Fragmenty pracy zbiorowej pod redakcją ks. Mieczysława Kożucha SJ i Jacka Poznańskiego SJ
Copyright © Wydawnictwo WAM 2002
Gratia praesupponit naturam et perficit eam1 . Jedna z podstawowych zasad teologicznych, która nie budzi kontrowersji w szerokich kręgach myślicieli chrześcijańskich. Jest stwierdzeniem bardzo ogólnym, tak ogólnym, że łatwo o niej zapomnieć lub trudno dostrzec, iż na poziomie mniej ogólnych stwierdzeń formułuje się sądy jej przeciwne. Przykładem tego rodzaju kontrowersji są dyskusje wokół psychologii i duchowości w odniesieniu do formacji osób powołanych do kapłaństwa lub życia konsekrowanego.
We wprowadzeniu przedstawimy problem miejsca i roli psychologii w dzisiejszym chrześcijaństwie: skąd pochodzą elementarne obawy, jakie zagrożenia niesie ze sobą psychologia, jakie są podstawowe wymogi metodologiczne odnośnie do psychologii i jej zastosowania w formacji, oraz w jaki sposób psychologia może pomóc w misji Kościoła. W ostatniej części wprowadzenia będzie zarysowana struktura publikacji.
Autorzy tekstów zawartych w tej książce starają się zmierzyć z żywym w dzisiejszych czasach pytaniem o miejsce i role psychologii w formacji osób duchownych. Dlaczego jest to pytanie żywe i ważne? Spróbujmy naszkicować niektóre odpowiedzi.
Najpierw rzecz oczywista: zakonnice, zakonnicy, kapłani są dziećmi swoich czasów, są obarczeni tymi samymi problemami, jakie dotykają ich braci i siostry pozostających w świecie. Bóg wybrał ich i powołał do życia konsekrowanego nie dlatego, że byli w jakiś sposób lepsi czy dojrzalsi w porównaniu z innymi, lecz właśnie pomimo ich grzechów i całej niedojrzałości. Powołanie ma nieodłączny element daru i tajemnicy wyrywającej z serca zdziwione pytanie: dlaczego ja? Jest ono zaproszeniem, jakie kieruje Bóg, do szczególnej zażyłości i większej miłości. By jednak być z kimś blisko, aby umieć Go (go) kochać, trzeba najpierw poznać siebie, panować i pracować nad sobą. Wejście i pozostawanie w relacji jest trudem dwu osób (osobno i razem), trudem dojrzewania do coraz to nowych, głębszych jakości; jest wezwaniem do kształtowania swego serca na wzór Serca Jezusa; jest zmaganiem się ze swoimi ograniczeniami, kompleksami, zranieniami, małościami, by móc w końcu wszędzie roznosić autentyczne świadectwo o Jezusie. Nie można tego dokonać bez sięgnięcia do swojej historii życia, bez uświadomienia sobie i przepracowania schematów wyuczonych w rodzinie lub środowisku, z którego się pochodzi. W tej pracy wydatnie pomaga psychologia.
Rodzi się pytanie o to, dlaczego sama tradycyjna asceza nie może dostatecznie pomóc człowiekowi na tym polu? Różne mogą być odpowiedzi na to pytanie.
Trzeba więc najpierw zauważyć, że Bóg chrześcijaństwa jest Bogiem wcielonym. Bóg, Jezus Chrystus, objawia się w ciele ludzkim ukształtowanym przez naturę, w osobie kształtowanej w określonej historii i kulturze. Jezus pokornie przyjmuje ograniczenia natury, historii i kultury — działa zgodnie z nimi, posługuje się nimi, przemienia je. Najbardziej widoczne jest to w krzyżu, kulturowym znaku pogardy, głupoty i słabości, którym Jezus posłużył się, by zbawić
i obdarzyć nadzieją człowieka i świat.
Jeśli zaś chodzi o nagłe nawrócenia, cudowne uzdrowienia, niezwykłe zjawiska to trzeba pamiętać, że nie są one zwykłym działaniem Boga; rzadko Bóg w tak bezpośredni sposób objawia swą potęgę. Jego dzieła często dokonują się w pokorze i cichości.
Bóg nie chce nas wyręczać w rzeczach, które możemy zrobić sami jako społeczność ludzka lub chrześcijańska. Nasza słabość może stać się okazją do tego, by ukazała się miłość braterska, by dać jej szansę, by otworzyć się na miłość i pomoc osoby kompetentnej. Jak mówi św. Paweł: „różne są dary łaski, lecz ten sam Duch” (1 Kor 12, 4). Bóg obdarza darami całą ludzkość, spływają one i na dobrych i na złych, niemniej są one zawsze darami Boga, nawet jeśli ktoś ich używa do niecnych celów — non facultas culpabilis est sed ea male utenium perversitas, zaś abusus non tollit usum2. Bóg udziela swoich darów dla dobra wszystkich, wiedząc o tym, co jest człowiekowi potrzebne w danej chwili. Bóg pragnie także, abyśmy korzystali z tych darów o tyle, o ile nam pomagają3. W takiej więc sytuacji nie można wystawiać Boga na próbę, a nadto ryzykować jakości swojego życia. Zwróćmy więc uwagę na słowa św. Ignacego Loyoli, który sugeruje, aby wszystko czynić tak, jakby zależało jedynie od nas a ufać tak, jak gdyby wszystko zależało od Boga4.
Można by powiedzieć, że dawniej nie korzystano bezpośrednio z psychologii, a przecież formację realizowano, jak się wydaje, z dobrym skutkiem5 . Należy jednak zauważyć, że czasy dawniejsze raczej łagodniej obchodziły się z ludzką psychiką. Współczesne stresy związane z przeludnionymi metropoliami, ciasnymi mieszkaniami, presją trendów kulturowych promujących wartości sprzeczne z ludzką naturą lub funkcjonowaniem rodziny kształtują nowy rodzaj człowieka i to na szeroką skalę: rozbitego i poranionego jak nigdy dotąd.
Taki właśnie człowiek staje wobec zachęty ze strony Kościoła i wołania świata o ludzi świętych, o świadków wiary, nadziei i miłości. Nie można temu sprostać bez formowania dojrzałej osobowości na poziomie religijnym i moralnym, a obecnie coraz wyraźniej na poziomie emocjonalnym. Często z tego poziomu pochodzą największe opory, ale również stąd może płynąć ogromna siła i wzmocnienie w uświęcaniu się całej osoby.
Być świętym to uobecniać Jezusa Chrystusa. Przyobleczenie się w Chrystusa (por. Ga 3, 27) nie oznacza tylko przyodzianie się w Jego słowa lub przyswojenie Jego wartości, ale przede wszystkim przyjęcie Jego sposobów odczuwania i myślenia, reagowania i postaw. Co więcej: dokonać tego trzeba autentycznie, tak by człowiek był jednością. Żeby zostać świętym, być może nie trzeba mieć dojrzałej osobowości, ale przecież idzie tu nie tylko o świadectwo, lecz także o jego moc.
W końcu chodzi też o poczucie pełni swego życia — daru Boga, o odkrycie, rozwój i wykorzystanie talentów, jakimi Bóg obdarza dla swojej chwały i dla dobra innych ludzi.
Gratia supponit naturam, lex divina praesupponit legem naturalem. Rzeczywiste działanie Boga zakłada istnienie w człowieku pewnych zdrowych struktur i procesów charakterystycznych dla istoty ludzkiej nie tylko na jej poziomie ontycznym lub moralnym, ale również emocjonalnym.
I jeszcze jedna kwestia o wydźwięku moralnym. Pytanie, czy można dziś formować bez psychologii zawiera dwie składowe, dwa odcienie znaczeniowe wyznaczone przez dwa sposoby użycia słowa „można”, które nieco inaczej rozkładają akcenty. Po pierwsze, pytamy o to, czy dziś jesteśmy w stanie formować bez zastosowania psychologii lub jej elementów, a po drugie, czy wolno nam dziś formować bez psychologii. Pytanie pierwsze wymaga przyjrzenia się sytuacji dzisiejszego młodego człowieka, jego kondycji psychicznej, jego problemom, a z drugiej strony wymogom, jakie są stawiane formacji, która ma kształtować apostołów przyszłości, zdolnych pomóc dzisiejszym ludziom odnaleźć Chrystusa. Pytanie drugie zależy od odpowiedzi na pierwsze i jednocześnie podkreśla rolę moralnej strony zagadnienia, która odnosi się do każdego chrześcijanina, a szczególnie do osób odpowiedzialnych za formację.
Czego w kontakcie z psychologią człowiek obawia się najczęściej? Wydaje się, że przede wszystkim zdemaskowania, odkrycia pewnych wewnętrznych sprzeczności, z których on sam nie chce sobie zdać sprawy, a tym bardziej odkryć je przed kimś. To bowiem prowadzić może do wstydu a zarazem domagać się zmiany, wejścia na niepewny grunt. Taki obraz psychologii odziedziczyliśmy ze społecznego i popularnonaukowego przekazu ukształtowanego na bazie rewolucji, jakiej w psychologii dokonał w początkach XX wieku Freud i jego uczniowie. Ale nie jest to cała prawda o psychologii, a tylko niewielka, choć istotna jej część.
Psychologia głębi jest psychologią typowo demaskującą. W chwili swego pojawienia się była ogromnym postępem6. Świadomość okazała się nie być jedynym czynnikiem psychicznym w człowieku. Zaczęto wówczas dużą rolę przypisywać sferze nieuświadomionych motywacji. Demaskowanie, czyli szukanie tego rodzaju motywacji ma jednak swoje granice. Nie jest łatwo je uchwycić. Granice te wyznacza to, co jest prawdziwe, a więc jako takie nie może być zdemaskowane. „Jeśli jednak demaskowanie nie zatrzyma się przed tym, co prawdziwe, wtedy demaskujący psycholog demaskuje już tylko jedno: swój własny cynizm. Mania demaskowania jest wtedy podświadomie motywowaną chęcią pozbawienia tego, co ludzkie wszelkich wartości”7.
Jak już jednak powiedziano, psychologia głębi nie jest jedyną szkołą psychologiczną (sama zresztą jest wewnętrznie bardzo zróżnicowana). Badania bogactwa życia psychicznego człowieka zaowocowały wielością odmiennych nurtów psychologicznych, opartych na odmiennych założeniach, m.in. tych, które dotyczą potencjalnego pacjenta.
„Niebezpieczeństwo nie polega na tym, że naukowcy się specjalizują, lecz na tym, że specjaliści generalizują swe specjalizacje”8. Oto jest problem owych „terribles généralisateurs” (Frankl). Zagrożeniem dla człowieka (bo w formacji chodzi o człowieka, o jego prawdę, nie zaś o jakieś „ideologiczne principia chrześcijaństwa”) jest nie psychologia jako taka, lecz psychologizm. To forma psychologii, która ze swego aspektowego punktu widzenia, po pierwsze, buduje obraz świata, a po drugie, przypisuje sobie uprzywilejowany dostęp do obiektywnej rzeczywistości (a więc rości sobie prawo do bycia jakąś postacią metafizyki). Wtedy to zaczynają pojawiać się kuriozalne opisy rzeczywistości: dręcząca potrzeba duchowa staje się „jedynie” chorobą psychiczną a metafizyczny niepokój9 — objawem nerwicy. Oczywiście psychologizm może „uleczyć”, tzn. doprowadzić do tego, że człowiek pozbędzie się udręki i cierpienia. Jednak koszty tego są ogromne: utrata tego, czym człowiek jest, okaleczenie jego istoty, jego osoby. A wypierać można nie tylko popędy, ale także potrzeby duchowe i religijne10. Arbitralne zaprzeczenie istnienia duchowości w człowieku staje się niekompetencją, gdy koncepcja psychologiczna ufundowana na tym przeświadczeniu chce podjąć problematykę duchową11. Słusznie zauważa Frankl, że psychologizmowi ginie sprzed oczu realność osoby w człowieku lub też, w najlepszym wypadku, traktując osobę jak rzecz stara się zobiektywizować osobową egzystencję (a przecież egzystencję można tylko objaśnić) i jest ślepy na wartości (przedmioty intencji zostają zatracone w procesie obiektywizacji intencjonalnych aktów duchowych). Rzutowanie, które się tutaj dokonuje, z „przestrzeni” duchowej na „płaszczyznę” psychiczną powoduje, że „każdy akt duchowy traci swoje intencjonalne odniesienie do przedmiotów transcendentnych [...]” i „powstaje w miejsce stanu duchowego — stan psychiczny. [...] Wizji Bernadetty Soubirous nie można wtedy odróżnić od halucynacji jakiejkolwiek histeryczki, a zarówno Mahomet, jak i Dostojewski stoją w jednym rzędzie z innymi epileptykami”12. Dlatego psychologia, aby nie stać się psychologizmem, musi zdać sobie sprawę ze swoich metodologicznych granic, z realności osoby (egzystencji podmiotu duchowego) oraz istnienia świata wartości. To ostatnie jest ważne tym bardziej, że, nolens volens, każda psychologia kieruje się jakimiś wartościami — robi to każda nauka, choć sama może ich nie dostrzegać w tym, co bada. Ostatecznie jednak „to, o co tu chodzi, to nie technika, lecz duch, który posługuje się techniką; są to dwie różne rzeczy, czy aparat się stosuje, czy też pacjenta uważa się za aparat lub mechanizm”13.
Tak więc kwestią zasadniczą jest postawa psychologa lub osoby, która odwołuje się do psychologii. Nie ma się więc o co oburzać na psychologię jako naukę. Aby psychologia nie stała się szarlatanerią, jej procedury i struktury muszą spełniać pewne rygory metodologiczne. Psychologia jako całość albo dany jej kierunek nie musi, a nawet z czysto metodologicznego punktu widzenia, nie powinna być otwarta na transcendencję. Natomiast psychologia powinna być narzędziem stosowanym zgodnie z poczuciem ludzkiej godności pacjenta oraz z przekonaniem o aspektowości ujęcia. Człowiek „jest” bowiem fizjologią i popędami, ale nie tylko tym — dużo więcej niż tym14. Jest on unitas multiplex — antropologiczną jednością pomimo ontologicznych różnic pomiędzy rozmaitymi rodzajami bytu, z których składa się owa jedność. Ją samą zaś można odnaleźć tylko w sferze tego, co przynależy jedynie człowiekowi — autotranscendencji. Trzeba tu jednak przestrzec przed pokusą wartościowania i hierarchizacji wymiarów, bo łatwo zagubić całą prawdę o człowieku.
W ten sposób można by ująć warunki minimum przydatności psychologii dla potrzeb formacji. Takie ujęcie pozwala uchronić psychologię przed ideologizacją zarówno ze strony naturalistycznie nastawionych badaczy, jak i chrześcijańskich apologetów.
Chodzi tu o dwa zagadnienia. Po pierwsze, o korzystanie z usług psychologów, a po drugie, o stosowanie psychologii i jej elementów przez ludzi Kościoła, głównie kapłanów, duszpasterzy i formatorów, szczególnie w kontekście formacji, duszpasterstwa ogólnego oraz kierownictwa duchowego.
Psychologia oraz jej różne kierunki stały się dla wielu ludzi Kościoła, zatroskanych o rzeczywisty kontakt ze współczesnym człowiekiem, jego mentalnością i problemami, inspiracją do wypracowania takiego spojrzenia na osobę, które bardziej dowartościowało złożoność i całościowość jego struktury i różnych poziomów warunkujących siebie wzajemnie15.
W seminariach duchownych od lat wykłada się przedmiot „psychologia pastoralna”. Nie zaspokaja to jednak w sposób zadawalający realnych potrzeb nie tylko duszpasterstwa, ale i formacji permanentnej osób duchownych. Oczywiście, potrzebne jest intelektualne opanowanie pewnych treści i wiedzy o zasadach i metodach, jakie wypracowała psychologia, a jakie są pomocne przy kontaktach z wiernymi, zwłaszcza tymi, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji życiowej. W tym punkcie zasadniczo nie ma obiekcji — każde Ratio studiorum daje temu wyraz. Dla wielu kłopot pojawia się wówczas, gdy rodzą się pytania, czy wiedza ta będzie przydatna w konkretnej sytuacji i jak teorię zastosować w praktyce.
Zasady i metody psychologii stosowane przez człowieka (nawet wykształconego psychologa), który nie odniósł ich najpierw do siebie i nie poznał przy ich pomocy siebie, bez wątpienia mogą prowadzić do manipulacji innymi ludźmi. Każda pomoc i wsparcie ludzkie zakłada na zasadzie zwykłej uczciwości, że osoba pomagająca zna swoje własne mechanizmy obronne, potrzeby, ucieczki, lęki. Dlatego do spotkania z wiernymi, które z natury jest spotkaniem z całym człowiekiem, a nie tylko z jego duszą, trzeba formować także na poziomie ludzkim, psychologicznym.
Psychologia stosowana w formacji pomaga otworzyć w człowieku (duchownym) różne zakamarki jego osobowości, pomaga „ochrzcić” je, nakierować na wartości duchowe i zintegrować z całą osobowością. Nemo dat quod non habet. W czasach, gdy tak wielu ludzi posiada rozchwiany wymiar emocjonalny, co często nakłada się i oddziałuje na życie duchowe, głębsze zrozumienie problemów ludzi wymaga integralnego spotkania, a także integralnej pomocy.
Dojrzała osobowość od strony psychicznej i afektywnej pozwala duchownemu na budowanie zdrowej filozofii życia, ułatwiającej mu otwieranie się na wartości transcendentne, przyswajanie ich sobie i komunikowanie innym. Taki człowiek ma poczucie pewnej równowagi, pełni życia, wolności, efektywności w relacjach z innymi. Aby to osiągnąć nie wystarczy tylko zdawać sobie sprawę z tego, że tak jest. Konieczne jest odpowiednie wychowanie i pozytywne doświadczenie życia16.
Dojrzałość psychiczna stwarza pasterzowi wiele cennych możliwości. Doświadcza on wolności i zdolności emocjonalnego uczestnictwa w stanie duszy wiernego, nawiązuje żywe relacje autentycznej miłości (bez tendencji do dominacji lub zagarniania) i spokojnie stawia czoło wahaniom nastrojów kruchego psychicznie wiernego. Taki pasterz posiada wtedy zdolność zachęcania wiernego do tego, by jego życie chrześcijańskie było indywidualną drogą wiary i stawało się coraz pełniejsze.
Dzisiaj ujawnia się ogromna potrzeba kierownictwa duchowego i samych kierowników duchowych. Merton uważa nawet, że „kierownictwo duchowe w przypadku osób duchownych jest w sensie moralnym konieczne”17. I choć przewodnikami duchowymi nie muszą być duchowni, kapłani (święcenia bowiem nie czynią automatycznie ojcami duchowymi, chociaż dają pewne predyspozycje duchowe ku temu), niemniej często w nich upatruje się takich ludzi. Okazuje się jednak, że właśnie oni często nie dorastają nawet do standardu dojrzałości ludzkiej, a ich wiara nie jest dla nich czymś osobistym, przez co nie potrafią wyrazić wiary (na najgłębszym, egzystencjalnym poziomie) w relacji międzyosobowej18. Kierownictwo nie jest relacją hierarchiczną, do jakiej nieco przywykli już kapłani, a która często staje się ich parawanem. W kierownictwie duchowym winno ujawnić się braterstwo w wierze i duża autentyczność w jej przeżywaniu. Dlatego umiejętność wchodzenia w relację kierownictwa duchowego jest ważnym miernikiem dojrzałości ludzkiej i chrześcijańskiej.
Kierownik duchowy musi pamiętać, że zawsze, nawet wtedy, gdy tego nie chce, oddziałuje (pomaga lub szkodzi, zależnie od dojrzałości psychicznej) na osobę, której towarzyszy także na poziomie psychologicznym19. Dlatego warto, aby czynił to świadomie, pamiętając przy tym, że kierownictwo duchowe nie jest psychoterapią. Musi też uważać, by nie uprawiać czegoś na kształt „psychoterapii duchowej”. Jest to związane z redukcjonizmem „skierowanym w górę”, tzn. kierownik duchowy stara się rozwiązywać na poziomie czysto duchowym problemy specyficznie psychologiczne. W takiej sytuacji warto polecić psychologa lub psychiatrę, który szanuje sferę religijną człowieka, mając świadomość, że ordo gratiae praesupponit ordinem in natura.
Te kilka uwag wskazuje na szeroki zakres zastosowania psychologii w Kościele, w jego misji oraz posłudze i może stanowić dla ludzi Kościoła szansę do uczenia się pokory i większej wdzięczności za dary, którymi Bóg nigdy nie przestaje obsypywać swoich dzieci.
Książka jest próbą interdyscyplinarnego spojrzenia na rzeczywistość formacji. Składają się na nią artykuły specjalistów, zajmujących się tak teorią, jak i praktyką duchowości, formacji, posługi duszpasterskiej, pomocy psychologicznej i terapii.
Publikacja składa się z dwu części. Pierwsza zawiera artykuły, które tytułowe zagadnienie przedstawiają z różnych punktów widzenia. Tak więc po omówieniu podstaw problematyki związku teologii duchowości z psychologią przedstawionego w nauczaniu papieży i Soboru (Szkodoń) oraz w świetle analiz stanu duchowego współczesności (Gogola), następuje artykuł przedstawiający posoborowe problemy życia zakonnego i osób powołanych (Olech). Kolejny artykuł zarysowuje teologiczne podstawy formacji w duchu Soboru Watykańskiego II i najnowszych dokumentów Kościoła (Gogola). Następny tekst stara się ujawnić, w oparciu o doświadczenie św. Ignacego Loyoli, istotną więź pomiędzy emocjami i przeżyciem religijnym a, w związku z tym, formacją religijną (Kożuch). Przedostatni artykuł (Trojan) odwołując się do prac i koncepcji Luigiego M. Rulli prezentuje wypracowaną przez niego integralną antropologię oraz pewne metody formacji (kolokwium wzrostu). W końcu zostaje zaprezentowany przykład konkretnej współpracy obydwu dziedzin na polu rozeznawania powołania (Kroplewski).
Druga część zawiera opis całej publikacji w języku angielskim, listę autorów oraz wybraną literaturę odnoszącą się przede wszystkim do tematu wzajemnych relacji psychologii, duchowości i formacji.
Jacek Poznański SJ
1 Łaska zakłada naturę i ją doskonali. Por. Tomas de Aquino, In I Sent. d. 17 q. 1 a3 arg 3; In III Sent. d. 24 q. 1 a3 corp.; S. Th. I—II 99, 2 ad 1. Historyczno—teologiczne oraz systematyczno—teologiczne omówienie tej zasady patrz: Lexikon für Theologie und Kirche, begr. von M. Buchberger, hrsg. von W. Casper, vierter Band, Freiburg in Breisgau, vollig neu bearb. Aufl., 1995, s. 986-988.
2 Nie w możliwości tkwi wina, lecz w przewrotności złego używania. Nadużycie nie usuwa możliwości użycia.
3 Por. św. Ignacy Loyola, „Zasada i fundament”, CD 23.
4 „Musimy ufać Bogu tak, jakby wszystko zależało od nas, a nie od Boga. Musimy jednak zaangażować nasze siły tak, jakby wszystko zależało od Boga, a nic od nas” (por. św. Ignacy Loyola, Pisma wybrane, Kraków 1969, t. 1, s. 588).
5 Oczywiście problemy zawsze były, przypomnijmy chociażby sytuację Kościoła w przededniu Reformacji: upadek moralności na wszystkich poziomach hierarchii kościelnej, choroby psychiczne duchownych, rozmijanie się z powołaniem, odejścia ze stanu duchownego (po Soborze Watykańskim II) itd. Trzeba też zaznaczyć, iż dawniej również istniało wielu psychologów, może nie zdawali sobie sprawy z roli, niemniej świetnie obeznanych z tajnikami ludzkiej psychiki (np. Ojcowie pustyni).
6 Jest ona też jednym z punktów zwrotnych pod względem antropologicznym. Za pierwszy taki punkt zwrotny można by uznać teorię Kopernika, która pozbawiając Ziemię jej wyróżnionego miejsca w strukturze świata, zakwestionowała również średniowieczny antropocentryzm (oczywiście przy całym nakierowaniu rzeczywistości na Boga w tej epoce). Następnie prace Darwina w połowie XIX wieku ukazały organiczną przynależność człowieka do świata natury na poziomie cielesności. Freud zaś zasugerował, że i psychika, to, co wydawało się specyficznie ludzkie, jest zakorzeniona w naturze. Rzeczywiście, tempo przemian świadomości społecznej pod wpływem tych teorii mogło przerazić wielu.
7 V. E. Frankl, Homo patiens, Warszawa 1971, s. 144. Refleksje zawarte w tym rozdziale wiele zawdzięczają wizji Frankla, jaką przedstawił w swoich pracach: Homo patiens i Pluralizm nauk a jedność człowieka (w: Homo patiens, s. 5-127 i 139-150). Omówienie filozoficznych poglądów Frankla znaleźć można np. w: R. P. Silva, Psicoterapia e religione in Viktor Frankl confronto tra logoterapia e filosofia, Roma 1985. Por. także: H. Benisz, O pewnym sporze antropologicznym. Od psychoanalizy Freuda do analizy egzystencjalnej Frankla, czyli jak powstała nieredukcjonistyczna koncepcja człowieka, Przegląd Filozoficzny — Nowa Seria, 3 (1994) 3, 63-80; M. Wolicki, Człowiek w analizie egzystencjalnej Wiktora Emila Frankla, Przemyśl 1986 i Podstawy filozoficzne analizy egzystencjalnej i logoterapii, Wrocław 2001.
8 Homo patiens, s. 140
9 Zob. L. Kołakowski, Horror metaphysicus, Warszawa 1990, s. 21—28. Historia filozofii wskazuje, że człowiek odczuwa podstawowe i nieusuwalne przekonanie o tym, że pod zjawiskową powierzchnią znajduje się jakiś prawdziwie realny świat. Współczesne trendy w kulturze Zachodu wydają się zmierzać do uśpienia owego „podejrzenia”-zjawiska, które choć samo nie jest religijne, jednak jest przedpolem wszelkiej religijności.
10 Owo wyparcie również się mści: „kiedy sens sakralny ulatuje z kultury, sens tout court ulatuje także”, jak zauważył L. Kołakowski, Odwet sacrum w kulturze świeckiej. W: Czy diabeł może być zbawiony i 27 innych kazań, Londyn 1983.
11 Por. Homo patiens, s. 17.
12 Tamże, s. 29.
13 Tamże, s. 150.
14 Por. tamże, s. 156-157.
15 Dzisiaj możemy spotkać wielu duchownych, którzy są psychologami. Nas jednak interesują ci, którzy twórczo rozwijają dialog chrześcijaństwa z nauką. Por. np. B. Giordani, La psicologia in funzione pastorale. Metodologia del colloquio, Roma, 1981, który swoje badania inspirował nurtem psychologii humanistycznej wywodzącej się od Maslowa, a swoją koncepcję „colloquio pastorale” oparł na metodach Rogersa i Carkhuffa. Także Luigii Rulla, Franco Imoda, Joyce Ridick stosując w swoich badaniach psychologię głębi wypracowali między innymi metodę chrześcijańskiej formacji zwaną „kolokwium wzrostu”. Np. patrz ich autorstwa: Entering and leaving vocation: Intrapsychic dynamics, Roma 1976.
16 Por. B. Giordani, La psicologia in funzione pastorale, s. 104-106.
17 Por. T. Merton, Kierownictwo duchowe i medytacja, Kraków 1995, s. 22. „Gdziekolwiek pojawia się szczególna misja lub powołanie pewne minimum kierownictwa duchowego wynika z samej natury powołania”. Por. także tamże, s. 20-28.
18 Por. W. A. Barry, W. J. Connolly, Kierownictwo duchowe w praktyce, Kraków 1992, s. 161.
19 Por. M. Costa, Direzione spirituale e discernimiento, Roma 1993, s. 38 nn. Podobnie jest z psychologiem. Jego pomoc psychologiczna zawsze znajduje jakiś rezonans na poziomie duchowym pacjenta. Warto w tym miejscu zdać sobie sprawę z tego, że kierownictwo duchowe nie jest sakramentem spowiedzi, poradnictwem pastoralnym, przepowiadaniem Ewangelii pojedynczej osobie, psychoterapią, konsultacją psychologiczną. Por. tamże, s. 37-39.
opr. ab/ab