Fragment książki: Joseph Pearce, "Pisarze nawróceni . Inspiracja duchowa w epoce niewiary", Fronda, Warszawa 2007 (rozdział 7)
Przełożył Robert Pucek
W 1908 roku Chesterton napisał jedną ze swych najbardziej znaczących książek. Ortodoksja, wydana 25 września, powstała jako reakcja na zarzuty jednego z recenzentów jego wcześniejszego dzieła — Heretyków — który skarżył się, że Chesterton ostro krytykuje teologię i filozofię innych autorów, nie proponując w zamian swojej własnej. „Z całą powagą młodego wieku”, napisał Chesterton, „potraktowałem to jako wyzwanie i w ogólnym zarysie przedstawiłem powody, dla których wierzę, że nauka chrześcijańska, tak jak podsumowuje ją Skład Apostolski, okazuje się lepszą teorią życia od którejkolwiek z tych, które ja odrzuciłem”.
Ortodoksja była pierwszą otwarcie chrześcijańską pozycją Chestertona. Maisie Ward, autorka jego biografii, uznała ją za tak ważną, że „trzeba było powiedzieć o niej więcej niż o innych jego publikowanych pracach”. Z kolei jej ojciec, Wilfrid Ward, którego wystąpienie w Oksfordzie uczyniło tak wiele dla zainteresowania Christophera Dawsona Newmanem, ogłosił Ortodoksję kamieniem milowym w rozwoju myśli chrześcijańskiej. W artykule poświęconym tej książce i jej autorowi, a opublikowanym w „Dublin Review”, Ward pisał:
Stawiam jego myśl — choć nie sposób jej wyrażania — w jednym szeregu z myślą takich autorów jak Burke, Butler i Coledridge...
Imponujące wystąpienie tego nadzwyczaj żywego i poważnego współczesnego umysłu... przypomina nam, jak wiele z tego, co nieodzowne w chrześcijańskiej spuściźnie, nasze czasy przestały rozumieć we właściwy sposób i jak niewiele brakuje, by lekkomyślnie z tego zrezygnowały.
Siłą Ortodoksji Chestertona, a zarazem kluczem do jej sukcesu, był sposób, w jaki autor uczynił swój temat atrakcyjnym dla czytelnika. Dorothy L. Sayers, która była piętnastoletnią uczennicą, kiedy po raz pierwszy przeczytała tę książkę, wyraźnie poruszyło Chestertonowskie wyobrażenie Kościoła jako niebiańskiego rydwanu, który „mknie jak błyskawica przez wieki, omdlałe herezje leżą powalone na ziemi, podczas gdy dzika, swobodna prawda chwieje się w pędzie, choć przecież nie traci równowagi”. Ta dodająca otuchy wizja na nowo rozpaliła jej wiarę w czasie, gdy młodzieńcze zwątpienie i rosnące rozczarowanie purytanizmem Kościoła Niskiego*, do którego przywykła, groziło jej wygaszeniem. „W książce zatytułowanej Ortodoksja”, pisała, „były przebłyski tego innego chrześcijaństwa, które było piękne, pełne przygód i — całkiem nieoczekiwanie — dostojeństwa”. W późniejszych latach wyznała swemu przyjacielowi, że gdyby nie Chestertonowska wizja ortodoksji, mogłaby w latach szkolnych całkowicie odejść od chrześcijaństwa. Bardziej elokwentnie wyraziła to w roku 1952: „Dla młodych ludzi mojego pokolenia G. K. C. był kimś w rodzaju chrześcijańskiego wyzwoliciela. Niczym dobroczynna bomba wymiótł z Kościoła pewną liczbę witraży pochodzących z bardzo słabego okresu, wpuszczając podmuchy świeżego powietrza, w których uschłe liście doktryny tańczyły z energią godną Akrobaty Naszej Pani* i — podobnie jak on — wbrew obowiązującej etykiecie”.
Kilka lat później w tym samym duchu wypowiedział się Arnold Lunn. Światowi współczesnemu, pisał w 1956 roku, grozi przeoczenie długu, jaki wielu z nas ma wobec Chestertona, „zapomnienie wpływu, jaki jego książki wywarły na umysły młodych ludzi, zatrutych sofizmatami wiktoriańskiego racjonalizmu”.
Innym autorem, na którego Ortodoksja wywarła niezaprzeczalny wpływ, był Theodore Maynard, który po raz pierwszy przeczytał ją w wieku lat dziewiętnastu: „Wciąż wydaje mi się absolutnie wyjątkową książką, głęboko zapadła w moje serce... sam Chesterton dołączył do Kościoła dopiero trzynaście lat później... dużo wcześniej katolika uczynił ze mnie.”
Theodore Maynard był pomniejszą gwiazdką literacką, której nigdy nie była pisana międzynarodowa sława Chestertona lub Dorothy L. Sayers, chociaż między wybuchem pierwszej a zakończeniem drugiej wojny światowej cieszył się pewnym rozgłosem zarówno jako poeta, jak i autor biografii. Przez cały czas trwania swej kariery literackiej przyznawał się do „wielkiego wpływu, jaki na jego myśl i pisma wywarł G. K. Chesterton oraz w mniejszym stopniu Hilaire Belloc”. Inne pomniejsze figury literackie, gromadzące się mniej więcej w tym czasie wokół ogniska ortodoksji, to na przykład nawrócony w 1908 roku Ernest Messenger, który zrezygnował z kariery dziennikarskiej przy Fleet Street u T. P. O'Connora, by uczyć się na księdza, po czym został autorem popularnych książek teologicznych i tłumaczem dzieł filozoficznych z języka francuskiego; nawrócona rok wcześniej, w wieku lat osiemnastu, Naomi Jacob, której sądzone było zostać jedną z najpłodniejszych i najpopularniejszych powieściopisarek, autorka lekkiej beletrystyki poświęconej głównie opisom ludzkich charakterów; oraz nawrócony w 1906 roku Lewis Watt, który został później jezuitą, autor kilku książek o katolickiej nauce społecznej.
Nie jest jasne, czy Ortodoksja Chestertona miała jakiś bezpośredni wpływ na zbliżającą się konwersję Maurice'a Baringa, ale biorąc pod uwagę jego podziw dla wcześniejszych prac Chestertona oraz rosnącą sympatię dla tego autora, jest mało prawdopodobne, by Baring nie czytał Ortodoksji w miesiącach bezpośrednio poprzedzających jego przyjęcie na łono Kościoła katolickiego, 1 lutego 1909 roku.
Choć pisząc w styczniu 1906 roku z St. Petersburga do Vernona Lee Baring pytał, czy Lee czytał książki Chestertona, Napoleona z Notting Hill oraz Heretyków, i zaznaczał, że jemu samemu „podobają się te idee”, wydaje się, że Baring i Chesterton na dobre zaprzyjaźnili się dopiero w 1907 roku. Jest to zaskakujące, zważywszy że od początku wieku obaj byli przyjaciółmi Belloca. Dopiero w marcu 1908 roku Baring pisał do Chestertona z Moskwy domagając się większej intymności w ich relacjach:
Drogi Gilbercie, mogę odłożyć na bok Chestertona?
(Szlachetny Panie, mogę ci mówić po imieniu?)
(Twoje nazwisko jest takie poważne i długie: —
Szlachetny Panie, mogę ci mówić po imieniu?)
Do Londynu mam nadzieję powrócić jeszcze w tym tygodniu.
(Szlachetny Panie, spotkajmy się, napijmy wina i piwa)
Mam nadzieję, że zobaczę cię zaraz po powrocie.
(Szlachetny Panie, tu na Wschodzie, nie ma nikogo takiego jak ty.)
Mam nadzieję, że ty, ja i Hilaire będziemy mogli się spotkać.
Niespieszny rozwój ich przyjaźni wynikał przede wszystkim z długich nieobecności Baringa w Anglii, podczas których przebywał on w miejscach tak różnych jak Paryż, Kopenhaga, Rzym, Moskwa i Mandżuria, jednak raz uformowana przyjaźń umacniała się z upływem lat. W końcu Frances Chesterton miała powiedzieć, że „ze wszystkich przyjaciół” jej mąż nikogo nie kochał bardziej niż Maurice'a Baringa.
Baring został przyjęty na łono Kościoła katolickiego w Brompton Oratory przez ojca Sebastiana Bowdena, tego samego księdza, do którego ponad trzydzieści lat wcześniej zwrócił się Oskar Wilde. W swej autobiografii, The Puppet Show of Memory, Baring oznajmia tylko, że był to „jedyny uczynek w moim życiu, którego z całą pewnością nigdy nie żałowałem”. Oprócz tej szczerej i odosobnionej wypowiedzi, rzeczone wydarzenie nie doczekało się żadnych innych komentarzy.
Taka niecodzienna powściągliwość zaskakuje u autora, który później za pomocą twórczości literackiej odważnie świadczył o swojej wierze. Jednak uczucia, których nie był w stanie lub nie chciał wyrazić w swej prozie, w podziwu godny sposób wyraził w poezji, zwłaszcza w serii sonetów Vita Nuova. Pierwszy z trzech utworów odnosi się do pierwszego kroku w kierunku konwersji: „Nie szukając, znalazłem odpowiedź, w nocy / Wędrując labiryntem mrocznych bezdroży...”
Drugi sonet opisuje sam akt nawrócenia:
Raz dobiegł mnie szept: „Cóż za powód srogi,
Że niczym cień przemykasz u stóp schodni,
Zakrywszy dłonią żar zgasłej pochodni,
Gdy tuż za drzwiami płonie ogień błogi?
Czemu wciąż wahasz się, czemu bez trwogi
Nie zapukasz? Lękasz się, co cię spotka?”
Zapukałem więc, a już głos ze środka
Prosi, bym wstąpił w swoje własne progi.
Znałem to miejsce — a słowa swe ważę —
Tam biedna dusza pozbyła się bólu.
Ujrzałem dawno niewidziane twarze,
Pamięć wróciła, zamknęły się rany.
I na kolanach, w jasności skąpany,
Wnet przyjaciela powitałem w Królu!
Ostatni z sonetów mówi o nadziei na życie wieczne, w którym „Jaśnieje i czeka nas port niewzruszony...”
Pragnąc wyjaśnić powody, które skłoniły go do konwersji, napisał: „gdy nagle — w głębi duszy — doszedłem do wniosku, że życie posiada naturę boską, ja sam zaś noszę w sobie coś nieśmiertelnego, pozostającego w kontakcie z Duchem Wiecznym, nie miałem innego wyjścia, jak zostać katolikiem”. Ethel Smyth, bliskiej przyjaciółce i powiernicy, wyjaśnił, że jego wiara była stopem niedostatku i potrzeby: „Czuję, że życie ludzkie, które w obecnej postaci jest niemal nie do zniesienia, byłoby dla mnie całkiem nie do zniesienia bez tego, co jest dla mnie nie narkotykiem, lecz strawą, powietrzem i napojem”. Nic zatem dziwnego, że Smyth nazwała konwersję Baringa „kluczowym momentem jego życia” i że kiedy poinformowano ją o tym wydarzeniu, „poczuła, że w końcu odnalazła się brakująca część skomplikowanej układanki, a raczej jedyny klucz, który otwiera ten żelazny sejf.”
Podobny pogląd prezentował francuski pisarz Raymond Las Vergnas. W swym studium krytycznym o Chestertonie, Belloku i Baringu, przetłumaczonym na angielski przez ojca Martindale'a, Las Vergnas napisał, że wiara chrześcijańska Baringa była „potężną siłą jednoczącą”, odpowiedzialną za „harmonizowanie złożonych tendencji” jego temperamentu artystycznego.
Wieść o konwersji Baringa z radością powitał Hilaire Belloc, który przez ponad dekadę obserwował powolny, choć wytrwały rozwój duchowy swego przyjaciela. Trzy lata wcześniej, 19 kwietnia 1906 roku, Belloc napisał rymowany list do Baringa, by podtrzymać go na duchu, gdy ten stawiał pierwsze niepewne kroki na drodze w kierunku wiary.
Towarzyszy ci
Moja gorąca miłość, lecz wątpię, czy
Nawet wszyscy święci doprowadziliby
Twoją duszę prostszą drogą do Wiary
niż Ten, który ją wprawił w ruch. Hilary.
Nietrudno zrozumieć dlaczego Emma Letley, autorka biografii Baringa, zatytułowała ją Maurice Baring: A Citizen of Europe. Baring podróżował wiele po Europie jako dyplomata, dziennikarz i niezależny uczony. Znał łacinę, grekę, francuski, niemiecki, włoski i rosyjski i był dobrze oczytany w literaturach tych wszystkich języków. Był kwintesencją Europejczyka. Z uwagi na to w duszy Baringa szczególny rezonans musiały wywołać słowa Belloka z opublikowanego w 1906 roku An Open Letter on the Decay of Faith:
Pragnę, abyście pamiętali, że to my jesteśmy Europą; jesteśmy wielkimi ludźmi. Nasza wiara nie przydarzyła się nam — nie została nam narzucona, ani nie jest li tylko wierzchnim okryciem — to krew z naszej krwi i kość z naszej kości. To filozofia, którą stworzyliśmy i która tworzy nas. Przystroiliśmy ją, opisali, rozbudowali — nadaliśmy jej widzialny kształt. To praca, którą my, Europejczycy, służymy Bogu. W zamian za to, on uczynił nas chrześcijanami.
Wkrótce po konwersji Baringa Belloc napisał uroczysty list do Charllotty Balfour, która sama dołączyła do Kościoła w 1904 roku: „Przychodzą zewsząd, niczym zbierająca się armia, wszelkiego rodzaju ludzie, z których każdy przynosi jakiś nowy talent: w przypadku Maurice'a jest to zdumiewająca precyzja umysłu wynikająca z wielkiego umiłowania prawdy.”
Głęboka wdzięczność, jaką odczuwał Belloc w obliczu gromadzącej się armii nawróconych, należała się, przynajmniej po części, pracy jego przyjaciela G. K. Chestertona. W pierwszej dekadzie XX wieku Chesterton skuteczniej niż jakikolwiek inny pisarz atakował zwolenników laicyzacji życia społecznego, smagając „heretyków” pokroju Shawa i Wellsa z właściwą sobie dobroduszną jowialnością, która była bardzo zaraźliwa. Chrześcijaństwo w wydaniu Chestertona było atrakcyjne, a za sprawą jego ciętych paradoksów oraz idealistycznego entuzjazmu wielu zaczynało odkrywać urok ortodoksji.
opr. mg/mg