Eucharystia komunią z Chrystusem i między nami (fragmenty)
ks. Bogusław Nadolski Eucharystia komunią z Chrystusem i między nami
|
|
„Służcie jedni drugim takim darem łaski, jaki każdy otrzymał, jako dobrzy szafarze różnorodnej łaski Boga” (1 P 4,10). Przyjmować Komunię Świętą oznacza przyjęcie pokarmu, ale komunikować to budować Ciało Chrystusa, którym jest Kościół, oczywiście nie ten redukowany do wymiaru socjologicznego. Budowanie obejmuje także perspektywę eschatyczną, jedność bowiem z Ciałem Chrystusa realizowana w Eucharystiii i przez Eucharystię to rzeczywistość, która antycypuje i realizuje przyjście królestwa.
„W każdym człowieku dostrzegać przez wiarę Twoją obecność”[4]. Drugi człowiek to prawdziwy dar Boży, każdy inny, każdy niepowtarzalny, chociaż stworzony na obraz i podobieństwo Boga, a to wszystko dzięki Duchowi Świętemu, który daje łaskę według miary daru Chrystusa (por. Ef 4,7). Każdy człowiek pełen jest milczącej muzyki, która jest owocem Boskiego Pneuma. Zdanie: „Każdy spieszy, by wypełnić dobry czyn” pochodzi z opisu sprawowania Eucharystii zamieszczonego w Tradycji Apostolskiej (Diataxeis), z dzieła związanego ze św. Hipolitem Rzymskim. Stanowi w pewnym sensie odzwierciedlenie stwierdzenia Jezusa po zakończeniu Wieczerzy: „Wstańcie, idźmy stąd!” (J 14,31).
W całości autor pisze: „Po skończeniu, każdy z przyjmujących Komunię (communicantes) przywykł wykonywać dobre uczynki, aby podobać się Bogu, prowadzić dobre życie, być entuzjastą Kościoła, czyniąc to, czego się nauczył i postępując w pobożności”. Oryginalny tekst napisany był w języku greckim, niestety, nie zachował się. Znany jest z wielu wersji, a tłumaczenie łacińskie zależne jest od wersji sahidyckiej. Podaję tłumaczenie łacińskie, by specjaliści mogli wyczytać w nim głębię: Haec autem cum facta sunt, sollicitus est unusquisque facere omnem rem bonam et placere deo et conversari recte, vacans ecclesiae, faciens quae didicit et proficiens in pietate[5].
Użyte w tekście wyrażenia:
— sollicitus est od soleo — „przywyknąć”, „być przyzwyczajonym”, „mieć zwyczaj”, „czynić jak zwykle, wg zwyczaju”;
— omnem rem bonam — „dobry uczynek”, wyrażenie posiada szersze znaczenie niż w określeniu „dobre uczynki”;
— conversari — „dokonać właściwej korekty życia”;
— proficiens — „postępować w pobożności”.
Bóg, któremu ufamy, nie jest Deus absconditus, „Bogiem ukrytym” w znaczeniu, jakie łączymy z tym słowem. „Ukrycie” Boga jest ekspresją Jego życia, wolności, Jego woli wejścia w relację z człowiekiem, jest wezwaniem do Komunii w codzienności człowieczego życia. „Ukrycie” jest więc pełne intensywności, „ciśnienia”, trudno je wyrazić ludzkimi słowami[6].
Powyższe stwierdzenie wypływa z Ewangelii. Nie sposób nie dostrzec charakterystycznego zestawienia. W Ewangelii wg św. Jana nie znajdujemy, jak zaznaczono wyżej, opisu ustanowienia Eucharystii. Umiłowany uczeń pozostawia natomiast opis umycia brudnych niewątpliwie nóg — wziąwszy pod uwagę ówczesne obuwie i drogi. Pozostali Ewangeliści szeroko opisują przebieg Ostatniej Wieczerzy i kończą słowami: „to czyńcie na Moją pamiątkę”. Jezus schyla się, klęka i myje nogi apostołom. Spełnia czynność, która w kulturze żydowskiej należała do niewolników i najmniej znaczących członków rodziny[7].
„Szczęśliwi słudzy, których Pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie. Zaprawdę, powiadam wam: Przepasze się i każe im zasiąść do stołu, a obchodząc, będzie im usługiwał” (Łk 12,37). „Czy rozumiecie, co wam uczyniłem? Wy Mnie nazywacie Nauczycielem i Panem, i dobrze mówicie, bo nim jestem. Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wy powinniście sobie nawzajem umywać nogi. Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem” (J 13,15).
Można powiedzieć, że Jan Ewangelista chce wskazać na fakt o niezwykłej doniosłości — życie wyznawcy Chrystusa ma być przedłużeniem Eucharystii, nie chodzi tylko o zewnętrzne naśladowanie. Każda Eucharystia prowadzi do konkretnego życia. Celebracja Eucharystii jest szkołą wolności, otwarcia na potrzeby innych, potrzeby świata, ucieleśnioną, ukonkretnioną miłością. Ksiądz arcybiskup Stanisław Gądecki w homilii Wieczerzy Pańskiej zauważył: „Liturgia i zaangażowanie etyczne to jedyna i nierozerwalna rzeczywistość. Nie ma prawdziwego zaangażowania etycznego bez liturgii i nie ma prawdziwej liturgii bez zaangażowania etycznego. To dotyczy każdego wymiaru liturgii, ale przede wszystkim Eucharystii, którą tradycja bizantyjska nazywa «boską»”.
Wchodząc do kościoła, wnosimy wszystko to, czym żyjemy: radość i smutek całego świata. Wszystko to przeżywamy teraz, w tej szczególnej relacji z Bogiem i z innymi, jaką jest celebracja eucharystyczna. Wychodząc z kościoła, zabieramy w naszą codzienność wszystkie nasze obowiązki, przemienione rytmem naszych Eucharystii. Jeśli wchodząc do kościoła, nie wnosimy ze sobą tego wszystkiego, co jest zmartwieniem naszym i całego świata, to wchodzimy tam na próżno. Podobnie, jeśli wychodząc, nie wynosimy ze sobą konkretnych obowiązków, na próżno tam weszliśmy. Eucharystia bez pragnienia umycia nóg bliźnim, którzy w niej uczestniczą, jest stracona. Bez konkretnych czynów — przede wszystkim w relacji z drugim człowiekiem — nasze Eucharystie mogą się stać wygodną rozrywką, pozorem kultu.
Kościół bizantyjski tak modli się słowami anafory św. Bazylego: „Nas wszystkich, którzy uczestniczymy w jedynym chlebie i jedynym kielichu, uczyń jedną rzeczywistością, byśmy żyli jedni dla drugich i byli złączeni w komunii mocą Ducha Świętego. Spraw, by uczestnictwo w świętym Ciele i Krwi twojego Chrystusa, nie było dla nikogo z nas wyrokiem sądu ani potępienia, lecz byśmy znaleźli miłosierdzie i łaskę, wraz ze wszystkimi świętymi, którzy od zawsze byli Tobie mili”.
Odwołajmy się do stwierdzenia rabina Hillela z czasów króla Heroda, który stwierdził, że słowa: „«będziesz miłował bliźniego jak siebie samego» — oto cała Tora, reszta jest komentarzem”[8]. Przecież w Piśmie Świętym powiedziane jest, że nie tylko nie należy krzywdzić bliźniego (por. Kpł 19,9), ale trzeba na polu zostawić kłosy dla biednych. Odwieczny, kochający Bóg darzy miłością także ludzi, których życiorysy są skomplikowane, pokrętne, kocha ludzi błądzących.
Czyn dobry nie oznacza konkretnego działania. Sam przecież Sokrates nie spisał ani jednego słowa, a jego „odejście” odmieniło Ateny. Teologia mocno podkreśla, że nie rozpozna oblicza Boga w działaniu, w zetknięciu z drugim człowiekiem ten, który nie odkrył go uprzednio w kontemplacji. Działanie chrześcijanina sytuuje się w mocy otrzymanego daru, w linii pierwszego czynu Boga. To On kocha nas w perspektywie ostatecznego celu. Drugi synod w Orange formułował w kanonie 12 stanowisko: Tales nos amat deus, quales futuri sumus ipsius dono, non quales sumus nostro merito („Takich nas Bóg kocha, jakimi będziemy w przyszłości dzięki Jego darowi, a nie wskutek naszej zasługi”) (Denzinger 185). Dawania świadectwa miłości nie należy pojmować jako „obowiązku”, ale jako konieczność ciągłego uwrażliwiania siebie i innych na to wszystko, co dzieje się wokół nas, a to wszystko w imię wspólnego dobra. Chrześcijaństwo bowiem nie jest w pierwszym rzędzie kwestią moralności, lecz zdecydowanie problemem odpowiedzialności, uchrystusowienia człowieka i całej rzeczywistości, której Chrystus jest Głową (por. Ef 1,10).
Łamanie chleba jest znakiem wydania siebie, własnego ciała i krwi, życia po prostu i to tak bardzo, że życie moje staje się życiem drugiego. Łamanie chleba z drugim to po prostu miłość. I charakterystyczna sprawa: łamany chleb pomniejsza się, a miłość, przeciwnie, dzielona — wzrasta, potężnieje. Święty Augustyn doda: „Jam pokarm dorosłych, dorośnij, a będziesz Mnie pożywał i nie wchłoniesz Mnie w siebie, ale ty się we Mnie przemienisz”.
„Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadał wszelką wiedzę, i wszelką [możliwą] wiarę, tak iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym” (1 Kor 13,2).
Odwołajmy się do znanego stwierdzenia, które znamy na pamięć: że Komunia Święta jest „lekarstwem na nieśmiertelność”. Tak pisał św. Ignacy w Liście do Kościoła w Efezie. Tak też trzeba powiedzieć o miłości. Komunia, w której Jezus daje nam siebie samego, to Jego agape — Jego nieskończona miłość, która przyjęta i przekazywana otwiera bramy nieba.
Realnie patrzeć na drugiego człowieka (tak często współcześnie posługujemy się aparatami fotograficznymi, patrząc na drugiego człowieka przez sztuczne szkło), oczami pełnymi miłości, a miłość pozwala widzieć prawdziwie, we właściwych wymiarach. Na attyce poznańskiego ratusza widnieje charakterystyczny napis: Viduae et pupillo non nocebitis, si laseris Eos, vocierabuntur ad Me et Ego audiam clamorem eorum et indignabitur furor meus, percutiamque vos gladio et erunt uxores vestrae viduae et filii vestri pupilli („Wdowie i sierocie szkodzić nie będziecie, jeśli ich obrazicie, będą wołać do Mnie, a ja wysłucham wołanie ich, rozgniewam się i pobiję was mieczem, a będą żony wasze wdowami i synowie wasi sierotami” (por. Wj 22,21-24). Kochać bliźnich, których się widzi, to trwać w Bogu i Jego miłości. Człowiek musi zaczynać, wtedy Bóg działa. Drobne, ale wymowne świadectwo: na uniwersytecie w Oxfordzie znajduje się sala służąca po dziś dzień uniwersytetowi, sala nazwana przez członków gildii kupieckiej „Corpus Christi”[9].
[4] Fragment Hymnu z jutrzni na III tydzień, autorstwa o. Placyda Galińskiego.
[5] La tradition apostolique de Saint Hippolyt, Essai de réconstruction par Dom Bernard Botte, Münster 1963, s. 58.
[6] Edmond Jacob, Une theologie de la Présence, z powołaniem się na: Samuel Terrien, The Elusive Presence. Toward a New Biblical Theology, San Francisco 1978, s. 511.
[7] Jean Vanier pisał nawet o „skandalu umywania nóg” (Le sens du lavement des pieds); http://www.zenit.org/article-5287?l=french.
[8] Paweł Śpiewak, Achanej-Kedoszim, „Tygodnik Powszechny” 17—15 kwietnia 2010, s. 16.
[9] Zob. http://tiny.pl/hd53q.
opr. ab/ab