Juliana z Norwich to mistyczka, wprawdzie niekanonizowana, ale niezwykle wpływowa. Jej pustelnia była miejscem kontemplacji największych tajemnic Boga, ale także - duchowej pomocy potrzebującym
Odwiedzającym średniowieczne miasteczko Norwich w południowo-wschodnim regionie Anglii, znanym jako Anglia Wschodnia, niedaleko wybrzeży Morza Północnego, to miejsce na pewno nie rzuca się w oczy: nie ma żadnej tabliczki turystycznej, która by je wskazywała, a w popularnych przewodnikach poświęca mu się najwyżej jedną linijkę na samym dole strony.
Docieramy do niego pieszo, zaczynając od wspaniałej katedry, dominującej nad centrum miasta: dwadzieścia minut spaceru przez nowoczesne, niezbyt pociągające peryferie, zupełnie inne od dzielnic rezydencyjnych, do których turysta w Anglii szybko się przyzwyczaja.
A przecież miejsce to, chociaż skromne i zrekonstruowane po dewastacjach Reformy oraz po drugiej wojnie światowej, jest nadal licznie odwiedzane. Czego szukają dzisiejsi turyści, stając pod małym okienkiem budowli, która ma wygląd małego kościółka, na King Street?
Bardzo prawdopodobnie tego samego — czasem nieświadomie — czego szukali pielgrzymi przybywający tu zewsząd sześćset lat temu: chcieli, żeby wysłuchała ich kobieta prosta i odważna, samotna, a jednak otwarta na świat, tak jak to okienko, które czyniło ją dyskretnie dla nich przystępną.
O Julianie z Norwich wiemy bardzo mało, nie znamy nawet jej prawdziwego imienia. Urodziła się być może w 1342 r., umarła być może w 1429 r., żyła długie lata jak eremitka w celi przy kościele świętego Juliana w pobliżu Norwich i napisała książkę w języku angielskim swojej epoki, książkę do tego stopnia popularną i poczytną w Zjednoczonym Królestwie, również w następnych stuleciach, że towarzyszyła ona jednej z pielęgniarek, które przeszły do historii — Florence Nightingale, kiedy opiekowała się rannymi podczas Wojny Krymskiej.
Współczesna autorka biografii Juliany, Sheila Upjohn, podkreśla, że Norwich w czasach świętej nie było mało ważnym miasteczkiem, bowiem rolnictwo i handel wełną uczyniły je drugim pod względem zamożności miastem Anglii, liczącym około dziesięciu tysięcy mieszkańców.
Błędem byłoby zatem myśleć o Julianie — pisze Sheila Upjohn — jako o kimś żyjącym na uboczu, w kontemplacyjnej ciszy idealnej średniowiecznej wsi: trzeba raczej wyobrażać sobie jej celę jako coś w rodzaju centrum pomocy duchowej, jakby poradni ante litteram, jakich dzisiaj jest wiele w naszych współczesnych miastach.
Pielgrzymi, samotne kobiety, ludzie zranieni na ciele i duszy, kupcy w kłopotach, zakonnicy: skąd Juliana czerpała siłę, żeby wysłuchać i doradzić wszystkim? Siłę tę, jak zaświadcza Margery Kempe, która spotkała ją w 1413 r. i opowiedziała o tym w pisemnym świadectwie, odnalezionym w latach trzydziestych ubiegłego wieku, Juliana znajdowała w trzech oknach. Pierwsze otwierało się na kościół i mogła przez nie słuchać Mszy św. i przyjmować sakramenty, drugie wychodziło na izbę w głębi domu, skąd przypuszczalnie podawano jej posiłki utrzymujące przy życiu jej ciało, tym trzecim było właśnie to małe okno, które dawało jej sposobność ofiarowania swojego wsparcia światu.
Epidemia dżumy (czarna ospa dotarła do Norwich najpierw w styczniu 1349 r., a potem drugi raz w tym samym roku), zarazy bydła i klęski głodowe (plony w 1369 r. były najgorsze od pięćdziesięciu lat) odbijały się wielokrotnie w tym okresie na życiu mieszkańców regionu Norwich, a jednak wizja Juliany wciąż była pełna nadziei.
8 maja 1373 r., w śmiertelnym niebezpieczeństwie spowodowanym tajemniczą chorobą, z której w sposób równie tajemniczy wyzdrowiała, miała widzenia, które utwierdziły ją w wierze i stały się osnową jej książki The Revelations of Divine Love (Objawienia Bożej Miłości), dzisiaj tłumaczonej na wiele języków. Miała realistyczne widzenie Męki Chrystusowej, obfitujące w szczegóły również fizycznych cierpień naszego Pana. Ujrzała, mając tego pewność, Boga, który «stwarza, miłuje i leczy» swoje stworzenia z miłością ojcowską i — rzecz bardzo nowoczesna na jej czasy — matczyną; pojęła, że tu na ziemi «szukamy wytchnienia w rzeczach bez znaczenia, które nigdy go nam nie dadzą» oraz że człowiek i Bóg są tak intymnie ze sobą powiązani, że niemożliwe jest zrozumienie jednego, jeśli wyłączymy drugie. Jej wizja, pomimo nasycenia barwami epoki, jest pogodna: jedyny gniew, jaki możemy znaleźć u Boga — pisze Juliana — jest projekcją naszego gniewu, bowiem w Nim mieszka jedynie miłość.
Ktoś napisał, że być może Juliana była wdową, której dzieci umarły, kimś, kto otrzymał wykształcenie od miejscowych benedyktynek z klasztoru w Carrow, inni sugerują, że ktoś jej pomógł napisać książkę, gdyż sama była zupełnie niepiśmienna. Nigdy nie odnaleziono jej relikwii, nie ma pewności, gdzie jest grób, w którym mogłoby spoczywać jej ciało. I być może to właśnie ta nieuchwytność sprawia, że postać Juliany z Norwich jest nam tak bliska; «duchowo ona jest wszędzie», pisze Sheila Upjohn. Kobieta prosta i niezwykle głęboka, która wychyla się z małego okienka na peryferiach, by podzielić się z nami swoim sekretem.
Ferdinando Cancelli urodził się w Turynie w r. 1969, po ukończeniu liceum klasycznego wahał się, jakie podjąć studia — humanistyczne, historyczne czy medyczne. Został lekarzem, po czym specjalizował się w medycynie paliatywnej na Uniwersytecie Claude Bernard w Lyonie (Francja); ukończył studia podyplomowe w dziedzinie bioetyki na Katolickim Uniwersytecie «Sacro Cuore». Przez jakiś czas pracował jako chef de clinique w Hôpital de Bellerive (Genewa), dzisiaj pracuje jako lekarz medycyny paliatywnej w Turynie dla Fundacji F.A.R.O. onlus. Ożenił się z Clarą i od r. 1997 dzielił z nią drogę duchową, dzięki której jest dzisiaj oblatem świeckim opactwa Mater Ecclesiae na wyspie San Giulio i bardzo wiele zawdzięcza swojej rodzinie monastycznej.
opr. mg/mg
Copyright © by L'Osservatore Romano (11/2015) and Polish Bishops Conference