Wrocław, Lubliniec i Auschwitz – trzy miejsca na mapie Polski ściśle związane z Edytą Stein. Czy można tam odnaleźć jej ślady?
Wrocław, Lubliniec i Auschwitz – trzy miejsca na mapie Polski ściśle związane z Edytą Stein. Czy można tam odnaleźć jej ślady?
W dawnym obozie Auschwitz-Birkenau nie ma śladu Edyty, nie ma widocznej informacji o tym, że patronka Europy św. Teresa Benedykta od Krzyża, Żydówka, została zagazowana w jednej z komór i spalona w piecu krematoryjnym. – Na terenie Miejsca Pamięci nie ma tablicy poświęconej Edycie Stein – mówi Bartosz Bartyzel, rzecznik prasowy Muzeum.
Po wpisaniu w wyszukiwarkę: www.auschwitz.org/muzeum/informacja-o-wiezniach/ imienia i nazwiska Edyty Stein otrzymujemy dwie lakoniczne informacje: datę urodzin i jakim transportem przyjechała do obozu, za podstawę przyjmując listy transportowe z Westerbork (Judentransport aus den Niederlanden – Lager Westerbork).
Edytę aresztowano 2 sierpnia 1942 r. wraz z jej rodzoną siostrą Różą. Deportacja odbywała się w najgorszych warunkach sanitarnych, o głodzie, w zamkniętych wagonach, których zasuwy otwarto dopiero na rampie kolejowej pod krematorium. 9 sierpnia 1942 r. została zamordowana w komorze gazowej. Nie zdążyła nawet otrzymać obozowego numeru.
Kiedy esesmani wyprowadzali siostry z klasztoru, Edyta powiedziała do Róży: „Chodź, idziemy cierpieć za nasz naród”. Do dzisiaj wielu się zastanawia, kogo miała na myśli: Żydów czy Niemców?
W Lublińcu obchodzono w tym roku jubileusz 10-lecia nadania miastu patronatu św. Teresy Benedykty od Krzyża. W mieście działa Towarzystwo im. Edyty Stein, ponadto są: szkoła jej imienia, parafia i muzeum. Mimo że Edyta była jedynym, z jedenaściorga, dzieckiem Steinów, które... nie urodziło się w Lublińcu. Co wiązało świętą z tym miastem? Dzieciństwo i spędzane tam wakacje – portrety babci Adelheid Courant, wielki, pełen dostatku dom i przylegający do niego sklep żelazny. Liczne rodzeństwo matki, którego imion uczyła się na pamięć. Kredens z szufladami pełnymi rodzynek, migdałów i gorzkiej czekolady. Śmiechy, żarty i dowcipy. Pełna czułości i dobroci twarz dziadka. A jednak, choć spędzała tu tylko wakacje, szukano jej śladów.
Gmach Uniwersytetu Wrocławskiego – to miejsce, w którym Edyta Stein lubiła pracować W 1984 r. śp. ks. Jan Urbaczka zaczął organizować w kościele św. Mikołaja spotkania i prelekcje na temat życia Edyty i jej związków z miastem. Szukał ludzi, którzy pamiętali rodzinę Courantów, obudził środowisko, zapalił do działania, a wjeżdżających dziś do miasta podróżnych wita tablica ze zdjęciem Edyty, już w karmelitańskim habicie, i informacja, że patronką tego miejsca jest św. Teresa Benedykta od Krzyża. Kustoszem pamięci o Edycie jest pan Sylwin Bechcicki – to on pokazał mi przed laty wszystkie miejsca mające nawet najmniejszy związek z Edytą i jej rodziną.
Ale to Wrocław wiąże z Edytą najwięcej. Kilka adresów zamieszkania – po śmierci ojca rodzina świętej wciąż się przeprowadzała, gdy mama Augusta próbowała poradzić sobie z biedą. Dziewiętnastowieczna kamienica przy ul. Nowowiejskiej 38, która była własnością i domem Steinów w latach 1910-39, a po długich staraniach została siedzibą Towarzystwa im. Edyty Stein (z inicjatywy osób gromadzących się wokół ks. Jerzego Witka SDB), była przecież dopiero na końcu długiej listy. Szkoły, do których chodziła, uniwersytet, synagoga przy Włodkowica, adresy przyjaciół, wreszcie młodość – czas wyjątkowy, zmagania, decyzje, modlitwy w kościele św. Michała Archanioła i niechęć do synagogi. Przystanek na rogu ulic Nowowiejskiej i Wyszyńskiego, na którym wsiadła do tramwaju, aby pojechać na dworzec, a stamtąd do swojego nowego domu, klasztoru w Kolonii – by nigdy już nie wrócić do Wrocławia. To wszystko pamiętają wrocławskie kamienice, wytarte schody gmachu uniwersyteckiego, nisze w oknach i „szeroka, prosta Domstrasse” (ul. Katedralna).
„Stary, szary budynek nad Odrą (niedawno przemalowany na żółto „w stylu epoki”) stał mi się wkrótce ukochany i bliski. W wolnych godzinach, znalazłszy pustą salę wykładową, lubiłam siedzieć na jednej z szerokich desek okiennych, wypełniających głębokie nisze w murze, i tam pracowałam. Z tej wysokości mogłam patrzeć na rzekę i most uniwersytecki, na którym wrzało życie, i miałam wrażenie, że jestem księżniczką na zamku” – pisała o Uniwersytecie Wrocławskim w „Autobiografii” Edyta Stein.
A jednak Wrocław nie ogłosił Edyty Stein, patronki Europy, swoją patronką. Nie wytyczył trasy odwiedzania miejsc z nią związanych (jak choćby maleńkie Lourdes, które oznaczyło ślady św. Bernadetty), a w całym mieście są tylko trzy tablice: w gmachu Uniwersytetu, na ul. Nowowiejskiej i przy wejściu do kościoła św. Michała Archanioła. Strona internetowa Uniwersytetu Wrocławskiego nie chwali się swoją wybitną studentką, wpisywanie danych Edyty w wyszukiwarkę nie daje żadnych rezultatów. Nie ma w wielkiej, wrocławskiej archidiecezji parafii pod jej wezwaniem. Nawet mała uliczka nosząca imię Edyty od 1989 r. jest oznakowana tablicami o nieaktualnej treści: Bł. Edyty Stein, a przecież od kanonizacji minie wkrótce 20 lat. Urzędnicy tłumaczą, że nie zmieniają nazwy, aby nie narażać mieszkańców na dodatkowe koszty wymiany dokumentów. Choć to jedna z najkrótszych ulic w mieście...
opr. ac/ac