Modlitwa w życiu osoby świeckiej

Choć na temat modlitwy napisano już tak wiele, większość świeckich nadal ma podstawowy problem z modlitwą - trudno im zrozumieć, na czym polega jej istota, jeszcze trudniej to zrozumienie zrealizować w praktyce swego zabieganego życia

Modlitwa w życiu osoby świeckiej

Modlitwa to temat bardzo bogato omawiany w licznych pozycjach książkowych, a przede wszystkim w nauczaniu Kościoła Katolickiego (Katechizm poświęca mu całą część IV), w nauczaniu papieży, a szczególnie bł. Jana Pawła II oraz w wypowiedziach, dysertacjach naukowych i osobistych świadectwach wielu wybitnych chrześcijan — kapłanów, zakonników, świeckich; nie sposób nawet zapoznać się z tymi wszystkimi tekstami. Z drugiej strony temat trudny, gdyż wielu chrześcijan, nawet bardzo poważnie traktujących swoją wiarę, ma trudności z autentyczną modlitwą, ze zrozumieniem — tak naprawdę — czym jest modlitwa.

Niniejszy tekst jest skromnym świadectwem, a zarazem pragnieniem i życzeniem, abym sam mógł tak rozumieć i tak żyć modlitwą, jak ukazuje ją nam Katechizm Kościoła Katolickiego, Ojciec Święty i wielu ludzi modlitwy — żyjących dawniej i obecnie. I zdaję sobie sprawę, że ponad wszelkie, nawet bardzo piękne modlitwy najmilsze są Panu Bogu słowa grzesznika: Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu oraz proste, pokorne i szczere wyznanie: Panie, Ty wiesz, że Cię kocham.

«Jak powinniśmy się modlić? Tak, jak modlił się Jezus — a On modlił się zawsze (...) przez wiele godzin, nawet całymi nocami, modlił się »

Od wielu już lat dane mi jest uczestniczyć w życiu wspólnoty Dzieła Maryi — Ruchu Focolari, w której mogę, wraz z moją rodziną, kroczyć drogą ku chrześcijańskiemu doskonaleniu się, upadać i podnosić się, każdego dnia zaczynać od nowa i zbliżać się do Boga i bliźniego, a także uczyć się modlitwy jako nieustannego stawania przed Bogiem. Wykorzystując teksty Założycielki Dzieła Maryi — Chiary Lubich oraz jej współpracownika w Ruchu Focolari ks. Pasquale Foresi, podejmuję próbę spojrzenia na modlitwę przez świeckiego, będącego członkiem tej wspólnoty.

Mówiąc o roli modlitwy w życiu osoby świeckiej, warto odpowiedzieć sobie na dwa pytania: kim jest świecki i czym jest modlitwa w jego życiu?

Sobór Watykański II nazwał Kościół pielgrzymującym Ludem Bożym, ludem wybranym przez Boga. Wybrany — znaczy w rzeczywistości — wybrany dla określonego celu. Jest to lud, o którym Bóg mówi w Starym Testamencie: "Ty będziesz moim ludem, Ja będę twoim Bogiem". Otóż my jesteśmy tym ludem wybranym, w pielgrzymowaniu i we współpracy z Bogiem dla dzieła zbawienia, rozpoczętego przez Jezusa w historii dziejów, a które jest kontynuowane przez Jezusa Mistycznego.

Jeżeli zatem Kościół jest pielgrzymującym Ludem Bożym, to kim jest świecki w Kościele? Słowo świecki (laico) pochodzi z języka greckiego i właśnie oznacza lud. Bóg zawierzył kontynuację dzieła zbawienia całemu swojemu ludowi, nie tylko zakonnikom, biskupom, Kościołowi hierarchicznemu.

Św. Piotr w swoich listach, używał bardzo pięknego wyrażenia ze Starego Testamentu: "my jesteśmy ludem królewskim, ludem kapłańskim". W Starym Testamencie osoby, które odbierały najwyższą cześć spośród ludu, to byli królowie i kapłani. Król — ponieważ był przewodnikiem Ludu Bożego (nie tylko ludu w sensie politycznym), i dlatego miał wielki autorytet przed Bogiem. Kapłan — ponieważ był pośrednikiem pomiędzy Bogiem a tym ludem; to były osoby najważniejsze.

W Nowym Testamencie Jezus utrzymał swoją obietnicę i dał nam wszystkim, poprzez chrzest, Ducha Świętego. Ten Duch czyni z nas "ród królewski i kapłański", jak wspomina św. Piotr; to jest wielka nowość Nowego Testamentu! Wcześniej, w Starym Testamencie, jedynie król lub kapłan rozmawiali z Bogiem, i rozmawiali w imieniu całego ludu, któremu oznajmiali następnie wolę Bożą. Teraz każdy z nas może rozmawiać z Bogiem i mówić do Niego: "Ojcze!". W Starym Testamencie nikt nie mógł nazwać Boga po imieniu; gdy ktoś chciał nazwać Boga, musiał używać innego słowa; Natomiast Jezus nauczył nas nazywać Go Ojcem, a nawet nazywał Go w duchu nieskończonej ufności i bezgranicznej miłości słowami: "Abba" - Tato, mój Tato, Tatusiu, tj. wyrażeniem bardzo osobistym, tak bardzo poufałym, że aż trudno to sobie wyobrazić.

Poprzez chrzest każdy z nas stał się królem i kapłanem, tj. może rozumieć wolę Bożą, żyć nią, pomagać swoim braciom w jej rozumieniu i spełniać ją, tak jak czyni to Ojciec Święty, biskupi, kapłani. Jest to możliwe, ponieważ Duch Święty został rozlany w obfitości w serca całego ludu Bożego, którym jest Kościół, Ciało Chrystusa w świecie. Ten lud Boży, te członki Ciała Chrystusa, które żyją w świecie pełnym trudności, jest pewną złożoną rzeczywistością, która potrzebuje być podtrzymywana i nieprzerwanie posilana, umacniana, pocieszana.

Oto więc Bóg ustanowił pomocników: kapłanów, biskupów — to jest tych, którzy mają zadanie głoszenia Słowa Bożego, zadanie kierowania duszami i udzielania sakramentów, którzy są znakiem zbawienia, pomocą dla naszego życia wiarą i służbą chrześcijańską. Są następnie zakonnicy i zakonnice, inna przepiękna część Kościoła, która z ich modlitwą i ich życiem uczestniczy w podtrzymywaniu Ludu Bożego. Lecz najliczniejsza część Ludu Bożego to świeccy, którzy poprzez chrzest są także konsekrowani, czyli poświęceni dla Boga oraz do wielkich zadań w Kościele. Są więc trzy kategorie osób, które funkcjonują w Ludzie Bożym; kapłani, zakonnicy i świeccy.

Celem specyficznym świeckich jest zanurzyć się w sprawach doczesnych, w sprawach życia: rodziny, pracy, aktywności publicznej, polityki, nauki, sztuki, we wszystkim tym, co tworzy życie społeczności ludzkiej. Zanurzają się w tych wszystkich sprawach, aby je uświęcić i aby uświęcić siebie. Rola świeckich w Kościele jest wyraźnie ukazana w adhortacji apostolskiej Christifideles laici Jana Pawła II, która jest niezwykle ważnym dokumentem Kościoła.

O zakonnikach w klasztorach można powiedzieć, że wycofują się z życia publicznego, aby wnieść wkład w uświęcenie całego Kościoła, chociaż zawsze pozostają w mniejszości. Oni to odczuwają wolę Bożą poprzez dzwon, który wzywa ich na modlitwę. Ale dla wszystkich świeckich tym, co wzywa ich do pełnienia woli Bożej jest „syrena fabryczna”. Jest to ta sama wola Boża, ta sama łaska Boża, która mobilizuje tak samo do pracy jak i do modlitwy. Można powiedzieć, że wola Boża jest na tyle pracą, na ile jest modlitwą.

Czym jest, czym powinna być modlitwa?

Katechizm Kościoła Katolickiego mówi o modlitwie jako darze Boga, jako przymierzu z Bogiem, jako komunii z Bogiem; i za św. Teresą od Dzieciątka Jezus — nazywa modlitwę wzniesieniem serca, prostym spojrzeniem ku Niebu, okrzykiem wdzięczności i miłości zarówno w cierpieniu, jak i radości.

Św. Teresa Wielka nazywała modlitwę przyjacielskim spotkaniem z Bogiem, o którym wiem, że mnie kocha. Carlo Carretto pisze o modlitwie, że „jest to wielbienie Boga i Jego woli, nie kończąca się rozmowa a przede wszystkim myślenie o Bogu. Modlitwa streszcza naszą relację z Bogiem. Stopień naszej wiary jest taki, jak stopień naszej modlitwy; moc naszej nadziei jest równa mocy naszej modlitwy; żar naszej miłości jest taki, jak żar naszej modlitwy. [C. Carretto: Tajemnice pustyni].

Modlitwa jest zawsze aktem wiary, przy czym zależnie od stopnia dojrzałości wiary człowiek umie się modlić bardziej lub mniej doskonale. Posiadając zaledwie podstawowy stopień wiary, jakim jest wiara w istnienie Boga (a nie mając osobowego odniesienia do Boga) człowiek odmawia pacierz, ale się nie modli. Wiara w Boga — Sędziego kształtuje bardziej odpowiedzialną postawę człowieka, ale w tym przypadku modlitwa często jest modlitwą strachu. Wierząc we wszechmoc Boga człowiek często ogranicza swoją modlitwę do modlitwy prośby. Z kolei wiara w mądrość Boga pozwala człowiekowi zgadzać się z Opatrznością, mówiąc: jeśli taka jest Twoja wola. Dopiero człowiek, który wierzy, że Bóg go kocha, jest zdolny do modlitwy jako aktu miłości.

Modlitwa jest dla człowieka wierzącego sprawą ogromnej wagi. Chiara Lubich, Założycielka i Prezydent Ruchu Focolari, tak pisze o modlitwie:

(...) Modlitwa należy do istoty człowieka. Człowieka takiego, jakim Bóg go stworzył. Tym, co czyni kobietę i mężczyznę — człowiekiem, jest jego odniesienie do Boga, które jest niepowtarzalne. Żadne stworzenie nie ma takiego odniesienia do Boga; stoimy twarzą w twarz przed Bogiem, mamy możliwość powiedzenia do Niego: „Ty”. Ktoś, kto się nie modli, nie jest nawet człowiekiem, gdyż podstawową rzeczą, która stanowi istotę człowieka, która pozwala mu być kobietą, czy mężczyzną — jest modlitwa [C. Lubich, Miłość wznosi].

Także w wielu innych religiach, w których widać, że Bóg w tajemniczy sposób pracuje w ludziach, wypowiadają oni i piszą piękne modlitwy. Pochodzą one od Ducha Świętego obecnego w tych osobach, zwracających się do Boga, bo leży to w ich naturze, stanowi ich naturę, tak są stworzeni. Można zatem stwierdzić, że człowiek jest naprawdę człowiekiem, jeśli się modli; jeśli się nie modli, jest tylko „częściowo” człowiekiem, nie w pełni.

Ks. Pasquale Foresi pisze: „Modlitwa, aby naprawdę była modlitwą, wymaga przede wszystkim kontaktu z Bogiem: wyjścia duchem poza nasze człowieczeństwo, poza nasze zajęcia, poza nasze modlitwy także piękne i konieczne, po to, aby odkryć, że potrzebny jest intymny i osobisty kontakt z Nim.” [P. Foresi, Che cos'e pregare].

Sam Jezus nauczył nas najpiękniejszej modlitwy: Ojcze nasz! Ta modlitwa:

  • wyzwala nas z naszego egoizmu (Ojcze nasz a nie tylko mój),
  • uczy nas zwracania się do Ojca wspólnie z braćmi i modlenia wzajemnie za siebie,
  • ukierunkowuje nas na dom Ojca i nasz dom — Niebo, prawdziwą naszą ojczyznę,
  • każe nam czynić nasze serca Jego świątynią i przyczyniać się do tego, by Królestwo Boże zapanowało już tu na ziemi,
  • zgadzać się z Jego wolą a dokładniej — starać się pełnić Jego wolę w każdym naszym działaniu,
  • pozwala nam prosić Ojca o chleb powszedni i wszystkie nasze potrzeby tak materialne, jak i duchowe,
  • oraz o miłosierdzie wobec nas poprzez odpuszczenie win, które jest wszakże uwarunkowane naszą postawą wobec braci, miarą naszego przebaczenia — jako i my odpuszczamy naszym winowajcom.

Jak powinniśmy się modlić? Tak, jak modlił się Jezus — a On modlił się zawsze, modlił się zwrócony do Ojca w Trójcy Przenajświętszej. On w swoim życiu nie tylko czynił cuda, nie tylko kształtował uczniów, nie tylko cierpiał. On przez wiele godzin, nawet całymi nocami, modlił się. Chociaż zawsze był w jedności z Ojcem, bo Jego rzeczywistością była jedność z Ojcem w Duchu Świętym — mimo to, jako człowiek, modlił się do Ojca.

Ewangelie wyraźnie dają świadectwo nieustannej modlitwy Jezusa:

Nad ranem, gdy jeszcze było ciemno, wstał, wyszedł i udał się na miejsce pustynne, i tam się modlił (Mk 1,32-35);

Z nastaniem dnia wyszedł i udał się na miejsce pustynne (Łk 4,42). On jednak usuwał się na miejsca pustynne i modlił się (Łk 5,16);

Gdy to uczynił - wyszedł sam jeden na górę, aby się modlić. Wieczór zapadł, a On sam tam przebywał (Mt 14,23);

Jezus wyszedł na górę, aby się modlić i całą noc spędził na modlitwie do Boga. Z nastaniem dnia przywołał swoich uczniów i wybrał spośród nich Dwunastu (Łk 6,12);

Jezus modlił się także w czasie publicznej działalności, w pracy. Rozpoczynając tę działalność:

Kiedy cały lud przystępował do chrztu, Jezus także przyjął chrzest. A gdy się modlił, otworzyło się niebo (...), a z nieba odezwał się głos: „Tyś jest mój Syn umiłowany w Tobie mam upodobanie" (Łk 3,21);

przed wskrzeszeniem Łazarza:

Jezus wzniósł oczy do góry i rzekł: „Ojcze, dziękuję Ci, żeś Mnie wysłuchał. Ja wiedziałem, że Mnie zawsze wysłuchujesz. Ale ze względu na otaczający Mnie lud to powiedziałem, aby uwierzyli, żeś Ty Mnie posłał" (J 11,41-43);

także modlił się na górze Tabor i w Ogrodzie Oliwnym:

Wziął z sobą Piotra, Jana i Jakuba i wyszedł na górę, aby się modlić. Gdy się modlił, wygląd Jego twarzy się odmienił i Jego odzienie stało się lśniąco białe.

Wtedy przyszedł Jezus z nimi do ogrodu, zwanego Getsemani, i rzekł do swoich uczniów: „Usiądźcie tu, Ja tymczasem odejdę tam i będę się modlił". (...) Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich! Wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty"

A szczególną modlitwą były Jego słowa wypowiedziane na Krzyżu do Ojca:

Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią; Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?

I wreszcie ostatnie słowa modlitwy: Ojcze, w ręce Twoje powierzam ducha mego.

Życie Chrystusa było nieustanną modlitwą, cierpienie Chrystusa było modlitwą i śmierć również potrafił zamienić w modlitwę. Winniśmy się zatem i my modlić zawsze, każde nasze działanie powinno być przeniknięte duchem modlitwy.

W Ruchu Focolari wielu z nas nauczyło się pewnej praktyki ofiarowania każdej naszej czynności Jezusowi, poprzedzając ją słowami: „Dla Ciebie, Jezu”; zwłaszcza tych czynności, które wymagają od nas szczególnego wysiłku, przełamania się, pewnej ofiary. Gwarantuje to nam utrzymywanie stałej łączności z Bogiem, przy podejmowaniu każdego naszego działania. Jesteśmy przekonani, że ofiarując Bogu naszą pracę, wszystko jedno gdzie jesteśmy i co robimy — jeśli tylko robimy to zgodnie z wolą Bożą — to współpracujemy z Bogiem w dziele stwarzania i przetwarzania świata. To jest wielka rzecz, wielka szansa dla ludzi: móc współdziałać z Bogiem w dziele stworzenia. Jeśli natomiast pracujemy na polu duchowym, np. dla Kościoła, dając świadectwo, czyniąc apostolat — przyczyniamy się do dzieła odkupienia, bo być może ktoś się nawróci, przestanie grzeszyć, możemy zatem przyczyniać się do odkupienia. Naturalnie, staramy się, aby ogrom zadań nie stał się przeszkodą w modlitwie, nie odebrał jej piękna, nie pomniejszył jej, by przede wszystkim nie stała się ona mniej godna Boga; a więc, aby nie wpaść w tzw. aktywizm.

Znaczenie dobrej modlitwy opisuje Chiara Lubich tak:

„Jakież znaczenie ma pracować nie wiem ile, aby zdobyć wiele osób dla sprawy Bożej, jeżeli nasza dusza pozostanie karłowata i niedoskonała, bo nie znajduje naprawdę spokojnej godziny na typowy dla siebie pokarm, jakim jest modlitwa? Albo gdy modlitwom, które są naszym najświętszym obowiązkiem, towarzyszy tyle rozproszeń, gdy modlimy się powierzchownie, albo w pośpiechu, albo gdy te modlitwy skracamy?” [Chiara Lubich — In cammino col Risorto].

Często zdarza się, że podczas modlitwy nasze myśli są bardzo rozbiegane, przypominają nam się nasze zmartwienia, problemy. Wtedy — jak pisze ks. Foresi — porozmawiajmy o nich z Jezusem, powiedzmy Mu: ‘Pamiętaj Ty o nich; ja nie mogę tu nic zrobić, mogę jedynie porozmawiać o tym z Tobą.' [P. Foresi, Che cos'è pregare].

Czasami pojawiają się w modlitwie pewne przeszkody, jakby stany oschłości, gdy nie możemy już dalej się modlić, nie mamy ochoty przezwyciężać tych trudności, wszystko jakby traci swój blask. I wówczas powierzamy ten swój stan Jezusowi Ukrzyżowanemu i Opuszczonemu — bo On także wołając Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił? przeżywał najtrudniejszy moment Swojej Męki. Ale tak, jak On nie poprzestał na tym zwątpieniu, ale zaraz powiedział Ojcze, w ręce Twoje powierzam Ducha mego — tak i my, w pełni oddając Bogu te trudności, przechodzimy poza ten nasz krzyż i doznajemy często zmartwychwstania w modlitwie, w naszej odnowionej relacji z Bogiem.

Chiara Lubich daje nam wiele światła odnośnie tego, jak się modlić. Mówi np., żeby dobrze przygotować się do modlitwy; nie być zmęczonym, postarać się, aby przed rozpoczęciem modlitwy odpocząć, odprężyć się, by stanąć do modlitwy w dobrym stanie ducha, w wyciszeniu. Trzeba przeznaczyć odpowiedni czas na modlitwę, zarezerwować na nią najlepsze chwile dnia. Przygotowanie do modlitwy to także oderwanie się od wszystkiego, od świata i jego (naszych) spraw; często wystarczy wypowiedzenie i utożsamienie się ze słowami: „Ty, Panie, jesteś jedynym moim dobrem.”

Najczęściej nasza modlitwa jest modlitwą błagalną — zawsze o coś prosimy Boga, ufni w Jego miłość i wszechmoc. Ale często jest pokusa, by prosić Boga bezwarunkowo, bo wydaje nam się, że „my dobrze wiemy, co nam potrzeba”. A przecież „Ojciec wasz wie, czego potrzebujecie”, pisze św. Łukasz — zatem nasza modlitwa winna być „modlitwą opuszczenia”, zdania się w pełni na Niego; także wtedy, gdy o coś prosimy, to zdajemy się na to, czego pragnie Bóg. Jeżeli chce, abyśmy czy to my, czy osoby nam bliskie poczynili jakieś nawet bolesne doświadczenie, to spokojna rozmowa o tym z Bogiem pozwoli nam się upewnić, że On nas kocha nieskończenie i wszystko, co dopuszcza na nas, robi z miłości i dla naszego dobra.

I jeszcze jeden aspekt modlitwy chrześcijańskiej.

Jezus przychodząc na ziemię z miłości do nas, nie zadowolił się zachowaniem przywileju synostwa Bożego tylko dla Siebie. Umierając za nas, odkupił nas, uczynił nas dziećmi tego Ojca, którego wzywał, dziećmi Boga, takimi jak On sam, a więc swymi braćmi. I dał nam też, za pośrednictwem Ducha Świętego, możliwość, by być włączonym w łono Trójcy - w Nim, razem z Nim, przez Niego; także i dla nas stało się możliwe to Jego boskie wezwanie: „Abba, Ojcze!” ze wszystkim co w sobie zawiera: całkowitym zdaniem się na Jego miłość; z przekonaniem o Jego opiece, pewnością w życiu, boską pociechą, którą On daje; mocą, zapałem rodzącym się w sercu człowieka, który jest pewien, że jest kochany...

Wspaniałe jest to, że ta modlitwa chrześcijańska jest wyjątkowa, bo w innych religiach, nawet tych ważniejszych, jeśli ludzie wierzą na przykład w jakieś bóstwo, które trzeba uwielbiać, oddawać mu cześć, pozostają na zewnątrz niego i - być może - wielbią je, oddają mu hołd, ale nikt nie wchodzi do jego wnętrza. Tymczasem Jezus wprowadził nas do środka, Duch Święty daje nam szansę, by mówić: „Tato, Tatusiu”. Dzięki temu, gdy tak mówimy, Niebo się otwiera i razem z Jezusem wchodzimy w łono Ojca. Jest to zatem modlitwa niezwykła. [C. Lubich, Miłość wznosi].

Innym sposobem modlenia się jest medytacja, rozważanie. Członkowie wielu wspólnot zakonnych i świeckich rozważanie robią w oparciu o teksty Pisma św. oraz o pisma świętych, najczęściej założyciela danej wspólnoty. Jest to zrozumiałe, gdyż uczestnicząc we wspólnocie, którą Duch Święty wzbudził w Kościele poprzez charyzmat jej założyciela, chcą iść tą drogą i pogłębiać tę duchowość, rozwijać swoją wiarę poprzez doświadczanie tego właśnie charyzmatu a nie innego. Naturalnie, czyta się wiele różnych tekstów i książek, ale jako źródło materiału do medytacji najlepsze są — oprócz Pisma Świętego — teksty założyciela danej wspólnoty.

A jak robić rozważanie? Tutaj znowu podzielę się tym, co mówi na ten temat Chiara Lubich: Spokojnie czytać wybrany tekst, bez pośpiechu, bo pośpiech wszystko niszczy. Najpierw stając przed Bogiem; a jeśli w pewnym momencie ma się wrażenie, że On ogarnia duszę i podnosi ją, wtedy trzeba zamknąć książkę, trwać w Nim, słuchać Go, odpowiadać Mu, kochać Go, wielbić Go, prosić Go o łaski. W ten sposób rozważanie powinno się stać prawdziwą rozmową z Bogiem: czujemy się wysłuchani, mówimy do Niego, a On ogarnia całą duszę. To tak jakby otworzyć butelkę z perfumami, które swym zapachem przesycają cały dzień. [C. Lubich, Miłość wznosi].

Rozważanie powinno być okazją do znalezienia chwili ciszy i spokoju w spotkaniu z Jezusem. Jest to doświadczenie — jak to pięknie wyraził ks. Foresi — powrotu do naszego domu, bycia z Jezusem. „Jest to chwila, kiedy wychodzi się z całej doczesnej rzeczywistości, która nas męczy i sprawia ból, aby trwać w komunii z Nim, aby znaleźć Jego, aby żyć w naszym domu. Prawdziwym domem każdego z nas jest Trójca Święta; Ojciec, Syn i Duch Święty, a w Nich Maryja i wszyscy święci.”

Nie oznacza to ucieczki od konkretnego życia, lecz jest prawdziwym życiem, dzięki któremu mogę po chrześcijańsku zmierzyć się z konkretną rzeczywistością codzienną, z jej niepowodzeniami, zmartwieniami, zmęczeniem fizycznym i psychicznym, ze wszystkimi problemami, które mogę i umiem pokonać właśnie dlatego, że żyłem przez jakiś czas, przez pół godziny, w rozważaniu mego prawdziwego życia: tej rozmowy z Jezusem.

Jaki jest owoc takiego rozważania? Taki, że doświadcza się w sobie Królestwa Bożego; ono jest, czuje się je, można go dotknąć zmysłami duszy, jest to coś przekraczającego wszystko, co można sobie wyobrazić i pomyśleć.

Dla nas świeckich, powołanych w większości do bycia w świecie (ale nie ze świata), ten sposób rozważania jest bardzo użyteczny, bo przekreśla atrakcyjność świata, która mogłaby na nas wpływać; nas pociąga coś zupełnie innego. Dobrze zrobione rozważanie sprawia, że rzeczy tego świata — nawet piękne — nie porywają nas, gdyż pociąga nas inna rzeczywistość przeżywana w głębi serca: to Bóg, to Jego miłość, to zjednoczenie z Bogiem.

Jak utrzymywać, pielęgnować i pogłębiać tę jedność z Bogiem? Odpowiedź wydaje się prosta:

  • zawsze starać się kochać braci, tak, jak robił to Jezus;
  • przezwyciężać każdą małą czy wielką próbę duchową poprzez miłość do Jezusa Ukrzyżowanego i Opuszczonego;
  • wspominać z wdzięcznością łaski, których Bóg nam udzielił w ciągu całego życia;
  • pielęgnować w sposób szczególny nasze codzienne praktyki modlitewne: modlitwy poranne, wieczorne, rozważanie, udział w Eucharystii;
  • patrzeć na Maryję jako na wzór jedności z Bogiem.

Maryja! Nie może Jej zabraknąć, gdy mówimy o modlitwie. Modlitwa maryjna, a zarazem chrystologiczna, to różaniec. Ojciec Święty bł. Jan Paweł II sprawił nam wielki dar, ustanawiając Rok Różańca, wieńczący jego XXV-lecie pontyfikatu. W liście Rosarium Virginis Mariae pisze, czym jest i czym powinna być modlitwa różańcowa. Na ten temat napisano wiele, zorganizowano w ciągu roku liczne kongresy maryjne poświęcone modlitwie różańcowej, tej szczególnej modlitwie, będącej kontemplacją Chrystusa oczami Maryi.

W Ruchu Focolari różaniec stanowi dla wielu osób codzienną praktykę modlitewną. Ale odmawiany różaniec może mieć szczególną wartość, przynosić chwałę prawdziwą, pełną i miłą osobie, którą czci, najlepiej wtedy, gdy ten, kto go odmawia, stara się ją naśladować. Jak najlepiej naśladować Maryję? Jest wiele dróg, ale być może najmilsza dla Niej — to zanosić Jezusa do świata, dawać Go dzisiejszemu światu tak spragnionemu Boga, rodzić Jezusa na nowo w naszych domach, rodzinach, zakładach pracy, wszędzie tam, gdzie Go brakuje. Tego samego Jezusa, który fizycznie otrzymał życie od Maryi, a który może być duchowo obecny pośród nas, bowiem gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich (Mt 18,20). Aby doświadczyć Jego obecności, wystarczy jedynie spełnić ten warunek — zebrać się w imię Jego, to znaczy w imię Jego Miłości, w miłości wzajemnej do braci.

Maryja dała światu Zbawiciela. Ta, która żyła każdego dnia w nieustannej obecności Boga, może i nam wyjednać łaskę tej umiejętności — świadomości obecności Boga w naszym życiu, odnoszenia do Niego każdej chwili naszego życia, ciągłego trwania na modlitwie — intymnym i osobistym kontakcie z Bogiem.

Jak modlitwa pomaga nam w zanoszeniu Jezusa do świata, w tym duchowym rodzeniu Go na wzór Maryi we wszystkich strukturach stosunków międzyludzkich?

Prawdziwa modlitwa przemienia nas. Drudzy widzą, że jesteśmy radośni, ponieważ mamy pokój, który jest ponad cierpieniem, chociaż cierpimy tak samo jak wszyscy na świecie. Drudzy znajdują w nas pogodę, odczuwają radość, gdy mogą być z nami, tę radość, o której Jezus mówi, że świat jej dziś dać nie może, ponieważ nosimy w sercu cząstkę nieba, w którym żyliśmy podczas modlitwy.

Cały świat spragniony jest Boga. Jeśli nam nie udaje się go nasycić, to dlatego, że dajemy mu jedynie nasze słowa, które „mówią” o Bogu. Natomiast świat potrzebuje Boga i to bez naszych słów, bez mówienia o Nim. Uda się to nam, jeżeli dokonaliśmy wyboru Boga, jeżeli idziemy za głosem Jezusa i trwamy w stałej rozmowie z Nim [P. Foresi — Che cos'e pregare].

Modlitwa jest najpiękniejszą chwilą naszego ziemskiego życia. W niej powracamy do domu i żyjemy razem z Ojcem, Synem, Duchem Świętym, a także z Maryją i wszystkimi, którzy tam już są. Każdego dnia mamy więc tę niepojętą możliwość przebywania w domu, kosztowania szczęścia ojczyzny, która jest w niebie, uczenia się prawdziwego życia, które kiedyś będzie naszym udziałem, już nie na chwilę, na godzinę, na dzień, lecz na zawsze.

Bibliografia

  1. Katechizm Kościoła Katolickiego,
  2. P. Foresi, Che cos'e pregare?, Nuova Umanita, XXII, 2000/5, nr 131, s.631-636
  3. C. Lubich, Miłość wznosi (V temat o duchowości wspólnotowej), Castel Gandolfo, 7.12.1998.
  4. C. Carretto: Tajemnice pustyni,
  5. C. Lubich, In cammino col Risorto, Roma, 1989, s.33

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama