W Watykanie toczyły się dyskusje, czy nie wynieść Jana Pawła II na ołtarze od razu jako świętego
Z rozmów z kardynałami rzymskich dykasterii i kongregacji oraz z duchownymi zaangażowanymi w proces beatyfikacyjny Jana Pawła II jasno wynika: w Watykanie myślano nie tylko o beatyfikacji, ale bezpośrednio o kanonizacji polskiego Papieża. Wszak taki był „głos ludu”, który przejawiał się w napisach na transparentach już w dniu pogrzebu: „Santo subito!” (Święty natychmiast!).
O świętości swego poprzednika osobiście jest przekonany Benedykt XVI. — Takie głębokie przeświadczenie Papieża wpłynęło zresztą na udzielenie dyspensy i natychmiastowe rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego — zapewnia ks. Sławomir Oder. Natomiast kard. Giovanni Lajolo wspomina, że Joseph Ratzinger jeszcze jako kardynał wyraźnie dostrzegał świętość Jana Pawła II: — Pamiętam, kiedy tuż przed 2 kwietnia 2005 r. szliśmy do umierającego Papieża, przed wejściem do jego pokoju kard. Ratzinger powiedział do mnie: „Jakże przepiękne, jaśniejące było życie tego Papieża. Życie dla Chrystusa zawsze jest życiem pięknym”. Także inni watykańscy hierarchowie przez 27 lat namacalnie doświadczali wyjątkowej duchowości Jana Pawła II. — Czy po tym wszystkim, co miałem okazję widzieć, mógłbym wątpić, że był on człowiekiem Bożym? — pyta retorycznie kard. Leonardo Sandri, który 2 kwietnia 2005 r. ogłaszał światu wiadomość o śmierci Papieża.
Powiedz, że wyciągasz papieża spod stołu!
W Watykanie powtarzana jest także myśl, że mimo swej niezwykłości, Jan Paweł II to przede wszystkim człowiek z krwi i kości. — Nie robił wokół siebie aury świętości. Chodził po ziemi, był konkretny — opowiada ks. Paweł Ptasznik. Kiedy trzeba było, wyrażał swoją radość albo smutek i ból, akceptację bądź sprzeciw. Był autentyczny jak mało kto. Wprawdzie aktor — nigdy jednak nie grał w kontaktach z ludźmi. I oni to doceniali. Umiał być zwyczajny, nie mówiąc już o poczuciu humoru, którego współpracownicy doświadczali na co dzień. Gdy po jednym z posiłków ks. Mieczysław Mokrzycki odsuwał od stołu schorowanego już Papieża na krześle, Jan Paweł II powiedział do niego ze śmiechem: „Mieciu, jak będą cię pytać, co robisz w Watykanie, to powiedz, że wyciągasz papieża spod stołu!”. Żarty Ojca Świętego często zaskakiwały nawet najbliższych. Kiedyś w Castel Gandolfo nacisnął naraz wszystkie dzwonki alarmowe, jakie miał zainstalowane przy łóżku. I w jednej chwili zbiegli się wszyscy: ks. Dziwisz, ks. Mokrzycki i s. Tobiana. Każdy z nich natychmiast przybiegł, w obawie że coś się stało. A Papież — zanosząc się ze śmiechu — odparł: „Jak dobrze, że przybiegliście, chciałem was wszystkich na chwilę zobaczyć!”.
Kard. Angelo Amato twierdzi, że największe wrażenie wywierał na nim mistycyzm Ojca Świętego, jego ciągła komunia z Bogiem. — Także wewnętrzny niepokój, by głosić Ewangelię aż po krańce świata — mówi hierarcha.
Właśnie na działalność misyjną, jako wyraźny rys świętości Papieża Wojtyły, zwraca uwagę również Joaquin Navarro-Valls: — Pamiętam, kiedy Ojciec Święty planował podróż do Azerbejdżanu. — Mówiłem mu, że tam żyje tylko 122 katolików i że nie ma sensu, by do nich jechał, gdyż będzie to zbyt duży wysiłek dla niemogącego już chodzić Papieża. A on na to: „Ta grupa, tak samo jak Rzymianie, ma prawo modlić się z papieżem. A poza tym razem ze mną będzie tam 123 katolików!” — opowiada rzecznik Jana Pawła II i dodaje: — Dla mnie ta podróż najdobitniej wyrażała świętość Papieża. Watykańscy kardynałowie mocno akcentują niezwykle silny związek Jana Pawła II z Eucharystią. Mogli to obserwować na co dzień, a także podczas wielkich papieskich celebr, które współorganizowali w różnych krajach świata. — Widać było, że Eucharystia stanowiła centrum jego życia duchowego — mówi abp Piero Marini. — To nie było tylko osobowe spotkanie Jana Pawła II z Bogiem, ale też ze wspólnotą. Dlatego kochał odprawiać Mszę św. razem z ludźmi. — Modlitwa była dla Papieża priorytetem. Trwała zazwyczaj dłużej niż przewidywał plan dnia — podkreśla o. Federico Lombardi. Pamięta, jak ważne było dla Ojca Świętego, by w czasie pielgrzymki do Ziemi Świętej mógł pomodlić się na Golgocie. Było oczywiste, że trzeba mu to umożliwić. Wielu w Watykanie wspomina, że kiedy Papież był młodszy, zaraz po obudzeniu się o piątej nad ranem kładł się krzyżem na podłodze i odmawiał jedną część Różańca. Dopiero potem szedł do kaplicy na modlitwę brewiarzową, Mszę św. i adorację. — Czasem na głos się modlił, śpiewał polskie pieśni — opowiada ks. Ptasznik. — Stosował geografię modlitwy, stąd miał zwykle pod ręką atlas świata. A kiedy usłyszał o jakiejś tragedii, nie panikował, wyszeptał najwyżej po polsku: „O, Boże” i szedł do kaplicy. A potem zaczynał się zastanawiać, w jaki sposób Watykan może okazać pomoc dotkniętemu tragedią regionowi Ziemi. Okazuje się też, że Jan Paweł II sporo pościł. — Nawet gdy chodził po górach, w elegancki sposób dawał nam do zrozumienia, że nie będzie pić wody, którą nosiliśmy w plecakach, chociaż doskonale wiedzieliśmy, że chętnie by się napił — opowiada Navarro-Valls. — Szanowaliśmy to, że stosował post ścisły w jakiejś intencji.
Także wigilia święceń kapłańskich była dla Papieża zawsze dniem postu.
Apogeum świętości stanowiło bez wątpienia cierpienie i odchodzenie Jana Pawła II. Jak wyglądało to wewnątrz Watykanu? Okazuje się, że wspomnienia bolą. Mimo że minęło sześć lat, niektórym wciąż trudno wracać do tamtych chwil. Poważni hierarchowie, mężczyźni w sile wieku, „rządzący” całym Kościołem powszechnym, zawieszają głos, niekiedy powstrzymują łzy, gdy ich o to pytam. — Sypialnia Papieża stała się wówczas jakby Placem św. Piotra — wspomina kard. Sandri. Przywołuje w pamięci moment, kiedy s. Tobiana recytowała Litanię do Wszystkich Świętych. Miał wrażenie, jakby cały pokój rozszerzał się na zewnątrz. — Czułem wtedy, że umiera święty — dodaje ks. Ptasznik.
— Papież przekuł na życie słowa „Tryptyku rzymskiego”, że przemijanie i śmierć mają sens w Źródle — mówi kard. Stanisław Ryłko. — Chociaż trudno było nam patrzeć, jak Boży atleta został unieruchomiony, jak mistrz słowa milczał. Ale to jego milczenie stało się głosem o wiele mocniejszym niż słowa. Niż najsławniejsze nawet przemówienia. A potem — niezwykły znak na pogrzebie — wiatr zamykający księgę Ewangelii. — Wydawało się, że Ktoś na górze przygotował ten scenariusz — podkreśla kard. Sandri. Zamyśla się na chwilę i dodaje: — Na ostatnim odcinku podróży Papież przemawiał ciałem, pokazał, że ból nie jest bezcelowy. Odsłonił rany ze swojej Kalwarii, pokazał światu, że nie boi się cierpienia ani tego, że zaciera się jego dawny wizerunek. Pokazał wreszcie, że nikt nie żyje dla siebie. Dla pracowników watykańskich urzędów Jan Paweł II to Papież, który nie umiera. To ktoś, do kogo wciąż przychodzą. Wielu duchownych każdego dnia po odprawieniu porannej Mszy św., jeszcze przed rozpoczęciem pracy, przyklęka przy grobie Jana Pawła II.
Po śmierci Jana Pawła II toczyły się w Watykanie dyskusje, czy nie wynieść Papieża na ołtarze od razu jako świętego, a nie najpierw jako błogosławionego. Argument był ważny: kult błogosławionego ogranicza się do jednej diecezji, prowincji, kraju, a święty jest czczony w całym Kościele. A faktem jest, że „Santo subito!” było wołaniem ludzi z całego świata, a nie tylko z Kościoła partykularnego. Ostatecznie jednak zapadła decyzja, by dopełnić wszystkich formalności zgodnie z procedurami i najpierw beatyfikować Papieża. — Nie mogliśmy sobie pozwolić na bylejakość, trzeba było wszystko dokładnie udokumentować — wyjaśnia kard. Amato. — Ten proces nie był prowadzony dla nas, ale dla kolejnych pokoleń. Tak, aby za sto czy dwieście lat nikt nie zarzucił niedopełnienia formalności, jakichś niedociągnięć — dodaje ks. Oder. Nadto, jak twierdzą watykańscy hierarchowie, okres między beatyfikacją a kanonizacją może stanowić okazję do zgłębienia i propagowania nauczania Jana Pawła II oraz do refleksji nad tym, w jaki sposób wykorzystać propozycję życia chrześcijańskiego pozostawioną przez Papieża. — Bo oczywiste jest, że każdy z tej świętości może wziąć coś dla siebie — przekonuje kard. Sandri. Czas do kanonizacji może też skłaniać do intensywniejszej modlitwy za wstawiennictwem Ojca Świętego (w Watykanie panuje powszechne przekonanie o jej niezwykłej skuteczności!). I do modlitwy o cud, którego wymagają procedury kanonizacyjne. Chociaż, oczywiście, przy kanonizacji nie będzie konieczne ponowne prowadzenie procesu, który miałby udowodnić heroiczność cnót. Wystarczy tylko zbadanie cudu. Sama beatyfikacja Jana Pawła II jest jednak niezwykła. Chociaż wyznacza ona kult właściwie w jednej tylko diecezji, to jednak Papież Wojtyła jest znany i czczony na całym świecie. Także wspomnienie liturgiczne Jana Pawła II, które ma przypadać 22 października, formalnie będzie obowiązywać w diecezji rzymskiej i w Kościele w Polsce. Tymczasem już dzisiaj wiele Episkopatów Kościołów lokalnych na całym świecie kieruje prośby do Kurii Rzymskiej o wyrażenie zgody na wpisanie Papieża do swego kalendarza liturgicznego oraz na nadawanie jego imienia poszczególnym świątyniom. — Kiedy jednak Pan Bóg dopuści cud, doczekamy się kanonizacji i oficjalnego kultu Jana Pawła II, już jako świętego, na całym świecie — mówi ks. Oder.
opr. mg/mg