Fragment rozważań (p.t. Ciemne strony życia. Gdzie był wtedy Bóg?) nad kwestią choroby i cierpienia, bólu i śmierci, z perspektywy osoby dotkniętej chorobą nowotworową
Monika Nemetschek Ciemne strony życia. Gdzie był wtedy Bóg |
|
Rak jako wyzwanie
Jeśli cierpicie na chorobę zagrażającą życiu, z pewnością znacie pełne obaw oczekiwanie na wyniki badań. Możliwe, że teraz czujecie się całkiem dobrze i dlatego jesteście pełni nowej odwagi. Ponadto stosowaliście się do wszystkiego, co nakazał wam lekarz, sumiennie zażywaliście leki i przestrzegaliście wszystkich zaleceń. Teraz siedzicie i czekacie na wyniki, pozostając między nadzieją a lękiem.
W końcu nadchodzi kres czekania. Lekarz zaprasza was do gabinetu. Próbujecie sprawiać wrażenie osoby możliwie spokojnej, a mimo to macie duszę na ramieniu. „Cóż — mówi lekarz — właściwie nie ma żadnych istotnych zmian”.
Potrzebujecie chwili, zanim naprawdę pojmiecie, co to oznacza: ostatnie wyniki były złe. Nowe są takie same?! A zatem znów nie ma zmiany na lepsze? Wszystko po staremu? Jest mała szansa na poprawę? Nie ma jej wcale? Ale przecież zrobiliście wszystko... Ogarnia was wielki smutek, czujecie się zdani na łaskę losu i bezradni. Najwyraźniej możecie robić, co chcecie, a wyniki badań wskazują czarno na białym: wszystko po staremu, wartości odbiegają od pożądanej normy! Jak w transie opuszczacie gabinet. Nadzieja znowu umarła! „Musisz myśleć pozytywnie” — powiedziała wam ostatnio przyjaciółka. Niech teraz powie, jak to zrobić, myślicie i czujecie, jak wzbiera w was wściekłość. Bezsilna złość czy rozpacz? Co teraz?
Nie dajcie się zwariować! Waszego zdrowia i jakości życia nie da się wyrazić w kilku liczbach, które według stosownej tabeli odbiegają od właściwych norm!
Zresztą — moje też się nie zgadzają z tabelą. Istniejący defekt w układzie odpornościowym ciągle wzbrania się przed jakimkolwiek wpływem i zostaje taki, jaki jest. Nowych komórek rakowych, czyli przerzutów, według wyników badań obecnie (!) nie ustalono.
Włóżmy nowe wyniki do segregatora, aby przejść nad nimi do porządku dziennego.
Nadal czyńmy to, co dobrze wpływa na „mury świątyni” i spróbujmy nasze życie wciąż wkładać do rąk Boga miłości. Możemy być pewni, że On zrobi wszystko lepiej, niż myślimy!
Wsłuchajcie się w swoje wnętrze. Być może On chce wam właśnie powiedzieć:
Nie lękaj się, jestem przy tobie. Wyryłem cię na obu dłoniach. Moja wierność otacza cię jak powietrze, którym oddychasz (por. Iz 41,10 i 49,19).
opr. ab/ab