Kapłan na dziś

Proces beatyfikacyjny ks. Jana Machy (1914-1942) to okazja do przypomnienia tej niezwykłej postaci: już w dniu prymicji przygotowany był na męczeńską śmierć!

Kapłan na dziś

Ksiądz Jan Macha, którego proces beatyfikacyjny właśnie się toczy, to kapłan dla wielu bliski, choć szerzej nieznany, nawet na Górnym Śląsku, skąd pochodzi. A szkoda, bo to postać, której warto przyjrzeć się bliżej.

Aktywny od dzieciństwa

Na świat przyszedł 18 stycznia 1914 roku w Chorzowie Starym. Wzrastał w typowo śląskiej, robotniczo-chłopskiej rodzinie, pobożnej, pracowitej, zaangażowanej.  Również on sam od najmłodszych lat wyróżniał się aktywnością. Był zaangażowany w kółku literacki, historycznym, sportowym. Działał w klubie sportowym „Chorzów”, popularne „Azoty”, gdzie trenował piłkę ręczną. Był aktywny także w parafii — w Stowarzyszeniu Młodzieży Polskiej i Żywym Różańcu. Chętnie prowadził różnorodne pogadanki religijne i grał w amatorskich przedstawieniach teatralnych.

Seminarium i kapłaństwo

Po maturze Jan Macha postanowił wstąpić do seminarium. Niestety, z powodu niedostatecznej ilości miejsc, musiał poczekać rok, zanim tam się znalazł. Wykorzystał ten czas na studiowanie prawa i pogłębianie własnej duchowości.

Gdy zatem przekroczył już próg seminarium, dał się w nim poznać jako człowiek zaangażowany, pobożny, pracowity, otwarty i mądry. Był jednym z pierwszych, którzy wstąpili do promowanej przez biskupa Adamskiego Akcji Katolickiej,  działał w studenckim „Bratniaku”, był członkiem Arcybractwa Straży Honorowej. Był dobrym mówcą i dobrym studentem, szczególnie zainteresowanym teologią pastoralną, prawem, socjologią oraz — wedle opinii rektora — mającym predyspozycje do aktywnej pracy duszpasterskiej. Studia ukończył z wynikiem bardzo dobrym.

Święcenia kapłańskie otrzymał 25 czerwca 1939 roku w kościele św. Apostołów Piotra i Pawła w Katowicach  z rąk biskupa Stanisława Adamskiego. Jego prymicje w parafii św. Marii Magdaleny w Chorzowie Starym były ogromnym wydarzeniem dla całej społeczności, która aktywnie wzięła w nich udział.

Podczas prymicji miały miejsce dwa niezwykłe wydarzenia. Pierwszym był dialog prymicjanta z dwoma kapłanami, dotyczący jego śmierci. Przewidział wtedy, że jego śmierć będzie niezwykła, mówiąc: „Wiecie, co Wam powiem, że ja naturalną śmiercią nie umrę (...)Tak, zobaczycie, ani od kuli, ani od powieszenia, zobaczycie”

Drugie wydarzenie zaobserwowali niektórzy uczestnicy jego mszy świętej prymicyjnej. Podczas przeistoczenia, gdy okadzany był ołtarz zauważono smugę dymu, która uformowała się w szal owijający się wokoło szyi księdza Machy. Odebrano to później jako zapowiedź jego ścięcia.

Po święceniach i wakacyjnym zastępstwie w rodzinnej parafii, ksiądz Macha został skierowany do parafii św. Józefa w Rudzie. Jak każdy kapłan odprawiał msze, katechizował, udzielał sakramentów. Bardzo mocno przeżył początek wojny, prześladowania powstańców i niszczenie polskiej kultury i mienia. Pobudziło go to do zorganizowania pomocy materialnej i duchowej rodzinom zabitych, aresztowanych czy wywiezionych do obozów koncentracyjnych. Zaczął więc zbierać środki materialne, potajemnie nauczać religii, udzielać ślubów po polsku, wspierać duchowo i głosić Słowo Boże. Był także człowiekiem modlitwy — to ona kształtowała jego kapłańskie życie. Oprócz działalności duszpasterskiej, angażował się także charytatywnie i patriotycznie — jako komendant jednej z grup konspiracyjnych. Został zadenuncjowany, był śledzony przez policję i wzywany przez Gestapo. Nie zahamowało to jednak jego szeroko zakrojonej działalności.

Więzienie i śmierć

5 września 1941 roku, na katowickim dworcu, po pożegnaniu z odjeżdżającymi kolegami, został pochwycony przez dwóch mężczyzn i aresztowany. Trafił do Tymczasowego Więzienia Policyjnego w Mysłowicach, gdzie poddawany był różnorodnym upokorzeniom i torturom. Nie załamał się jednak, lecz przeciwnie — stał się dla współwięźniów pocieszeniem i wsparciem na duchu. Dużo się modlił, głosił kazania i prosił Boga o wybaczenie oprawcom.

Około dwóch miesięcy później ksiądz Macha został przeniesiony do więzienia w Mysłowicach, gdzie także był męczony i głodzony. Z więzienia pisał do rodziny listy pełne wiary i próśb o modlitwę.

W marcu 1942 roku został oskarżony o działanie na szkodę Państwa Niemieckiego, kwalifikowaną jako zdradę stanu i przeniesiony do Katowic, gdzie odbyła się rozprawa sądowa. Został skazany na śmierć. Mimo licznych starań o jego uwolnienie, podejmowanych przez rodzinę i wikariusza generalnego, ks. Franza Wosnitza, nie udało się zmienić wyroku. W czasie całego procesu oraz oczekiwania na wykonanie wyroku (spędził w celi śmierci 138 dni) był spokojny i ufny w Bożą obecność i działanie.

Egzekucja odbyła się nocą, z 2 na 3 grudnia 1942 roku. Przed śmiercią ksiądz Macha wyspowiadał się i napisał ostatni list do rodziny. Jak zanotował kapelan, obserwujący jego ostatnie kroki z więzienia do sali z gilotyną: „Prosi o modlitwę w brewiarzu i o pamięć. Umiera spokojnie i wesoło”. Krótko po północy został ścięty, a jego ciało wraz z ciałami innych skazańców zostało wywiezione w kierunku Auschwitz.

Do dziś pozostaje w pamięci jako wzór kapłana, człowieka otwartego na potrzeby bliźnich, aktywnego, głęboko rozmodlonego i radosnego. Typem kapłana, jakiego potrzeba także dziś.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama