Zabawa trwa

Polska się bawi - ale czy zabawa to pełnia radości?

Polska się bawi. W końcu doganiamy Zachód. Tam się bawią od dawna. My tak na dobre dopiero zaczynamy, ale po szarzyźnie PRL-u mamy zapewne większą na to chrapkę niż oni. Więc tylko nielicznym przeszkadza bożonarodzeniowy wystrój centrów handlowych już w listopadzie, kolędy sprzedawane razem ze zniczami, kalendarze z roznegliżowanymi panienkami na jednej półce z tymi ze zdjęciami Jana Pawła II, niezliczona ilość — coraz bardziej barwnych, coraz bardziej tandetnych i żerujących na coraz niższych naszych instynktach — programów telewizyjnych (tzw. rozrywkowych). Ale właściwie dlaczego ma to przeszkadzać? Skoro jest fajnie!

Czyż to nie gratka, wygrać milion w jeden wieczór, albo sms-em wyeliminować kogoś z programu, w którym emocje są tak sztucznie podkręcone, że wydaje się, że obecność tam, to sprawa życia lub śmierci. Można wtedy współczuć tym, co odpadli i płaczą rzewnymi łzami, tuląc w ramionach niemowlę (nieważne czy cudze, czy własne, ważne, że ckliwie wygląda). Albo przeżywać radość cały dzień, bo nasz faworyt (dzięki naszemu zaangażowaniu — przecież głosowaliśmy) ma kolejny tydzień, żeby znów błysnąć na wizji, prowadząc ekscytujący dialog z jurorami (autorytetami?). I jest o czym rozmawiać, co przeżywać, czym się ekscytować. Wszyscy są zadowoleni i „gwiazdy” w szklanym okienku, i my z pilotem w ręku. W końcu możemy spędzić czas razem z dziećmi, w końcu jest coś, co łączy pokolenia i podoba się wszystkim bez względu na wiek.

Zatrzymajcie świat — wysiadam

Tylko dlaczego coraz więcej młodych nie chce brać udziału w tym nieustannym świętowaniu? Dlaczego coraz większa liczba ma depresje, nie widzi sensu życia, a co najbardziej przerażające wzrasta ilość samobójstw? A najgorzej jest w krajach, gdzie to świętowanie trwa już od dawna. Tam statystyki są przerażające. Niestety ta tendencja u nas też zwyżkuje. Przypadek?

Z badań wynika, że na depresję na początku lat 80. ubiegłego stulecia cierpiało w Polsce prawie 20% siedemnastolatków. Teraz, wśród uczniów szkół ponadpodstawowych, na zaburzenia depresyjne cierpi już prawie 50% uczących się w liceach i 65% uczniów szkół zawodowych. Dlaczego? Co się stało? A to jeszcze nie wszystko! W ciągu ostatnich trzydziestu lat liczba samobójstw w grupie wiekowej od 15 do 19 roku życia zwiększyła się trzykrotnie. Dane statystyczne podają, że 40% uczniów szkół średnich rozważało samobójstwo. Zjawisko jest na tyle niepokojące i na tyle ważkie, że opracowany został m.in. przez Ministerstwo Edukacji Narodowej i Rzecznika Praw Dziecka poradnik dla nauczycieli „Zapobieganie samobójstwom”.

Co się zatem dzieje, jeśli młodzi mają zapewniony byt, dostęp do wiedzy, wolność, coraz bardziej znają swoje prawa, mogą z nich korzystać, ba, mogą się bawić do woli? Co jest więc nie tak? I gdzie szukać odpowiedzi? A może w ogóle jej nie szukać, tylko zaaplikować sobie jeszcze jakiś program rozrywkowy, żeby nie czuć dyskomfortu własnych myśli związanych z takim niemiłym tematem albo pójść na przedświąteczne zakupy?

 

U nowicjuszy

Zamiast na zakupy trafiłam jednak do Czerwińska nad Wisłą, szukając odpowiedzi. Dlaczego tu? Ta (obecnie) wieś, licząca ok. 1200 mieszkańców, może poszczycić się niezwykle bogatą historią i XII-wiecznym klasztorem kanoników regularnych. Ale nie ze względu na historię wybrałam to miejsce, tylko dlatego, że tu mieści się nowicjat jednej z salezjańskich prowincji.

Chciałam się spotkać z kandydatami do Zgromadzenia Salezjańskiego i zapytać, co dla nich jest źródłem radości. I czy w ogóle można mówić o radości, jak się jest w nowicjacie? Przecież to czas odosobnienia, rozpoznawania powołania, ciężkiej pracy nad swoim charakterem pod (czujnym!) okiem mistrza nowicjatu... Czyż to nie katorga raczej? Kto może się wydawać bardziej nieszczęśliwy niż oni? Pewnie w piątek, kiedy pół Polski siedzi przed telewizorami, bo kolejne „gwiazdy” śpiewają, tańczą, jeżdżą na lodzie czy co tam jeszcze robią w cyrku, oni odprawiają Drogę Krzyżową... Biedni.

Okazało się jednak, że nawet oni mają swoje radości. Nastawiłam się na naprawdę poważne wypowiedzi, a tu okazało się, że pierwszym wskazanym przez nich źródłem radości jest... wyjazd magistra. Najlepiej kilkudniowy. No to mnie zaskoczyli poczuciem humoru — tak na dobry początek. Później jednak było też poważnie. Dla Pawła np. źródłem prawdziwego zadowolenia jest pokonywanie własnych ograniczeń. Takie życie, to dla niego wyzwanie, rezygnacja z własnej rodziny — żony, dzieci, to nie tylko postawienie sobie poprzeczki jak najwyżej, to także męska przygoda, której mogą sprostać naprawdę najtwardsi. Poradzić sobie z samotnością dzień po dniu nie jest zadaniem dla mięczaków. Dla Patryka natomiast radością jest poświęcenie swojego życia dla młodzieży, dlatego chce być salezjaninem. Michał natomiast nie chciał czerpać radości ze stania z kolegami pod budką z piwem, szukał czegoś więcej, romantycznie wymyślił sobie, że chce być rycerzem największego Pana. Dla każdego z nich niewątpliwie źródłem radości są spotkania z grupami młodzieży. W końcu to im jako salezjanie chcą poświęcić swoje życie.

Nasze spotkanie trafnie podsumował magister nowicjatu, ks. Adam Homoncik, mówiąc, że „w wypowiedziach chłopców ani razu nie padło słowo Bóg, a przecież oczywiste było, że dla każdego z nich to On jest źródłem tej najwyższej radości, to dla Niego są w stanie zrezygnować z własnej rodziny, to do Niego podążają, kształtując swój charakter i chcąc oddać swoje siły wychowaniu młodzieży, żeby później móc odpocząć w wiecznej radości w Niebie.”

Mając tak poukładany system wartości i takie Źródło Radości, można nawet bez szkody zerknąć na weekendową papkę telewizyjną...

 

W oratorium

Czerwińsk, to jednak nie tylko nowicjusze, to także sanktuarium Matki Bożej Pocieszenia, to Ośrodek Młodzieżowo-Powołaniowy „Emaus”, Salezjański Ruch Ewangelizacyjny „Saruel”, ale także — typowe dla każdej placówki salezjańskiej — oratorium. Spotkałam w nim ks. Łukasza Owsiankę, salezjanina odpowiedzialnego od roku za funkcjonowanie i rozwój tego dzieła. Ks. Łukasza nie ma co pytać, co sprawia mu radość, bo po tym, jak opowiada o pracy z młodzieżą wszystko jest jasne.

Do oratorium przychodzą maluchy, ale też całkiem poważna już młodzież. Każdy z nich znajduje tu coś dla siebie. Np. Klaudia jest animatorką, ma 16 lat i od prawie 7 związana jest z oratorium. Najpierw przychodziła, bo świetnie się tu bawiła jako dziecko, a teraz chce, żeby inne dzieci też się tu dobrze bawiły. Z entuzjazmem opowiada o prowadzonych przez siebie zajęciach, o radości dzieci i o tym, jak ogromnym jest to dla niej źródłem zadowolenia sprawiać komuś radość i poświęcać mu swój czas. Dla niej to sama przyjemność. Podobnie jak dla Bartka, który ma 15 lat i jest odpowiedzialny za ministrantów. Nie przeszkadza mu, że do oratorium musi dojeżdżać trzy kilometry, najważniejsze jest, że może podzielić się swoją wiedzą, przekazać to, czego ktoś go wcześniej nauczył. Do oratorium, podobnie jak Klaudia, przychodzi już od 7 lat.

Kiedy zapytałam, czy nie wolą pograć na komputerze lub pooglądać telewizję, zamiast poświęcać swój czas innym, odpowiedzieli, że i na komputer, i na telewizor też mają czas. Z niczego nie muszą rezygnować, ale że potrzebują czegoś więcej. Drugiego człowieka. Chcą też dawać, po prostu czuć się potrzebni.

●●●

Ci, których spotkałam w Czerwińsku, znaleźli swoje miejsce, swoje Źródło zadowolenia. Nie negują świata, w którym żyją, nie mają potrzeby otaczać się murem, mają jednak potrzebę czegoś więcej niż im oferuje. Dla nich zabawa proponowana przez media to za mało. Aktywnie poszukiwali czegoś więcej. A ponieważ znaleźli, są i radośni, i spokojni, i spełnieni. Nawet typowe dla wieku młodzieńczego trudności czy niepowodzenia przyjmują spokojniej, naturalniej. Teraz tylko trzeba im wytrwać i nie pogubić się...

Na całe szczęście nadal można znaleźć prawdziwy sens, prawdziwą radość. Choć może rzeczywiście ostatnimi czasy, w zalewie tej złudnej, powierzchownej, sztucznie rozdętej, trzeba się o wiele bardziej przy tym natrudzić.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama