Dotknąć głębi tajemnic krzyża

Medytacja nad Męką Pańską przynosi wielkie owoce duchowe - co widać w życiu ks. Dolindo Ruotolo, kapłana, który w swym życiu doznał wiele cierpienia

Wciąż za mało kochacie cierpienia i męki Jezusa. Jesteście sterylni w sercu z tego właśnie powodu - to słowa, które kapłan z Neapolu usłyszał od Matki Bożej. Pisze o tym Joanna Bątkiewicz-Brożek w książce „Droga Krzyżowa i Zmartwychwstanie Chrystusa z ks. Dolindo Ruotolo”.

Życie neapolitańskiego mistyka, któremu Jezus podyktował potężną modlitwę „Jezu, Ty się tym zajmij”, to pasmo cierpień. „Terror, jaki panował w rodzinie Ruotolo, trudno opisać. Ojciec wyznaczał co do minuty wszystkim domownikom rozkład dnia, dzieci nie mogły spóźnić się ze szkoły ani chwili. Czekał na nie z łodygami kopru w dłoni już przed bramą domu. W nocy ojciec budził zaspane dzieci, jeśli w ich zeszytach znalazł źle rozwiązane zadania, a czasem jedynie z powodu niekształtnych liter” - pisze J. Bątkiewicz-Brożek, autorka książek popularyzujących postać ks. Dolindo i jego dzieła. - W szkole był wyśmiewany, w seminarium - przez swojego przełożonego traktowany jak popychadło. Po procesie przed Świętym Oficjum, który był jednym z najdłuższych i najcięższych w skutkach w historii tej instytucji, kiedy został zawieszony w obowiązkach kapłana, był wytykany na ulicy, odrzucony przez rodzinę - dodaje pisarka.

Choć kapłan bardzo dużo wycierpiał, nigdy nie użalał się nad sobą, a każde cierpienie oddawał Chrystusowi. - Nawet św. o. Pio powiedział o ks. Dolindo, że on całe życie był z Chrystusem na krzyżu i że towarzyszyła mu Matka Boża, tak jak Jezusowi na Kalwarii. Przetrwał dzięki temu, że wszystko, co się wydarzało, przyjmował jako wolę Bożą - zauważa J. Bątkiewicz-Brożek.

Odnowa ludzkich serc

„Cierpienie przygniata człowieka w chwili, gdy go dopada, ale w swoim czasie odnawia ludzkie serce” - mawiał ks. Ruotolo. W jego życiu umiłowanie Jezusowego krzyża nie było tylko wyznaniem, ale rzeczywistym podążaniem za Panem w Jego upokorzeniu, odrzuceniu i doświadczeniu pogardy, również od ludzi Kościoła. - Życia tego kapłana nie da się zrozumieć bez krzyża Chrystusa. W wielu tekstach ks. Dolindo, odwołując się do swego bolesnego doświadczenia, pisze o „drogocennej wartości krzyża i upokorzenia” - zaznacza autorka. I dodaje, że w wielu miejscach, w listach od córek duchowych, znalazła radę, by przynajmniej raz w ciągu dnia spojrzeć na Ukrzyżowanego. - „Dotknij Jego stóp na Krzyżu, dziękuj Mu, przepraszaj i wychwalaj Go” - powtarzał swoim córkom duchowym - podkreśla J. Bątkiewicz-Brożek.

Pierwszy krzyż, który nosił ks. Dolindo, jak dowiadujemy się z książki, strugał własnymi rączkami jako mały chłopczyk, po tym, jak ojciec zamykał go w komórce z węglem i szczurami. „Kolejne krzyże wystruga już w Rzymie, kiedy jako 39-letni kapłan stanie na ławie oskarżonych przed Świętym Oficjum. Między przesłuchaniami, w Wielkim Poście 1921 r., modli się w ogrodzie domu oo. pasjonistów, gdzie mieszka przez ten czas. Z drzew oliwnych, eukaliptusa, moreli i róży ręce kapłana tworzą wtedy 14 krzyży. Odpowiadają 14 stacjom drogi krzyżowej. Wszystkie krzyże kapłan przechowuje do 1957 r., wtedy nanosi na nie krótkie modlitwy do drogi krzyżowej” - pisze autorka.

Poczuć w sobie nową siłę

To właśnie droga krzyżowa w chwilach samotności i bólu, w okresach zawieszenia w czynnościach kapłańskich dawała neapolitańskiemu księdzu ukojenie. Odprawiał ją codziennie, ok. 15.00. W czasie jednej z lokucji wewnętrznych Matka Boża zostawiła mu słowa: „Wciąż za mało kochacie cierpienia i męki Jezusa. Jesteście sterylni w sercu z tego właśnie powodu. Kiedy staniesz przed Najświętszym Sakramentem, zanurz się w jednej ze scen Jego Pasji, a zobaczysz, że za każdym razem poczujesz w sobie nową siłę”.

„W wielu scenach z życia ks. Dolindo jak w zwierciadle odbija się kilka etapów drogi, którą przeszedł sam Chrystus. I z taką samą determinacją jak Jezus, ks. Dolindo na każdym z nich ufa Bogu i przyjmuje kolejne ciosy z miłości do Boga i ludzi” - podkreśla autorka. I prowadzi nas drogą Męki Pańskiej, na której przewodnikiem jest ks. Dolindo. „Stacje drogi krzyżowej przeżywał tak jak Eucharystię, zawsze z Matką Bożą, Matką Boleści. Każdą medytację zamiast: «Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami», kończył zawołaniem: «Matko Najświętsza, spraw, by rany Pana wyryły się w moim sercu!». Odmawiał też po każdej stacji «Ojcze nasz» oraz «Zdrowaś Maryjo». Każde «Zdrowaś...» po kolejnej stacji jest jak kropka nad «i»” - zwraca uwagę Bątkiewicz-Brożek.

Jednocześnie wskazuje na sens uczestnictwa w ostatnich chwilach Jezusa Chrystusa: „Przejście drogi krzyżowej z ks. Dolindo może sporo zmienić. Nie chodzi o to, by na siłę przełamywać własne ograniczenia, heroicznie odmawiać środków przeciwbólowych czy wyrzucać sobie, że nie stać nas na rozpłynięcie się z radości z powodu codziennego krzyża. Wierzę jednak, że z mistykiem z Neapolu można dotknąć głębi tajemnic krzyża. Inaczej na niego spojrzeć. Serce zaczyna bić w innym rytmie, wiele spraw widzi się nagle w innym wymiarze. A co najważniejsze: rośnie miłość do Eucharystii. A to jest najlepsza kroplówka w cierpieniu. Bo męka i ofiara na ołtarzu to, jak podkreśla sługa Boży, dwie nierozłączne rzeczywistości”.

OKIEM DUSZPASTERZA

ks. Krzysztof Kralka, pallotyn, ewangelizator i rekolekcjonista

 

Droga krzyżowa jest bardzo ważnym nabożeństwem, ponieważ pozwala śledzić i kontemplować mękę naszego Pana Jezusa Chrystusa. Zbawienie przyszło przez Chrystusowy krzyż i każdy chrześcijanin, który chce zrozumieć sens swojego życia, podjąć walkę z grzechem, która byłaby zwycięska, musi kontemplować krzyż, przyglądać się Zbawicielowi, który go dźwiga i w ten sposób nas zbawia. To jest niesamowite, ale człowiek przeżywa jakiekolwiek trudności, przeciwności, gdy doświadcza swojego krzyża. Co powinien wtedy robić? Rozważać mękę Chrystusa. Nie użalać się nad sobą, nie płakać, nie szukać pomocy u drugiego człowieka, ale iść pod krzyż Jezusa i patrzeć na to, że właśnie w tym cierpieniu On jest z nami. Bo już kiedyś to, co z nami dziś się dzieje, Chrystus wziął na swoje ramiona, poniósł na Golgotę z drzewem krzyża. Wpatrywanie się w Jezusa, który cierpi, który oddaje życie, który zbawia człowieka, jest niesamowicie uzdrawiające, podnoszące, uwalniające człowieka.

Jak każda modlitwa, droga krzyżowa ma być przede wszystkim przeżywana sercem. Nie patrzymy tylko i wyłącznie intelektualnie, od strony uczuć i emocji. Chodzi o to, żebyśmy przygotowali cały swój organizm, a przede wszystkim serce na towarzyszenie Chrystusowi. Aby człowiek tak przeżywał to nabożeństwo, jakby rzeczywiście wtedy był w Jerozolimie i szedł razem z Jezusem, starał się wsłuchać w Niego, który mówi poprzez swoją mękę. Kiedy podchodzimy do jakiejkolwiek modlitwy czy rozważania drogi krzyżowej bardzo formalnie, zewnętrznie, to niewiele musi się z naszym sercem stać. Jeżeli jednak wpatrujemy się głęboko i staramy się słuchać, co Chrystus cierpiący w kolejnych stacjach mówi konkretnie do nas, co nam czyni, do czego zaprasza, wtedy przemieniamy nasze serca.

To nabożeństwo jest dla każdego, aby poznawał Chrystusa. Istotną częścią Jego misji była męka krzyżowa, zatem wpatrywanie się w nią, rozważanie i jej kontemplowanie prowadzi przede wszystkim do znajomości Jezusa, do rozkochania serca w Nim, a tym samym do posłuszeństwa Jemu.

 

Echo Katolickie 9/2018

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama