Jezuita. Papież Franciszek

Światowy bestseller. Jedyny wywiad rzeka, jakiego udzielił obecny papież.

Jezuita. Papież Franciszek

Francesca Ambrogetti, Sergio Rubin

JEZUITA. PAPIEŻ FRANCISZEK

Rok wydania: 2013
ISBN: 978-83-7569-426-0

ROZDZIAŁ ÓSMY:

Ryzyko wypaczenia przesłania

W poprzednim rozdziale Bergoglio sformułował, jakby mimochodem, pewną definicję, która na pewno ma duże znaczenie: „Obecnie sprawą najważniejszą dla Kościoła nie jest łagodzenie czy znoszenie jakichś norm, ułatwianie tego czy tamtego, ale wychodzenie na ulice w poszukiwaniu ludzi”. Myślał zapewne o coraz częściej artykułowanych przez społeczeństwo, nawet przez wiernych, głosach, że katolicyzm powinien zmienić niektóre koncepcje i normy, aby „lepiej przystosować się do obecnych czasów” i  zapobiec dzięki temu odpływowi swych członków. Możliwe, że opinia ta dotyczy bezpośrednio pewnych kwestii związanych z  moralnością seksualną: stosunków przedmałżeńskich, metod antykoncepcyjnych, zapobiegania AIDS, udzielania Komunii Świętej rozwiedzionym katolikom żyjącym w  kolejnych związkach. Doszliśmy do wniosku, że użyte przez kardynała sformułowanie zasługuje na rozwinięcie.

Na początek: czy nie istnieje zbyt duży rozdźwięk między pewnymi zaleceniami Kościoła a sposobem życia katolików w obecnych czasach?

Aby odpowiedzieć na to pytanie, muszę się trochę cofnąć w  czasie. Etyka, która stanowi część człowieka, jest przedreligijna. Żaden człowiek —  wierzący, agnostyk czy ateista —  nie może uniknąć postawienia sobie pewnych pytań etycznych, które wynikają z najogólniejszych zasad. Pierwszą z nich jest „czynić dobrze, a unikać zła”; następnie wchodzą zasady bardziej szczegółowe. W  miarę, jak człowiek odkrywa i wprowadza w życie te zasady, rozdźwięk się zmniejsza. Rzekłbym, że jest to rozdźwięk związany z procesem wzrostu. Istnieje też rozdźwięk kontrkulturowy, ten, o którym mówi tango Cambalache: „Dale que va, todo da igual, que allá en el horno nos vamos a encontrar”39. Może się on zakorzenić zarówno w agnostyku, jak i w ateiście czy osobie wierzącej. Rzec można, że jest to kwestia podwójnego życia czy podwójnej moralności.

Jakiś przykład?

Na przykład uważam się za katolika, ale nie płacę podatków. Albo zdradzam współmałżonka. Albo nie poświęcam dostatecznej uwagi dzieciom. Albo „odwiesiłem” ojca lub matkę do domu starców, tak jak latem chowam płaszcz do szafy, wkładając do kieszeni kulkę naftaliny; nigdy ich nie odwiedzam. Albo oszukuję: ustawiam wagę lub taksometr, żeby zawsze wskazywały więcej. Oszukiwanie towarzyszy mi nieustannie, nie tylko oszukiwanie państwa czy rodziny, ale też samego siebie. Zwykle, gdy mówimy o podwójnym życiu, mamy na myśli kogoś, kto ma dwie rodziny, albo księdza, który ma jakąś kobietę. Ale podwójne życie to jest to wszystko, co czyni zakłamanym nasz sposób życia, zasady etyczne, które tkwią w głębi naszej istoty. Podsumowując, kwestia etyki —  tak jak i  religii —  wiąże się ze spójnością zasad z postępowaniem.

Trzeba jednak przyznać, że w  niektórych sprawach mamy do czynienia z szeroką akceptacją społeczną...

Powiedziałbym, że obserwujemy pomniejszanie znaczenia wierności zasadom etycznym, aby usprawiedliwić ich niedotrzymywanie. Wrócę do przykładu. Kiedy jestem na jakimś mniej formalnym spotkaniu, pytam zwykle uczestników, czy płacą podatki — bo takie pytanie powinniśmy zadawać — i wiele osób odpowiada, że nie. Często używany argument brzmi, że państwo te pieniądze rozkrada. „Nie zapłacę podatku, ale dam na biednych zamiast zasilać jakieś konto w Szwajcarii” — tłumaczą. W taki sposób ludzie łatwo się uspokajają. W naszych czasach niewiele osób wymyśla jakiś biznes, kierując się czystą uczciwością. Prawie zawsze w grę wchodzi choćby szczypta oszustwa, żeby można było wcisnąć komuś szmirę, i wszyscy to akceptują, bo „wszyscy tak robią”. Często obecnie słyszymy: „Tak się już nie da” lub „Tak się już nie robi”. Oba te wyrażenia są swoistymi wymówkami związanymi z tym, że nie przestrzegamy zasad etycznych; wymówkami, które bazują na złym postępowaniu innych.

A jednak niektóre koncepcje i normy postępowania zmieniają się z upływem czasu i to nie zawsze na gorsze...

Ogólnie rzecz biorąc, jeśli chodzi o  świadomość moralną, poszczególne kultury świata posuwają się do przodu. Nie oznacza to, że moralność się zmienia. Moralność się nie zmienia. Nosimy ją w sobie. Etyczne postępowanie jest częścią nas. Chodzi o to, że stopniowo dostrzegamy coraz więcej szczegółów, aspektów. Na przykład obecnie wzrasta świadomość co do niemoralności kary śmierci. Wcześniej utrzymywano, że Kościół katolicki ją popiera albo przynajmniej się jej nie sprzeciwia. Ostatnie opracowanie katechizmu właściwie zawiera prośbę o jej zlikwidowanie. Innymi słowy, uzyskano większą świadomość świętości ludzkiego życia; życie jest czymś tak świętym, że nawet straszliwa zbrodnia nie usprawiedliwia kary śmierci. To samo można powiedzieć o niewolnictwie, co nie oznacza, że nie przejawia się ono w innych formach.

W jakim sensie?

Obecnie mamy do czynienia z  formami ukrytego niewolnictwa, tak samo okrutnymi jak wcześniejsze. Dziś nikomu nie przyszłoby do głowy transportowanie niewolników samolotem, nawet gdyby byli ubezwłasnowolnieni. Ale za to, z  tego, co wiem, są tacy Boliwijczycy, którzy przyjeżdżają do Argentyny i pracują w nieludzkich warunkach, są wykorzystywani w firmach na południu lub w nielegalnych warsztatach, a  kończą w  slumsach Buenos Aires lub jego aglomeracji. Są też takie młode kobiety z Dominikany, które sprowadza się do Argentyny, żeby uprawiały prostytucję. To są wszystko współczesne formy niewolnictwa. W  każdym razie, powtarzam, ponieważ świadomość moralna w różnych kulturach wzrasta, także człowiek, o ile chce żyć coraz uczciwiej, wyrabia w sobie głębszą świadomość, a jest to fakt nie tylko religijny, ale i ogólnoludzki.

Czy jednak Kościół nie upiera się zbytnio przy pewnych aspektach ludzkiego postępowania, na przykład tych odnoszących się do moralności seksualnej?

Kościół głosi to, co uważa za najlepsze dla ludzi, co czyni ich pełniejszymi, szczęśliwszymi. Ale często w głoszeniu dochodzi do zniekształcającego redukcjonizmu. Już tłumaczę, o  co chodzi. Najważniejszym elementem przepowiadania jest głoszenie Jezusa Chrystusa, co w  teologii nosi nazwę kerygma i co sprowadza się do tego, że Jezus Chrystus jest Bogiem, stał się człowiekiem, żeby nas zbawić, żył na ziemi jak każdy z nas, cierpiał, zmarł, został pogrzebany i zmartwychwstał. To właśnie jest kerygmat, głoszenie Chrystusa, które budzi zdumienie, prowadzi do kontemplacji i do wiary. Niektórzy wierzą od razu, jak Magdalena. Inni wierzą po pewnym okresie wahań. Jeszcze inni potrzebują włożyć palec do rany jak Tomasz. Każdy ma własną drogę do wiary. A wiara to spotkanie z Jezusem Chrystusem.

Chce Ksiądz Kardynał powiedzieć, że niektórzy bardziej zajmują się tematami seksualności niż istotą przesłania religijnego?

Do tego zmierzam. Po spotkaniu z  Jezusem przychodzi czas na refleksję, która powinna się wiązać z  katechezą; refleksję o  Bogu, Chrystusie i  Kościele, z  której wynikają potem zasady, moralne i  religijne normy postępowania niestojące w sprzeczności z zasadami ogólnoludzkimi, ale nadające im pełni. Generalnie dostrzegam w różnych „elitarnych kręgach” chrześcijańskich degradację czynnika religijnego wynikającą z braku autentycznego przeżywania wiary.

W czym Ksiądz Kardynał to dostrzega?

W tym, że nie głosi się kerygmatu, a od razu przechodzi się do katechezy, a najlepiej do dziedziny moralności. Wystarczy posłuchać niektórych homilii: powinny mieć charakter kerygmatyczny z odrobiną katechezy, a są w ostateczności moralistyczne lub co najwyżej katechetyczne. A w ramach moralności ludzie wolą mówić — choć może nie tak bardzo w czasie homilii, jak w innych sytuacjach — o moralności seksualnej, o wszystkim, co ma jakikolwiek związek z seksem; o tym, czy można to, a tego nie można; czy to grzech, czy nie grzech. Wtedy odsuwamy od siebie skarb, jakim jest żywy Jezus Chrystus, skarb Ducha Świętego mieszkającego w naszych sercach, skarb chrześcijańskiego planu na życie, który niesie ze sobą jeszcze inne konsekwencje oprócz kwestii związanych z  seksualnością. Odsuwamy na bok niezwykle bogatą katechezę zawierającą tajemnice wiary, credo, a  koncentrujemy się na tym, czy mamy zorganizować marsz przeciw projektowi ustawy zezwalającej na używanie prezerwatyw.

Można odnieść wrażenie, że omawiane tematy niektórych wiernych bardziej mobilizują do wyjścia na ulice, niż głoszenie Ewangelii...

Przy okazji dyskusji nad projektem tak zwanej ustawy o  zdrowej rozrodczości40 niektóre grupy z  „elitarnych kręgów” o określonych poglądach chciały zorganizować w szkołach, wśród uczniów manifestację przeciw projektowi. Uważały, że ustawa ta sprzeciwia się miłości. To prawda, że obecna kultura sprowadziła miłość do poziomu narządów rozrodczych, do tego stopnia, że w wielu przypadkach stała się kwestią kupna-sprzedaży, zwykłej konsumpcji. Jednak arcybiskupstwo Buenos Aires sprzeciwiło się udziałowi młodzieży we wspomnianej akcji, wychodząc z założenia, że nastolatki mają się zajmować czym innym. Dla mnie dziecko to większa świętość niż jakakolwiek dyskusja nad ustawą. Zabroniłem więc agitowania młodzieży poniżej osiemnastego roku życia. Pozwoliłem werbować tych, którzy posiadają już prawa wyborcze. To oczywiście znacząco ograniczało możliwość prowadzenia agitacji w szkołach, bo większość młodych ludzi kończy liceum w  wieku 17 lat. W każdym razie na manifestacji pojawiło się kilka autokarów z uczniami z dwóch szkół leżących w granicach aglomeracji. Po co ta cała obsesja? W czasie protestu młodzież spotkała się z  czymś, czego nigdy wcześniej nie widziała: z  agresywnie zachowującymi się transwestytami, z  feministkami, które wyśpiewywały mocne teksty. Innymi słowy, narażono tę młodzież na udział w bardzo nieprzyjemnym widowisku.

Prawdopodobnie zależało im na tym, żeby zebrać jak najwięcej ludzi.

Ale nie powinno się tego robić kosztem osób nieletnich. Nie powinno się używać do tego celu dzieci. Opowiem w  związku z  tym pewną anegdotę. Seminarzysta o  skrajnych przekonaniach zostaje księdzem. Kilka dni później ma udzielić Pierwszej Komunii Świętej dziewczynkom ze szkoły prowadzonej przez zakonnice. Czy mogło być coś wspanialszego niż opowiadanie im o  pięknie Jezusa? Ale nie, przed Komunią ksiądz przypomniał dziewczynkom warunki jej przyjęcia: godzinny post, stan łaski uświęcającej oraz... nieużywanie środków antykoncepcyjnych! Miał przed sobą dziewczynki, wszystkie ubrane na biało, a  on im rzuca w twarz antykoncepcję. Czasem doprowadzamy do takich wypaczeń. To miałem na myśli, gdy mówiłem o zejściu z piękna kerygmatu do moralności seksualnej.

Bardzo duże kontrowersje budzi fakt, że Kościół odmawia udzielania Komunii Świętej osobom rozwiedzionym żyjącym w kolejnych związkach. Co by Ksiądz Kardynał powiedział ludziom, którzy znajdują się w takiej sytuacji i cierpią, bo nie mogą przyjmować Eucharystii?

Żeby zaangażowali się we wspólnotę parafialną, żeby dla niej pracowali, bo są takie rzeczy w  parafii, które mogą robić. Żeby szukali możliwości uczestnictwa we wspólnocie duchowej, co doradzają dokumenty papieskie i magisterium Kościoła. Papież podkreślił, że Kościół towarzyszy osobom znajdującym się w takiej sytuacji. To prawda, niektórych boli to, że nie mogą przyjmować Komunii. To, czego wtedy potrzebują, to żeby dobrze im wszystko  wytłumaczyć. Chodzi o teologiczne wyjaśnienie, którego niektórzy kapłani potrafią udzielić bardzo sprawnie i ludzie je rozumieją.

Porozmawiajmy teraz o walce z aborcją.

Postrzegam ją jako element kampanii w obronie życia od poczęcia do godnej i  naturalnej śmierci. Kwestia ta obejmuje opiekę nad kobietą w ciąży, ustawy chroniące kobietę w połogu, potrzebę zapewnienia dzieciom odpowiedniego pożywienia, a także opiekę zdrowotną przez całe życie oraz opiekę nad naszymi dziadkami i odrzucenie eutanazji. Bo nie można też „zabijać” ludzi w taki sposób, że nie zapewniamy im dostatecznej ilości pożywienia lub okazji do zdobycia wykształcenia; bądź co bądź odbieramy im wtedy szansę na przeżywanie życia w  pełni. Jeśli dochodzi do poczęcia, które trzeba chronić, to znaczy, że rodzi się życie, o które należy się troszczyć.

Wiele osób mówi, że sprzeciw wobec aborcji to kwestia religijna.

Gdzie tam... Kobieta w  ciąży nie nosi w  brzuchu szczoteczki do zębów ani jakiegoś guza. Nauka wskazuje, że od chwili poczęcia nowa istota posiada pełny kod genetyczny. To zachwycające. Nie jest to więc kwestia religijna, lecz po prostu etyczna, posiadająca podłoże naukowe, bo mamy do czynienia z istotą ludzką.

Ale czy moralna degradacja kobiety, która dokonuje aborcji, jest taka sama, jak tego, kto wykonuje zabieg?

Nie używałbym tu słowa „degradacja”. O  wiele większe współczucie, w biblijnym tego słowa znaczeniu (współczuć to towarzyszyć, a nie litować się), budzi we mnie kobieta dokonująca aborcji pod wpływem nie wiem jakich nacisków zewnętrznych, niż ci profesjonaliści — lub nieprofesjonaliści — którzy działają dla pieniędzy i z wyjątkowo zimnym wyrachowaniem. Co więcej, kliniki, które nielegalnie dokonują aborcji, „pozbywają się” tych kobiet natychmiast z  obawy przed ewentualnymi zgłoszeniami i  interwencją policji. Wysyłają je tak po prostu do domu, a jeśli kobieta krwawi, „to jej problem”. To zimne wyrachowanie kontrastuje z wyrzutami sumienia, problemami odczuwanymi po latach przez wiele kobiet, które dokonały aborcji. Trzeba posiedzieć w konfesjonale i posłuchać tych dramatów. Kobiety te wiedzą, że zabiły dziecko.

Czy Kościół nie utrudnia zapobiegania aborcji, sprzeciwiając się rozpowszechnianiu środków antykoncepcyjnych oraz ograniczając w  niektórych miejscach edukację seksualną?

Kościół nie sprzeciwia się edukacji seksualnej. Osobiście uważam, że powinna ona towarzyszyć dzieciom w  całym procesie wzrastania, odpowiednio do każdego etapu. Tak naprawdę Kościół zawsze prowadził wychowanie seksualne, choć przyznaję, że nie zawsze w  odpowiedni sposób. Problem w tym, że obecnie wiele osób, które noszą na transparentach hasła dotyczące edukacji seksualnej, postrzegają ją w  oderwaniu od całej osoby ludzkiej. Wtedy zamiast wypracowywać ustawę o  wychowaniu seksualnym dążącą do osiągnięcia pełni osoby, do miłości, schodzi się do poziomu genitaliów. Tego dotyczy nasz sprzeciw. Nie chcemy, żeby istota ludzka była degradowana. Tylko tyle.

39 W wolnym tłumaczeniu: „Daj spokój, co z tego, i tak czeka nas piekło”. Utwór Cambalache napisał w  1935 roku Enrique Santos Discépolo (1901-1951), argentyński kompozytor, muzyk, dramaturg i filmowiec.

40 Ley Nacional de Salud Reproductiva — przyjęta w 2003 roku ustawa, która zakłada między innymi prowadzenie w  szkołach kampanii informacyjnych na temat środków antykoncepcyjnych.


opr. ab/ab



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama