Papież i futbol

Fragmenty książki "Joseph Ratzinger. Filozof, teolog, duszpasterz", przybliżającej nauczanie i sylwetkę Kard. J. Ratzingera

Papież i futbol

Jerzy Szymik

JOSEPH RATZINGER. FILOZOF, TEOLOG, DUSZPASTERZ

ISBN: 978-83-7580-028-9
wyd.: Wydawnictwo Salwator 2008

Wybrane fragmenty
Słowo wstepne
Miara zła. O Fauście
Papież i futbol
Teologia jako passio
O Kościele, perle i małym psie
Profesor i przewodnik

Papież i futbol

 

 

Nie chcę drażnić futbolowych fanów, ale nie będziemy tu rozróżniać detalicznie mistrzostw świata od mistrzostw Europy (ja osobiście rozróżniam, naprawdę, zapewniam). W każdym razie tekst Josepha Ratzingera, tekst, który stanowi podstawę niniejszego eseju, pochodzi z lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku i dotyczy futbolowych Mistrzostw Świata, prawdopodobnie argentyńskich, tych z 1978 roku (Mario Kempes królem strzelców, pamiętacie???), ale ów tekst zawiera w tle bez wątpienia fascynację autora (wtedy arcybiskupa bawarskiej diecezji) mistrzostwami świata w RFN (1974; to te dla polskich kibiców najsłynniejsze, „nasze”).

Dzisiejszy Papież pisał na temat piłki nożnej rzeczy fascynujące, co przeczytamy w artykule pt. Gra i życie — mistrzostwa świata w piłce nożnej13. Dodam, że kiedy czytam mistrzowskie (właśnie) słowa Arcybiskupa Monachium i Fryzyngi, przypomina mi się definicja futbolu autorstwa Gary'ego Linekera, angielskiego napastnika, który swego czasu powiedział, że piłka nożna to taka gra, w której bierze udział dwudziestu dwu zawodników podzielonych na dwie drużyny i w której na końcu zwyciężają Niemcy... No tak, myślę sobie, przecież i Franz Beckenbauer, i Gerd Mueller też byli Bawarczykami... I obecny Papież. Bayern, Bayern...

A teraz już Ratzinger i jego mistrzowska refleksja, którą dedykuję piłkarzom, kibicom, nam wszystkim:

Panem et circenses

Regularnie co cztery lata mistrzostwa świata w piłce nożnej są wydarzeniem, które przyciąga uwagę setek milionów ludzi. Żadne inne wydarzenie na ziemi nie jest w stanie osiągnąć podobnego rezultatu. Widać, że musi tu chodzić o coś pierwotnie ludzkiego, i rodzi się pytanie o siłę, którą ma w sobie ta gra.

Pesymista powie, że tak samo było w starożytnym Rzymie. Hasło mas brzmiało panem et circenses, chleba i igrzysk. Chleb i igrzyska są treścią społeczeństwa dekadenckiego, które nie zna już wyższych celów. Ale nawet jeżeli przyjąć takie wyjaśnienie, na pewno jest ono jeszcze niewystarczające.

Powrót do raju: „nie musi być
i właśnie dlatego jest piękne”

[...] na czym polega fascynacja igrzyskami, że są tak samo ważne jak chleb? [...] Wołanie za chlebem i igrzyskami jest właściwie wyrazem pragnienia rajskiego życia, życia sycącego bez wysiłku i życia spełnionej wolności. Taki jest bowiem cel zabawy: działanie, które jest całkowicie wolne, pozbawione celu i przymusu, a przy tym jeszcze angażuje i wypełnia wszystkie siły człowieka.

W tym sensie gra byłaby pewnego rodzaju próbą powrotu do raju: wyjściem ze zniewalającej codzienności i troski o życie do wolnej powagi tego, co nie musi być i właśnie dlatego jest piękne. Zatem gra przekracza w pewnym sensie sferę codzienności, ma jednak — przede wszystkim u dziecka — jeszcze inny charakter. Jest to włączenie w życie. Gra symbolizuje samo życie i antycypuje je w niejako dowolnie kształtowanej formie.

Wydaje mi się, że fascynacja piłką nożną polega w istocie na tym, że łączy ona oba te aspekty w bardzo przekonującej formie. Zmusza człowieka, by najpierw sam siebie okiełznał: przez trening zyskał panowanie nad sobą, przez panowanie nad sobą — przewagę, a przez przewagę — wolność. Futbol uczy człowieka także przede wszystkim zdyscyplinowanego bycia razem; jako gra drużynowa zmusza do podporządkowania siebie całości. Łączy przez wspólny cel; sukces i porażka jednostki polega na sukcesie lub porażce całości. I uczy wreszcie bycia fair wobec przeciwnika. Wspólna reguła, której zawodnicy się podporządkowują — mimo stania po przeciwnych stronach — pozostaje elementem łączącym i jednoczącym, a ponadto wolność gry, jeżeli jest fair, powagę występowania przeciwko sobie zamienia znowu w wolność zakończonej gry. Przyglądając się grze, ludzie identyfikują się z grą i zawodnikami i w ten sposób sami uczestniczą w byciu razem i przeciwko sobie, w jego powadze i wolności: zawodnicy stają się symbolem naszego życia, co z kolei oddziałuje zwrotnie również na nich: wiedzą, że ludzie widzą w nich i znajdują potwierdzenie siebie samych.

Futbol jako lekcja życia

Oczywiście, można to wszystko zniszczyć przez komercję, która grę ustawia pod znakiem mrocznej powagi pieniądza i z zabawy czyni przemysł rodzący iluzje o niespotykanych rozmiarach. Ale nawet ta iluzja nie mogłaby powstać, gdyby nie było pozytywnej przesłanki, jaka leży u podstaw tej gry: wstępny trening życia i przekraczanie życia w kierunku utraconego raju. Za każdym razem jednak chodzi o to, by szukać dyscypliny wolności i w powiązaniu z regułą bycia razem ćwiczyć bycie przeciwko sobie oraz bycie ze sobą samym. Być może — kiedy się nad tym zastanowimy — moglibyśmy z perspektywy tej gry na nowo nauczyć się życia. W niej widać bowiem rzecz podstawową: człowiek nie żyje samym chlebem, a świat materialny jest tylko wstępnym etapem do tego, co istotnie ludzkie — do świata wolności. Jednak wolność żyje regułą, uczciwością, która uczy bycia razem i właściwego stawania naprzeciw siebie, niezależności od zewnętrznego sukcesu i samowoli, i tym samym staje się autentycznie wolna. Gra staje się życiem. Jeżeli pójść głębiej, fenomen zafascynowanego futbolem świata mógłby nam dostarczyć więcej niż tylko rozrywki.

Tyle nasz dzisiejszy Papież, w tekście sprzed około trzydziestu lat. A jeśli futbol ma nam dostarczyć czegoś więcej niż tylko rozrywki, proponuję na koniec mój wiersz sprzed niespełna dwóch lat. Dla piłkarzy w pewnym wieku najlepszym partnerem są dzieci, to oczywiste:

Gra w piłkę. Wczesny wieczór, latem

Marysi

Masz osiem lat,
koński ogon ŕ la Camoranesi
i podrabianą koszulkę reprezentacji Brazylii 
na sobie.
I wszystko przed sobą.
Strzelam na Twoją bramkę.
Zaśmiewamy się oboje.
Nadaję piłce rotację, celuję w okienko,
dbam o to, żebyś się nie bała.
Ani piłki,
ani utraty gola,
ani niczego.
Nad nami dogasają lipcowe zorze
(pomyśl, jacy byliśmy wtedy szczęśliwi).
Moje myśli są daleko stąd,
ale moje serce jest ufne, przy Tobie.
Widzę, jak pewnego dnia
dotykasz jedwabistej miękkości białej sukni
albo szorstkiego brzegu habitu.
Jak On zechce, bądź wolna.
Widzę też, jak
dotykasz tych, których Ci powierzy.
Jak dobrą będziesz kobietą.
I widzę, jak
dotykasz mojego policzka w chwili kiedy 
odchodzę.
Będziesz wtedy blisko, wiem.
Bywam nie najgorszym prorokiem, zobaczysz.
Ale teraz trwa ten wieczór na naszym boisku.
I zaśmiewamy się oboje.
Do utraty tchu

Woodinville, 8 VIII 2006 r. — Brenna, 6 IX 2006 r.

dalej >>

13 J. Ratzinger (Benedykt XVI), Szukajcie tego, co w górze, s. 115—117.

opr. aw/aw



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama