„Margaretka” - modlitwa za kapłanów

Żyjemy w czasie, kiedy szatan szczególnie próbuje zniszczyć Kościół i kapłanów. Nasza modlitwa jest im niezbędna, aby mogli wytrwać w powołaniu i dobrze je wypełnić

 „Teraz mogę spokojnie umierać, moje serce nie może pojąć łaski Pana Boga” — powiedziała matka pogubionego kapłana, który powrócił na drogę kapłaństwa. Słowa tej matki uświadamiają nam jakie cierpienie towarzyszyło jej życiu, kiedy jej ukochany syn kapłan zboczył z drogi poświęconej Bogu.

Żyjemy w czasie, kiedy szatan szczególnie próbuje zniszczyć Kościół i kapłanów. Szatan nie służy Bogu, ale w Niego wierzy. Dobrze wie co Bóg powiedział. Działa więc w myśl słów „uderzą pasterza, a rozproszą się owce” (por. Za 13,7). Matka wspomnianego kapłana, mówiąc, że jej serce nie pojmuje tak wielkiej łaski Boga, jaką jest powrót syna, wyraża swoją przeogromną radość. Pokazuje to zarazem jakiego musiała wcześniej doznać cierpienia. Każdy kto jest rodzicem może sobie wyobrazić jej ból. Każdy więc kto kocha zrozumie jak musi cierpieć sam Jezus i Jego Matka Maryja, kiedy ci, których On sam wybrał, dotyka cierpienie, prześladowanie, kiedy ci, których dłonie uczynił swoimi dłońmi dopuszczają się grzechu, obojętności i zdrady.

O cierpieniu Jezusa z powodu kapłanów możemy przeczytać w zapiskach wielu świętych, którym On sam się ukazuje. Jednym z tych świętych jest Ojciec Pio, który tak pisze: „Byłem jeszcze w łóżku, kiedy Jezus ukazał mi się — wspominał. — Był w opłakanym stanie i całkowicie oszpecony. Pokazał mi bardzo wielu księży, wśród których byli różni dostojnicy kościelni, z których jeden odprawiał Mszę św., inny przygotowywał się do niej, jeszcze inny zdejmował święte szaty. Widok zmartwionego Jezusa był dla mnie bardzo bolesny, dlatego spytałem Go, dlaczego cierpi tak bardzo. Nie było odpowiedzi, jednak swoje spojrzenie skierował na tych księży. Krótko potem, jak gdyby przerażony i zmęczony spoglądaniem na nich, odwrócił wzrok. Następnie skierował go na mnie i ku mojemu wielkiemu przerażeniu dostrzegłem dwie łzy spływające po Jego policzkach. Odsunął się od tej rzeszy księży z wyrazem wielkiej przykrości na twarzy i zawołał: <Rzeźnicy>. Zwróciwszy się do mnie, powiedział: <Mój synu, nie sądź, że moja agonia trwała trzy godziny, o nie, z powodu dusz, które otrzymały najwięcej darów ode mnie, będę w agonii aż do końca świata. W czasie mojej agonii, mój synu, nie trzeba spać. Moja dusza szuka jakiejś kropli ludzkiego współczucia, lecz niestety, pozostawiają mnie samego pod ciężarem obojętności. Niewdzięczność i ospałość moich sług sprawia, że moja agonia jest bardziej przykra>” (List św. Ojca Pio do Ojca Agostino, 7 kwietnia 1913 r.). Ojciec Pio znał wartość kapłanów. Wiedział, jakie cuda Bóg czyni przez ich ręce, dlatego podobnie jak inni święci XXI wieku wzywał do gorliwej modlitwy za kapłanów.

Dziś myśląc o kapłaństwie, odnosi się wrażenie jakby nie miało ono żadnej wartości, wręcz przeciwnie, było źródłem zgorszenia w tym jakże pogubionym świecie. My, ludzie sycący się tym czym karmią nas media, często nie potrafimy dostrzec, że kapłaństwo pochodzi od samego Boga, że kapłan to nie ten, który wybrał Jezusa, ale to Jezus wybrał kapłana. Informacje, które docierają do naszych uszu, łatwo się przekazuje innym, nie zastanawiając się nawet nad ich autentycznością. Warto pamiętać, że każdy przedstawiony w złym świetle kapłan ma swoją historię, pochodzenie, ma swoją matkę, która podobnie jak Maryja cierpi z powodu swojego syna, niezależnie od tego czy jest niewinny czy rzeczywiście popełnił zarzucane mu czyny. Jedno jest pewne, taka postawa nie pomoże ani Kościołowi, ani nam samym, poszczególnym jego członkom. Ojciec Pio był przerażony tym, co mu Pan przekazał. Ale w odpowiedzi na to, co zobaczył nie oceniał, nie gorszył się, nie przekazał lotem ptaka, jak to dzieje się dzisiaj, ale zapłakał i gorliwie się modlił. Wspomniane na początku słowa matki pogubionego kapłana nie są przypadkowe. Czyż jej cierpienie nie pokazuje cierpienia Jezusa? Czy matczyne serce nie widziało tego, co zobaczył Ojciec Pio? Czy ta matka nie widziała rozproszonych owiec, których pasterzem był jej syn? Wiele musiała oglądać, słuchać i przeżywać. Ale jej gorliwa modlitwa i modlitwa jej przyjaciół sprawiła, że syn po roku powrócił do kapłaństwa.

Stańmy dziś wspólnie z Maryją, Matką Kapłanów, która woła z Medjugorie: „Módlcie się za kapłanów, módlcie się za moich umiłowanych synów” i zamieńmy nasze niesprawdzone wieści na modlitwę, niech nasze palce zamienią klawisze medialnej klawiatury na paciorki różańca. Nie możemy ulegać krzyczącemu tłumowi i powielać pustych słów, że to kapłan ma się za mnie modlić, albo nie warto się modlić za tego czy tamtego kapłana. Musimy zdać sobie sprawę z tego, że to właśnie ten, czy tamten kapłan może stać się przyczyną osłabienia naszej wiary, przyczyną upadku naszych dzieci. Tak wiele słyszymy dziś o rosnącej liczbie apostazji, braku powołań, młodych ludzi rezygnujących z uczestnictwa w Eucharystii. Słucha się tego jak jakiś regularnych raportów. Ale czy Jezus powołując Apostołów, polecił sporządzanie raportów, czy raczej powiedział do ucznia „odtąd ludzi będziesz łowił” (Łk 5,10). Nie liczył, nie oceniał, ale szukał i swoją postawą pokazywał Boga. Wiemy przecież, że kapłan to Alter Christus — Drugi Chrystus. Ale wiemy także, że kapłan jest jednym z nas, słabych ludzi. I to ten słaby człowiek ma być dobrym pasterzem. Pasterzem nas ludzi. Ostatni rok pokazał nam, co dzieje się ze stadem, któremu zabraknie pasterza, dobrego pasterza, czyli takiego, który będzie bronił owiec, pasterza, który nie pozwoli przed swoimi owcami zamknąć drzwi od zagrody. Ten rok stał się dla wielu rokiem strachu o własne życie, ale musimy przyznać, że także próbą naszej wiary, jak również wiary naszych pasterzy. W Psalmie 56 czytamy: „Bogu ufam, nie będę się lękał: cóż może mi uczynić człowiek?” (56, 5). Tak często dziś się powtarza, że to „Bóg jest Panem życia i śmierci”. Czyż byśmy byli głusi na te słowa? Bóg dopuszczając niezrozumiałe dla nas sytuacje, udowodnił nam, jak bardzo jesteśmy słabi, co stanie się, kiedy nasi pasterze w swojej słabości zostawią nas i pouciekają, albo wspomniana przez ojca Pio ospałość sług Jezusa, doprowadzi do pożarcia przez drapieżne wilki.

Weźmy sobie do serca pełne boleści słowa Jezusa i Jego troskliwej Matki i módlmy się za kapłanów, biskupów i tych, których Bóg powołuje do Swojej służby. Pamiętajmy, że pomagając im modlitwą, pomagamy tak naprawdę sobie. Każdy człowiek jest sternikiem łodzi swojego życia, ale żeby dopłynąć do miejsca zbawienia potrzebuje latarni, która wskaże drogę. Wzniecajmy swoją modlitwą światło tej latarni, jaką na naszej drodze jest każdy kapłan.

 

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama