Obraz i podobieństwo...

O postaci siostry Faustyny Kowalskiej, kanonizowanej 30.04.2000

W czerwcu 1999 roku Jan Paweł II odwiedził sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Łagiewnikach, gdzie znajdują się relikwie siostry Faustyny. Wówczas wyznał: „Orędzie Miłosierdzia Bożego zawsze było mi bliskie i drogie. Historia jakby wpisała je w tragiczne doświadczenie II wojny światowej. W tych trudnych latach było ono szczególnym oparciem i niewyczerpanym źródłem nadziei nie tylko dla krakowian, ale dla całego Narodu. Było to i moje osobiste doświadczenie, które zabrałem ze sobą na Stolicę Piotrową i które niejako kształtuje obraz tego pontyfikatu”.

Wizerunek na płótnie

Siostra Faustyna zmarła niespełna rok przed wybuchem II wojny światowej, 5 października 1938 r. W sierpniu, gdy była jeszcze w szpitalu, jedna z sióstr ze Zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia usłyszała z jej ust słowa: Wojna będzie strasznie długo trwała, będzie strasznie dużo nieszczęść. Cierpienia okropne spadną na ludzi. Paradoksalnie, jednak to właśnie wojna spowodowała niezwykłe rozprzestrzenienie się kultu Miłosierdzia Bożego, który dotarł do wielu zakątków kuli ziemskiej dzięki Polakom tułającym się po wojennych szlakach.

Wraz z nimi wędrowały wizerunki Jezusa Miłosiernego z napisem: „Jezu, ufam Tobie”. Historia jego powstania sięga lutego 1931 roku. Wówczas siostra Faustyna przebywała w klasztorze w Płocku. Wieczorem, kiedy byłam w celi, ujrzałam Pana Jezusa ubranego w szacie białej. Jedna ręka wzniesiona do błogosławieństwa, a druga dotykała szaty na piersiach. Z uchylenia szaty na piersiach wychodziły dwa wielkie promienie, jeden czerwony, a drugi blady. W milczeniu wpatrywałam się w Pana, dusza moja była przejęta bojaźnią, ale i radością wielką. Po chwili powiedział mi Jezus: „Wymaluj obraz według rysunku, który widzisz, z podpisem: Jezu, ufam Tobie. Pragnę, aby ten obraz czczono najpierw w kaplicy waszej i na całym świecie”.

Na wypełnienie tego polecenia Faustyna musiała czekać niemal trzy lata. Gdy po złożeniu ślubów wieczystych znalazła się w Wilnie, spotkała tam księdza Michała Sopoćkę, który w tym czasie objął obowiązki spowiednika zgromadzenia. Siostra rozpoznała w nim kapłana, którego wcześniej ukazał jej Jezus: W pewnym dniu usłyszałam głos w duszy: Oto jest pomoc widzialna dla ciebie na ziemi. On ci dopomoże spełnić wolę Moją na ziemi. Gdy jednak wyznała wszystko księdzu, ten odesłał ją do psychiatry, aby poddała się badaniu. Po latach dr Maria Maciejewska napisze: Niniejszym stwierdzam, że znałam siostrę Marię Faustynę Kowalską ze Zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia w Wilnie przy ul. Senatorskiej 25, w latach 1933—36. Przy badaniach lekarskich nigdy nie stwierdziłam objawów neuropatycznych ani odchyleń psychicznych.

Opinia lekarska uspokoiła księdza Sopoćkę. Na początku 1934 roku zamówił obraz Miłosierdzia Bożego u wileńskiego malarza Eugeniusza Kazimirowskiego. Siostra Faustyna udzieliła mu wskazówek, jak ma wyglądać obraz. W pewnej chwili, kiedy byłam u tego malarza (...) zobaczyłam, że nie jest tak piękny, jakim jest Jezus — zasmuciłam się tym bardzo, jednak ukryłam to w sercu głęboko. Kiedyśmy wyszły od tego malarza, Matka Przełożona została w mieście dla załatwienia różnych spraw, ja sama powróciłam do domu. Zaraz udałam się do kaplicy i napłakałam się bardzo. Rzekłam do Pana: „Kto Cię wymaluje tak pięknym, jakim jesteś?”. — Wtem usłyszałam takie słowa: Nie w piękności farby ani pędzla jest wielkość tego obrazu, ale w łasce Mojej.

Wizerunek w duszy

Jezus kazał Faustynie praktykować miłosierdzie czynem, słowem oraz modlitwą. I dbał o to, by miała dostatecznie dużo okazji do ćwiczenia się w miłości bliźniego. Kiedyś np. Faustyna spotkała się z pewną świecką osobą, która kłamiąc przysporzyła jej wielu przykrości. W pierwszej chwili, gdy ją zobaczyłam, ścięła mi się krew w żyłach, gdyż stanęło mi wszystko przed oczyma, co przez nią wycierpieć musiałam, choć jednym słowem od nich uwolnić bym się mogła. I przyszła mi myśl, aby jej dać poznać prawdę stanowczo i natychmiast. Ale w jednej chwili stanęło mi miłosierdzie Boże przed oczyma i postanowiłam tak z nią postępować, jakby postąpił Jezus, będąc na moim miejscu. Zaczęłam z nią rozmawiać łagodnie, a kiedy zapragnęła rozmawiać ze mną sam na sam, wtenczas dałam jej jasno poznać jej smutny stan duszy w sposób bardzo delikatny. Widziałam jej głębokie wzruszenie, choć kryła się przede mną.

Inne wyzwania stawiały przed siostrą jej codzienne obowiązki. Często zdarzało się, że musiała wykonywać prace, do których nie nadawała się z powodu słabego zdrowia i wątłych sił. Na przykład w czasie nowicjatu w Warszawie skierowano ją do kuchni, gdzie musiała odlewać ziemniaki z wielkich garnków, których nie była w stanie udźwignąć. W południe przy rachunku sumienia skarżyłam się Bogu na brak sił. Wtem usłyszałam w duszy te słowa: „Od dziś będzie ci to przychodziło z wielką łatwością. Wzmocnię twoje siły”. Wieczorem — kiedy przychodzi czas odlewania kartofli — spieszę ufna w słowa Pana. Z całą swobodą biorę garnek i całkiem dobrze odlałam. Ale kiedy zdjęłam pokrywę, żeby kartofle odparowały, ujrzałam w garnku zamiast kartofli całe pęki czerwonych róż, tak pięknych, że trudno o nich napisać. Nigdy jeszcze takich nie widziałam. Zdziwiło mnie to bardzo nie rozumiejąc ich znaczenia, ale w tej chwili usłyszałam głos w duszy: „Taką ciężką twoją pracę zamieniam na bukiety najpiękniejszych kwiatów, a woń ich wznosi się do tronu Mojego”.

Siostra Faustyna Kowalska jest jedną z bohaterek książki „Świadkowie XX wieku”, która wkrótce ukaże się w Wydawnictwie Księży Marianów.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama