O rzeczach ostatnich

Fragmenty wywiadu z Benedyktem XVI pod tytułem "Światłość świata"

O rzeczach ostatnich

Peter Seewald

Światłość świata


ISBN: 978-83-240-1504-7
wyd.: Wydawnictwo ZNAK 2010

Spis wybranych fragmentów
Wstęp
Papieże nie spadają z nieba
Skandal nadużyć seksualnych
W roli rybaka
Jezus Chrystus powraca
O rzeczach ostatnich

O rzeczach ostatnich

Jezus nie zalecił swoim uczniom miecza, ale dał im inne uzbrojenie: „Poślę wam Ducha” — obiecał. Czy jest z tym związany dostęp do takiego myślenia, które wykracza ponad to, co zwyczajne? Rodzaj duchowej inteligencji, którą dzisiaj moglibyśmy na nowo odkryć?

Nie należy wyobrażać sobie tego zbyt mechanicznie. Nie tak, jakby do naszej zwykłej egzystencji miało być przydane jakieś kolejne piętro. Trzeba to rozumieć w tym sensie, że wewnętrzny kontakt z Bogiem przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie otwiera w nas rzeczywiście nowe możliwości, czyni szerszymi nasze serce i naszą duszę. Faktycznie wiara nadaje naszemu życiu szerszy wymiar.

To byłoby może coś jak Metanet, nieskończenie szybszy niż Internet, w każdym razie bardziej niezależny, prawdziwy i pozytywny.

Co też wyrażone jest przez „Communio Sanctorum”: wszyscy znajdujemy się wgłębokiej łączności i rozpoznajemy się, także wtedy, gdy nigdy się nie widzieliśmy, bo działa w nas ten sam Duch, ten sam Pan.

W swoim przemówieniu w Lizbonie Wasza Świątobliwość wyjaśniał, że podstawowe zadanie Kościoła dzisiaj polega na tym, aby ludzi uzdolnić do „patrzenia ponad rzeczami przedostatnimi i szukania rzeczy ostatnich”. Nauka o „sprawach ostatecznych” jest centralną treścią wiary. Traktuje o takich tematach jak piekło, czyściec, antychryst, prześladowanie Kościoła w czasach ostatecznych, powtórne przyjście Chrystusa i Sąd Ostateczny. Dlaczego w głoszeniu panuje tak uderzające milczenie na tematy eschatologiczne, które przecież w przeciwieństwie do wielu wewnętrznych „nieustannie aktualnych” kościelnych problemów są rzeczywiście natury egzystencjalnej i dotyczą każdego?

To bardzo poważne pytanie. Nasze kazanie, nasze przepowiadanie jest rzeczywiście w dużym stopniu jednostronnie nakierowane na tworzenie lepszego świata, podczas gdy rzeczywiście lepszy świat prawie wcale nie jest wspominany. Tutaj musimy zdobyć się na rachunek sumienia. Oczywiście próbuje się otworzyć na słuchacza i mówić to, co leży w zasięgu jego horyzontu. Naszym zadaniem jest jednak także przebijanie i rozszerzanie tego horyzontu, aby móc dostrzec to, co stanowi rzeczy ostateczne.

Te rzeczy to dla współczesnych ludzi trudny orzech do zgryzienia. Jawią się jako coś nierealnego. Ludzie chcieliby zamiast tego otrzymać konkretne odpowiedzi na teraz, na potrzeby codzienności. Ale te odpowiedzi pozostają połowiczne, jeśli nie pozwalają poczuć i jakoś rozpoznać, że wykraczamy poza to materialne życie, że jest i sąd, i łaska, i wieczność. Musimy więc znaleźć nowe słowa i sposoby, aby umożliwić ludziom przebicie się przez barierę skończoności.

Spełniły się wszystkie proroctwa Jezusa, a tylko jedno oczekuje jeszcze na wypełnienie: Jego powrót. To dopiero rzeczywiście potwierdzi słowa o „zbawieniu”. Wasza Świątobliwość ukuł pojęcie „eschatologicznego realizmu”. Co to dokładnie oznacza?

To znaczy, że te sprawy nie są fatamorganą ani jakąś wydumaną utopią, lecz dotyczą konkretnej rzeczywistości. W rzeczy samej musimy być ciągle na bieżąco, bo Chrystus powiedział nam z najwyższą pewnością: Powrócę. To słowo stoi ponad wszystkim. Dlatego pierwotnie celebrowano mszę, będąc zwróconym w kierunku wschodnim, do przychodzącego powtórnie Pana, którego symbolizuje wschodzące słońce. Każda msza jest dlatego wyjściem naprzeciw Przychodzącemu. W ten sposób równocześnie przyjście to jest antycypowane; my idziemy w Jego kierunku — i już teraz, antycypując, On przychodzi do nas.

Porównuję to chętnie z historią o weselu w Kanie Galilejskiej. Pan mówi najpierw do Maryi: „Moja godzina jeszcze nie nadeszła”. Później daje jednak nowe wino i, można powiedzieć, antycypuje godzinę, która dopiero nadejdzie.

Ten eschatologiczny realizm jest urzeczywistniony w Eucharystii: Wychodzimy Przychodzącemu naprzeciw — a On przychodzi i już teraz antycypuje tę godzinę, która kiedyś będzie miała swoje ostateczne znaczenie. Powinniśmy tak to ująć, że wychodzimy naprzeciw ciągle już idącemu do nas Panu, wchodzimy w Jego przyjście — a przez to dajemy się włączać w większą rzeczywistość, która przekracza naszą powszedniość.

Ogłoszona świętą przez Jana Pawła II siostra zakonna Faustyna Kowalska otrzymała przed ponad osiemdziesięciu laty w jednej ze swoich wizji następujące słowa Jezusa: „Ty przygotujesz świat na moje ostateczne przyjście”. Czy trzeba to brać poważnie?

Byłoby błędem chronologiczne rozumienie tego przesłania, jako szykowania nas bezpośrednio na powtórne przyjście. Gdy jednak rozumie się to w alegorycznym, duchowym sensie — że Pan ciągle jest Przychodzącym i że ciągle przygotowujemy się na ostateczne przyjście właśnie wtedy, gdy powierzamy się Jego Miłosierdziu i sami dajemy się przez Niego formować — jest to prawdziwe. Pozwalać się kształtować przez Boże Miłosierdzie jako siłę sprzeciwiającą się brakowi miłosierdzia w świecie — jest przygotowaniem na to, że przyjdzie On sam i Jego Miłosierdzie.

Chciałbym jeszcze podrążyć temat. W jedynej profetycznej księdze Nowego Testamentu, w Objawieniu św. Jana, Apokalipsie, która rozumiana jest jako Dobra Nowina, wszystko nakierowane jest na drugie ukazanie się Chrystusa. Już biblijni uczeni w Piśmie, astronomowie czasów Jezusa i późniejsi mnisi zajmowali się ustalaniem czasu przyjścia Mesjasza. Niemiecki naukowiec Rüdiger Holinski uważa, że poznał ukryte znaczenie siedmiu wspólnot Apokalipsy, do których kierowane są listy. Nie chodziłoby o siedem miejscowości, lecz o siedem następujących po sobie epok historii Kościoła. Tak więc nazwa siódmej i ostatniej wspólnoty, Laodycea (w tłumaczeniu: „prawo ludu”, „sprawiedliwość dla ludu”), oznaczałaby ogólny sprzeciw i dążenie do współdziałania. Paralelna „siódma pieczęć” oznacza epokę naznaczoną przez lęki, depresje, fałszywych proroków i nowe religie, czas, w którym dzieła nie są ani zimne, ani gorące.

Jakkolwiek z tym jest, faktem pozostaje, że świat jest obecnie zagrożony jak nigdy dotąd. W wielu dziedzinach, jak już o tym rozmawialiśmy, zniszczenie naszej planety osiągnęło point of no return. Wiarę dotykają dramatyczne przemiany. Świadomość wiary wysycha, kościoły muszą być zamykane, antychrześcijański dyktat opinii nie działa już tylko w ukryciu i subtelnie, ale całkiem otwarcie agresywnie. Do tego wszystkiego człowiek porywa się na ostatnie biblijne tabu, „drzewo życia”, manipulacje i wytwarzanie życia.

Czy ten obrót spraw skłonił WasząŚwiątobliwość do wskazania w książce o Jezusie na to, że należałoby słowa Jezusa dotyczące sądu zastosować szczególnie do naszej obecnej sytuacji?

Jestem sceptyczny wobec tego typu tłumaczeń. Apokalipsa jest pełną tajemnic księgą i ma wiele wymiarów. Czy to, co mówi egzegeta, jest jednym z tych wymiarów, pozostawiłbym jednak sprawą otwartą. Apokalipsa nie daje w każdym razie żadnego schematu umożliwiającego czasowe spekulacje. Uderzające jest w tym właśnie to, że wtedy gdy sądzi się, że nadchodzi koniec, całość rozpoczyna się od nowa. Oznacza to, że Apokalipsa w tajemniczy sposób odzwierciedla ciągłe trwanie prześla dowań, a równocześnie nie mówi nam, kiedy i jak dokładnie ma przyjść odpowiedź i jak ukaże się nam Pan.

Apokalipsa to nie jest książka nadająca się do chronologicznych obliczeń. Ważne, że każdy czas znajduje się w bliskości Pana. Właśnie my, tu i teraz, podlegamy sądowi Pana i pozwalamy, aby On nas sądził. Święty Bernard z Clairvaux podczas rozważań na temat podwójnego przyjścia Chrystusa — raz w Betlejem, drugi raz na końcu czasów — mówił o„medius adventus”, o przyjściu pośrednim, poprzez które Chrystus ciągle na nowo wkracza w historię.

Myślę, że św. Bernard uchwycił to właściwie. Nie możemy ustalić, kiedy świat dojdzie do swojego końca. Chrystus sam mówi, że nikt tego nie wie, nawet Syn. Musimy jednak ciągle, być w pobliżu Jego przyjścia — i przede wszystkim, mimo przeciwności być pewni, że On jest blisko. Równocześnie powinniśmy zdawać sobie sprawę z tego, że podlegamy Jego sądowi.

Nie wiemy, kiedy to się stanie, ale dzięki Ewangelii wiemy, że to się stanie. „Gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swej chwale i wszyscy aniołowie z Nim — czytamy u Mateusza — wtedy zasiądzie na swoim tronie pełnym chwały”. Będzie oddzielał jednych ludzi od drugich, jak pasterz oddziela owce od kozłów. Wtedy powie jednym: „Weźcie w posiadanie Królestwo przygotowane wam od założenia świata”. Innym zaś powie: „Idźcie precz ode mnie, przeklęci, w ogień wieczny”.

Jednoznaczność ostrzeżeń jest jeszcze podkreślona przez Jana: „Ja jestem światłem, które przyszło na świat, aby każdy, kto we mnie wierzy, nie pozostawał w ciemności”. Jest jeszcze wiele takich słów odnoszących się do sądu. Czy są one jedynie symboliczne?

Oczywiście, że nie. Ten sąd, o którym tu mowa, to prawdziwy Sąd ostateczny. Za, nazwijmy to tak, przedostatni sąd można uznać podsumowanie życia człowieka już w momencie śmierci. Wielki scenariusz z owcami i kozłami, który szkicuje przede wszystkim Mateusz w rozdziale 25, jest próbą obrazowego wyrażenia tego, co niewyobrażalne. Nie możemy wyobrazić sobie tego niesłychanego procesu, w którym stoją przed Panem cały kosmos i cała historia. To musi zostać wyrażone w obrazach, które w jakiś sposób do nas przemówią. Wymyka się naszej wyobraźni, jak to będzie wyglądało.

Ale to, że On jest Sędzią, że odbędzie się prawdziwy sąd, że ludzkość zostanie rozdzielona i że istnieje możliwość bycia odrzuconym, a to ma swoją wagę — to wszystko jest bardzo ważne.

Ludzie mają dzisiaj tendencję, aby mówić sobie: nie będzie z tym wszystkim tak źle. W końcu Bóg nie może być znowu aż taki. Nie, On bierze nas serio. Faktem jest istnienie zła, które jest czymś, co pozostaje i co musi zostać osądzone. Powinniśmy więc być z całą radością wdzięczni za dobroć Boga i okazywaną nam łaskę, ale też trzeba zauważać i uwzględniać w swoim życiu powagę zła, które widzieliśmy w nazizmie i w komunizmie, a które i teraz widzimy wokoło.

Dokąd idziemy?

Przed czternastoma laty pytałem, czy w ogóle opłaca się jeszcze wchodzić na łódź Kościoła, która wydaje się już nieco nadwerężona. Dzisiaj trzeba zapytać, czy ta łódź nie staje się coraz bardziej podobna do Arki Noego. Co myśli Papież na ten temat? Czy możemy na tej planecie uratować się jeszcze własnymi siłami?

Tak czy inaczej człowiek nie może uporać się z historią własnymi siłami. To, że jest zagrożony oraz że zagraża sobie i światu, staje się dzisiaj widoczne także dzięki naukowym opracowaniom. Może uratować się, tylko wykorzystując siły moralne wzrastające w jego sercu. To siły, które mogą pojawić się jako owoc spotkania z Bogiem, siły, które stawiają opór. Potrzebujemy Jego, tego Innego, który nam pomoże być tym, kim sami być nie potrafimy; potrzebujemy Chrystusa, który gromadzi nas we wspólnocie nazywanej przez nas Kościołem.

Według Ewangelii Janowej Jezus mówi w decydującym miejscu, że chodzi o misję otrzymaną od Ojca: „A ja wiem, że wolą Mojego Ojca jest życie wieczne”. Czy to dlatego Jezus przyszedł na świat?

Bez wątpienia. Chodzi o to, abyśmy stali się zdolni do przyjęcia Boga i poprzez to mogli wejść w prawdziwe życie wieczne. On przyszedł po to, abyśmy poznali prawdę, abyśmy mogli dotknąć Boga, aby otwarły się przed nami drzwi i abyśmy odnaleźli prawdziwe życie, które nie będzie już więcej poddane śmierci.

opr. ab/ab



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama