Zagubienie Jezusa w świątyni musiało być dla św. Józefa bolesnym przeżyciem. Jak w takiej sytuacji powinien zachować się mężczyzna?
W czasie pielgrzymki do Jerozolimy św. Józef stracił Syna, jak się okazało na trzy dni, ale lęk przed utratą Go na zawsze musiał być bardzo konkretny. Wtedy przeżył to, co Maryja będzie przeżywać kilkadziesiąt lat później. Dlatego wydaje się, że ten smutek był najgorszy z siedmiu
rozważanych przez nas.
Oto jak ostatnią parę smutków i radości św. Józefa przedstawiają modlitewniki: za siódmym razem św. Józef poczuł wielki ból, kiedy dwunastoletni Jezus zniknął na trzy dni, ale ponownie smutek zastąpiła radość, gdy razem z Maryją odnaleźli chłopca w świątyni: był posłuszny i wrócił razem z rodzicami do Nazaretu. Jak wiemy jest to ostatnia wzmianka o św. Józefie i możemy jedynie przypuszczać, że kolejne lata, w najlepszym przypadku było ich 18, upłynęły pod znakiem radości, jaką musiało być wychowywanie młodego Jezusa i wprowadzanie go do męskości, ale też i do pełnienia woli Ojca, podobnie jak zawsze wypełniał ją św. Józef. Czy w tych kolejnych „latach ukrytych” były jakieś inne smutne wydarzenia, które raniły serce Józefa nie jest nam dane wiedzieć, a więc przyjmujemy, że „zagubienie” syna w Jerozolimie było smutkiem ostatnim i dodajmy, dla ojca pewnie najgorszym.
Jak zwykle zacznijmy od tekstu biblijnego: „Rodzice Jego chodzili co roku do Jerozolimy na Święto Paschy. Gdy miał lat 12, udali się tam zwyczajem świątecznym. Kiedy wracali po skończonych uroczystościach, został Jezus w Jerozolimie, a tego nie zauważyli Jego Rodzice. Przypuszczając, że jest w towarzystwie pątników, uszli dzień drogi i szukali Go wśród krewnych i znajomych. Gdy Go nie znaleźli, wrócili do Jerozolimy szukając Go. Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami. Na ten widok zdziwili się bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: «Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie». Lecz On im odpowiedział: «Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?» Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział. Potem poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu; i był im poddany. A Matka Jego chowała wiernie wszystkie te wspomnienia w swym sercu. Jezus zaś czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi”. Łk 2, 41-52)
Spróbujmy sobie to wyobrazić zgodnie z panującymi w czasach Jezusa zwyczajami. Jeżeli podróż trwała dłużej niż dzień, a Jerozolima znajduje się w odległości czterech lub pięciu dni pieszej wędrówki od Nazaretu, to rodziny często łączyły się razem i pielgrzymowały wspólnie. Po zakończeniu trwającego tydzień świętowania, małe grupy znowu spotykały się poza miastem i wyruszały w drogę powrotną. Mężczyźni szli w jednej grupie, a kobiety w drugiej, natomiast dzieci mogły się przyłączać do jednej z nich. Mężczyźni i kobiety zbierali się razem wieczorem na wspólny posiłek. Młody Jezus musiał mieć dobre kontakty z rówieśnikami, skoro Maryja i Józef podczas drogi byli o niego spokojni i dopiero przy wspólnym wieczornym posiłku zorientowali się, że Go nie ma. Cały kolejny dzień pewnie minął na wypytywaniu o dziecko wśród krewnych i znajomych. Potem była kolejna noc bez Jezusa, na pewno bezsenna i potem z samego rana droga do Jerozolimy. I owego trzeciego dnia wizyta w świątyni przywraca im Syna. Dzisiaj wydaje się nam, że to piękna metafora, bardzo ważna, ale jednak metafora: zagubionego Jezusa należy szukać w świątyni. Dla Maryi i Józefa była to rzeczywistość i to bardzo bolesna rzeczywistość. Choć pewnie i radość później jeszcze obfitsza.
Nas najbardziej interesuje oczywiście to, co czuł wówczas Józef, który musiał to strasznie przeżywać, skoro nic nie powiedział i pozwolił, by Maryja mówiła za niego. Ale spróbujmy zastanowić się, czy ten drugi już epizod świątynny w życiu młodej rodziny, podobnie jak wcześniejsze spotkanie z Symeonem, nie jest czasem zapowiedzią czegoś, co wkrótce nastąpi. Jak zauważa choćby ks. Dariusz Piórkowski SJ, w Ewangelii wg św. Łukasza motyw zagubienia i szukania powtarza się. W przypowieści o miłosierdziu ojciec mówi do starszego syna: „Ten brat twój był umarły, a znów ożył, zaginął, a odnalazł się” (Łk 15, 32). Pasterz idzie za owcą odłączoną od stada, a kobieta szuka zapodzianej drachmy. Znalezienie jest uratowaniem od niebezpieczeństwa lub przywróceniem właściwej funkcji. Zagubienie w życiu oznacza śmierć duchową. Odnalezienie to powtórne przywrócenie do życia. Pozostanie Jezusa w świątyni jest zapowiedzią Jego trzydniowego pobytu w krainie umarłych i jej zwycięskiego opuszczenia. „Był umarły, a ożył”. Niezrozumienie zachowania Jezusa przez Jego rodziców przypomina reakcję Apostołów, którym słowa niewiast „wydały się czczą gadaniną” (Łk 24, 11). I teraz wracając do św. Józefa. Wiemy, że nie będzie go przy śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa, ale dzięki epizodowi w świątyni Józef mógł partycypować w tym strasznym lęku rodzica, który traci dziecko. Wtedy przeżył to, co Maryja będzie przeżywać kilkadziesiąt lat później. Stracił Syna, jak się okazało na trzy dni, ale lęk przed utratą Go na zawsze musiał być bardzo konkretny. Dlatego wydaje się, że ten smutek był najgorszy z siedmiu rozważanych przez nas. Jezus był realnie stracony, a nie tylko „zagrożony” jak w innych wypadkach. Może właśnie dlatego radość, która zapanowała później był tak długa, aż do chwili kiedy św. Józef odszedł z tego świata.
Epizod w świątyni musiał być ważny i trudny dla Józefa jeszcze z jednego powodu. W adhortacji Redemptoris custos czytamy: „[Jezus] powiedział zaś: „Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?” Słyszał tę odpowiedź Józef, o którym przed chwilą Maryja powiedziała „ojciec Twój”. Wszyscy tak mówili i tak myśleli. Jezus był „jak mniemano, synem Józefa” (Łk 3, 23). Niemniej, odpowiedź Jezusa w świątyni musiała odnowić w świadomości „domniemanego ojca” to, co usłyszał owej nocy, przed 12 laty: „Józefie ... nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło”. Od tego momentu Józef wiedział, że jest powiernikiem Bożej tajemnicy. Jezus dwunastoletni nazwał tę tajemnicę po imieniu: „powinienem być w tym, co należy do mego Ojca”.
Kto wie, czy przez minione 12 lat Józef nie zaczął oswajać się z myślą, że może jednak mimo iż to nie był jego Syn, to Pan Bóg mu Go zostawi. Ale w świątyni już sam Jezus, choć był zaledwie dorastającym dzieckiem, postawił sprawy jasno.
Pora przejść do refleksji nad naszym życiem i naszymi czasami. Trudno mówić o zaniedbaniu sytuacji przez Maryję i Józefa, jeśli chodzi o zagubienie Jezusa w drodze do Jerozolimy. Może nadmiar zaufania? W każdym razie kiedy się wędruje, pielgrzymuje w dużej grupie różne rzeczy mogą się zdarzyć. W naszych czasach nie trzeba nawet wychodzić z domu, aby zagubić gdzieś dziecko. Czasami wystarczy smartfon i łącze internetowe. Można mieć pewność, że mamy wszystko pod kontrolą, podczas gdy dziecko jest coraz bardziej zagubione, coraz bardziej oderwane od rodziców, coraz bardziej oderwane od rzeczywistości. I w ten sposób mogą istnieć sytuacje, kiedy dziecka się nie szuka, bo się nie wie, że jest zagubione. Ciekawa rzecz, Maryja i Józef prawdopodobnie zorientowali się, że Jezus się gdzieś zapodział podczas wspólnego wieczornego posiłku. A czy dzisiaj w naszych domach są wspólne wieczorne posiłki? Czy nie jest tak, że każdy je kiedy mu pasuje? Czy dzieci często nie biorą w rękę kanapki i nie idą do swojego pokoju? Nie zdajemy sobie sprawy, że rezygnacja z takich prostych spraw jak wspólnota stołu może mieć bardzo daleko idące konsekwencje.
Druga sprawa godna podkreślenia to kwestia relacji z naszymi dziećmi, a właściwie pytanie o świadomość, czy my wiemy, że nasze dzieci nie są nasze? Od chwili poczęcia są darem Boga i przez cały okres wychowania nie możemy ich zawłaszczać, nie możemy wychowywać ich na nasz własny obraz i podobieństwo, nie możemy czynić z nich lepszej wersji nas samych licząc, że naprawią popełnione przez nas błędy. Mamy stworzyć im takie warunki i dać im tyle miłości, aby w pełni rozwinęło się w nich takie człowieczeństwo, osobowość i talenty, w jakie Bóg je wyposażył.
I ostatnia konsyderacja: w życiu można zgubić też Jezusa, ale dzięki św. Józefowi i Maryi wiemy, gdzie można Go odnaleźć.
„Święty Józefie, wzorze świętości.
Jak wielka była twoja boleść,
gdy Jezus zaginął bez twojej winy
i gdy przez trzy dni musiałeś Go szukać.
Lecz jeszcze większa była twoja radość
z odnalezienia Go,
po trzech dniach w świątyni,
pośród uczonych w Piśmie.
Przez twe cierpienie i radość,
prosimy wyjednaj nam łaskę,
byśmy nigdy nie zgubili Jezusa,
popadając w grzech ciężki,
a gdybyśmy Go kiedyś stracili,
spraw byśmy umieli Go szukać
z prawdziwym bólem serca
i odnaleźli Go, a potem żyli w Jego przyjaźni.
Daj, byśmy cieszyli się Nim z tobą w Niebie
i wychwalali wiecznie Jego Boskie miłosierdzie.
Przez Chrystusa Pana naszego.
Amen”.
opr. mg/mg