Migawki z życia Księdza Sopoćki

Krótka biografia

Ostatnio "dorwałam się" do wspomnień ks. Sopoćki. Wcześniej coś tam pobieżnie o nim wiedziałam, ale bardziej zajmowały mnie jego teksty na temat Miłosierdzia Bożego w związku z pisaniem różnych prac. I teraz nagle mnie olśniło. Nasz Założyciel, niesamowity gorliwy kapłan, a jednocześnie taki zwyczajny, mający swoje pasje i zainteresowania. Przestał być dla mnie choć trochę taki tajemniczy i na piedestale, a wzbudził we mnie szczerą sympatię.

Zawsze podziwiałam ks. Sopoćkę, za jego gorliwość. Ale gdy przeczytałam jak opisuje środowisko, w którym się wychował, to trochę zrozumiałam jedno z jej źródeł. Pisze on: Myśl poświęcenia się służbie Bożej powstała u mnie w dzieciństwie pod wpływem religijnego środowiska. Codzienne pacierze wspólne pod przewodnictwem Ojca; śpiew częsty godzinek; pieśni okresowych szczególnie w zimowe wieczory; jazda końmi do kościoła parafialnego, odległego o 18 kilometrów; uroczystości rodzinne (chrzciny, pogrzeby, egzekwie) w domu i u sąsiadów ze śpiewami religijnymi; rozmowy z nimi przy sąsiedzkich odwiedzinach przeważnie na tematy religijne - wszystko to wpływało na wytworzenie się w podświadomości dziecka chęci służenia Temu, Kogo ono wprawdzie nie znało, ale Kogo otoczenie wielbiło, przepraszało i błagało o łaski1.

Dla mnie taka sytuacja, patrząc na moją rodzinę i środowisko, w którym się wychowałam, jest dość obca i tym bardziej jestem zadziwiona i zachwycona wiarą i życiem religijnym tamtych ludzi. Teraz bardzo rzadko się zdarza w rodzinach rozmowa na tematy religijne, a jeżeli już to przeważnie krytykująca Kościół, a co za tym idzie i Pana Boga. Podobnie jest i z modlitwą wspólną w domu. Oczywiście zdarzają się i dziś rodziny, przeważnie należące do jakiejś wspólnoty jak Rodziny Nazaretańskie czy Neokatechumenat, w których w sposób bardzo widoczny jest obecny Pan Bóg, w rozmowach i w życiu, ale nie jest to częste zjawisko.

Oprócz środowiska rodzinnego, na Michała Sopoćkę miały wpływ także i inne osoby oraz środowiska. Pierwsza taką osobą był proboszcz parafii zabrzeskiej ks. Jan Kunicki. Gdy Michał w roku szkolnym 1901/02 uczył się w Zabrzeziu odwiedzał codziennie kościół parafialny i służył do Mszy Świętej. Ksiądz Kunicki w oczach 13-letniego Michała był kapłanem jak sam pisze: o niezwykłej wymowie i prawdziwie apostolskiej gorliwości - porywającej i wprost przekształcającej poglądy i obyczaje wiernych. Jego płomienne kazania porywały słuchaczy i szczególnie wywarły wielki wpływ na mnie". Wpływ tego kapłana zaowocował bardzo gorliwym postanowieniem: postanowiłem do końca życia nie używać trunków3. Nie wiem czy któryś z dzisiejszych trzynastolatków wpadłby na pomysł takiego postanowienia. Natomiast u Michała przerodziło się ono w późniejszej jego pracy w działalność antyalkoholową. Szczególnie zaciekawił mnie jeden ze sposobów tej działalności opisany przez ks. Strzeleckiego: ks. Sopoćko opowiadał, jak podczas swej pracy duszpasterskiej w Taboryszkach zetknął się z rozpowszechnioną plagą pijaństwa. Od razu podjął z nią zdecydowaną walkę i to nie tylko z ambony czy na katechizacji. Osobiście docierał do ukrytych w lasach bimbrowni i niszczył je własnymi rękoma. Rekompensował straty materialne, lecz nie omieszkał w mocnych słowach wyjaśniać motywów swego postępowania4.

Ale ks. Kunicki był dla Michała przede wszystkim wzorem gorliwego kapłana. Tak o nim wspomina: Jego natchniona postawa na ambonie czy przy ołtarzu, jego gorliwość w słuchaniu spowiedzi i trosce o należyty kult Boży, sugestywnie wywoływała chęć naśladowania go w przyszłości i realizowania zamiaru pozostania kapłanem5. Widzimy tutaj, że w sercu chłopca już wtedy obudziło się pragnienie kapłaństwa, służby Bogu i pomocą mu w tym było świadectwo życia. Nie konferencje i przekonywania o wartości służby Bogu, ale życie zgodne ze swoim powołaniem, gorliwe dążenie do świętości. Tak wtedy jak i teraz więcej można zdziałać świadectwem własnego życia, wiary widocznej w czynach, niż pustym gadaniem nie popartym własnym przykładem. Ja tego doświadczam na katechezie. Widzę, jak moja wiara jest mała i nikła, jak moje życie jeszcze bardzo dalekie do świętości i jak mały wpływ mam na dzieci, które uczę. Ale to też można odnieść i do każdego człowieka wierzącego. Jeżeli komuś z wierzących zależy na przybliżeniu swoich dzieci czy wnuków do Boga, prędzej to zrobi prawdziwą świętością objawiającą się przede wszystkim w dobroci i miłości niż "gadaniem" i przekonywaniem.

Czytając wspomnienia ks. Sopoćki zauważyłam, że nie był on jakimś zastraszonym i zahukanym dzieckiem, ale dość odważnym chłopcem potrafiącym walczyć w obronie słusznej sprawy. W szkole w Oszmianie, pamiętajmy, że był to czas zaborów, a na tym terenie był zabór rosyjski, była wprawdzie nauka religii katolickiej, ale uczył jej rosyjski inspektor, który nie pozwalał uczniom modlić się przed lekcjami katolickimi modlitwami, ale zmuszał do prawosławnych po rosyjsku. I to właśnie Michał jako pierwszy spośród wszystkich uczniów wystąpił i domagał się pozwolenia na modlitwę katolicką przed katolickim obrazem. Ryzykował tym wydalenie ze szkoły, ale udało się tę sprawę doprowadzić do szczęśliwego końca.

To tylko kilka wydarzeń z początków życia ks. Michała Sopoćki, którymi chciałam się podzielić w moim odkrywaniu Założyciela z okazji zbliżających się Jego imienin. Patrząc na Świętych i ich zwyczajne wysiłki w kroczeniu za Chrystusem w sercu rodzi się nadzieja, że ja mogę być też tak jak oni. Niech ks. Sopoćko będzie dla każdego z nas takim drogowskazem prowadzącym w ramiona Miłosiernego Ojca.

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama