął niczego do ust. Kiedy Ignacy dowiedział się o tym, zobowiązał rekolektanta do porzucenia tak surowych praktyk. Kazał mu się odżywiać i ogrzewać pokoik. Podczas ćwiczeń duchownych Favre postanowił zostać kapłanem całkowicie oddanym służbie Bożej. Decyzja ta rozwiała wszelkie jego dotychczasowe rozterki co do przyszłości. Dusza Favre'a, przedtem niespokojna, napełniła się światłem i pokojem. Święcenia kapłańskie przyjął 30 maja tegoż roku — 1534, a w święto Marii Magdaleny, 22 lipca, odprawił swoją mszę prymicyjną.

W 1533 roku zdecydował się przyłączyć do Ignacego Szymon Rodrigues, Portugalczyk z Vouzela w diecezji Vizeu, oraz Franciszek Ksawery z Nawarry. Najtrudniej było pozyskać tego ostatniego. Podobnie jak niegdyś Ignacego, pociągał go świat i otwierała się przed nim możliwość robienia kariery. Przez dłuższy czas opierał się wytrwałym namowom swego towarzysza ze studiów. Powoli jednak w jego duszy dokonywała się zmiana i w końcu zwyciężyła łaska powołania. A kiedy powziął już decyzję, tylko dzięki naleganiom przyjaciół dał się przekonać, by doprowadzić do końca swoje wykłady w bieżącym roku szkolnym w kolegium Dormans-Beauvais, gdzie po uzyskaniu w 1530 roku stopnia magistra sztuk wyzwolonych zdobył posadę profesora.

Powoli zaczęli się gromadzić pozostali towarzysze. Po Piotrze Favre odprawił ćwiczenia Jakub Laynez, pochodzący z Almazin (koło Sorii), oraz Alfons Salmerón z Toledo. Obydwaj z Uniwersytetu z Alkali przeszli do Paryża, by tam kontynuować studia. Wydaje się, że jednym z motywów tego przejścia było bliższe poznanie Ignacego, o którym już w Alkali słyszeli pochwały.

Nieco później przyłączył się do grupy Ignacego, po odprawieniu ćwiczeń duchownych, Nicolás Alonso, którego zawsze nazywano Bobadillą. Pochodził bowiem z miejscowości Bobadilla de Camino, w diecezji Palencia. Filozofię i teologię studiował w Alkali i Valladolid, a w roku 1533 postanowił przenieść się do Paryża. Tam dowiedział się, że pewien student baskijski, zwany Iźigo, pomagał materialnie niektórym studentom. Dzięki poparciu tego protektora Bobadilla otrzymał posadę regensa w kolegium Calvi. Ale niewiele dane mu było zdziałać na tym stanowisku, bo wkrótce, w 1534 roku, zostawiając wszystko dla Chrystusa, dołączył się do grupy Ignacego.

Wraz z Bobadillą było już sześciu tych, którzy — jak pisze jeden z nich, Laynez — „na modlitwie postanowili służyć naszemu Panu, zostawiając wszystkie rzeczy światowe”. Idea służby Bożej staje się głównym motywem w opowiadaniach o powołaniu pierwszych towarzyszy Ignacego. Nie ulega wątpliwości, że taką ideę zaszczepił w nich Ignacy podczas ćwiczeń duchownych. Od momentu podjęcia decyzji ci młodzi wspaniałomyślni ludzie tworzyli zwartą grupę „przyjaciół w Panu”, jak ich nazwał sam Ignacy w liście z 1537 roku do Juana Verdolaya, swojego przyjaciela z Barcelony. Trwali w swoich zamiarach, znajdując oparcie w modlitwie, w sakramencie pokuty i Eucharystii, a także w studiach teologicznych, które pomagały im głębiej wniknąć w Boże sprawy.

5. Ślub na Montmartre — 15 sierpnia 1534

Dzięki dzieleniu się wspólnym ideałem — w umysłach i sercach każdego z nich dojrzewał plan, który miał nadać kierunek ich życiu w przyszłości: oddać się służbie dla swych bliźnich, żyjąc w ścisłym ubóstwie, na wzór Jezusa Chrystusa. Przede wszystkim zamierzali odbyć pielgrzymkę do Jerozolimy. W tym celu wszyscy postanowili zgromadzić się w Wenecji, obranej za miejsce wyruszenia w dalszą drogę. Jeżeli jednak okazałoby się, po całorocznym oczekiwaniu na okręt, że pielgrzymka jest niemożliwa, mieli się udać do papieża, aby ich wysłał tam, gdzie uzna za stosowne. W ogólnych zarysach taki był przedmiot ślubu, który Iźigo i jego pierwszych sześciu przyjaciół złożyli dnia 15 sierpnia 1534 roku na wzgórzu Montmartre, w kaplicy poświęconej Najśw. Maryi Pannie, a wybudowanej na miejscu męczeństwa św. Dionizego i jego towarzyszy.

W tym uroczystym dniu jedyny kapłan w ich grupie, Piotr Favre, odprawił Mszę św. Przed Komunią św., obróciwszy się w stronę swoich współtowarzyszy, wysłuchał ich ślubu, po czym udzielił im Komunii. Następnie sam złożył ślub i przyjął Komunię.

Nie znamy formuły tego ślubu. Chcąc poznać jego treść, opierać się musimy na świadectwie tych, którzy ten ślub złożyli, oraz na świadectwie innych współczesnych im osób. Uważna lektura najstarszych w tej materii dokumentów, jakie się zachowały, pozwala nam odkryć głębokie korzenie tego ślubu i jego wszystkie okoliczności, o czym już skrótowo mówiliśmy wyżej.

Należało określić jeszcze jeden punkt: czy po przybyciu do Jerozolimy, jeżeli pielgrzymka dojdzie do skutku, mają zatrzymać się tam na zawsze, czy też powrócić? Nietrudno domyślić się, że Ignacy skłaniał się ku pierwszemu rozwiązaniu. Wiemy bowiem, że już w czasie swojej pielgrzymki do Jerozolimy, w roku 1523, nosił się on z usilnym zamiarem pozostania w Ziemi Świętej. Teraz jednakże decyzję w tej sprawie odłożono na później, być może ze względu na brak jednomyślności albo też po prostu dlatego, że pielgrzymka stawała się coraz bardziej problematyczna.

Chociaż w ślub złożony na Montmartre nie włączono formalnie zobowiązania do życia w celibacie, to jednak było rzeczą jasną, że wszyscy zdecydowali się go zachować. Ślub czystości złożyli w formie prywatnej, przynajmniej Ignacy i Piotr Favre. A w 1537 roku, przed święceniami kapłańskimi, wszyscy złożyli przyrzeczenie życia w celibacie.

W ślubie na Montmartre można z łatwością odnaleźć przedłużenie owego problemu, który Ignacy nakreślił sobie po swoim nawróceniu w Loyoli i duchowych oświeceniach w Manresie. W Loyoli narodził się zamiar udania się do Jerozolimy i życia na ziemi uświęconej życiem i śmiercią Jezusa Chrystusa. W Manresie miał zaś początek plan działalności apostolskiej, który wraz ze swoimi towarzyszami, dążącymi do tego samego ideału, pragnął realizować na drodze do najściślejszego ubóstwa.

W ślubie złożonym na Montmartre pojawia się po raz pierwszy w planach Ignacego i towarzyszy — osoba papieża, uważanego za następcę i przedstawiciela Chrystusa na ziemi. Gdyby zatem nie mogli żyć i działać na ziemi Jezusa, oddaliby się do dyspozycji Jego namiestnikowi. W ten sposób kładli podwaliny pod przyszły czwarty ślub specjalnego posłuszeństwa papieżowi w sprawach misji —ślub, który składają profesi Towarzystwa Jezusowego. Według trafnego określenia bł. Piotra Favre'a — ślub ten jest „fundamentem całego Towarzystwa” i „jego najbardziej wyrazistym powołaniem”.

Towarzystwo Jezusowe nie narodziło się jednak na wzgórzu Montmartre. Składając wspomniany ślub — ani Ignacy, ani jego współtowarzysze nie myśleli jeszcze o założeniu nowego zakonu. Nie podejmowali tam nawet decyzji co do tego, czy grupie ich nadać jakąś trwałą formę. Oczywistą jest jednak rzeczą, że w owo święto Wniebowzięcia Najśw. Maryi Panny założono na wzgórzu Montmartre fundamenty tego, co miało później stać się Towarzystwem Jezusowym.

Przez dwa następne lata ślub z 1534 roku był odnawiany w święto Wniebowzięcia. Z dwiema różnicami. Po pierwsze — nie uczestniczył w tym Ignacy, który jak zobaczymy, udał się w swoje rodzinne strony. Po drugie — do sześciu pierwszych towarzyszy dołączyło trzech następnych: Sabaudczyk Klaudiusz Jay oraz Francuz Jan Codure i Paschazy Broët. Ta oto dziesiątka, wliczając Ignacego, założyła w roku 1539 Towarzystwo Jezusowe.

6. Student teologii (1533-1535)

Po trzyletnim studium filozofii Ignacy rozpoczął studia teologiczne, których jednak nie mógł ukończyć w Paryżu. Oczywiście, że Ignacy nie miał zamiaru ubiegać się o doktorat z teologii, ani też nawet o stopień bakałarza. Do zdobycia doktoratu wymagano 12 lat studiów, a do bakalaureatu pięciu lub sześciu. Kiedy Ignacy opuścił już Paryż, wysłano mu dyplom Wydziału Teologicznego, z datą 14 października 1536, gdzie stwierdza się, że Ignacy z Loyoli, magister artium, studiował teologię przez półtora roku. Określenie „półtora roku” miało charakter formalny i powtarzało się w dyplomach innych studentów, którzy studiowali teologię znacznie dłużej. Jeżeli chodzi jednak o Ignacego, to rzeczywiście tyle właśnie studiował on teologię w Paryżu.

Na wykłady uczęszczał Ignacy do dominikańskiego klasztoru Św. Jakuba oraz pobliskiego klasztoru Franciszkanów (coldeliers). Nosił ze sobą Biblię oraz komentarz do Księgi Sentencji Piotra Lombarda. Spośród profesorów Ignacego wyróżniał się dominikanin Jean Benoit oraz franciszkanin Pierre de Cornibus. Teologiczna formacja Ignacego miała zasadniczo charakter tomistyczny. Potem sam zaleci w Konstytucjach, aby studentom Towarzystwa wykładano „scholastyczną naukę św. Tomasza” oraz teologię pozytywną według autorów „bardziej odpowiednich do naszego celu”.

W jakim stopniu skorzystał Ignacy ze studiów teologicznych? W tej sprawie o. Nadal powtarza zdanie, które wypowiedział już na temat studiów filozoficznych Ignacego, a mianowicie, że studiował „z wielką pilnością”. A dokładnie tak pisze: „A potem [po filozofii] studiował także z wielką pilnością świętą teologię według nauki św. Tomasza, chodząc o świcie i prawie codziennie do klasztoru Św. Dominika, aby wysłuchać jednego wykładu wygłaszanego o tej porze dla braci”. Ojciec Laynez wyraża zaś taki ogólny sąd odnośnie do studiów teologicznych Ignacego: „Co się tyczy studiów, to chociaż więcej miał przeszkód do pokonania niż wszyscy inni w tym czasie — oddawał im się z niezwykłą pilnością, może nawet większą niż jemu współcześni. Postąpił medianamente w nauce, czego dowiódł w publicznych wystąpieniach w czasie kursu i w rozmowach ze studentami”. Wyrażenie medianamente — „średnio”, „przeciętnie” — oznacza w tym kontekście — „z wielkim pożytkiem”. Laynez odnosi się również do siebie i swoich towarzyszy, wśród których znajdowali się dobrzy teologowie.

Oprócz wielkiej wytrwałości posiadał Iźigo dużą inteligencję, co pozwalało mu na zabieranie głosu w sprawach teologicznych z tak wielką kompetencją, że zwracało to uwagę nawet tych, co studiowali więcej od niego. Ojciec Nadal podaje, że „pewien godny uwagi doktor wyraził się z podziwem o naszym Ojcu — że nie widział, aby ktoś z taką kompetencją i powagą mówił o sprawach teologicznych”. Polanco dodaje: „Z doktorem Marcialem [Mazurier] wydarzyła się zabawna rzecz: doktor chciał zrobić Iźiga, choć nie był on nawet bakałarzem artium — doktorem teologii, mówiąc: On mnie poucza, mimo że jestem doktorem, więc słuszną jest rzeczą, by miał ten sam stopień co ja. I myślał, jak uczynić go doktorem”.

Teologiczne studia Ignacego nie mogły nie mieć wpływu na książeczkę Ćwiczeń duchownych. Znajdują się w niej pewne teksty, jak medytacja o trzech parach ludzi i cała seria medytacji o życiu Jezusa zamieszczonych na końcu książeczki, które zdają się pochodzić właśnie z tego paryskiego okresu. Podobnie jak całe opracowanie tekstu Ćwiczeń.

Do tego okresu paryskiego należy odnieść jedenastą z Reguł o trzymaniu z Kościołem (sentire cum Ecclesia): „Pochwalać teologię pozytywną i scholastyczną. Albowiem jak właściwością doktorów pozytywnych, np. św. Hieronima, św. Augustyna, św. Grzegorza itd., jest poruszać serca do miłości i służby we wszystkim Bogu, Panu naszemu, tak znów właściwością doktorów scholastycznych, np. św. Tomasza, św. Bonawentury, Mistrza Sentencji [Piotra Lombarda] itd., jest określać i objaśniać dla naszych czasów rzeczy konieczne do zbawienia wiecznego tudzież do lepszego zwalczania i wykrywania błędów i podstępów [herezji]”. Słowa „określać i objaśniać dla naszych czasów” są autograficznym dopiskiem Świętego, ujawniającym jego stałą troskę o dostosowanie się do konkretnych potrzeb Kościoła.

7. Inkwizytor Liévin a „Ćwiczenia”

Ćwiczenia duchowne zasłużyły na formalne zatwierdzenie ze strony paryskiego inkwizytora, dominikanina Valentina Liévina. Kiedy Ignacy miał już opuścić Paryż i wyjechać do Hiszpanii, dowiedział się, że przeciw niemu, i z pewnością z powodu książeczki Ćwiczeń, krążą jakieś pogłoski. Widząc, że go nie wzywano,
i z drugiej strony, zamierzając wkrótce opuścić Paryż, sam udał się do inkwizytora i poprosił go, żeby wydał wyrok w jego sprawie. Nie chciał bowiem, by rzecz pozostała nie rozstrzygnięta. Inkwizytor, do którego uszu doszły istotnie jakieś skargi, powiedział, że nie podjęto żadnych środków, albowiem jego zdaniem nie chodziło o sprawy wielkiej wagi. Chciał tylko „widzieć jego pisma zawierające Ćwiczenia”. Ignacy mu je przekazał. Po przeczytaniu inkwizytor pochwalił je bardzo i poprosił o odpis. Możemy przypuszczać, że Ignacy posłuchał, choć odpis się nie zachował. Gdybyśmy go mieli dzisiaj wraz z tym tekstem, który Ignacy przekazał wcześniej sędziom w Salamance, zniknęłyby wątpliwości na temat procesu i opracowywania Ćwiczeń. Wiedzielibyśmy konkretnie, jaki kształt przybrały w Salamance i w Paryżu — bardzo ważnych etapach ich redagowania. Ignacy nie zadowolił się ustnym zatwierdzeniem Ćwiczeń. Poprosił, żeby inkwizytor wydał formalne orzeczenie, uwalniające od wszelkich podejrzeń. Inkwizytor szukał wymówek. Ale Ignacy stawił się przed nim w towarzystwie notariusza, który sporządził protokół z całego postępowania. W ten sposób sprawę zamknięto.

Inkwizytor Liévin znał już Ignacego nieco wcześniej. Ojciec Polanco wspomina, że Ignacy przedstawił inkwizytorowi wielu spośród tych, którzy dotknięci herezją, pragnęli odwołać swoje błędy związane z tzw. affaire des placards (sprawa plakatów), która wybuchła w Paryżu pod koniec 1534 roku. Protestanci, których znaczenie wtedy wzrosło we Francji, zamierzali dokonać silnego uderzenia. 18 października 1534 roku pojawiły się na murach paryskich domów liczne plakaty przeciw ofierze Mszy św. Poruszenie w mieście było bardzo wielkie, a reakcja bardzo energiczna. 21 stycznia 1535 roku zorganizowano przebłagalną procesję, która z Sainte Chapelle przeszła ulicami do katedry Notre Dame. Akt ten był początkiem twardych represji przeciw heretykom. Niektórych spalono na stosie po przekłuciu im języka. W tej kampanii wziął udział sam król Franciszek I, przemawiając w paryskiej katedrze w obecności kleru, uniwersytetu, parlamentu, członków swojej osobistej Rady oraz ambasadorów.

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama