Co to znaczy uznać swoje zranienia i dlaczego nie powinniśmy chcieć przebaczyć za wszelką cenę
Z o. Marcinem Szwarcem ze Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej, rekolekcjonistą, rozmawia Agnieszka Wawryniuk.
W lutowych rekolekcjach o przebaczeniu, które prowadził Ojciec w kodeńskim sanktuarium, wzięło udział aż 50 osób. Dlaczego warto przebaczać?
Przede wszystkim dla samego siebie i uzdrowienie własnego serca. Brak przebaczenia niszczy nie tylko emocje i psychikę, potrafi też przełożyć się na różnego rodzaju choroby fizyczne, np. wrzody żołądka. Przebaczenie sprawia, że mimo zranień i doświadczenia krzywdy potrafimy być szczęśliwi i spokojni. Jest również pierwszym krokiem do pojednania.
Bez przebaczenia żylibyśmy…
…w stałej urazie, która niszczy. Ten, kto rozpamiętuje zranienia, nie żyje teraźniejszością, ale przeszłością, nie rozwija się, zatrzymuje na pewnym etapie życia i blokuje przeżywanie szczęśliwej teraźniejszości. Bez przebaczenia króluje zemsta, rośnie nienawiść i wzajemna krzywda. Zemsta pociąga kolejną zemstę. Następuje eskalacja zła.
Przebaczenie często mylimy z czymś innym…
Tak, np. z zapomnieniem, z usunięciem wspomnień lub wyparciem ze świadomości doznanej krzywdy. Powinno być odwrotnie: należy pamiętać o krzywdzie i mieć jej świadomość, aby potem patrzeć na nią bez bólu. Przebaczenie jest czymś więcej niż aktem woli, potrzebuje przepracowania, ale i Bożej łaski. Nie można go nakazać, musi wypływać z wolnej woli człowieka.
Nie wydarza się na pstryknięcie palca…
Tłumaczyłem uczestnikom rekolekcji, że nie powinni nastawiać się na to, iż wyjeżdżając z Kodnia, będą potrafili przebaczyć swoim winowajcom. Do takiego celu prowadzi zazwyczaj długa droga. Ona też jest ważna, bo pomaga w poznaniu siebie. Dojście do przebaczenia jest ubogacające.
Dlaczego wstydzimy się emocji, które towarzyszą nam w przeżywaniu krzywdy?
Najczęściej je blokujemy; szczególnie te, które wydają się negatywne. W drodze ku przebaczeniu powinniśmy pozwolić na ujawnienie wszystkich emocji. Potraktujmy je jako dar. Nie ma złych emocji, wszystkie są neutralne. To informacje, które wysyłamy do samych siebie.
Rekolekcje o przebaczeniu oparł Ojciec o książkę o. Jean Monborquette, który opracował 12 etapów na drodze ku przebaczeniu. Tłumaczył, że aby wejść na drogę przebaczenia, trzeba najpierw zaniechać zemsty i nie pozwolić siebie obrażać.
Pragnienie zemsty jest naturalną reakcją na krzywdę i pojawia się zawsze. Problem tkwi w tym, czy tylko chcemy zemsty, czy się jej dopuszczamy. Zemsta kieruje energię na przeszłość a duch odwetu odnawia ranę. Jeśli się mszczę, naśladuję krzywdziciela. On może odpłacić mi tym samym, wtedy spirala się nakręca, dochodzi stres. Nie możemy też pozwolić na obrażanie siebie. Mamy prawo do obrony, odwołania się. Dopóki ktoś nas krzywdzi, nie ma szansy na przebaczenie. Nie powinniśmy usiłować zapomnieć o krzywdzie, pozwalać, by sytuacja się pogorszyła, mówić, że już nic nie da się zrobić. Wtedy nasze urazy będą rosły.
Co to znaczy, że powinniśmy uznać swoje zranienie i ubóstwo?
W drugim etapie uświadamiamy sobie, że zranienie pokazało nam naszą niewystarczalność, że nie poradziliśmy sobie w danej sytuacji, mieliśmy za mało mądrości i siły, bo pozwoliliśmy się skrzywdzić. To pomaga stanąć w prawdzie o sobie, pozbawia fałszywych złudzeń i nieprawdziwego obrazu siebie. Niestety, na drodze ku takiemu poznaniu stają mechanizmy obronne. To środki wykorzystywane przez nasz organizm i psychikę; mają za cel paraliżować lub ograniczać destrukcyjne skutki zbyt dużych doznań. Działają jak bezpiecznik. Jednym z nich jest wstyd i jego maski (gniew, chęć panowania, moralny faryzeizm, kompleks wiecznej ofiary, perfekcjonizm). Wstydzimy się swojej małości, aby to ukryć, nakładamy maski. Najlepszym sposobem dotarcia do oporów psychicznych, które chronią nas przed cierpieniem, jest wyjście im na spotkanie tam, gdzie są zaczajone, czyli w ciele. Ono jest księgą, z której można wyczytać historie dobrych i złych rzeczy. Ich zapis widać w postawie ciała, gestach, słowach, zachowaniu.
Dlaczego warto podzielić się z kimś swoim zranieniem?
Zazwyczaj w rozmowie mówimy o krzywdzicielu, a nie o samym zranieniu. To błąd. To tak, jakbyśmy poszli do lekarza i zamiast pokazać ranę, opowiadalibyśmy o tym, kto nas dźgnął. Trzeba jasno określić, co zostało nam zabrane. Warto o tym porozmawiać np. ze współmałżonkiem, przyjacielem, księdzem czy psychologiem. Wtedy możemy spokojniej popatrzeć na to doświadczenie. Drugi człowiek jest zwierciadłem, w którym możemy się przejrzeć. W takiej rozmowie konieczne jest doświadczenie bezwarunkowej akceptacji.
O. J. Monborquette radzi, by potem dobrze określić poniesioną stratę…
Tak, bo musimy się z czymś rozstać. W przypadku osób, które mają zaburzone albo niewystarczające poczucie własnej wartości, zranienie podważa całą ich istotę. Doświadczając krzywdy, negują siebie całkowicie. Nie dostrzegają, że zranienie nie poddaje w wątpliwość całej istoty człowieka tylko jej fragment. Czasem ta reakcja jest nieproporcjonalna do zranienia; bywa, że ujawnia wcześniejsze niezaleczone rany z dzieciństwa i młodości. Bywamy zranieni bardziej przez własną interpretację wydarzenia niż przez samo wydarzenie.
Trudno nam też zaakceptować swój gniew i chęć zemsty…
Gniew to stan wewnętrznej irytacji spowodowany przez sprzeciw, zniewagę lub niesprawiedliwość, ale może też wiązać się z nienawiścią i urazą, czyli uczuciami, których celem jest czynić źle drugiemu, a nawet go zniszczyć. Ten pierwszy, przejściowy, jest normalną reakcją i poszukiwaniem autentyczności oraz wysiłkiem, by usunąć przeszkody dla miłości drugiego człowieka. Drugi jest zaspokojony dopiero wtedy, kiedy człowiek się zemści; przyjmuje on formę sarkazmu, lekceważenia, wrogości, systematycznej potępiającej krytyki. Gniew ma swoje korzystne działania, bo wiąże się z instynktem przeżycia. Służy dobremu funkcjonowaniu stosunków międzyludzkich, ponieważ pokazuje granice, jakich człowiek nie może przekroczyć. Okazanie gniewu nie polega na tym, że chcemy zerwać z kimś kontakt albo zniszczyć relację. Jeśli coś budzi nasz gniew, to znaczy, że nam na tym zależy. Zwiększa on naszą energię moralną, która jest potrzebna do stawiania czoła złu i niesprawiedliwości. Gniew domaga się uznania, opanowania i świadomego użycia!
Dlaczego mamy przebaczyć także sobie samemu?
Krzywda pokazała naszą słabość. Trzeba sobie przebaczyć, że nie poradziliśmy w danej sytuacji. Oprócz upokorzenia związanego z krzywdą, czujemy się ogarnięci wstydem i poczuciem winy, że pozwoliliśmy się komuś zranić. Jesteśmy niezadowoleni z siebie, nie podchodzimy do siebie z miłością. Narzucone przymusy wywołują stres. Trzeba nauczyć się traktować siebie z łagodnością, a nie z przymusem. Przebaczenie sobie warunkuje sukces wszystkich innych przebaczeń. Mam kochać siebie, bo bez tego nie będę potrafił kochać Boga i bliźnich.
Następny krok to zrozumienie swego winowajcy.
Trzeba do niego dojrzeć, bo porusza drażliwą strunę. Najpierw warto dać sobie czas, by opadły w nas emocje. Zrozumieć to nie znaczy tłumaczyć czy uniewinniać, ale darzyć bardziej przytomnym spojrzeniem, objąć wszystkie wymiary jego osoby i motywy błędu. Zrozumienie pociąga zaprzestanie potępiania. Uwarunkowania krzywdziciela mogą mieć podłoże rodzinne, społeczne, kulturalne. Nie usprawiedliwiają złego postępowania, ale często je tłumaczą. Jeśli ktoś sam był krzywdzony, to potem będzie krzywdził innych. Ten etap nie umniejsza krzywdy, ale czyni ją bardziej wybaczalną. „Rozumieć to akceptować, że nie wszystko jest zrozumiałe”.
Potem mamy znaleźć sens obrazy…
Każda zniewaga czegoś uczy. Warto to wykorzystać we własnym rozwoju. Osoby, które współpracowały z autorem książki, pisały: „po tej krzywdzie znam siebie dużo lepiej”, „zyskałem większą wolność wewnętrzną”, „to uświadomiło mi moje zalety, moje cierpienie”, „nauczyło mnie lepiej poznawać siebie”, „zaczęłam kochać siebie”, „nauczyłem się odmawiać, gdy coś jest sprzeczne z moimi wartościami”. Po doznanej krzywdzie powinniśmy „pogrzebać” poprzednią sytuację (bo wraz z nią coś się skończyło). Potem doświadczamy pewnego zawieszenia, kiedy usiłujemy zebrać się w sobie. Wreszcie mamy okres reorganizacji: zaczynam żyć dalej, bogatsi o nowe doświadczenia.
Nieraz nie zdajemy sobie sprawy, że jesteśmy godni przebaczenia i już to przebaczenie otrzymaliśmy.
Jest ono jednocześnie ludzkim wysiłkiem i duchowym darem. Każdy z nas niejednokrotnie doświadczył przebaczenia od ludzi i od Boga. Teraz nasza kolej. Na przeszkodzie stoją czasem czarne myśli, że przebaczenie nam się nie należy, nie wierzymy w bezinteresowność miłości, nie czujemy potrzeby przebaczenia, odrzucamy poczucie winy albo przebaczenia, aby nie czuć się upokorzonym.
Dlaczego nie powinniśmy chcieć przebaczyć za wszelką cenę?
Trzeba oczyścić się z fałszywych motywacji i dać się opanować Panu Bogu. Sam wysiłek woli nie wystarczy. W książce o. Monborquette czytamy: „Utrzymujesz swój statek na kursie ku przebaczeniu, lecz przestajesz już wiosłować, by pozwolić Boskiemu wiatrowi cię przemieszczać. Ten nasz upór i zawziętość może przeszkadzać w przyjściu przebaczenia”. Przebaczenie oparte na własnych siłach to ukryta pycha. Tylko Bóg może przebaczyć i dać przebaczenie. To nie my planujemy, gdzie i kiedy otrzymamy tę łaskę. „Przebaczenie nie jest tylko moralną powinnością i nie może być tylko narzuconym przykazaniem albo moralną regułą, ponieważ nie wchodzi w zakres etyki obowiązku, ale mistyki, której zasada opiera się na zażyłych stosunkach między Bogiem a osobą ludzką”.
Trzeba też otworzyć się na łaskę przebaczenia…
Czasami mamy z tym problem, bo posiadamy fałszywe obrazy Pana Boga. Widzimy w nim m.in. bezlitosnego sędziego, rygorystycznego rodzica czy policjanta, a On tak naprawdę jest miłością. Bóg chce, byśmy byli miłosierni tak, jak On. Przebaczenie jest Jego prezentem, od nas zależy, czy go rozpakujemy, czy wierzymy, że On może nam go dać - nie dlatego że jesteśmy idealni i się napracowaliśmy, ale ponieważ On jest dobrym Ojcem.
Na koniec mamy zdecydować, czy po przebaczeniu będziemy kontynuować relację…
Tu widać różnicę miedzy przebaczeniem a pojednaniem, pierwsze jest uzdrowieniem serca, drugie odnowieniem relacji. Gdy winowajca jest niepoprawny i nieodpowiedzialny, mamy prawo nie odnawiać relacji, aby znowu nie doświadczać krzywdy. Gdy jednak chcemy kontynuacji, trzeba wprowadzić zmiany.
Na koniec zachęca Ojciec do świętowania…
Tak, bo to, co nie jest celebrowane, ma tendencję do zmniejszania i zanikania bez zostawiania śladów. Przebaczenie to piękne wydarzenie. Jest co świętować!
Dziękuję za rozmowę.
Echo Katolickie 14/2019
opr. ab/ab