Fragmenty książki "Kościół światłem świata"
ISBN: 83-7318-331-0
wyd.: WAM 2006
W Starym Testamencie istniała możliwość rozwodu. W Księdze Powtórzonego Prawa czytamy: „Jeśli mężczyzna poślubi kobietę i zostanie jej mężem, lecz ona nie pozyska jego życzliwości, gdyż znalazł u niej coś odrażającego, napisze jej list rozwodowy, wręczy go jej, potem odeśle ją od siebie” (Pwt 24, l).
Przez cały Stary Testament idzie jednak wezwanie i wychowywanie w kierunku nierozerwalnego małżeństwa. „Pij wodę z własnej cysterny i tę, która płynie z twej studni. Na zewnątrz mają bić twoje źródła? Tworzyć na placach strumienie? Niech służy dla ciebie samego. A nie innym wraz z tobą; niech źródło twe świętym zostanie, znajduj radość w żonie młodości. Przemiła to łania i wdzięczna kozica, jej piersią upajaj się zawsze, w miłości jej stale czuj rozkosz. Po cóż, mój synu, upajać się obcą i obejmować łono nieznanej?” (Prz 5, 15-20). Tak mamy też w Księdze Koheleta: „Używaj życia z niewiastą, którąś ukochał, po wszystkie dni marnego twego życia” (Koh 9, 9). U proroka Malachiasza znajdujemy ostre potępienie rozwodów i jako przykład autor natchniony przytacza Abrahama, który nie zostawił bezpłodnej żony Sary (por. Ml 2, 13-15).
Były jednak dwie szkoły interpretacji prawa. Jedni byli skłonni z byle powodu dawać list rozwodowy, nawet jak żona „zawiniła” wyłącznie przypalonym jedzeniem. Inni twierdzili, że można żonę odesłać tylko w poważnym wypadku np. cudzołóstwa.
Jezus przywraca stan pierwotny. „Co zatem Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela” (Mt, 19, 6). I tłumaczy faryzeuszom, że „Mojżesz pozwolił wam na rozwód z powodu zatwardziałości waszych serc. Na początku jednak tak nie było. Mówię wam: Kto oddaliłby swoją żonę z innego powodu niż nierząd i poślubił inną, cudzołoży” (Mt 19, 7-9). Podobne słowa padają w Kazaniu na Górze: „Powiedziano także: Kto chce oddalić swoją żonę, niech jej wręczy list rozwodowy. A Ja wam mówię: Każdy, kto oddała swoją żonę, poza przypadkiem nierządu, naraża ją na cudzołóstwo, a kto oddaloną poślubia, cudzołoży” (Mt 5, 31-32). Jezus przywrócił pierwotny stan małżeństwa nierozerwalnego. Cały Nowy Testament świadczy o tym dobitnie.
Klauzula „z innego powodu niż nierząd” odnosi się do dwóch sytuacji. Pan Jezus dopuszcza, nawet i zaleca rozejście się dwojga ludzi, którzy żyją na sposób małżeństwa nie będąc małżeństwem. Tak mamy w rozmowie z Samarytanką, której powie: „... ten, z którym teraz jesteś, nie jest twoim mężem” (J 4, 18). Po wtóre, Kościół widzi w tym zastrzeżeniu postawę męża, który nie może tolerować cudzołóstwa żony i odwrotnie. Wierzący nie może akceptować np. trójkąta małżeńskiego, bo wtedy po prostu uczestniczy w cudzołóstwie drugiej strony. Jeżeli mąż wie o zdradach żony i z nią żyje, to grzeszy, bo toleruje sytuację. I odwrotnie. Jeżeli niewiasta pokutuje, zrywa ze złem, mąż ma ją przyjąć, podobnie i żona powinna wybaczyć mężowi.
Kiedy rozważamy tekst Mateusza, to należy zwrócić uwagę na zdanie kluczowe: „Tak więc już nie są dwoje, lecz stanowią jedno” (Mt 19, 6). W nim znajdujemy rdzeń właściwego spojrzenia na małżeństwo przez Pana Boga. To przymierze, w którym między mężczyzną a kobietą dochodzi do pełnej jedności, to znaczy całkowitego oddania siebie, to jest to związek, który angażuje całą osobę na całe życie. W tym fragmencie, aż do wiersza 12, odkrywamy sens powołania w małżeństwie, ale także powołania w celibacie. Jest ono tajemnicą, którą trzeba zrozumieć. Powołanie do małżeństwa jak i bezżeństwa to łaska Pana Boga, którą trzeba zrozumieć i pojąć. Odpowiedź, jaką daje człowiek na powołanie, kiedy zawiera związek małżeński, jest podjęciem pewnego ryzyka, bo przecież spotykać się będzie z innym człowiekiem, z innym charakterem, temperamentem. To ryzyko wymaga wnikania w logikę wiary, trzeba uwierzyć.
Jezus zaczyna mówić o małżeństwie, a kończy na celibacie. To znaczy, że wszystko, każdy przejaw ludzkiego życia jest wciągnięty w Boży plan zbawienia, czyli w Królestwo Boże. „Wtedy odezwali się Jego uczniowie: Jeśli tak przedstawia się sprawa między mężem a żoną, to nie warto się żenić. On jednak im odpowiedział: Nie wszyscy to rozumieją, ale tylko ci, którym jest dane” (Mt 19, 10-11). Małżeństwo jest powołaniem Bożym i to trzeba pojąć, zrozumieć po myśli Pana Boga. Jezus powiada „Są bowiem od urodzenia niezdolni do małżeństwa, są też niezdolni do małżeństwa, ponieważ takimi uczynili ich ludzie, są i tacy, którzy nie zawierają związku małżeńskiego ze względu na Królestwo Niebios. Kto może to zrozumieć, niech zrozumie!” (Mt 19, 12). Chrystus wyróżnił małżeństwo czyniąc je znakiem łaski. Nie mniej sobą pokazał jeszcze inną drogę miłości — celibat i bezżeństwo, które już na ziemi są znakiem Królestwa Niebieskiego. Wartością absolutną jest tylko Pan Bóg, a wszystkie ludzkie instytucje powołania są wartością względną. Ich celem zawsze jest dążenie do Boga.
Chrystus domaga się od uczniów, od nas przyjęcia małżeństwa w takiej formie, jaka się ukazuje w autentycznym planie Boga. Małżeństwo ma misję w historii zbawienia. Ma pokazywać, dawać świadectwo, że takiej przyjaźni pragnie Bóg z człowiekiem, jaka istnieje między małżonkami. Miłość małżeńska jest znakiem miłości Boga, chociaż jest to znak niedoskonały. Ten obraz Bożej miłości pojawia się w listach św. Pawła, ale i w Starym Testamencie.
Chrystus „jest obrazem Boga niewidzialnego, pierworodnym wszelkiego stworzenia” (Kol 1, 15). Jak w Starym Testamencie rodzina, małżeństwo były znakiem miłości Boga do człowieka, tak w Nowym Testamencie Chrystus jest obrazem miłości Boga do człowieka. Dlatego miłość ludzka —małżeńska, która ma za wzór miłość Chrystusa, nie może i nie powinna załamać się nawet w obliczu niewierności jednego ze współmałżonków. Jeżeli małżeństwo bierze przykład z miłości Chrystusa do Ojca i do ludzi (a wiemy, że umiłował nas, gdy byliśmy grzesznikami — por. Rz 5, 8), nie może być po prostu mowy o rozwodach. Poprzez sakrament wzajemna miłość ludzka mężczyzny i kobiety uczestniczy w miłości Chrystusa. Ta miłość dwojga ma swój początek i źródło w Jezusie, z niego czerpie siły.
Kościół przypomina, że rodzina nie może się zamknąć w sobie. Została nazwana domowym Kościołem, a Ten jest po to, żeby gromadzić. Miłować i być wiernym jak Chrystus wobec Kościoła. Dzięki wierze w wielkość zawartego sakramentu chrześcijańscy małżonkowie nie dopuszczają nigdy do siebie możliwości rozwodu. To zdanie chciałbym mocno podkreślić. Bo źródło wielu rozwodów jest w tym złym myśleniu, że istnieje możliwość rozwodów. Miłość ludzka będzie przechodzić kryzysy, tak jak i nasza miłość do Chrystusa, ale ta ludzka miłość między mężczyzną a kobietą powinna ciągle oczyszczać się w tajemnicy paschalnej, czyli w Jezusie Chrystusie, w Jego męce, śmierci i zmartwychwstaniu.
Potrzeba nam wiary, zawierzenia Chrystusowi. Nauka Kościoła jest jasna i zdecydowana, bo opiera się cała na Bożym Objawieniu i tu Kościół nie może zmienić niczego, co jest przez Boga podane. Ma przekazywać i bronić, nawet gdyby cała społeczność stanęła przeciw. Nie wolno Kościołowi hierarchicznemu, ludziom wierzącym zrezygnować z jakiegokolwiek fragmentu nauki objawionej.
Św. Paweł napisze w Liście do Koryntian: „Tym natomiast, którzy trwają w związku małżeńskim, nakazuję nie ja, lecz Pan: Żona niech nie odchodzi od męża. A jeśliby odeszła, winna pozostać niezamężna albo pojednać się z mężem. Mąż również niech nie rozwodzi się z żoną” (l Kor 7, 10-11). Mowa tu o tzw. separacji. Kodeks Prawa Kościelnego na ten temat mówi: „Małżonkowie mają obowiązek i prawo zachowania współżycia małżeńskiego, chyba, że usprawiedliwia ich zgodna z prawem przyczyna”.
„Chociaż bardzo zaleca się, aby współmałżonek pobudzony chrześcijańską miłością i zatroskany o dobro rodziny nie odmawiał stronie cudzołożnej przebaczenia oraz nie zrywał z nią życia małżeńskiego, to jednak, gdy wyraźnie lub milcząco nie darował winy ma prawo przerwać pożycie małżeńskie, chyba że zgodził się na cudzołóstwo, albo stał się jego przyczyną lub sam także popełnił cudzołóstwo”. Odmowa współżycia żonie czy mężowi może być po prostu narażaniem drugiego człowieka na grzech. „Zachodzi milczące darowanie, gdy strona niewinna upewniona już o zdradzie małżeńskiej, dobrowolnie z miłością współżyje z tą, która zawiniła. Domniemywa się zaś je, jeśli przez okres sześciu miesięcy zachowała współżycie małżeńskie i nie odniosła się do władzy kościelnej lub państwowej. Jeżeli współmałżonek niewinny sam zerwał dobrowolnie współżycie małżeńskie, powinien w ciągu sześciu miesięcy wnieść sprawę o separację do kompetentnej władzy kościelnej, która, biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, rozważy, czy niewinny współmałżonek mógłby być skłoniony do darowania winy i nie przedłużania separacji na stałe”.
„Jeżeli jedno z małżonków stanowi źródło poważnego niebezpieczeństwa dla duszy lub ciała drugiej strony albo dla potomstwa, lub w inny sposób czyni zbyt trudnym życie wspólne, tym samym daje drugiej stronie zgodną z prawem przyczynę odejścia, bądź na mocy dekretu ordynariusza miejsca, bądź też, gdy niebezpieczeństwo jest bezpośrednie, również własną powagą”. Dokonuje się to, gdy jedna ze stron zmienia wiarę i utrudnia życie drugiej stronie. Gdy któraś ze stron staje się nałogowym alkoholikiem. Gdy mąż czy żona rujnuje wspólny majątek. Gdy bije lub grozi pobiciem, maltretuje współmałżonka lub potomstwo. Po ustaniu przyczyny separacji we wszystkich wypadkach należy wznowić współżycie małżeńskie, chyba że władza kościelna, co innego postanowi. Jeżeli niewinna strona dopuści z powrotem do współżycia, jest to dowód przebaczenia, tym samym zrzeka się prawa do separacji.
Weźmy jeszcze inny tekst z Listu do Koryntian: „Żona związana jest tak długo, jak długo żyje jej mąż. Jeżeli mąż umrze, jest wolna i może poślubić, kogo chce, tylko niech uczyni to w Panu” (1 Kor 7, 39). To znaczy, żeby to był związek religijny. W Kościele katolickim nigdy nie było rozwodów.
Jeżeli miłość umarła z powodu niewierności, to trzeba wrócić do wierności, na drogę praw Bożych. Może się okazać, że miłość była tylko chora i trzeba ją uzdrowić. Miłość ludzka na pewno obumiera w piekle. Ale póki człowiek żyje na ziemi, powinien tę miłość ratować mocą Jezusa Chrystusa. O tym dzisiaj tyle rodzin, tyle małżonków zapomina.
Nasza postawa wobec rozwodu jest jasna. Nikt nie ma wątpliwości, że rozwody są złem. Wielu mówi o złu koniecznym. Pomyślmy, gdzie się to zło dzisiaj powszechnie rodzi? Można podać szereg przyczyn. To nieprzygotowanie do małżeństwa. Czasem idą dzieci do ołtarza i zawierają związek małżeński, zupełnie sobie nie zdając sprawy z obowiązków, z wymagań, z trudów, ze wzajemnego rozumienia i znoszenia siebie. Dalej, to jest świat naszych złych myśli i sądów o sakramencie małżeństwa. Przede wszystkim, człowiek w myślach dopuszcza rozwód. Gdyby rozwód w momencie kryzysu w ogóle nie wchodził w rachubę, wiele małżeństw udałoby się uratować. Bywa, że winę ponoszą dorośli, którzy namawiają do rozejścia się.
Każdy rozwód to zniszczenie, to jakaś forma zabijania miłości, zabijania człowieka. Dlatego miłość trzeba ratować, kiedy ona choruje, a nie dobijać ją przez dopuszczenie do rozpadu związku zawartego przed Bogiem i popartego przysięgą.
Katolikowi nie wolno wyrazić zgody na rozwód współmałżonka. To inna forma złej atmosfery w naszym społeczeństwie, kiedy twierdzi się: „Żal mi, ale nie będę ci przeszkadzać i utrudniać twojego życia, jestem człowiekiem kulturalnym”. Taka postawa jest nie do przyjęcia dla człowieka wierzącego. Często ludzie traktują potwierdzony w sądzie rozwód jako rozgrzeszenie. Brakuje poczucia winy, odpowiedzialności za drugą stronę, za dzieci itp. Kiedy jedna strona proponuje rozwód, to katolik ma obowiązek powiedzieć: „Nie”, żeby ktoś nie sądził, że przez rozwód sprawa zostaje definitywnie załatwiona. To „nie” będzie przypominaniem, że nie wszystko jest załatwione, że trzeba się będzie z Bogiem pogodzić. A warunkiem pogodzenia z Bogiem będzie naprawa krzywdy, jeżeli to jest jeszcze możliwe.
Jakże często zapominają ludzie o krzywdzie wyrządzonej drugiej stronie i dzieciom. O. Skrzydlewski, dominikanin, pisze: „Dzieci z małżeństw rozbitych czują się źle, tęsknią za nieobecnym ojcem lub matką, wpadają we frustrację, kompleksy lub postawę buntu, szukają rekompensaty w narkotykach i przeżywaniu ryzyka, co najczęściej wprowadza je na drogę przestępstwa. Wstrząsająca jest pod tym względem wymowa liczb: według badań, przeprowadzonych w różnych krajach, ponad 70% przestępstw popełnianych przez nieletnich jest dokonywanych przez dzieci z małżeństw rozbitych”. To jest konsekwencja i wina jednego ze współmałżonków, który odszedł od rodziny.
Dzisiaj istotnym elementem kultywowanym w naszych rodzinach musi być partnerstwo, poszanowanie godności wszystkich członków rodziny, poszanowanie wzajemne męża i żony, ojca i matki oraz dzieci. Weźmy przykład z dorastająca młodzieżą, która przestaje praktykować, chodzić do kościoła i na lekcje religii. Rodzice zaczynają wywierać presję, a skutek jest odwrotny. W to miejsce winna wejść postawa partnerstwa, życzliwości i pomocy. Ten młody człowiek sam siebie nie rozumie, swojego stanu i złości się na siebie. Dziecku trzeba wtedy podać rękę.
Kościół w adhortacji Jana Pawia II o rodzinie chrześcijańskiej zachęca kapłanów, żeby otoczyć specjalną troską rozwiedzionych. Istnieje duszpasterstwo rozwiedzionych. Trzeba zachęcać tych ludzi do praktykowania modlitwy, uczestniczenia we Mszy świętej, zachowywania praktyk kościelnych. Natomiast nie mogą osoby rozwiedzione, które zawarły powtórny związek cywilny, otrzymać sakramentalnego rozgrzeszenia i przystąpić do Komunii świętej. Wyjątek zachodzi wtedy, gdy ze względu na dzieci czy dla innych racji nie mogą się rozejść, a przyrzekają, że będą żyli jak brat i siostra, czyli zachowają wierność pierwszemu małżeństwu i zrezygnują ze współżycia ze sobą. Wówczas takim osobom można dać rozgrzeszenie, dopuścić do sakramentów świętych, ale zachęca się, żeby nie robić tego ostentacyjnie, by inni nie sądzili, że Kościół popiera rozwody i powtórne małżeństwa.
Chrystus nikogo nie potępia, ale zachęca do dobrego. On „nadłamanej trzciny nie dołamie ani gasnącego knota nie dogasi” (Mt 12, 20).
opr. aw/aw