Fragment książki: Milena Kindziuk, "Zaczęło się od Wadowic". Wspomnienia, wywiady, teksty o Janie Pawle II - Wydawnictwo "M" 2002
ISBN 83-7221-286-4
Wydawnictwo "M"
ul. Zamkowa 4/4, 30-301 Kraków
tel./fax (012) 269-34-62, 269-32-74, 269-32-77
http://www.wydm.pl
e-mail: wydm@wydm.pl
© Copyright by Wydawnictwo "M", Kraków 2002
© Copyright by Milena Kindziuk
Zakonnica ze Zgromadzenia Sióstr Urszulanek SJK, Z. Zdybicka jest profesorem filozofii na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pytana o kontakty z Ojcem Świętym, podobnie jak wiele innych osób, nie od razu zgadza się mówić, aby się nie obnosić z tą znajomością. Na usilną prośbą jednak ulega, aby przez swe wspomnienia uczcić 75. urodziny Ojca Świętego (wypowiedź opublikowana 4 czerwca 1995 r.).
Po raz pierwszy spotkałam Ojca Świętego w październiku 1956 roku, kiedy rozpoczynałam studia w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Ksiądz Karol Wojtyła był wtedy młodym profesorem (habilitację zrobił w wieku 33 lat) i chociaż w KUL-u pracował już od roku 1954, wykład kursoryczny z etyki rozpoczął właśnie w 1956 roku. Uczęszczałam tam przez dwa pierwsze lata studiów.
Wykładał zawsze stojąc, mówił spokojnie, głębokim, ciepłym głosem, z doskonałą dykcją. Jeśli chodzi o treść wykładu, zawsze zwracał uwagę na postawę i zadania wobec drugiego człowieka i wobec Boga. O miłości mówił w sposób, który był nie tylko prezentowaniem teorii, lecz miał coś z wewnętrznego przeżycia i osobistego świadectwa.
Ks. prof. Wojtyła przygotowywał wówczas swą książkę Miłość i odpowiedzialność, miał wiele własnych przemyśleń dotyczących miłości ludzkiej, zwłaszcza małżeńskiej. I tym się z nami dzielił. Już wówczas zaznaczała się główna linia życia i nauczania przyszłego Papieża miłość człowieka warunkowana uznaniem, przeżyciem i przyjęciem Bożej miłości z całym jej niepojętym bogactwem.
Księdza Wojtyłę można było spotkać nie tylko w sali wykładowej, lecz także na korytarzu, odmawiającego brewiarz lub rozmawiającego ze swoimi seminarzystami. Spotykaliśmy Go też w kościele akademickim na osobistej modlitwie i w konfesjonale, gdzie miał stałych penitentów. Zawsze można Go było też poprosić o rozmowę.
Przez przeszło 20 lat, aż do jego wyboru na Stolicę Piotrową, spotykałam więc ks. prof. Wojtyłę na uniwersytecie, na wykładach monograficznych, sympozjach, "tygodniach filozoficznych", na różnych uniwersyteckich uroczystościach w KUL-u, w Krakowie, a także za granicą.
Ostatni raz był w Lublinie 10 i 11 maja 1978 roku, a więc kilka miesięcy przed wyborem na Papieża. Zatrzymał się wówczas w Domu Akademickim na Poczekajce. Przy spotkaniu wręczył mi numer "Tygodnika Powszechnego", z moim artykułem na pierwszej stronie dotyczącym książki Czy istnieje Bóg? Hansa Künga. W rozmowie wiele miejsca poświęciliśmy właśnie poglądom Künga.
W 1974 roku brałam udział w Kongresie filozoficznym w Rzymie i Neapolu. Uczestniczył w nim także ks. Kardynał Wojtyła. W drodze z Rzymu do Neapolu zatrzymaliśmy się w Fossa Nuova, miejscu śmierci św. Tomasza z Akwinu. W pięknej bazylice z białego marmuru ponad stu księży koncelebrowało Mszę świętą. Koncelebrze przewodniczył i homilię wygłosił kardynał Karol Wojtyła. Sytuacje i klimat, jakie się wówczas wytworzyły, nasunęły niejednej osobie z Polski myśl, że ks. kardynał Wojtyła byłby dobrym kandydatem na papieża. Po Mszy świętej, prof. Stefan Swieżawski wyraził tę myśl głośno, mówiąc: "Karolu, Ty będziesz papieżem!".
W Neapolu ksiądz kardynał wygłosił odczyt na temat kształtowania kultury przez człowieka, który wzbudził duże zainteresowanie. Po odczycie wiele osób z zagranicy pytało mnie, jak to jest możliwe, że ksiądz kardynał pełniąc ważne funkcje kościelne, czynnie uczestniczy w życiu naukowym. To było rzeczywiście zdumiewające. Gdy ks. prof. Wojtyła zostawał kolejno biskupem, potem arcybiskupem Krakowa i kardynałem, wciąż był aktywnym profesorem KUL-u. Prowadził zajęcia, promował doktorów, wydawał znaczące, oryginalne prace naukowe, z których najważniejszą, zatytułowaną Osoba i czyn, otrzymałam od Autora z osobistą dedykacją.
Brałam także udział w zorganizowanej w KUL-u dyskusji poświęconej tej książce. Spotkanie to pozostawiło we mnie niezatarte wrażenie. Był to przykład dyskusji bardzo rzetelnej, naukowej oraz świadectwo żywej myśli Autora, a także otwartej postawy Księcia Kościoła.
* * *
Miałam w życiu również inną, pozauniwersytecką okazję spotkania z Ojcem Świętym. Ks. kardynał Wojtyła od 1958 roku (od momentu zostania biskupem) do roku 1978, gdy był w Warszawie, zatrzymywał się w domu naszego Zgromadzenia Sióstr Urszulanek przy ul. Wiślanej.
Podczas jego pobytów w Warszawie, zwykle po powrocie z zebrań Episkopatu, odbywała się kolacja, co stwarzało okazję do rozmowy. Wiele razy w niej uczestniczyłam. Ksiądz kardynał był zawsze zainteresowany tym, co dzieje się na KUL-u, w filozofii. Zawsze był zasłuchany, prosty, serdeczny. Stwarzał klimat, który pozwalał na poruszanie spraw trudnych, umiał zawsze zająć stanowisko wyważone, które nikogo nie raniło. Miałam także okazję uczestniczyć w odprawianej przez Niego w naszej kaplicy Mszy świętej, więc mogłam się przekonać, jak wiele czasu poświęca na modlitwę osobistą. Rano: medytacja, brewiarz, długie dziękczynienie po Mszy świętej, częsta Droga Krzyżowa. Wieczorem - długa modlitwa przed Najświętszym Sakramentem.
* * *
22 października 1978 roku uczestniczyłam, wraz z licznymi osobami z KUL-u, w uroczystości inauguracji pontyfikatu. Fakt, że Polak, nasz profesor, osoba tak bliska, został papieżem napawał mnie - jak wszystkich obecnych - wielką radością. W moim przeżyciu radość mieszała się jednak z niepokojem i bólem. Miałam bowiem wyostrzoną świadomość, jak trudną misją obdarza Pan Bóg naszego rodaka. W czasie Mszy świętej otrzymałam Komunię świętą z rąk Ojca Świętego. Udzielając Komunii, Ojciec Święty spojrzał na mnie i "pokiwał głową", jakby chciał powiedzieć: widzisz, co się wydarzyło...
* * *
Niewiele lat trzeba było czekać, by moje niepokoje spełniły się. Poza trudami "normalnymi", nastąpił zamach na jego życie.
Nigdy nie zapomnę mego spotkania z Ojcem Świętym w Klinice Gemelli, w trzy tygodnie po zamachu. Na twarzy, zwykle pogodnej i radosnej, były wyraźne ślady przeżytego cierpienia, rysował się ból. Najbardziej zmienione były oczy. Oczywiście Ojciec Święty był, jak zawsze, dobry i serdeczny, ale to było dla mnie spotkanie bolesne.
* * *
Przez lata pontyfikatu miałam możność uczestniczenia w wielu papieskich Mszach świętych i oficjalnych wydarzeniach z udziałem Ojca Świętego w Rzymie i w Polsce. Poza tym, gdy byłam w Rzymie, prawie każdego roku miałam szczęście brać udział we Mszy świętej sprawowanej przez Ojca Świętego w jego prywatnej kaplicy i osobistej z Nim rozmowy. Wiele razy było to na przełomie starego i nowego roku, tak, że mogłam kończyć i zaczynać rok z osobistym błogosławieństwem Ojca Świętego. Zawsze stanowiło to dla mnie wielkie umocnienie.
Kiedy Ojciec Święty się modli, jest bardzo skupiony. Z roku na rok głębia modlitwy, jej żar stają się jakby potężniejsze. Czuje się, że ciężar, jaki przyszło dźwigać Ojcu Świętemu powiększa się, a więź z Chrystusem - zarówno w czasie Eucharystii jak i przed - jest coraz pełniejsza i emanuje na obecnych.
Spotkania osobiste, zwykle przy jakimś posiłku czy w czasie kolędowania, choć każdego roku inne, wypełnione są rozmową dotyczącą aktualnej sytuacji Polski, Kościoła, świata. Ta sama serdeczność Ojca Świętego, to samo zainteresowanie sprawami uniwersytetu, naszego Zgromadzenia, Polski. Ta sama - nie zmniejszająca się z biegiem lat - orientacja w sytuacji politycznej, a także w naszej literaturze pięknej, w filozofii, teologii. I ta niebywała pamięć osób, sytuacji.
* * *
Każde spotkanie z Ojcem Świętym pogłębia we mnie świadomość, jak wielkim darem Bożej Opatrzności jest to, że w czasach wielkich zagrożeń naszej kultury prowadzi Kościół i moralnie przewodzi światu właśnie Jan Paweł II. Człowiek o wielkim umyśle i wielkim sercu, który dogłębnie rozumie wszystkie problemy współczesnego świata i jako teolog i pasterz głosi słowem i całym swoim życiem Ewangelię człowieka, który swą godność, sens i spełnienie czerpie z miłości Boga, Stwórcy i Odkupiciela.
* * *
Myślę, że każda rocznica z życia Ojca Świętego jest dobrą okazją, by raz jeszcze uświadomić sobie wielkość daru, jakim jest jego Osoba i jego nauczanie dla Kościoła, i dla całego świata, i wyrazić Panu Bogu wdzięczność za ten dar.
opr. mg/mg