Święta Blogerka siostra Faustyna

Pan Jezus nakazał Faustynie pisanie... bloga? Z naszego punktu widzenia - zdecydowanie tak!

Wilno

Kiedy tak sobie czytamy, że Faustyna wyjeżdżała raz tu, raz tam, wydaje się, że podróżowała podobnie jak my. Wsiadamy w pociąg albo samolot, no ostatecznie w samochód i za kilka godzin jesteśmy na miejscu. W czasach Faustyny podróże na odległość kilkuset kilometrów trwały czasem kilka dni! Do Wilna nie była w stanie dotrzeć tego samego dnia. Zatrzymała się w Częstochowie, gdzie siostry miały już wtedy swój klasztor, odwiedziła sanktuarium Matki Bożej na Jasnej Górze i dopiero następnego dnia pojechała dalej. Najprawdopodobniej podróżowała trzecią klasą, czyli na drewnianych ławach w trzęsących się wagonach bez klimatyzacji.

Święta Blogerka siostra Faustyna

Kiedy dotarła do klasztoru w Wilnie, była zdziwiona, jak mały to klasztorek.

Dziś już jestem w Wilnie. Maleńkie chałupki – porozrzucane – stanowią klasztor. Trochę mi się wydaje dziwne po józefowskich gmachach. Sióstr tylko osiemnaście. Mały domek, ale wielkie zżycie wspólne. Wszystkie siostry przyjęły mnie bardzo serdecznie, co mi było wielką zachętą do znoszenia trudów, jakie na mnie czekały. Siostra Justyna nawet wyszorowała podłogę na przyjazd mój.

Dzienniczek, 261

Po kilku dniach rozglądania się wśród sióstr i poznawania szczegółów swojej przyszłej pracy wiedziała, że nie będzie miała łatwo. Niektóre, jak siostra Justyna, bardzo ją lubiły, inne nieszczególnie. Krążyły już pogłoski, że ma ona jakieś objawienia, ale nie wiadomo dokładnie jakie. Kiedy czegoś nie wiadomo dokładnie, fantazja dorabia sobie całą resztę. Już w Warszawie nazywano ją więc histeryczką i dziwaczką. Poza tym musiała jakoś ogarnąć pracę w ogrodzie. Sama nie dałaby sobie rady, więc musiała podpytywać kogoś spoza klasztoru, co było w tamtych czasach dość wyjątkowe, bo siostry raczej wolały załatwiać wszystko we własnym gronie.

Faustyna była w tym zakresie być może prekursorką, bo chociaż obawiała się zbytniego spoufalania się ze świeckimi, co zapisała na Blogu, to w szybkim czasie osiągnęła spore sukcesy. Nawet wizytujący klasztor przedstawicie władz świeckich byli zaskoczeni stanem ogrodu i mówili, że klasztor musi mieć chyba zawodowego ogrodnika.

Niedługo po przyjeździe spełniła się obietnica Jezusa – Faustyna zobaczyła wreszcie księdza, który miał być jej kierownikiem podczas jej pobytu w Wilnie. Był nim ksiądz Michał Sopoćko. Ucieszyła się, chociaż jeszcze nie wiedziała, że trudności dopiero się zaczną.

Nadszedł tydzień spowiedzi i ku mojej radości ujrzałam tego kapłana, którego już znałam wpierw, nim przyjechałam do Wilna. Znałam go w widzeniu. Wtem usłyszałam w duszy te słowa: – Oto wierny sługa Mój, on ci dopomoże spełnić wolę Moją tu na ziemi.

Dzienniczek, 263

Na przykładzie kontaktów Faustyny z księdzem Sopoćką możemy zaobserwować, z jaką pokorą postępuje człowiek święty. Ktokolwiek inny, widząc osobę ze swojej wizji, od razu pobiegłby do niej i opowiedział wszystko. Faustyna natomiast na początku nawet unikała spowiedzi u tego księdza. A kiedy już poszła do niego, nie mówiła mu niczego z nadzwyczajnych przeżyć wewnętrznych. Czuła, jak to pisze na Blogu, że ją przenikała łaska Boża, ale zachowywała spokój.

Kiedy dzisiaj widzimy osoby doświadczające jakichś nadzwyczajnych przeżyć, wystarczy popatrzeć, czy zachowują je w tajemnicy, czy też trąbią o tym na prawo i lewo. Taki rozgłos może być poważnym argumentem przeciwko doświadczeniom mistyka. Święty zazwyczaj jest cichy i skromny. Nie epatuje swoją niezwykłością i niechętnie opowiada o swoich doświadczeniach. Większość zapisków mistyków powstawało dopiero po stanowczych poleceniach spowiedników albo przełożonych. To samo było z Faustyną. Swoje przeżyciazapisywała dla siebie na luźnych kartkach, nie planując publikacji. Dopiero ksiądz Sopoćko kazał jej prowadzić Dzienniczek, ale nie od razu.

Święta Blogerka siostra Faustyna

Kiedy Faustyna po jakimś czasie opowiedziała księdzu Sopoćce o tym, że zna go z wizji i ma on być jej kierownikiem, postanowił odesłać ją do innego spowiednika. Była to próba. Faustyna wróciła do niego za jakiś czas i powiedziała, że może znieść takie próby, ale on i tak ma być jej spowiednikiem. Wtedy wysłał ją na badanie psychiatryczne, żeby sprawdzić, czy nie jest przypadkiem chora. Badanie pokazało, że Faustyna ma wprawdzie bogatą fantazję i jest nadzwyczaj wrażliwa, ale nie stwierdziło choroby psychicznej. Po takiej próbie nie mógł już odsyłać jej z kwitkiem, ale powstał kolejny problem.

Spowiedzi Faustyny trwały bardzo długo. Opowiadała o spotkaniach z Jezusem ze szczegółami, ale ksiądz w zasadzie nie miał czego rozgrzeszać. Nie miało więc sensu zajmować jego czas w konfesjonale, tym bardziej że inne siostry musiały czekać w kolejce. Dlatego powiedział jej, żeby zaczęła pisać wszystko w zeszycie. Dzienniczek składa się z sześciu zwykłych zeszytów szkolnych w linie i kratkę, średnio ponad sto kartek każdy. Faustyna pisała w nim piórem, bardzo starannie i, co ciekawe, nie ma w nim prawie żadnych skreśleń albo poprawek!

Badacze tekstu Dzienniczka mówią, że była ona nadzwyczajną sekretarką, bo styl zmienia się w zależności od tego, czy spisywała słowa Jezusa, czy swoje własne myśli albo kazania księży. Miała fenomenalną pamięć i potrafiła dosłownie zacytować raz usłyszane słowa. Dla Jezusa było to ważne. Gdyby miał jako sekretarkę – bo tak ją nazywał – jakąś bardziej kreatywną osobę, pewnie zdziwiłby się, gdyby zobaczył, że Jego słowa są zmienione. Z Faustyną tak nie było. Co usłyszała, to zapisała.

A co w końcu z obrazem?

Obraz, który miała namalować, spędzał jej sen z powiek. Kiedy tylko ksiądz Sopoćko zgodził się być jej kierownikiem, powiedziała mu o swojej wizji i prosiła, żeby pomógł w znalezieniu kogoś, kto wreszcie namaluje to, co zobaczyła. Wizja musiała być na tyle silna, że Faustyna nawet po trzech latach dokładnie potrafiła ją opisać.

Wreszcie, wiedziony raczej ciekawością, jaki to będzie obraz, niż wiarą w prawdziwość widzeń Siostry Faustyny, postanowiłem przystąpić do namalowania tego obrazu. Porozumiałem się z mieszkającym w jednym ze mną domu artystą malarzem Eugeniuszem Kazimirowskim, który się podjął za pewną sumę malowania, oraz z siostrą Przełożoną, która zezwoliła Siostrze Faustynie dwa razy na tydzień przychodzić do malarza, by wskazać, jaki to ma być ten obraz.

Wspomnienia, s. 59

Malowanie zajęło kilka miesięcy. Kiedy Faustyna zobaczyła gotowy obraz, była – delikatnie mówiąc – niezadowolona z efektu. Nic dziwnego. Jej wizja była nadzwyczajnym spojrzeniem w Niebo. Jezus był taki, jak po zmartwychwstaniu. Jego piękno i siła wrażenia, jakie wywołał, musiały być niepojęte. A na płótnie widzimy człowieka w białej szacie, dwa promienie, ciemne tło i już. Sopoćko i Kazimirowski byli prawdopodobnie zmieszani. Faustyna postanowiła wyżalić się Jezusowi, ale On ją uspokoił.

Rzekłam do Pana: Kto Cię wymaluje tak pięknym, jakim jesteś? – Wtem usłyszałam takie słowa: – Nie w piękności farby ani pędzla jest wielkość tego obrazu, ale w łasce Mojej.

Dzienniczek, 313

Kiedy obraz nareszcie został namalowany, powoli stawało się jasne, do czego ma służyć. Ale zarówno Faustyna, jak i ksiądz Sopoćko jeszcze o tym nie wiedzieli. Ksiądz Sopoćko zapytał ją, co mają oznaczać te promienie. Faustyna odpowiedziała, że nie wie, ale zapyta się Jezusa. On wyjaśnił.

Te dwa promienie oznaczają krew i wodę. Blady promień oznacza wodę, która usprawiedliwia dusze; czerwony promień oznacza krew, która jest życiem dusz…

Dzienniczek, 299

Co dokładnie znaczą dwa promienie: biały i czerwony?

Blady promień jak woda jest symbolem oczyszczenia. Na chrzcie woda oczyszcza nas z grzechu pierworodnego, spowiedź oczyszcza nas z grzechu na co dzień. Już w samej symbolice można zrozumieć, że nie jest to tylko dzieło sztuki. Ten obraz ma nas do czegoś poruszać. Woda i krew wypłynęła z boku Jezusa, kiedy umierał na krzyżu. Z tego symbolicznie powstały sakramenty spowiedzi i Komunii św. Czerwony promień oznacza właśnie krew, czyli Eucharystię.

Powstał kolejny problem: gdzie ma być umieszczony napis? Faustyna znów poradziła się Jezusa i znów dostała odpowiedź.

Kiedy odeszłam od konfesjonału – i przechodząc koło Najświętszego Sakramentu – otrzymałam wewnętrzne zrozumienie, jak ma być ten napis. Jezus mi przypomniał, jako mi mówił pierwszy raz, to jest, że te trzy słowa muszą być uwidocznione. Słowa te są takie: Jezu, ufam Tobie. Zrozumiałam, że Jezus pragnie, ażeby była umieszczona cała formułka, ale nie kładzie wyraźnego nakazu, jako na te trzy słowa. – Podaję ludziom naczynie, z którym mają przychodzić po łaski do źródła miłosierdzia. Tym naczyniem jest ten obraz z podpisem: Jezu, ufam Tobie.

Dzienniczek, 327

Obraz jest naczyniem?

To rzeczywiście brzmi dziwnie. Obraz to obraz. Nie chodzi o to, żeby obraz moczyć w czymś i czerpać łaski. Jak spojrzymy od dołu do góry, wszystko się wyjaśni. Każdy obraz Jezusa Miłosiernego ma na dole podpis. Kiedy przeczytamy go z przekonaniem, Jezus wie, że chcemy Jemu oddać swoje trudności, niepowodzenia i grzechy. O to właśnie chodzi. Ale jak je oddać? Tak po prostu powiedzieć Mu o nich? To nie będzie wystarczająco skuteczne.

Musimy popatrzeć wyżej. Tuż nad ostatnim słowem widzimy zakończenie promienia wody czyli sakramentu pokuty. Właśnie tą drogą powinniśmy iść. W spowiedzi można najskuteczniej wylać z siebie wszystko. Wielu sceptycznie podchodzi do spowiedzi. Po co mówić wszystko księdzu? Nie można po prostu przed Bogiem wyznać swoich grzechów, przecież On i tak wszystko słyszy?

Na początku wspominaliśmy o leczeniu i wtedy była już o tym mowa. Samo przekazanie lekarzowi opisu dolegliwości nie wystarczy, żeby mógł zdiagnozować chorobę. To samo jest ze spowiedzią. Czasem jedno pytanie spowiednika może kompletnie zmienić nasze patrzenie na siebie. Trzeba tylko znaleźć odpowiedniego, tak samo jak każdy powinien mieć zaufanego i dobrego lekarza.

Jak już przejdziemy przez promień wody, poznamy diagnozę lekarza i dostaniemy receptę, trzeba wybrać się po lekarstwo. Na szczęście lekarstwo Jezusa nie jest takie samo jak te, które powinniśmy skonsultować z farmaceutą i na które czasem trzeba wziąć pożyczkę. Komunia św. – czerwony promień – jest zupełnie za darmo. Trzeba tylko chcieć i się przygotować, bo nie jest to opłatek wigilijny ani tic tac rozdawany komu popadnie. Tu przyjmujemy całego Jezusa, a właściwie to On zanurza nas w Niebo, przynajmniej na jakiś czas. Kiedy już przejdziemy oba promienie, znajdziemy się w samym centrum – Sercu Jezusa – nad którym widzimy Jego błogosławiącą rękę i przyjazne oblicze. Jezus na tym obrazie sam idzie do nas. Nie czeka, ale wychodzi nam naprzeciw.

A co ze spaleniem Dzienniczka?

Gdyby Faustyna prowadziła współczesnego Bloga, nie byłoby problemu z tym incydentem. Nie wiadomo dokładnie, od którego miejsca Dzienniczek jest pisany na bieżąco. Prawdopodobnie są to wpisy z przełomu 1934 i 1935 roku. Właśnie w połowie 1934 roku Faustyna miała specyficzne objawienie. Przyszedł do niej anioł, który przekonywał, że nie ma sensu prowadzenie tych zapisków, bo one nikomu niczego dobrego nie przyniosą, a jej tylko przysparzają przykrości. Ksiądz Sopoćko tak wspominał to wydarzenie.

W roku 1934 w lecie przez kilka tygodni byłem nieobecny, a Siostra Faustyna nie zwierzała się innym spowiednikom ze swoich przeżyć. Po powrocie dowiedziałem się, że ona spaliła swój dzienniczek w następujących okolicznościach. Ponoć zjawił się jej anioł i kazał wrzucić go do pieca, mówiąc: „Głupstwo piszesz i narażasz tylko siebie i innych na wielkie przykrości. Cóż ty masz z tego miłosierdzia? Po co czas tracisz na pisanie jakichś urojeń? Spal to wszystko, a będziesz spokojniejsza i szczęśliwsza!”.

Wspomnienia, s. 62

Jak przyszedł anioł, to trzeba robić to, co nakazuje. Dziwne jest to, że Faustyna, mając już spore doświadczenie w spotkaniach z mieszkańcami Nieba, nie zorientowała się, że to podpucha. Anioł musiał wyglądać tak autentycznie i mówić tak przekonująco, że dała się nabrać. Zresztą, jak wiadomo, Lucyfer jest aniołem, a jego imię oznacza niosący światło. Dlatego niekoniecznie musi się objawiać jako władca ciemności z rogami i ogonem. Jego brzydota nie jest zewnętrzna tylko wewnętrzna. Ale tego człowiek nie jest w stanie dostrzec. Przynajmniej Faustynie nie udało się go rozpoznać.

Święta Blogerka siostra Faustyna
fragment pochodzi z książki:

Marcin Kornas

Święta Blogerka siostra Faustyna

ISBN: 978-83-7797-246-5
wyd.: Edycja Świętego Pawła 2015

Nie było wyjścia. Wzięła nowy zeszyt i zaczęła wszystko od początku. Jak już wspomnieliśmy, zapiski pierwszego zeszytu wyglądają na chaotyczne. Teraz już wiadomo dlaczego. Ale trzeba przyznać, że jak na odtwarzane z pamięci wydarzenia, ich dokładność i wierność jest godna podziwu. Przy tym jeszcze niczego nie skreślała i nie poprawiała. Musiała mieć w głowie gotowe kawałki tekstu i po prostu przelewać je na papier. Od czasu do czasu wracała do jakichś wydarzeń wcześniejszych, ale potem znów pisała chronologicznie.

Kolejne zeszyty były już pisane w czasie rzeczywistym. Mogą być prawdziwym blogiem. Nie ma tam jedynie zapisków z życia Faustyny, właściwie więcej jest jej przemyśleń wewnętrznych i rozważań na przeróżne tematy. Jeśli pojawiają się jakieś epizody z jej życia, to zawsze mają związek z czymś szczególnym, co było dla jej Nauczyciela ważnym etapem prowadzenia jej do świętości. Czasami jej przemyślenia i słowa, które są tylko jej własnym rozważaniem, wydają się podyktowane przez Jezusa. Ksiądz Sopoćko kazał Faustynie podkreślić słowa, które na sto procent powiedział do niej Jezus. Te słowa są w Dzienniczku wyróżnione (pochyłą czcionką) i od razu można się zorientować, kto je wypowiedział.

Kiedy przyjrzymy się różnym miejscom Dzienniczka, zobaczymy, że Faustyna zapisuje swoje myśli na jakiś temat, a Jezus wchodzi jej w słowo z tak prostym i stanowczym wyjaśnieniem, że człowiek sam nie mógłby tego wymyślić. Poza tym całe przesłanie Dzienniczka można odnaleźć w Ewangelii. Jezus wiele razy kazał Faustynie czytać Ewangelię i tam odnajdować Jego naukę. Ona nie zmieniła się od czasu Jego nauczania na ziemi, które spisali ewangeliści. Co ciekawe, Jezus polecał jej najczęściej Ewangelię św. Jana, jak czytamy w Dzienniczku. Widać, że naprawdę był to Jego umiłowany uczeń.

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama