Studia teologiczne, doktorat i święcenia kapłańskie. Błogosławiony papież Paweł VI (1963-1978)

Kardynał Müller o swoim dojrzewaniu za czasów Pawła VI

O ile Jan XXIII to papież mojej wczesnej młodości, o tyle jego następca był mi jako uczniowi, studentowi teologii i doktorantowi dobrze znany i wciąż pozostaje żywo w mojej pamięci poprzez swoją nauczycielską i reformatorską działalność w Kościele. Uczestniczyłem żywo w dyskusjach soborowych, oczywiście za pośrednictwem relacji prasowych i wykładów, albo też dyskusji w ramach lekcji religii.

W czasie jego pontyfikatu 10 października 1967 roku wstąpiłem do szczycącego się bogatą tradycją mogunckiego seminarium duchownego. Wystarczy tylko wspomnieć Romano Guardiniego (1885— 1968), jednego z najbardziej znanych jego alumnów. Nie była to tylko ogólnie przyjęta formułka, ale moje pełne przekonanie, że napisałem w liście do ówczesnego rektora, czcigodnego biskupa pomocniczego Josefa Marii Reussa (1906—1985), który kilka lat wcześniej udzielił mi także sakramentu bierzmowania: „Po dokładnym rozważeniu jestem przekonany, że Jezus, najwyższy Kapłan Nowego Przymierza, powołał mnie, abym jako kapłan służył w Jego Kościele”.

Jest rzeczą oczywistą, że katolickiego kapłaństwa nie pojmowałem w zeświecczonym rozumieniu i nie sprowadzałem roli kapłana do pewnego rodzaju funkcjonariusza religijno-społecznego stowarzyszenia, jak to zostało szeroko rozpowszechnione wskutek błędnej wykładni soboru, przynosząc szkodę Kościołowi i tożsamości tysięcy księży i alumnów. Dzięki tylu przykładnym kapłanom, których spotkałem w parafii i w szkole, i temu, co aż do tej pory czytałem na ten temat, nie potrzebowałem klecić sobie własnego obrazu księdza ani też pozwolić na to, by klasyczny obraz kapłana zdemontowany został przez samozwańczych progresywnych teologów.

Najlepszą orientację daje aż po dziś dzień Sobór Watykański II w swoim Dekrecie o posłudze i życiu prezbiterów: „[Prezbiterzy] przez święcenia i misję, otrzymywaną od biskupów, zostają wyniesieni do służenia Chrystusowi Nauczycielowi, Kapłanowi i Królowi, uczestnicząc w Jego posłudze, dzięki której Kościół, tutaj, na ziemi, nieustannie rośnie jako Lud Boży, Ciało Chrystusa i Świątynia Ducha Świętego” (DKP 1).

Argument przejmowany bezkrytycznie od reformacyjnej i  liberalnej teologii przeciwko rzekomej, spowodowanej przez Sobór Trydencki, niebiblijnej dominacji księżowskiej i klerykalizacji urzędu duchownego oraz ontologizacji sakramentalnego charakteru i kultycznego zawężenia katolickiego kapłaństwa brzmiał: sam Jezus był człowiekiem „świeckim”, ponieważ nie należał do świątynnego kapłaństwa. Apostołowie w Piśmie Świętym nigdy nie zostali określeni jako „kapłani”, w przeciwieństwie do „wspólnego kapłaństwa”, tzn. do scharakteryzowania Kościoła jako kapłańskiego i królewskiego Ludu Bożego (1 P 2,5.9; Ap 1,6). W konsekwencji, jeśli uwzględnić wyjaśnienia Listu do Hebrajczyków, kapłaństwo sakramentalne stoi w sprzeczności do kategorycznego zniesienia wszelkich form przedchrześcijańskiego kapłaństwa z powodu jedynego najwyższego kapłaństwa Jezusa Chrystusa. Jednak tutaj w grę wchodzi jedynie wieloznaczność pojęć. A wielu naiwnych pozwoliło się wyprowadzić na manowce. Bowiem Chrystus oczywiście nie był „kapłanem” w sensie kapłaństwa lewickiego, a już na pewno nie „sługą kultu ofiarniczego” w sensie pogańskim. Podstawą dla najwyższego kapłaństwa i dla jedynego pośrednictwa zbawczego Chrystusa w Nowym Przymierzu z poświęceniem na ofiarę Jego życia (Hbr 9,11—14), które jedna grzeszników z Bogiem (2 Kor 5,19), jest Jego Synostwo Boże. Jako Bóg mógł (!) On nas pojednać ze sobą i jako człowiek mógł (!) On pojednać nas ze sobą. Przez to mocą swojej boskiej natury jest On naszym Odkupicielem. A za pośrednictwem swojej ludzkiej natury sprawił tę nową i wieczną wspólnotę życia z Bogiem (1 Tm 2,4n).

Przez święcenia i posłannictwo apostołowie i ich następcy, biskupi ze swoimi prezbiterami (księżmi), uczestniczą w zbawczym działaniu Chrystusa przez to, że uświęcają, prowadzą i nauczają lud Boży. „Urząd prezbiterów, jako związany z biskupstwem, uczestniczy we władzy, mocą której sam Chrystus Ciało swoje buduje, uświęca i rządzi. Dlatego też kapłaństwo prezbiterów zakłada wprawdzie sakramenty chrześcijańskiego wtajemniczenia, zostaje jednak udzielone przez ten specjalny sakrament, mocą którego prezbiterzy dzięki namaszczeniu Ducha Świętego zostają naznaczeni szczególnym znamieniem i tak upodobniają się do Chrystusa Kapłana, aby mogli działać w zastępstwie Chrystusa Głowy” (DKP 2).

Jedność i  rozróżnienie wspólnego kapłaństwa wszystkich ochrzczonych (1 P 2,5.9) oraz kapłaństwa święceń pasterzy Kościoła pod przewodnictwem Chrystusa, najwyższego Pasterza i Biskupa (1 P 2,25; 5,4), i zwierzchnika w słowie i nauczaniu (1 Tm 5,17.22), na ile uczestniczą w kapłaństwie Chrystusa, ale w istotowy różny sposób (por. KK 10), trafnie i zwięźle ujmuje św. Tomasz w odniesieniu do sprawowania i uczestnictwa w Eucharystii: „Sakrament ten posiada tak wielką godność, że może być sprawowany tylko w Osobie Chrystusa. To jednak, cokolwiek by to było, co jest uczynione w osobie kogoś innego, musi dokonywać się przez udzielone temu komuś pełnomocnictwo. Jak jednak ochrzczonemu udzielone jest przez Chrystusa pełnomocnictwo, by ten sakrament przyjmować, tak też kapłanowi, gdy zostaje wyświęcony, przekazane zostaje pełnomocnictwo, aby ten sakrament konsekrować w Osobie Chrystusa. [...] Władza sakramentalna spoczywa w wielu rzeczach, a nie tylko jednej. [...] Dlatego też władza konsekrowania spoczywa nie tylko w samych tylko słowach, ale także w pełnomocnictwie, które zostaje przekazane kapłanowi przy jego konsekracji i ordynacji (ustanowieniu). [...] Sprawiedliwy człowiek świecki jest zjednoczony z Chrystusem w duchowym połączeniu przez wiarę i miłość, ale nie przez sakramentalne pełnomocnictwo”15.

W studium i nauczaniu teologii uchwalonych za pontyfikatu papieża Pawła VI 16 dokumentów Soboru Watykańskiego II to były i są pierwszorzędne świadectwa kościelnej świadomości wiary w przenikniętym naukami przyrodniczymi i techniką współczesnym świecie. Należy je odczytywać w kontekście dziejowych wyzwań duchowych i kulturowych chrześcijańskiej wiary i życia. Niezrozumienie, z jakim spotkał się ze strony skrajnie konserwatywnych i progresywnych grup, aż do złośliwych szyderstw z powodu docenionej dopiero dziś jako profetycznej encykliki Humanae vitae (1968) przysporzyło wiele bólu Pawłowi VI. Niektórzy obarczali sobór odpowiedzialnością za kryzys wiary, który po soborze rzucał się w oczy każdemu, podczas gdy inni uważali, że reformy soborowe nie zostały dostatecznie radykalnie wprowadzone w życie. W rzeczywistości przyczyną podziału ludzi Kościoła na soborowych sceptyków i entuzjastów była właśnie ideologiczna interpretacja soboru. Zamiast spodziewanej z nadzieją zielonoświątkowej odnowy Kościoła nastąpił babiloński zamęt.

Interpretacja dokumentów soboru wynika z Objawienia, które w Jezusie Chrystusie i świadectwie apostołów zostało przekazane raz na zawsze i jest wiernie strzeżone przez Urząd Nauczycielski biskupów wraz z papieżem i pod jego przewodnictwem. „Objawienie to, na piśmie lub drogą Tradycji podane, przekazywane jest w całości dzięki prawowitej sukcesji biskupiej, a przede wszystkim staraniem samego biskupa rzymskiego, i dzięki światłu ducha prawdy jest święcie strzeżone w Kościele i wiernie wykładane. [...] żadnego natomiast nowego objawienia publicznego, które by należało do boskiego depozytu wiary (divinum fidei depositum), nie otrzymują” (KK 25).

Oczekiwanie lub obawa, że sobór ekumeniczny spowoduje zerwanie z tradycją, jest nie tylko heretyckie jako pojedyncza kwestia, ale wywróciłoby do góry nogami całe nadprzyrodzone Objawienie i jego historyczne przekazywanie za pośrednictwem Kościoła. Może istnieć tylko „hermeneutyka reformy i ciągłości” (Benedykt XVI), w przeciwnym razie Kościół sam by się zsekularyzował i rozwiązał. Odpada bowiem powód, aby należeć do jakiegoś związku promującego ideologie, które swoje nędzne i aroganckie myślenie maskują Duchem Świętym. Urząd Nauczycielski, a więc także sobór ekumeniczny, nie może założyć nowego Kościoła ani też znieść starego. Hermeneutyka ciągłości, w odróżnieniu do hermeneutyki rozłamu, nie zaczyna od zewnątrz, tak że obserwator mógłby zredukować dane treści do swojego formalnego punktu widzenia. Hermeneutyka reformy i ciągłości jest niczym innym jak hermeneutyką wiary z jej materialną zawartością i formalnym autorytetem nauczycielskim Kościoła. W tej samej nadprzyrodzonej wierze, wraz z którą przyjmuje się Objawienie, zostaje ona także w świadomości wiary Kościoła mocą Ducha Świętego wyłożona. Jednakże Kościół ma swoją podstawę w Objawieniu, a nie w Urzędzie Nauczycielskim, który — sam będąc częścią działania zbawczego Chrystusa — jest odpowiedzialny jedynie za jego wierną wykładnię i przechowanie. To nie aprioryczne mentalne lub psychologiczne opowiedzenie się za konserwatywną albo progresywną ideologią, ale wiara w samoobjawienie się Boga jako prawdę i łaskę zapewnia adekwatny hermeneutyczny klucz do zrozumienia Pisma i Tradycji, jak również definicji Urzędu Nauczycielskiego w zakresie wiary i moralności. „Posłuszeństwo wiary” (por. Rz 16,26; por. Rz 1,5; 2 Kor 10,5—6), przez które człowiek z wolnej woli cały powierza się Bogu, okazując „pełną uległość rozumu i woli wobec Boga objawiającego” i dobrowolnie uznając objawienie przez Niego dane” (KO 5), odróżnia się niczym niebo od piekła od jakiejś ideologii pojętej jako roszczenie do panowania nad poszukiwaniem prawdy i nad sumieniem moralnym człowieka.

Spośród adhortacji apostolskich papieża Pawła VI szczególne wrażenie na mnie zrobiła Evangelii nuntiandi, podczas gdy z encyklik mam żywo w pamięci Ecclesiam suam (1964) o drodze Kościoła w obecnych czasach, Mysterium fidei (1965) o Eucharystii jako centrum Kościoła, a  ponadto także Populorum progressio (1967) oraz mocno dyskutowaną w pierwszych latach mojego okresu seminaryjnego encyklikę Sacerdotalis caelibatus (1967).

Pamięć o Pawle VI jest o tyle związana z moją drogą życiową, iż w 1977 roku mogłem zamknąć pracę doktorską na temat: Kościół i sakramenty w bezreligijnym chrześcijaństwie Dietricha Bonhoeffera we Fryburgu Bryzgowijskim u profesora Karla Lehmanna. 11 lutego 1978 roku, w roku śmierci tego beatyfikowanego papieża, we wspomnienie Matki Bożej z Lourdes, przez nałożenie rąk mojego biskupa, uczonego kardynała Hermanna Volka (1903—1988), przyjąłem w Moguncji święcenia kapłańskie. W obozie namiotowym wraz ze 120 młodymi ludźmi z mojej pierwszej parafii św. Mikołaja w Klein-Krotzenburgu w diecezji mogunckiej dowiedzieliśmy się 6 sierpnia o odejściu papieża do wieczności. Rok 1978 miał wejść do historii Kościoła jako rok trzech papieży. W czasach Pawła VI studiowałem teologię i doktoryzowałem się u Karla Lehmanna we Fryburgu. Jestem zobowiązany do ogromnej wdzięczności dla wszystkich moich nauczycieli akademickich, ponieważ naukowa teologia jest i pozostanie podstawą wszelkiej owocnej działalności w przepowiadaniu i duszpasterstwie. W zastępstwie wszystkich profesorów, którzy podczas moich studiów mnie wspierali albo których dzieła wpłynęły na kształtowanie moich myśli, chciałbym w tym miejscu docenić mojego najważniejszego nauczyciela akademickiego. To jemu z okazji 80 rocznicy urodzin, 16 maja 2016 roku, postawiłem mały pomnik w Mainzer Allgemeine Zeitung.

Karl kardynał Lehmann jako nauczyciel akademicki

Uczcić kardynała Karla Lehmanna z okazji jego 80 urodzin znaczyłoby w Moguncji coś podobnego, jak przenieść wodę do Renu. Czego spodziewamy się, kiedy jeden kardynał śpiewa hymn pochwalny na cześć innego? Jednak być może nadarza się teraz dobra okazja, aby zwrócić uwagę na pewien mniej znany aspekt dzieła jego życia. Nadszedł czas, aby publicznie podziękowali mu także ci, których promował naukowo. Profesor dr Karl Lehmann w latach 1968—1983, najpierw w Moguncji, a potem we Fryburgu, kierował Katedrą Dogmatyki, Historii Dogmatów i Teologii Ekumenicznej. Jego znaczenie dla Kościoła i społeczeństwa nie opiera się tylko na jego popularności, ale także na wielkich osiągnięciach jako biskupa dla diecezji mogunckiej i niezwykłego zaangażowania jako kardynała dla Kościoła powszechnego. By wymienić tylko niektóre punkty, uczestniczył on jeszcze jako profesor teologii we Fryburgu w pracach renomowanej Międzynarodowej Komisji Teologicznej w Rzymie. Karl Lehmann był w dużej mierze współodpowiedzialny za powstanie wtedy bardzo pogłębionego studium na temat żywo wówczas dyskutowanej „teologii wyzwolenia”. Jako biskup i kardynał przez długi czas był członkiem Kongregacji Nauki Wiary, która służy papieżowi radą i wspiera go w pełnieniu jego powszechnego Urzędu Nauczycielskiego i pasterskiego.

Zapewne jeszcze mniej znane jest w  szerszych kręgach jego niesamowite zaangażowanie na rzecz swoich studentów, którzy pisali u niego swoje prace dyplomowe, doktorskie czy habilitacyjne. Te trzy etapy zyskiwania stopni naukowych po ukończeniu studiów można by porównać mniej więcej z kształceniem zawodowym, które kończy się egzaminem uczniowskim, a potem, przez uzyskanie kolejno tytułu czeladnika i mistrza, prowadzi za każdym razem do wyższych kwalifikacji.

Profesor teologii na uniwersytecie zobowiązany jest prowadzić wykłady i seminaria dla studiujących. Do jego zadań należy jednak także wskazywanie tematów prac dyplomowych, sondowanie szczególnych uzdolnień i potem proponowanie niektórym tematu pracy doktorskiej. Tych, którzy już się doktoryzowali, może on po spełnieniu określonych wymogów zachęcać, aby napisali pracę habilitacyjną, a przez to nabyli uprawnienia, aby jako wykładowcy i profesorowie nauczali i prowadzili badania naukowe na wyższej uczelni lub uniwersytecie.

Profesor Karl Lehmann miał zawsze baczne spojrzenie na osoby o  zainteresowaniach naukowych. Aby można było przedłożyć w XX semestrze swoją pracę dyplomową, trzeba było od VII semestru rozglądać się za tematem, przedmiotem i odpowiednim profesorem, który będzie krytycznie i konstruktywnie towarzyszył przy jej powstawaniu. Kiedy młody profesor Lehmann objął w 1968 roku, mając zaledwie 32 lata, Katedrę Dogmatyki, tzn. „teologii systematycznej”, w odróżnieniu od biblijnych i historycznych dyscyplin teologicznych, napłynęło do niego, aby słuchać jego wykładów, wielu studentów, także z młodszych semestrów, którzy zgodnie z planem studiów nie musieli jeszcze studiować dogmatyki. Również ja należałem do tego grona. My, młodzi studenci, byliśmy zafascynowani jego ogromnym oczytaniem w teologii, ale także w filozofii, oraz jego biblijną argumentacją doktryny wiary. Zarówno styl, jak i metoda były całkowicie nowe. Razem z jego wielkim nauczycielem Karlem Rahnerem SJ (1904—1984) rozpoczynali swoje refleksje od pytań zadawanych przez człowieka, które potem były dyskutowane w świetle Objawienia. W taki sam sposób również Sobór Watykański II nadał zwrot teologii, a mianowicie polecał wychodzić od człowieka, aby go prowadzić do Boga. W epoce zsekularyzowanego myślenia, kryzysu wiary nie można wychodzić po prostu z faktu Objawienia. Teologia zamiast tego musi najpierw zakładać człowieka z jego pytaniami i wątpliwościami, a dopiero potem podprowadzić go do tematyki Boga. Tak mówi o  tym Konstytucja duszpasterska o  Kościele w  świecie współczesnym: „Mimo to wobec dzisiejszej ewolucji świata z każdym dniem coraz liczniejsi stają się ci, którzy bądź stawiają zagadnienia jak najbardziej podstawowe, bądź to z nową wnikliwością rozważają: czym jest człowiek; jaki jest sens cierpienia, zła, śmierci, które istnieją nadal, choć dokonał się tak wielki postęp? Na cóż te zwycięstwa tak wielką okupione ceną; co może człowiek dać społeczeństwu, a czego się od niego spodziewać; co nastąpi po tym życiu ziemskim? Kościół zaś wierzy, że Chrystus, który za wszystkich umarł i zmartwychwstał, może człowiekowi przez Ducha swego udzielić światła i sił, aby zdolny był odpowiedzieć najwyższemu swemu powołaniu” (KDK 10).

Kto starannie przestudiuje publikacje Karla Lehmanna, ten dostrzeże niezwykłą szerokość jego zainteresowań, ale także skoncentrowane przyporządkowanie ich do fundamentalnych filozoficznych i teologicznych pytań ludzkiej egzystencji. Nie znam właściwie żadnych uczonych, którzy podobnie jak on potrafiliby się precyzyjnie wdrożyć w całkiem inne dziedziny naukowe i w interdyscyplinarnym dialogu jasno sformułować powiązanie tematyczne.

W trakcie wykładu na temat: Pokuta i spowiedź prof. Lehmann zaczął mówić także o ewangelickim teologu Dietrichu Bonhoefferze (1906—1945), który jako bojownik ruchu oporu przeciwko reżimowi nazistowskiemu został stracony na rozkaz Hitlera jeszcze w ostatnich dniach wojny. Bonhoeffer budził zainteresowanie, ponieważ w swoich czasach przypisywał spowiedzi w duszpasterstwie ewangelickim podobnie wielkie znaczenie, jak dziś czyni to papież Franciszek, kiedy stale podkreśla związek Bożego Miłosierdzia i ludzkiego doświadczenia grzechu z możliwością pojednania z Bogiem i Kościołem. Bonhoeffer podczas swojego pobytu w Rzymie w 1924 roku był pod wielkim wrażeniem długich kolejek ludzi stojących przed konfesjonałami w bazylice św. Piotra. Zrozumiał wtedy, że obok kazania, które może być skierowane jedynie do ogółu, potrzeba także indywidualnego duszpasterstwa w spowiedzi i osobistej rozmowie — ówcześnie w chrześcijaństwie ewangelickim była to myśl rewolucyjna, a dziś, niestety, także w obszarze katolickim jest niemal zupełnie zapomniana. Kiedy w czasach wykluczania i prześladowania chrześcijan podczas reżimu nazistowskiego prowadził on potajemnie seminarium kaznodziejskie dla Kościoła Wyznającego, intensywnie zajął się od strony biblijnej, teologicznej i pastoralnej związkiem spowiedzi i Ostatniej Wieczerzy.

Profesor Lehmann zapytał obecnych na wykładzie studentów, kto interesuje się teologią ewangelicką, i zaproponował, że osoba taka powinna w swojej pracy dyplomowej rozważyć temat: Bonhoeffer i spowiedź. Zgłosiłem się wtedy i mogłem później także u Karla Lehmanna we Fryburgu przedłożyć obszerną pracę doktorską na temat Bonhoeffera. Nie tylko w moim przypadku — wiem to również od wielu innych osób — sporo uwagi poświęcił pierwszym szkicom i projektom przyszłych prac. Podziw budziło zawsze również i to, z jaką znajomością szczegółów umiał on dla pogłębienia polecić z pamięci bardzo rozległą literaturę fachową. W niemałym kręgu jego doktorantów i habilitantów zyskał on potwierdzoną reputację jednego z najlepszych naukowych promotorów. Jego dewizą było: „Nigdy nie mówić, nie pisać, nie osądzać czegoś, bez uprzedniego uzyskania odpowiedniej świadomości problemu, aby w żadnym wypadku nie przekroczyć standardów dyskusji naukowej”. Abstrahując od bardzo zróżnicowanych tematów prac doktorskich z teologii czy habilitacji w jego grupie o specjalności „dogmatyka, historia dogmatów i teologia ekumeniczna”, wszystkich jego akademickich uczniów wiąże ta sama metoda naukowa: wypracowanie adekwatnej świadomości problemu jako niezbędny wstępny warunek tezy.

Za naukową część w jego wybitnym dziele życia oraz staranną i pełną zaangażowania opiekę nad pracami kwalifikacyjnymi chciałbym w imieniu wszystkich uczennic i uczniów naszego dawnego nauczyciela teologii, biskupa Moguncji, kardynała Karla Lehmanna wypowiedzieć serdeczne „Bóg zapłać”. Spuścizną profesorów są nie tylko ich pisane dzieła, ale także wysiłek, jaki włożyli w nauczanie swoich uczniów. W tym duchu chciałbym serdecznie polecić obecnym nauczycielkom i nauczycielom akademickim naszego urodzinowego jubilata jako przykład opieki promotorskiej prac naukowych.

15 Tomasz z Akwinu, S.th. III q. 82 a. 1.

 

fragment pochodzi z książki:
Kard. Gerhard Ludwig Müller - Papież. Posłannictwo i misja
ISBN: 978-83-277-1491-6
wyd.: Wydawnictwo WAM 2017
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama