Szkaplerz noś, na różańcu proś! - tak powtarzali nam starsi ojcowie - opowiada o. Mariusz Płuciennik, karmelita z Woli Gułowskiej. Podkreśla, że brązowy szkaplerz w ich zakonie nazywany jest rękami Maryi.
W rozmowie kilkukrotnie powtarza, że ludzie bardzo potrzebują szkaplerza, dlatego on ciągle o nim opowiada i pragnie go nakładać chętnym przy różnych okazjach. - Nie mówię tak tylko dlatego, że jestem karmelitą. Zachęcam do przyjęcia tego znaku, bo sam doświadczyłem łask, które są do niego przypisane - podkreśla.
Czuję i widzę
Rok temu opowiadał w „Echu” o tym, jak krótko po przyjęciu szkaplerza, jeszcze jako nastolatek, wyszedł cało z groźnego wypadku samochodowego. - Maryja obiecała opiekę każdemu, kto pobożnie nosi szkaplerz - mówi i dodaje: - Ja przekonuję się o tym ciągle! Czuję i widzę prowadzenie Maryi w moim życiu. Przykład? Do klasztoru w Woli Gułowskiej trafiłem rok temu. Przyjechałem z problemami zdrowotnymi. Mam kłopot z lewym okiem, w którym utraciłem znaczną możliwość widzenia. Ojciec proboszcz poprosił mnie, bym ułożył tekst nowenny do Matki Bożej, odnoszący się zarówno do szkaplerza, jak i kultu Maryi czczonej w Woli Gułowskiej. Zacząłem przeglądać świadectwa ludzi, którzy tu pielgrzymują. Okazuje się, że najwięcej podziękowań dotyczy uzdrowień… z chorób oczu. Maryja na tutejszym wizerunku ma wielkie i piękne oczy. Jestem przekonany, że prowadzi mnie w różne miejsca, bym doświadczył jej wsparcia i opieki - zaznacza o. Mariusz.
Pobożnie i świadomie
Zauważa też, że ludzie sięgają po karmelitański szkaplerz ze względu na dołączone do niego obietnice Maryi. Matka Boża zapewniła o nich podczas objawienia, jakie było udziałem św. Szymona Stocka w 1251 r. - Powiedziała, że każdy, kto pobożnie nosi szkaplerz, ma zapewnioną Jej opiekę przez całe życie, że w momencie odejścia z tego świata zostanie przeprowadzony przez Nią przez bramę śmierci i że w pierwszą sobotę po śmierci zostanie wzięty do nieba - wylicza. - Ta ostatnia obietnica to tzw. przywilej sobotni. Osoba, która przyjmuje szkaplerz, zostaje też przyjęta do rodziny karmelitańskiej i ma udział we wszystkich jej dobrach duchowych, a więc w modlitwach, postach i ofiarach składanych przez siostry i braci Maryi z Góry Karmel - dodaje zakonnik. Dopowiada, że ludzie włączeni do szkaplerza mają też pewne zobowiązania. - Obietnice Maryi zaczynają się od słów: „Każdy, kto pobożnie nosi szkaplerz…”. Kluczowe jest tu słowo „pobożnie”. Jesteśmy wezwani do wpatrywania się w Maryję i do Jej naśladowania w postawie, gestach, słowach i szacunku do bliźnich. To wszystko możemy znaleźć w Ewangelii - tłumaczy o. Mariusz.
Zawsze z pakietem
Trzeba też pamiętać, że przyjmując szkaplerz, jesteśmy zaproszeni do modlitwy za wszystkich, którzy tak jak my noszą ten znak na sobie. - Nabożeństwo szkaplerzne nie nakłada na nas jakichś czasochłonnych zobowiązań. Kolejnym jest codzienna krótka modlitwa za braci i siostry z rodziny szkaplerznej. W tym objawia się jedność naszej karmelitańskiej rodziny. Najczęściej czynimy to, odmawiając starożytną modlitwę „Pod Twoją obronę…” - podkreśla o. M. Płuciennik.
To zobowiązanie działa w dwóch kierunkach. My modlimy się za innych, a oni za nas. To niesamowita duchowa wymiana! Zakonnik dodaje, że noszący szkaplerz są też wezwani do głoszenia jego chwały, do opowiadania o nim innym. Po co? - Aby z obiecanych przywilejów skorzystało jak najwięcej ludzi, a nie tylko ja sam. Nie mogę skupiać się tylko na sobie. Ja opowiadam o nim przy różnych okazjach, np. na rekolekcjach i wyjazdach. Wybierając się w drogę, zabieram ze sobą pakiet szkaplerzy, by nakładać go tym, którzy jeszcze go nie mają. Cieszy mnie, gdy ktoś go przyjmuje. Ostatnio do Woli Gułowskiej przybywa wielu kapłanów. Jeden z nich, z dość długim stażem, widząc mnie, powiedział: „Ojcze, chcę odnowić moje nabożeństwo szkaplerzne. Ma ojciec szkaplerz? Chcę go przyjąć na nowo!” - wspomina zakonnik.
Na jednym łańcuszku
A co, jeśli ktoś przyjął szkaplerz i przestał go nosić? Ojciec podkreśla, że zawsze można do tego wrócić. Powtórne, uroczyste nałożenie nie jest konieczne. - Bywa, że ktoś przyjął go jako dziecko przy okazji Pierwszej Komunii św., a potem - z zaniedbania swojego czy rodziców - przestał nosić albo odrzucił go z powodu młodzieńczego buntu. Wtedy wystarczy wziąć go w dłonie, ucałować, powiedzieć: „Mamo, chcę do Ciebie wrócić” i nałożyć na siebie - podpowiada o. Mariusz.
Trudno nie zapytać o możliwość łączenia szkaplerzy, bo wielu przyjmuje dodatkowo np. szkaplerz św. Michała Archanioła albo kodeński. - W przypadku karmelitańskiego szkaplerza konieczne jest jego noszenie. Oczywiście można go zdjąć chwilowo, np. z powodu jakiejś pracy, na czas kąpieli czy na noc, ale potem należy go nałożyć na siebie z powrotem. Pamiętajmy, że żaden inny szkaplerz nie ma przypisanego przywileju sobotniego. Najlepiej zamienić przyjęte szkaplerze płócienne na metalowe i zawiesić je na łańcuszku. Ja np. noszę w taki sposób krzyżyk, szkaplerz karmelitański, szkaplerz św. Michała Archanioła i medalik Niepokalanej. Szkaplerze inne niż karmelitański można też nosić przy sobie, np. w portfelu, i przypinać je np. w dniu wspomnienia Świętych Archaniołów czy MB Kodeńskiej - podpowiada o. M. Płuciennik.
Jak płatek róży
Brązowy szkaplerz trzeba nosić na sobie. - Starsi ojcowie mówili, że jest on dwiema rękami Maryi. Jeśli go nosimy, trzymamy się naszej Matki. Noszenie stanowi jeden z warunków, by dostąpić podarowanych obietnic - podkreśla karmelita i dzieli się kilkoma świadectwami. - To było wiele lat temu, gdy w prywatnej pielgrzymce przyjechałem do Woli Gułowskiej razem z pochodzącym z mojej rodzinnej parafii ks. Darkiem. Uklękliśmy na stopniach przy głównym ołtarzu i zaczęliśmy odmawiać Różaniec. Ks. Darek nosił się z zamiarem przyjęcia szkaplerza, ale powtarzał, że ciągle nie czuje się na to gotowy. Pod koniec modlitwy powiedział: „Zobacz, pod ołtarzem coś leży, to chyba zwinięty płatek róży”. Pochylił się i wziął go w dłonie. Okazało się, że to… płócienny szkaplerz. Nie miał opakowania, ale był bardzo ładnie złożony. Nie wiem, skąd się tam wziął, bo w Woli Gułowskiej nie nakładamy ludziom szkaplerza przy głównym ołtarzu, ale w Kaplicy Ukrzyżowania. Ks. Darek odwrócił się do mnie, miał w oczach łzy. Powiedział: „Matka Boża chce, bym już dziś przyjął Jej szkaplerz”. On był przekonany, że to dla niego znak, że Matka Boża podaje mu swoje dłonie, że chce go prowadzić przez całe życie. Naprawdę nie wiem, skąd pod ołtarzem wziął się ten szkaplerz, nie wyglądał na porzucony, ale.. jakby ktoś go tam położył. Co więcej, nie było go tam, kiedy zaczynaliśmy odmawiać Różaniec - wspomina zakonnik.
Opieka Maryi
O. Mariusz opowiada też o pewnej kobiecie, która zgłosiła się do gułowskiego klasztoru z prośbą o spowiedź. - Ostatnio w jej życiu było sporo zawirowań, wiele spraw się posypało, doświadczyła grzechu. Przypadkowo odnalazła szkaplerz, który gdzieś się jej zapodział. Trzymając go w dłoniach, przypomniała sobie moment, gdy przyjmowała go w Woli Gułowskiej. Postanowiła zadzwonić do nas i umówić się na spowiedź. Najpierw dzwoniła na numer klasztoru, ale po ludzku chciała, by nikt nie odebrał. Potem ktoś dał jej mój numer telefonu. Oddzwoniłem i zaprosiłem, by przyjechała. Powiedziała, że to spotkanie i spowiedź zawdzięcza Matce Bożej, bo sama, z własnej woli na pewno by się na to nie zdecydowała. Doświadczyła na sobie Jej troski i opieki - mówi.
Na koniec opowiada o p. Janinie, która chorowała na nowotwór. Pierwsza chemia przyniosła wiele komplikacji. Najbliżsi myśleli, że jej nie przeżyje. O. Mariusz był wtedy młodym kapłanem. Kończył prowadzenie rekolekcji powołaniowych w Woli Gułowskiej. Na drogę otrzymał od życzliwych ludzi… kiełbasę i kwaszone ogórki. - Wróciłem do Krakowa, wziąłem Pana Jezusa oraz szkaplerz i od razu pojechałem do p. Janiny, która leżała w szpitalu w Gliwicach. Jej stan był już nieco lepszy. Na mój widok powiedziała silnym głosem: „Ojcze, ja chcę żyć!”. Spytałem, czy jest głodna. Gdy potaknęła, poczęstowałem ją moimi smakołykami z Woli Gułowskiej. Potem był czas na Pana Jezusa i szkaplerz. Wszystko przyjęła bez zawahania. Od tego momentu rzuciła palenie i zaczęła się więcej modlić, szczególnie na różańcu, który wcześniej nie był jej specjalnie bliski. Kiedy do niej dzwoniłem, mówiła: „Ojcze, czuję, że żyję, że prowadzą mnie ręce Matki Bożej. Jestem szczęśliwa i wolna od nałogów”. Odeszła w dniu wspomnienia Matki Bożej z Guadalupe. Pogrzeb odbył się w piękną, słoneczną i mroźną sobotę. Jej syn powiedział; „Mama lubiła taką pogodę”. Ostatnie miesiące przeżyła bardzo pięknie. To wszystko było dla nas znakiem od Maryi - opowiada karmelita.
I jak tu nie wierzyć w opiekę Matki?
Echo Katolickie 28/2023