Skoro zgrzeszył, to źle go prowadziłem

O kierownictwie duchowym w prawosławiu z o. Andrzejem Kamińskim OP, długoletnim przełożonym dominikanów w Rosji i na Ukrainie, rozmawia redakcja LISTU

O kierownictwie duchowym w prawosławiu z o. Andrzejem Kamińskim OP, długoletnim przełożonym dominikanów w Rosji i na Ukrainie, rozmawia redakcja LISTU

W Rosji i na Ukrainie, gdzie Ojciec mieszkał wiele lat, istnieje rodzaj kierownictwa duchowego, którego raczej nie spotkamy na Zachodzie. Prawosławni określają go mianem „starczestwa”. Co to takiego?

Niektórzy próbują to słowo tłumaczyć jako „starcowanie”, „bycie starcem”, „pełnienie posługi starca”. W duchowości rosyjskiej określenie „starzec” nie oznacza człowieka w podeszłym wieku. Starzec to ktoś o dużym doświadczeniu duchowym, święty mędrzec, który dzięki swemu doświadczeniu i mądrości jest w stanie prowadzić innych do Boga.

Instytucja starca znana była już w starożytnym Kościele, w epoce Ojców Pustyni. Ojcowie Pustyni to byli właśnie starcy, czyli ludzie, którzy opuścili świat, aby wieść życie poświęcone wyłącznie Bogu. Po latach zmagania się z trudami pustyni, po latach ascezy, modlitwy, rozmyślań zdobywali mądrość i świętość. Wtedy wokół ich pustelni pojawiali się ludzie, którzy chcieli się od nich uczyć. Jeśli taki „święty mnich” przyjmował ucznia to nie po to jednak by dawać mu nauki w tradycyjnym rozumieniu — „nowicjusz” raczej przyglądał się jego życiu. Można to porównać do przyuczania do zawodu. Człowiek, który jeszcze kilkadziesiąt lat temu, chciał być np. szewcem, przychodził do mistrza, mieszkał u niego, sprzątał w jego zakładzie, pomagał i obserwował nie tylko to jak mistrz robi buty, ale też jak żyje. A mistrz przekazywał mu doświadczenie całego swojego życia. Bo bycie szewcem to nie była tylko umiejętność szycia butów, ale sposób życia. Podobnie było w przypadku mistrza i ucznia na pustyni. Mistrz nie wykładał żadnej doktryny życia duchowego, a jedynie ukazywał, jak żyje, nieustannie się modląc, pracując i poszcząc.

Do takiego starca przychodziło się też po tzw. „słowo”, czyli zdanie, które miało człowieka prowadzić w drodze do świętości. Ci, którzy przychodzili, a byli to najczęściej inni mnisi, lub ci, którzy pragnęli nimi zostać, głęboko wierzyli, że starzec ma dar rozeznawania duchów i wie, co odpowiedzieć pytającemu, aby skierować go na drogę ku Bogu. Rady były najczęściej bardzo proste, ale przestrzegano ich starannie przez całe życie. Na przykład, jeśli ktoś przyszedł i poprosił: „Abba, powiedz słowo”, a starzec spojrzał na niego i odpowiedział: „Odmawiaj Ojcze Nasz dwieście razy dziennie i wyplataj liny”, to ten robił to do końca życia. Starczestwo w Rosji wywodzi się w prostej linii od tej starożytnej praktyki.

Jak to się stało, że starczestwo trafiło do Rosji i przetrwało do dziś?

Niewiele wiemy o tym jak trafiło, ale wiemy dzięki komu przetrwało. Bardzo ważną rolę odegrał tu żyjący na Rusi w XVIII w. mnich, Paisjusz Wieliczkowski. Żył w czasach, kiedy car Piotr I otworzył Rosję na Zachód i wprowadził reformy w państwie. Oprócz zmian w administracji państwowej i w kalendarzu, wprowadził też zmiany w cerkwi, wycofał między innymi dotacje dla klasztorów. Nowy duch w państwie spowodował, że do prawosławia zaczęły przenikać idee protestanckie. Zamknięto wiele klasztorów, życie monastyczne zamierało. Prawosławie, intelektualnie i duchowo, miało się coraz gorzej. Jednocześnie wielu ludzi odczuwało pragnienie powrotu do pierwotnego radykalizmu chrześcijańskiego. Jednym z takich ludzi był właśnie Wieliczkowski. Długo szukał jakiegoś siebie kierownika duchowego, ale nie znalazł. Nie poddał się jednak i udał się na świętą Górę Atos w Grecji. Co ciekawe, tam też nie znalazł kierownika. Wtedy pomyślał: „Skoro nie ma wśród żywych nikogo, kto mógłby mnie prowadzić, sięgnę do doświadczenia tych, którzy już odeszli”. Został na Atos i zaczął czytać pisma Ojców Kościoła. Zastanawiał się, co Pan Bóg i Kościół pragnie mu przez nich powiedzieć.

Pewnego dnia stanął u jego drzwi młody mnich z Mołdawii Wisarion i poprosił go o kierownictwo duchowe. Ale Paisjusz odmówił: „Nie mogę być starcem dla nikogo, bo sam potrzebuję starca”. Zaproponował jednak, aby wspólnie czytali Ojców Kościoła i byli starcami dla siebie nawzajem. W niedługim czasie wokół nich zaczęli się gromadzić inni mnisi. Grupa rozrosła się tak bardzo, że zostali poproszeni o opuszczenie Góry Atos. Wieliczkowski postanowił wrócić do Rosji, ale tak się złożyło, że W Rosji i na Ukrainie, gdzie Ojciec mieszkał wiele lat, istnieje rodzaj kierownictwa duchowego, którego raczej nie spotkamy na Zachodzie. Prawosławni określają go mianem „starczestwa”. Co to takiego?

Niektórzy próbują to słowo tłumaczyć jako „starcowanie”, „bycie starcem”, „pełnienie posługi starca”. W duchowości rosyjskiej określenie „starzec” nie oznacza człowieka w podeszłym wieku. Starzec to ktoś o dużym doświadczeniu duchowym, święty mędrzec, który dzięki swemu doświadczeniu i mądrości jest w stanie prowadzić innych do Boga.

Instytucja starca znana była już w starożytnym Kościele, w epoce Ojców Pustyni. Ojcowie Pustyni to byli właśnie starcy, czyli ludzie, którzy opuścili świat, aby wieść życie poświęcone wyłącznie Bogu. Po latach zmagania się z trudami pustyni, po latach ascezy, modlitwy, rozmyślań zdobywali mądrość i świętość. Wtedy wokół ich pustelni pojawiali się ludzie, którzy chcieli się od nich uczyć. Jeśli taki „święty mnich” przyjmował ucznia to nie po to jednak by dawać mu nauki w tradycyjnym rozumieniu — „nowicjusz” raczej przyglądał się jego życiu. Można to porównać do przyuczania do zawodu. Człowiek, który jeszcze kilkadziesiąt lat temu, chciał być np. szewcem, przychodził do mistrza, mieszkał u niego, sprzątał w jego zakładzie, pomagał i obserwował nie tylko to jak mistrz robi buty, ale też jak żyje. A mistrz przekazywał mu doświadczenie całego swojego życia. Bo bycie szewcem to nie była tylko umiejętność szycia butów, ale sposób życia. Podobnie było w przypadku mistrza i ucznia na pustyni. Mistrz nie wykładał żadnej doktryny życia duchowego, a jedynie ukazywał, jak żyje, nieustannie się modląc, pracując i poszcząc.

Do takiego starca przychodziło się też po tzw. „słowo”, czyli zdanie, które miało człowieka prowadzić w drodze do świętości. Ci, którzy przychodzili, a byli to najczęściej inni mnisi, lub ci, którzy pragnęli nimi zostać, głęboko wierzyli, że starzec ma dar rozeznawania duchów i wie, co odpowiedzieć pytającemu, aby skierować go na drogę ku Bogu. Rady były najczęściej bardzo proste, ale przestrzegano ich starannie przez całe życie. Na przykład, jeśli ktoś przyszedł i poprosił: „Abba, powiedz słowo”, a starzec spojrzał na niego i odpowiedział: „Odmawiaj Ojcze Nasz dwieście razy dziennie i wyplataj liny”, to ten robił to do końca życia. Starczestwo w Rosji wywodzi się w prostej linii od tej starożytnej praktyki.

Jak to się stało, że starczestwo trafiło do Rosji i przetrwało do dziś?

Niewiele wiemy o tym jak trafiło, ale wiemy dzięki komu przetrwało. Bardzo ważną rolę odegrał tu żyjący na Rusi w XVIII w. mnich, Paisjusz Wieliczkowski. Żył w czasach, kiedy car Piotr I otworzył Rosję na Zachód i wprowadził reformy w państwie. Oprócz zmian w administracji państwowej i w kalendarzu, wprowadził też zmiany w cerkwi, wycofał między innymi dotacje dla klasztorów. Nowy duch w państwie spowodował, że do prawosławia zaczęły przenikać idee protestanckie. Zamknięto wiele klasztorów, życie monastyczne zamierało. Prawosławie, intelektualnie i duchowo, miało się coraz gorzej. Jednocześnie wielu ludzi odczuwało pragnienie powrotu do pierwotnego radykalizmu chrześcijańskiego. Jednym z takich ludzi był właśnie Wieliczkowski. Długo szukał jakiegoś siebie kierownika duchowego, ale nie znalazł. Nie poddał się jednak i udał się na świętą Górę Atos w Grecji. Co ciekawe, tam też nie znalazł kierownika. Wtedy pomyślał: „Skoro nie ma wśród żywych nikogo, kto mógłby mnie prowadzić, sięgnę do doświadczenia tych, którzy już odeszli”. Został na Atos i zaczął czytać pisma Ojców Kościoła. Zastanawiał się, co Pan Bóg i Kościół pragnie mu przez nich powiedzieć.

Pewnego dnia stanął u jego drzwi młody mnich z Mołdawii Wisarion i poprosił go o kierownictwo duchowe. Ale Paisjusz odmówił: „Nie mogę być starcem dla nikogo, bo sam potrzebuję starca”. Zaproponował jednak, aby wspólnie czytali Ojców Kościoła i byli starcami dla siebie nawzajem. W niedługim czasie wokół nich zaczęli się gromadzić inni mnisi. Grupa rozrosła się tak bardzo, że zostali poproszeni o opuszczenie Góry Atos. Wieliczkowski postanowił wrócić do Rosji, ale tak się złożyło, że po drodze osiadł z uczniami w Mołdawii i założył tam kilka klasztorów. W jednym z nich zmarł.

W założonych przez niego klasztorach wytworzył się pewien duchowo-intelektualny klimat, oparty na Modlitwie Jezusowej i komentowaniu ksiąg Dobrotolubija (gr. Filokalia — czyli teksty Ojców Kościoła o modlitwie). Umożliwiał on mnichom rozwijanie daru, jakim jest starczestwo. Bo bycia starcem nie można się nauczyć — to jest dar, charyzmat. Można go w człowieku rozpoznać i pomóc mu ten dar rozwinąć. Z czasem wielu mnichów opuściło mołdawskie klasztory i powędrowało do Rosji. Dzięki nim doszło do odnowienia rosyjskiego starczestwa. Jego centrum stała się pustelnia w Optynie, gdzie powstała cała „dynastia starców”.

Czy starcy prowadzili tylko mnichów?

Na początku starcy byli, można powiedzieć, „nstytucją wewnątrzklasztorną”. Później zaczęli opiekować się również ludźmi świeckimi. Oczywiście, prowadzenie świeckich miało nieco inny charakter niż prowadzenie mnichów. „Słowem” starca dla człowieka żyjącego w rodzinie nie mogło być przecież: „Idź na miejsce osobne, módl się i wyplataj kosze”, ale np. „Bądź wierny żonie i patrz czy to, czym się zajmujesz, pomaga ci w tej wierności. Jeśli nie — zostaw to”. Na tym właśnie polega charyzmat starców: dostrzec w człowieku tę rzecz, która oddziela go od Boga, i powiedzieć mu „słowo”, które z powrotem go do Niego zbliży.

W czasie największej świetności pustelni optyńskiej przyjeżdżały do niej tłumy świeckich, zarówno prości ludzie, jak i najwięksi rosyjscy intelektualiści (Tołstoj, Dostojewski, Gogol), a pustelnia stała się miejscem duchowej odnowy rosyjskiego prawosławia. Było tak aż do rewolucji bolszewickiej, kiedy to zlikwidowano klasztor. W latach 1939-1940 NKWD urządziło w klasztorze obóz jeniecki. Byli tam więzieni między innymi polscy oficerowie, rozstrzelani później w Katyniu.

A jak jest dzisiaj?

Dziś pustelnia znów jest otwarta i zaczynają przyjeżdżać do niej pątnicy. Ludzie w Rosji i na Ukrainie pragną, by ktoś ich poprowadził, pokazał im Boga. Proszą — ja też się z tym spotkałem — „Ojcze, naucz nas się modlić”. Nie wiedzą, co zrobić z tym pragnieniem Boga, które w nich jest, jak je ukierunkować. Gdzieś tam, mimo wielu lat komunizmu, pozostała w nich potrzeba starczestwa. Co prawda, w okresie ZSRR starcy też działali, ale w podziemiu i na bardzo małą skalę.

Obecnie wśród mnichów w klasztorach rosyjskich panuje moda na bycie starcem. Prawdziwi starcy zawsze uciekali przed prowadzeniem ludzi. Czuli się niegodni i nieprzygotowani do wzięcia takiej odpowiedzialności. Dziś są tacy, którzy tę odpowiedzialność chętnie biorą. Mają wiedzę teologiczną, głoszą piękne kazania, ale brakuje im tego, co najważniejsze: charyzmatu i doświadczenia. Zdarza się więc, że „kaleczą” tych, którzy przychodzą do nich po pomoc.

Prawdziwy starzec ręczy za ucznia wobec Boga. Gdy uczeń upada, starzec, niczym Mojżesz, wykłóca się z Bogiem w jego obronie. Niektórzy z mnichów czuli się tak bardzo odpowiedzialni za swoich podopiecznych, że chcieli przyjmować na siebie nawet ich grzechy (choć może to być teologicznie błędne) mówiąc: „Skoro zgrzeszył, to znaczy, że go źle prowadziłem”. Starczestwo to postawa wielkiego zaangażowania, odpowiedzialności i... ofiary.

A jakie są obowiązki ucznia?

Po pierwsze: powinien darzyć starca pełnym zaufaniem. To on wybiera starca a nie starzec jego, ale jeśli już wybierze musi mu być bezwzględnie posłuszny.

Po drugie: powinien być szczery, nie może niczego ukrywać przed starcem, musi zdawać sprawę ze wszystkich swoich myśli i czynów.

Po trzecie: musi pytać starca o wszystko, co zamierza zrobić, a starzec na to wszystko daje mu błogosławieństwo.

Po czwarte: powinien przyjmować polecenia starca w całkowitym zaufaniu, bez dyskusji i bez sprzeciwu.

A co dzieje się, gdy uczeń nie spełni jednego z warunków, o których Ojciec mówił, jest na przykład nieposłuszny?

Starzec potrafi przeniknąć serce ucznia, on wie, kiedy uczeń oszukuje. Na przykład jeden z optyńskich starców nakazał uczniowi odmawianie sto razy dziennie Ojcze Nasz i rzucenie palenia. Ten jednak palił dalej. Kiedy przyszedł do pustelni, starzec (znany ze swej łagodności) zobaczywszy go w tłumie pątników, zaczął krzyczeć: „Wynoś się stąd! Nie masz prawa tu przebywać!”. Zaskoczeni ludzie zaczęli uspokajać mnicha: „Ojcze, przecież on przyszedł po pomoc”. Ale starzec był nieugięty. Mężczyzna zrozumiał, że skoro nie wypełnił polecenia, nie może przyjść po kolejną radę. Jeśli uczeń jest nieposłuszny, to trudno za niego i jego rozwój brać odpowiedzialność. Jeśli chcesz być uczniem musisz być posłuszny do końca.

Nie sądźmy jednak, że starczestwo to tylko egzekwowanie poleceń. Prawdziwym celem starczestwa jest rozeznawanie i umacnianie człowieka w dobrym, a także redukowanie w jego życiu wszystkiego tego, co niepotrzebne tak, aby pozostało tylko to co Boże. Prowadziła do tego praktyka zwana „odkrywaniem myśli” W czasie spotkań ze starcem uczeń nie tyle wyznawał swoje grzechy, co opisywał myśli i uczucia, które były w jego sercu. Odkrywał swoje wnętrze, a do starca należała ocena. On to obiektywizował, wyjaśniał, pokazywał, co jest dobre, a co złe. Robił to, aby z czasem uczeń sam nauczył się rozeznawać i sam niejako stał się starcem.

Czy spotkał Ojciec takiego starca?

Kiedy patrzę na mojego współbrata, o. Kaliksta, który mieszka w naszym klasztorze w Czortkowie na Ukrainie, jestem przekonany, że on jest właśnie takim starcem. Widzę jego wielką bliskość z Panem Bogiem, jego ogromne doświadczenie duchowe (z którego wielokrotnie korzystałem), jego życie w prawdzie i ofiarność. Jeszcze do niedawna, mimo osiemdziesięciu lat był bardzo aktywny duszpastersko: codziennie Msza święta, kazanie, spowiedź. Raz w tygodniu spotykał się z młodzieżą i głosił konferencje, a w niedzielę jeździł do odległej wioski, żeby odprawić Mszę świętą. I tak przez kilka lat. Przed wakacjami powiedział: „Już nie jestem w stanie jeździć do tej wioski”. Wiedziałem, że mówi szczerze. Później usłyszałem: „Nie dam już rady codziennie spowiadać”, a we wrześniu: „Już nie mogę odprawiać Mszy świętej w kościele”. Kiedy jakiś czas temu zapytałem, jak się czuje, odpowiedział: „Normalnie jak na ten wiek, trochę słabo chodzę, trochę mnie boli, ale w ogóle dobrze. Raz mnie tylko w czasie Mszy pogotowie zabrało, bo zapomniałem, że po nitroglicerynie trzeba się położyć i poszedłem do kościoła”.

Nadal jest aktywny, pisze wiersze, majsterkuje, ale doszedł w życiu do takiego momentu, kiedy przestaje się już być kierownikiem duchowym, i idzie się krok dalej. To jest czas odejścia na pustynię i modlitwy za tych, których się w życiu znało i prowadziło. Jest się wtedy kimś w rodzaju Mojżesza trzymającego ręce w górze w niemej prośbie, kiedy inni walczą. I on naprawdę tak się modli. Wszystkie spotkania, rozmowy z ludźmi od razu zanosi do Boga. Kiedy ostatnio się spotkaliśmy uśmiechnął się do mnie i powiedział: „Ojcze, już prawie nie chodzę, powoli myślę i strasznie trudno mi się mówi. Ale tak w ogóle to cały czas jestem w obecności Bożej”.

Ojciec Kalikst jest teraz naszym Mojżeszem.

A czy szukał Ojciec cech starca w swoim kierowniku duchowym?

Nie. To ciekawe, ale nie myślałem o tym. Wiem, że ma dar prowadzenia ludzi, doświadczyłem tego w swoim życiu, widzę też, jak prowadzi innych. Teraz, kiedy się nad tym zastanawiam, dostrzegam, że ma wiele cech starca. Nie ma daru jasnowidzenia, ale posiada dar dobrego rozeznawania spraw Bożych. Nie mówi mi, co mam robić, ale raczej, poprzez pytania, doprowadza mnie do odpowiedzi. Czasem coś podpowie. Ja przedstawiam mu problem, a on za chwilę próbuje mi powtórzyć to, co mu właśnie opowiedziałem, ale ukazuje to z innych stron, żebym sam spróbował znaleźć rozwiązanie.

Teraz rzadko się z nim widuję, przeważnie raz w roku. Przedstawiam mu wtedy to, co wydarzyło się w moim życiu duchowym. On słucha, czasami o coś zapyta, coś dopowie. Bywa, że — niczym starzec — zada mi pytanie, z którym zmagam się przez kilka miesięcy, albo powie „słowo”, które mnie „niesie” do następnego spotkania.

Wygląda na to, że pomiędzy kierownictwem duchowym a starczestwem nie ma wielkich różnic.

Różnice są w stawianiu akcentów. Starczestwo ma bardzo charyzmatyczny charakter. Starcy wykorzystują w prowadzeniu ludzi własne doświadczenie duchowe, ale również nadzwyczajne dary, które otrzymali od Boga, czyli jasnowidzenie i dar rozeznawania duchów. Natomiast na Zachodzie „nadzwyczajności” w kierownictwie duchowym zdarzają się bardzo rzadko. Św. Teresa z Avila mówiła, że kierownik duchowy powinien się odznaczać nie tylko świętością ale i wiedzą. W naszym kierownictwie duchowym bardzo często wykorzystuje się właśnie wiedzę, np. wiedzę psychologiczną. Nie obowiązuje też absolutne posłuszeństwo, jak u starców.

W gruncie rzeczy jednak w obu tradycjach chodzi o to samo, czyli o ciągłe rozeznawanie, co w naszym życiu jest, a nie jest z Boga. To nie jest łatwe, zarówno dla kierownika duchowego jak i dla prowadzonego. Jeżeli jednak człowiek chce chodzić po łatwych i wygodnych szlakach, to nie zajdzie daleko. Bezpiecznie to można, co najwyżej oglądać góry z Krupówek, a nie cieszyć się ich zdobywaniem.

opr. aw/aw

List
Copyright © by Miesięcznik List 03/2006

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama