W jaki sposób kard. Stefan Wyszyński umiał odczytywać znaki czasu
Niewielu ludzi wywarło tak przemożny wpływ na dzieje Polaków w XX wieku jak kardynał Stefan Wyszyński, wychowawca narodu, jego nauczyciel, obrońca, a także gorliwy świadek wiary. Jego osoba będzie fascynować jeszcze wiele następnych pokoleń Polaków.
O tak wielkiej osobowości można mówić w różnoraki sposób, wspominając duszpasterskie dokonania S. Wyszyńskiego jako kardynała, Prymasa Polski, wybitnego teologa, czy głębokiego znawcy zagadnień katolickiej nauki społecznej. Jednak kard. Wyszyński był nie tylko charyzmatyczną osobowością Kościoła powszechnego. W pamięci Polaków zapisał się także jako wybitny mąż stanu, jeden z największych polskich przywódców w XX wieku, który przeprowadził Kościół i naród przez najtrudniejszy okres stalinowskich represji oraz czas ograniczonej suwerenności PRL.
Urząd Prymasa Polski przejmował w 1948 r., u progu stalinowskiej nocy, kiedy sytuacja międzynarodowa była bardzo napięta. Dla Kościoła był to czas szczególnie trudny. Bezpośrednio po wojnie komuniści nie zdecydowali się na otwartą konfrontację z Kościołem, chociaż zerwanie już w 1945 r. Konkordatu ze Stolicą Apostolską destabilizowało sytuację całej społeczności katolickiej, pozbawionej prawnej bazy dla budowy stosunków z państwem w nowych warunkach ustrojowych. Dopiero po likwidacji zbrojnego podziemia i legalnej opozycji, jaką był PSL, przystąpiono do walki z Kościołem. Ksiądz Prymas był świadomy, że potrzebuje czasu, aby wzmocnić struktury polskiego Kościoła, tak straszliwie doświadczonego terrorem nazistowskim i bolszewickim w czasie obu okupacji. Dlatego też rozpoczął rozmowy z władzami, których efektem było porozumienie zawarte w kwietniu 1950 r. Dla Kościoła był to bardzo trudny kompromis. Historia jednak przyznała rację Prymasowi Wyszyńskiemu. Dzięki porozumieniu z 1950 r. Kościołowi w Polsce udało się uniknąć najbardziej brutalnych szykan, zyskać na czasie i - co najważniejsze - stworzyć podstawy prawne do rozmów z władzami. Nie udało się tego uzyskać w żadnym innym kraju Europy Wschodniej. Kardynał był twardym negocjatorem, który konsekwentnie i umiejętnie bronił racji Kościoła. Wiedział, że w tej walce stawką jest nie tylko przyszłość Kościoła, lecz również los narodu. Tylko w przestrzeni Kościoła naród mógł wówczas zachować część własnej suwerenności i wolności. Kardynał nie szukał okazji do męczeństwa. Wielokrotnie podkreślał, że miejsce biskupów oraz duchownych jest przy ołtarzu, a nie w więzieniu. Gotów był wiele znieść, aby uchronić Kościół przed represjami. Wiedział jednak, że są granice, których nikomu przekraczać nie wolno. Dlatego, gdy w lutym 1953 r. Rada Państwa wydała dekret, na mocy którego władze uzurpowały sobie prawo ingerowania w wewnętrzne sprawy Kościoła, Prymas zredagował sławne memorandum, zawierające stwierdzenie "Non possumus" (Nie wolno), za co został uwięziony 26 września 1953 r. Mimo to nigdy nie okazywał wrogości w stosunku do komunistycznych władz. Członków aparatu partyjnego traktował jak błądzących braci, przeciwników, ale nie wrogów. Domagał się szacunku dla Kościoła i sam okazywał należny szacunek władzy.
Kardynał Wyszyński bez złudzeń oceniał realia pojałtańskiej Europy. Wiedział, że nie wystarczy, nawet heroiczny, opór jednostek, że trzeba szukać możliwości istnienia w nowym systemie. Dostrzegał również historyczną konieczność wielu reform społecznych. Krytykował sposób realizowania przez władze PRL, lecz nie istotę reformy rolnej czy nacjonalizacji przemysłu. Kard. Wyszyńskiemu bliskie były ideały sprawiedliwości społecznej. Dlatego w 1980 r. tak jednoznacznie poparł prawo ludzi pracy do zakładania własnych związków zawodowych, a zimą 1981 r. osobiście interweniował u władz w sprawie rejestracji rolniczych związków zawodowych.
Jednocześnie miał świadomość, jak głęboko system komunistyczny zdeprawował wielu Polaków. Nie miał złudzeń, że wystarczy zmiana systemu i wymiana ludzi, aby odwrócić trwające latami negatywne procesy. W 1980 r. działaczom "Solidarności" powiedział wprost: "Nie idzie o to, aby wymieniać ludzi, tylko o to, aby ludzie się odmienili, aby byli inni, aby - powiem drastycznie - jedna klika złodziei nie wydarła kluczy od kasy państwowej innej klice złodziei. Idzie o odnowę człowieka". W czasie kryzysu bydgoskiego w marcu 1981 r. przestrzegał przed hałaśliwą eskalacją żądań politycznych, co musiało doprowadzić do konfrontacji z władzami. Wielu nie rozumiało jego przestróg, inni nie chcieli go słuchać. Po 13 grudnia 1981 r. jego słowa nabrały innego znaczenia.
Jednym z najważniejszych punktów prymasowskiej posługi kard. Wyszyńskiego było dążenie do stabilizacji kościelnej na Ziemiach Zachodnich i Północnych. Nie liczył na wybuch III wojny światowej. Wiedział, że Polacy i Kościół w Polsce potrzebują spokoju, aby podnieść się z potwornych zniszczeń wojennych, a także zakorzenić się na zasiedlanych terenach. Z pewnością, jak wielu, bolał nad utratą Kresów Wschodnich, ważnych kulturowych centrów w Wilnie, Grodnie, Lwowie, czy Stanisławowie. Jednocześnie potrafił dostrzec historyczną szansę, jaką było przyłączenie nowych ziem, które wpisywały się w historyczne dziedzictwo pierwszych Piastów. Dopóki nie były uregulowane stosunki między PRL a RFN, Stolica Apostolska nie mogła podjąć decyzji o ustanowieniu normalnej struktury diecezjalnej na tym obszarze. Pod wpływem sugestii kard. Augusta Hlonda już w 1945 r. ustanowiono na tym terytorium prowizoryczną strukturę administratur apostolskich, z siedzibami we Wrocławiu, Olsztynie, Gdańsku, Gorzowie Wielkopolskim i Opolu. W 1951 r. wyznaczeni przez Kościół administratorzy zostali przez władze wygnani. Kard. Wyszyński przez szereg lat zabiegał o możliwość ich powrotu do podległych im Kościołów lokalnych. Nie zaniedbał żadnej okazji, aby o sprawy polskie dopominać się w Rzymie. Z jego pozycją liczyła się Kuria Rzymska, ogromnym szacunkiem i zaufaniem darzyli go zarówno Jan XXIII, jak i Paweł VI. Pełna normalizacja stosunków kościelnych na Ziemiach Zachodnich i Północnych nastąpiła dopiero w wyniku dekretu Pawła VI, wydanego w czerwcu 1972 r., po podpisaniu przez rząd PRL układu z RFN. Był to jeden z najważniejszych momentów w historii Kościoła polskiego w XX wieku. Według osobistych wskazówek Wyszyńskiego powstała struktura metropolii, nawiązująca wprost do kształtu organizacji Kościoła w czasach pierwszych Piastów. Kard. Wyszyński miał świadomość, że przyszło mu wypełniać historyczną misję zakorzenienia Kościoła na obszarze, który przez setki lat pozostawał poza Polską, gdzie struktura Kościoła katolickiego przetrwała w stanie szczątkowym.
Utrzymanie i ożywienie Ziem Zachodnich było elementem polskiej racji stanu, bowiem naród pozbawiony obszarów na Wschodzie potrzebował przestrzeni do kształtowania swej egzystencji w nowych warunkach. Jednocześnie władze komunistyczne starały się wmówić społeczeństwu, że konsekwencją tego stanowiska powinna być aprobata dla wprowadzenia sowieckiego modelu w Polsce, gdyż tylko ZSRR - w tej konstrukcji ideowej - był jedynym gwarantem granicy na Odrze i Nysie. Kard. Wyszyński wierzył, że najlepszym zabezpieczeniem polskich interesów będzie nie sowiecka kuratela, lecz porozumienie z Niemcami. Rozpoczął dialog z niemieckim Episkopatem, a historyczny przełom w postrzeganiu siebie nawzajem przyniosła wymiana listów polskich i niemieckich biskupów w 1965 r. Po raz pierwszy zabrzmiał wówczas głos polskiego społeczeństwa, wolny od komunistycznej polityki siły i jej ideologii. Wypowiedziane wówczas przez polskich biskupów słowa: ?Udzielamy przebaczenia i prosimy o przebaczenie?, a także działania niemieckich chrześcijan, wywodzących się z różnych środowisk, stanowiły próbę przełamania kręgu wrogości, odziedziczonej, a także zaplanowanej w wychowaniu nowych pokoleń.
Prymas Tysiąclecia pozostał w pamięci jako przywódca, który trafnie odczytywał znaki czasu i umiejętnie wpływał na kształt polskiej polityki.
opr. mg/mg