Mnisi całe swoje życie poświęcają pracy i modlitwie

O powołaniu zakonnym

Długi szereg zakapturzonych mnichów majestatycznie przemierza polną drogę i wchodzi w bramę klasztoru. Idą w milczeniu bądź intonując stare średniowieczne, tajemnicze i niezrozumiałe dla współczesnego ucha pieśni. Na starych zmurszałych i zroszonych wilgocią murach odbijają się ich cienie wywołane z mroku blaskiem pochodni. Za chwilę wejdą do dużej gotyckiej komnaty, gdzie... wszystko będzie jeszcze bardziej gotyckie, niż podczas całej tej drogi...

Taki obrazek chciałby zobaczyć niejeden reporter odwiedzający stary klasztor. Niektórzy rozczarowani nawet monotonną rzeczywistością, namawiają mnichów do odegrania takich scenek. — Czego myśmy tutaj nie przeżywali. Gazety, telewizja, kamery, cały sztab techników. Wszyscy pytali, kiedy my chodzimy z tymi pochodniami — śmieje się jeden z benedyktynów z klasztoru z miejscowości Lubiń koło Kościana. — Tłumaczyliśmy, że tego tutaj nie znajdą i albo przedstawią nasze życie takim, jakim ono jest naprawdę, albo wcale — opowiadał rozbawiony.

Dopadł mnie w pubie

Klasztor benedyktynów w Lubiniu widnieje na wzgórzu od ponad dziewięciu stuleci. Wielokrotnie splądrowany czy też likwidowany przez zaborców, do dnia dzisiejszego dotrwał jedynie w skromnej części. Obecnie mieszka w nim 16 ojców i braci (mnichów bez święceń). Kolejnych 10 przebywa w Biskupowie, a ponad 40 następnych w Tyńcu. Razem jest ich w Polsce niewiele ponad siedemdziesięciu. Przed wejściem na teren klasztoru aparat telefoniczny służy za domofon. Otwiera mężczyzna w niebieskich ogrodniczkach, sprawiając nam niemały kłopot — kto to jest? 36-letni mężczyzna okazuje się być kandydatem na zakonnika, przebywającym w klasztorze od trzech miesięcy. Mylący strój nie jest niczym wyjątkowym. — Zgodnie z regułą do pracy mnisi ubierają stój roboczy. Wyświęceni mają również na tę okoliczność tak zwane krótkie habity — wyjaśnia Łukasz. W rozmowie dowiadujemy się, że Łukasz o życiu mnicha myślał od matury, ale życie ciągle go od tego odwodziło. Dwa lata temu był w Anglii, gdzie pracował jako kierownik pubu. — To tam w końcu Bóg mnie dopadł — żartuje. Z wykształcenia jest psychologiem, ale jak sam mówi, psychologię zostawił po tamtej stronie. Tu mu nie jest potrzebna.

Zły mnich

Po klasztorze oprowadza nas ojciec Karol, benedyktyn z 50 letnim stażem. Już na początku zastrzega skromnie, że tu przebywają sami zwykli ludzie i że żadnego ojca Pio tu nie znajdziemy. O sobie mówi, że jest złym mnichem. — Ciągle w rozjazdach, proponują mi wykłady na KUL-u, na Wydziale Teologicznym w Poznaniu. Do ideału mnicha w samotności poznającego Boga bardzo mi daleko — wyjaśnia, czym szczerze bawi jednego ze współbraci. Przyznaje, że w zakonie przez te pięćdziesiąt lat wiele się zmieniło. — Kiedyś, jeśli któryś z mnichów zakładał kaptur na głowę, oznaczało to, że zachowuje milczenie. Teraz się tego nie praktykuje, co oczywiście nie oznacza, że milczenie straciło na wartości. Chodzi jedynie o pewne formy — opowiada nasz przewodnik. Naprzeciw wejścia, na ścianie widnieje łaciński napis — silentium. Na piętrze rygor jeszcze się zaostrza — nad drzwiami napis — klauzura. — Klaustrum, zamkniecie, na pewno jest jakimś miejscem odosobnienia czy wyobcowania. W przypadku benedyktynów, którzy są zakonem bardzo otwartym, gościnnym, jest to jednak bardziej wyobcowanie z rzeczy światowych, niż pustelnia — rozważa.

Samotni we wspólnocie

— My jesteśmy na siebie skazani... Na zawsze — mówi ojciec Karol o klasztornym życiu. Wymaga ono nieprzeciętnych umiejętności funkcjonowania w grupie, uprzejmości, kultury, dobroci. Na przyjęcie w swoje szeregi nowego kandydata musi zgodzić się Kapituła, czyli wszyscy mnisi żyjący w klasztorze. Gościnność zapisana w regule Św. Benedykta nakazuje im ugościć każdego, bez względu na wyznanie. Od tej strony są praktycznie bezbronni. Jeżeli jednak jakiś gość chce zostać dłużej niż trzy miesiące, również potrzebna mu będzie zgoda Kapituły. Goście żyją tak samo jak mnisi. Razem modlą się, jędza i pracują. — Zgodnie z naszą regułą, mnichem jest ten, który pracuje — podkreśla ojciec Kornel. Mnisi powinni być także samowystarczalni. Ci w Lubiniu prowadzą szkółkę roślin ozdobnych, pracują w kuchni, w okalającym klasztor gospodarstwie. Od wieków specjalnością tego klasztoru jest duszpasterstwo, dlatego też bardzo mocno udzielają się w parafiach. Określenie „benedyktyńska praca” nawiązuje do przepisywanych ręcznie grubych inkunabułów, czego dzisiaj oczywiście już się nie praktykuje. — Jeszcze w latach sześćdziesiątych nasz bardzo pracowity ojciec Bernard Walczak na maszynie przepisywał nasze czasopismo. Kilkadziesiąt egzemplarzy po kilkadziesiąt stron dwa razy w roku — wspomina ojciec Karol.

Porządek w życiu, porządek w sercu

Mnisi wstają o godzinie 5.30. Modlą się i zbierają w kaplicy na Mszy św. o 7.15. O ósmej jedzą śniadanie i udają się do swoich prac. Spotykają się o godzinie 12.15 na wspólnej modlitwie, potem razem w milczeniu słuchając świętych tekstów, jedzą obiad. Po obiedzie pracują aż do Nieszporów o godzinie 17.30. O godzinie 20 modlą się i udają do swoich cel. — Prowadzimy bardzo zwyczajne życie — mówi ojciec Karol. Świat za murem klasztoru, panująca tu cisza i spokój, budzą w duszy zupełnie inne struny nawet u gościa będącego tu jedynie przejazdem.

Samotne siostry

Znacznie bardziej zamkniętym zakonem niż benedyktyni jest Zakon Karmelitanek Bosych, który jako klazurowy, jest całkowicie zamknięty. Siostry mogą mury klasztorne opuścić tylko w „stanach wyższej konieczności”, np. w czasie załatwiania spraw urzędowych, wyborów, czy na wypadek choroby, jak również w wypadku śmierci bliskiej osoby. — Wszystkie przypadki są rozpatrywane indywidualnie i są bardzo rzadkie — zaznacza siostra M. Najbliżsi z rodziny mogą siostry odwiedzać. Nie jest jednak odgórnie ustalone, z jaką częstotliwością i ile czasu mogą trwać takie odwiedziny. — To też rzadko się zdarza — przyznaje siostra M. Jeśli już dojdzie do takiego spotkania, nie odbywa się ono bezpośrednio, ale w tzw. rozmównicy przedzielonej kratą. Karmelitanki bose właściwie nie korzystają z mediów. Wyjątkowo oglądają telewizję, gdy relacjonowane są uroczystości z udziałem Ojca świętego, radia nie słuchają w ogóle, a z gazet czytają tylko wybrane tytuły prasy katolickiej. Pierwszy klasztor Karmelitanek Bosych w Poznaniu założony został w 1665 roku przy ulicy Psiej (dzisiaj Szkolna). Przybyły tam Karmelitanki z Lublina. W kwietniu 1823 roku został on zamknięty przez rząd pruski. Drugi klasztor usytuowany był przy ulicy Wieżowej. To miejsce siostry również musiały opuścić; udały się do Karmelu Krakowskiego. Do Poznania powróciły 1920 roku, osiedliły się powtórnie przy ulicy Wieżowej. Tam też powstał Kościół i klasztor pw. Najświętszego Serca Jezusowego. W czasie wojny poznańskie Karmelitanki zostały wywiezione do Krakowa. Po jej zakończeniu poznański klasztor został zaadaptowany na szpital, a siostry zamieszkały w domu na Wzgórzu św. Wojciecha. Rozbudowę tego klasztoru zakończono w 1988 roku.

Modlitwą i pracą

— Cały plan dnia jest podporządkowany Eucharystii oraz Liturgii Godzin, którą odmawiamy w pełnym wymiarze brewiarza — mówi siostra M. Godziny Liturgiczne rozłożone są w różnych porach dnia, co jest związane z pewną tradycją odmawiania brewiarza, ogólną dla wszystkich zakonów — od rana do wieczora dzień jest podzielony wspólnymi modlitwami. Charakterystyczną cechą Karmelu są jeszcze dwie dodatkowe godziny modlitwy tzw. myślnej — modlitwy w milczeniu odprawianej we wspólnocie. Oprócz modlitwy siostry pracują na utrzymanie w domu. Aby wstąpić do zakonu karmelitek bosych trzeba być osobą pełnoletnią, a co najważniejsze, trzeba przejść okres formacyjny, który trwa w zakonie 6 lat. Do momentu zobowiązań ostatecznych — ślubów wieczystych — osoba, która zamierza przystąpić do wspólnoty, może swobodnie opuszczać mury klasztorne.

Bosi bracia

Karmelitów bosych w Polsce jest obecnie około 300. Są skupieni w dwóch prowincjach — krakowskiej i warszawskiej. Mówiąc o regule karmelitów, trzeba pamiętać o początkach zakonu, które zasadniczo wywodzą się z ruchów świeckich. Na początku byli to średniowieczni pielgrzymi podróżujący do Ziemi Świętej, później zastąpili ich rycerze wypraw krzyżowych, którzy skruszeni trafili do pustelni Góry Karmel, leżącej na terytorium Palestyny. Regułę karmelitów zatwierdził w XIII wieku patriarcha jerozolimski Albert. Tak naprawdę owe pustelnicze życie wokół kaplicy Najświętszej Marii Panny trwało wtedy niewiele ponad ćwierć wieku, bo pod naporem Muzułmanów karmelici zmuszeni byli przenieść się do Europy. W II połowie XIII wieku, już w Europie, karmelici musieli na nowo odnaleźć swoją tożsamość. — Było to coś pomiędzy życiem eremitów a zakonami żebraczymi. W dużej mierze przejęliśmy regułę Kartuzów opartą na samotności w celi — wyjaśnia ojciec Wojciech Ciak. W XIV wieku decydujący wpływ na kształt reguły miała Św. Teresa i Św. Jan od Krzyża. W uporządkowanym dniu karmelitów bosych kilka godzin dziennie zajmuje modlitwa. Codziennie, przez około 1,5 godziny odmawiają brewiarz. Każdego dnia mnisi poświęcają także około dwóch godzin na modlitwę wewnętrzną, czy to w chórze, czy w celi.

W ciszy do Boga

Zakonem o najostrzejszej regule w Polsce są kameduli. W Bieniszewie koło Konina kamedułów wieczystych jest 5, w Krakowie na Bielanach 7, do tego jeszcze trzech nowicjuszy i dwóch kandydatów. — Kameduli swoje doświadczenie określają jako stricte kontemplacyjne i zupełnie nie ukierunkowane na duszpasterstwo — mówi ojciec Korneliusz Wencel. Reguła zakłada modlitwę, medytację, samotność, milczenie i posty. Kameduła wiedzie eremicki tryb życia, dlatego większą część dnia spędza samotnie w skromnej celi. Tam pracuje, modli się i poza kilkunastoma wyjątkami w roku spożywa wszystkie posiłki (na terenie klauzury nie spożywa mięsa). Bardzo istotne w regule Kamedułów jest milczenie. Dyspensę od milczenia kameduła otrzymuje 2-3 razy w tygodniu. W roku musi zachować absolutne milczenie podczas dwóch 40—dniowych postów. Milczenie ma służyć skupieniu na modlitwie i medytacji, zbliżającej do Boga. W praktyce Kameduli porozumiewają się jedynie w sprawach wyjątkowej wagi i to półgłosem. Najbardziej opanowani i sprawdzeni zakonnicy mogą uzyskać zezwolenie na życie w całkowitej samotności. Wtedy nie komunikują się nawet ze swoimi współbraćmi. Ład i regularny tryb życia jest podstawą reguły kamedułów. Dlatego w ich klasztorach nie znajdziemy odbiorników telewizyjnych i radiowych. Nie ma też w zwyczaju przydzielania urlopów, praktykowania odwiedzin, a wyjścia poza klauzurę ogranicza się do wynikającego z konieczności minimum. Nieobecny w Polsce zakon trapistów poszedł jeszcze dalej. Jego regułę uważa się za najostrzejszą w katolicyzmie. Choć zakonnicy stale przebywają we wspólnocie, nawet śpią we wspólnej sali, to praktycznie ze sobą nie rozmawiają. Przez wieki stworzyli własny język gestów złożony z prawie 1300 znaków. Podobno radzą sobie przy jego pomocy równie dobrze, jak my w rozmowie. Dlaczego milczą? Na to również odpowiada anegdotą ze swojego życia „zły mnich” — ojciec Karol. Mając 26 lat, był bardzo gadatliwy, co martwiło go tak bardzo, że poszedł z tym do swojego przełożonego. — Jesteś pusty. Jak będziesz pełny, to będziesz milczał — usłyszał.



Trapiści — odłam Cystersów powstały w 1664 roku. Zakon ściśle kontemplacyjny, jego reguła uważana jest za najsurowszą w Kościele katolickim — izolacja od świata, milczenie, modlitwa, posty oraz praca fizyczna. Klasztory znajdują się głównie we Francji i Włoszech. Od 1988 istnieje żeński odłam zakonu — Trapistki.


Kartuzi — zakon męski nawiązuje do reguły Kamedułów, a powstał jako odłam Benedyktynów w 1084 roku. Kartuzów obowiązuje dodatkowy ślub milczenia, wegetarianizm, częsta modlitwa, czuwanie i praca ręczna. Mnisi mieszkają samotnie w domkach na terenie przyległym do kościoła klasztornego, otoczonym wysokim murem.

Ojciec Karol Meissner benedyktyn z Lubinia

— Przywiązanie do rzeczy doczesnych to pierwsze stadium rozpaczy, a nasza religia prowadzi do nadziei. Dlatego mnisi porzucają wszystko. Zgodnie z regułą mnich nie może rozporządzać nawet własnym ciałem, bo życie zakonne jest własnością kościoła chrześcijańskiego. Do zakonu trafiają ludzie, którzy czują w sobie tą przestrzeń wewnętrzną, stworzoną przecież na obraz i podobieństwo Boga, której nie można prawdziwie zapełnić żadną z rzeczy doczesnych. Może zapełnić ją jedynie Bóg.

Ojciec Korneliusz Wencel, przełożony klauzury klasztoru kamedułów w Bieniszewie

— W regule kamedułów bardzo dużą wagę przywiązuje się do samotności. Każdy z mnichów ma swoją celę, w której zamieszkuje, i do której nikt inny nie ma wstępu. Samotność nie jest oczywiście celem samym w sobie, a jedynie środkiem do zbliżenia się do Boga na drodze modlitwy, lektury i medytacji. My po prostu staramy się w bardziej intensywny sposób przeżywać to, co przeżywać powinien każdy chrześcijanin. Elementy życia monastycznego od dawna są związane z regułami zakonów kontemplacyjnych, a różnią się jedynie szczegółowymi zapisami w konkretnych klauzulach. Osób, które pragną na nasz sposób praktykować swoją wiarę, nie ma oczywiście zbyt wiele, ale się zdarzają. Cały czas mamy nowe powołania.

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama