Święta Anno, prośże wnuka...

O Dominikankach Klauzurowych

Pielgrzymi, udający się do Częstochowy znają dobrze to miejsce — charakterystyczne kopuły sanktuarium św. Anny zapowiadają, że odległość od sanktuarium Jej Córki jest już niewielka. Piękny zabytkowy zespół klasztorny staje się na jedną noc domem setek pielgrzymów. Na stałe mieszka tu 34 mniszek z Zakonu Dominikanek Klauzurowych.

W kaplicy znajduje się późnogotycka figura św. Anny Samotrzeciej, trzymającej w ramionach Maryję i Pana Jezusa. Słynąca łaskami przyciąga pielgrzymów - za pośrednictwem babki Jezusa dziadkowie i babcie proszą o łaski dla wnuków i odwrotnie, a małżonkowie o dar rodzicielstwa. - Święta Anna hojnie udziela łask, uwzględniając powiązania rodzinne — tłumaczą specyfikę sanktuarium siostry dominikanki.

Dni wspólnoty zakonnej są jednostajne, wypełnione modlitwą i pracą. Od czasu do czasu przybywają pielgrzymi żeby modlić się przed figurą Patronki, prosić siostry o modlitwę, opowiedzieć o kłopotach, zaopatrzyć w cudowną maść ziołową. „Święta Anno, prośże Wnuka, niech ma każdy, czego szuka” — odmawiają prastarą modlitwę i zazwyczaj udają się dalej, na Jasną Górę.

Raz do roku w klasztorze robi się gwarno — nocują tu pielgrzymi, podążający do Częstochowy z grupą warszawską. Wielkim wydarzeniem jest odpust św. Anny. Jej kult jest tu tak wielki, że nawet za komuny 26 lipca nikt nie pracował — i nie było sposobu, aby ludzi zmusić do odejścia od tej wiekowej tradycji.

Barokowy kościół i klasztor nie były jednak wznoszone dla dominikanek — wybudowali je ojcowie bernardyni. Dlatego jedna z kaplic poświęcona jest św. Franciszkowi. Kościół, uwieńczony dwoma kopułami i wieżą powstał w latach 1609-1617, budowę klasztoru ukończono zaś w 1668.

Bernardyni zdecydowali się założyć klasztor „na pustkowiu” z bardzo konkretnych powodów — oto w miejscu, w którym nie było nic prócz bagien, lasów i zagubionych wśród nich wiosek w XV w. pasterzowi, pilnującemu trzody, zaczęła ukazywać się św. Anna. Objawieniom towarzyszyły cuda — mieszkańcy okolicznych wiosek uzyskiwali zdrowie. Ponieważ widzenie się powtarzało, z polecenia proboszcza z Przyrowa ks. Węgierskiego, na miejscu objawień postawiono krzyż, później wybudowano kaplicę, w której umieszczono figurę św. Anny. Stara tradycja podaje, że figurę znaleziono na miejscu objawień, choć jest i wersja „konkurencyjna” - miał ją wyrzeźbić pasterz, któremu święta się ukazywała.

Kult matki Najświętszej Maryi Panny wzrastał, miejsce stawało się znane z powodu cudów, uzyskanych za jej pośrednictwem, dlatego na początku XVII w. przybyli tu bernardyni, którzy czczą św. Annę jako szczególną Patronkę. Pierwsi gospodarze i budowniczowie klasztoru pozostawili ślady swojej duchowości i pobożności — w głównym ołtarzu znajduje się cenny XVII-wieczny krucyfiks — franciszkanie szczególnie czczą mękę Pana Jezusa, zaś w krużgankach można podziwiać „Taniec śmierci” — bardzo przypominający obraz, znajdujący się w krakowskim kościele ojców bernardynów. Malowidło, przedstawiające śmierć, biorącą „w tany” wszystkich — od możnych tego świata — cesarzy, królów, książąt i papieży po ubogich kmieci, miało przypominać o kruchości ludzkiego życia i o tym, że nic nie trwa wiecznie.

O tym, że nic nie trwa wiecznie przekonali się także ojcowie bernardyni — pierwsi kustosze sanktuarium. Po 250 latach obecności, po powstaniu styczniowym, zostali usunięci ze św. Anny. Do opustoszałego klasztoru przybyły siostry dominikanki, które z kolei wyrzucono — w ramach kasaty wszystkich klasztorów — z ich domu w niedalekim Piotrkowie Trybunalskim. Był rok 1869.

Mniszki miały dokonać tu żywota — w ten sposób miał być rozwiązany problem zakonów, które carat słusznie uznał za siedliska patriotyzmu i oporu. Mimo zakazu, siostry przyjęły kilka nowicjuszek, dla zmylenia władz zatrudnionych jako „ogrodniczki”. I tak dotrwały do normalności.

Obecnie w klasztorze mieszka 34 siostry, w tym trzy profeski czasowe, pięć nowicjuszek (jedna z nich pochodzi z Wilna). Życie sióstr upływa na modlitwie i pracy. Nim w XIII w. św. Dominik Guzman założył Zakon Kaznodziejski, całe dziesięć lat wcześniej założył wspólnotę mniszek w Prouille. Ukryte za klauzurą siostry już od piątej rano modlą się za Kościół, braci, Ojczyznę, zbawienie dusz. Mniszki tłumaczą, że to taki podział ról w rodzinie dominikańskiej, który ustalił już ich Założyciel, pragnąc zapewnić „zaplecze modlitewne” dla braci — bracia mówią ludziom o Bogu, zaś siostry — Bogu o ludziach.

A ponadto pracują zarobkowo, w ogrodzie, gotują, sprzątają. Mają pięć krów, kury i sporo pola — łąk i warzywnik, w którym uprawiają warzywa na własne potrzeby. Siostry mają szklarnię, a także zachwaszczone pole, które oczyszczają powoli, gdyż chcą tu założyć sad.

Warzywnik ważny jest także z powodu ziół, które siostry zbierają w maju, by z ich domieszką na bazie łoju wyprodukować słynną maść, której receptura liczy ponad 200 lat i skutecznie leczy choroby skóry i podrażnienia. Jednak trzeba spełnić ważny warunek — przed użyciem odmówić modlitwę do św. Anny. Czasami maść przynosi nie wyjaśnione przez medycynę skutki. Czyli — zdarzają się cuda.

W ogrodzie siostry sadzą także rośliny, których pestki później używają do wykonania różańców. Ponadto szyją habity dla braci, szaty liturgiczne, alby. Ojcowie z prowincji polskiej zaopatrują się w te dobra u mniszek — swojego zaplecza modlitewnego.

Do klasztoru przybywają także pielgrzymi, uczestnicy rekolekcji i dni skupień, więc troska o dom pielgrzyma jest kolejną pracą sióstr.

Życie w klasztorze płynęłoby bez zakłóceń, gdyby nie kłopoty, związane z utrzymaniem wspólnoty, a także z konserwacją zabytkowego klasztoru. Zabytkowe barokowe kopuły wymagają pokrycia miedzianą blachą. Gdy otrzymały na to 15 tys. złotych, starczyło tylko na jej niewielki kawałek. Konieczny jest remont ołtarzy — głównego i bocznych. Sponsor, który w całości chciał sfinansować ich renowację musiał się wycofać — interesy idą teraz znacznie gorzej. Dopiero od trzech lat siostry mają centralne ogrzewanie, to wielka wygoda i dobrodziejstwo, ale dzięki temu stare mury są ocieplane i trudniej ulegają zniszczeniu.

Coraz trudniej jest o sponsorów, ludzie mają coraz mniej pieniędzy, więc odczuwają to także siostry. Klauzura nie jest odcięciem się od „świata” — podkreślają siostry.

Mniszki dobrze wiedzą, co dzieje się „na zewnątrz” — codziennie otrzymują dziesiątki listów z prośbą o modlitwę. Wiedzą, że najczęściej spotykaną plagą są bezrobocie, bieda i konflikty w rodzinie. Wiedzą, czego ludzie się boją i za co dziękują. Dlatego od samego rana wciąż mówią Panu Bogu o ludziach.

Alina Petrowa-Wasilewicz (KAI)

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama