Mikołaj - święty nieznany

Fragmenty książki o św. Mikołaju

Mikołaj - święty nieznany

Atanazy Dębowski

MIKOŁAJ ŚWIĘTY NIEZNANY

Oficyna Artystyczna Astraia
Kraków 2006
ISBN 83-60569-03-7


Spis treści
Słowo wstępne 5
Urodziny 11
Trzy córki nędzarza 15
Droga morska 23
Mikołaj Biskup 27
Prześladowania 33
Sobór w Nicei (rok 325)39
Zboże z Italii 43
Niewinna śmierć trzech mężów 45
Wyzwolenie wojewodów 49
Morska podróż 57
Narodziny dla Nieba 63
Demońska zasadzka 65
Fałszywy „Mikołaj ” 71
Ikona Świętego Mikołaja 73
Cuda Świętego Mikołaja dokonane po jego pogrzebie 77
Drugie święto św.Mikołaja (ciepłego Mikołaja)101
Akatyst do św.Mikołaja 105
Spis ilustracji 124

Fragmenty książki (całość dostępna w wersji papierowej)

Urodziny

Święty Mikołaj, arcybiskup Miry Licyjskiej, wielki cudotwórca, urodził się w mieście Patarze w Azji Mniejszej w prowincji Licja, która dziś nazywa się Anatolią i wchodzi w skład Turcji. Jego rodzice - Teofan i Nonna - byli bogobojnymi chrześcijanami, znacznymi i zamożnymi obywatelami swojego miasta.

Za ich prawdziwie chrześcijańską postawę i życie, za liczne dzieła miłosierdzia, chętne dzielenie się z potrzebującymi, Bóg wynagrodził ich świętą latoroślą, niczym gałązką ze świętego pnia, którą "jako drzewo zasadzone nad płynąca wodą daje owoc swój we właściwym czasie" (Ps 1, 3). Przy narodzinach tego błogosławionego dziecięcia nadano mu imię Nikolaos, co oznacza zwycięzca narodów. I rzeczywiście, według woli Bożej, Mikołaj miał stać się zwycięzcą nad złem w świecie i dobroczyńcą całego chrześcijańskiego świata.

Po urodzeniu syna Nonna aż do samej śmierci pozostała niepłodną. Sama natura zaświadczyła niejako, że ta pobożna niewiasta nie będzie już miała więcej dzieci podobnych do św. Mikołaja. On sam miał pozostać w rodzinie pierwszym i ostatnim. Uświęcony jeszcze w łonie swej matki, już jako niemowlę okazał się wyznawcą Trójjedynego Boga, czym zadziwił współczesnych. Czynił cuda zanim zaczął ssać mleko z piersi matki; był postnikiem jeszcze zanim zaczął przyjmować pokarm.

Po narodzeniu, gdy zanurzono niemowlę w wodzie Chrztu Świętego, Mikołaj stał przez trzy godziny na własnych nogach, przez nikogo nie podtrzymywany, oddając w ten sposób cześć Przenajświętszej Trójcy, której wielkim głosicielem i wielbicielem był przez całe swoje życie. Zapowiedzią jego przyszłego życia jako cudotwórcy był już sposób jego karmienia: Mikołaj ssał tylko prawą pierś swojej matki, tak jakby chciał zaświadczyć, że chce stać tylko po prawej stronie Boga-Sędziego, razem ze sprawiedliwymi. Jako poszczący asceta objawił się już w niemowlęctwie, ponieważ w środy i piątki ssał mleko z prawej piersi swej matki tylko jeden raz, i to w czasie wieczornym, gdy rodzice skończyli wspólne modlitwy. Ojciec i matka dziwili się patrząc na swoje dziecko i przepowiadali mu twardy i ascetyczny sposób życia. I rzeczywiście, święty Mikołaj, przywykłszy już od niemowlęcych pieluszek do takiego srogiego sposobu życia, do końca życia pościł we wszystkie środy i piątki.

Wzrastając w latach, chłopiec wzrastał w rozumie, udoskonalając się w dobrych uczynkach miłosierdzia, których niezliczone przykłady czerpał z życia swoich rodziców. Był on jak rola urodzajna, w które wpadające ziarno daje stokrotne płody. Nic, co wpadało w duszę młodego Mikołaja, nie pozostawało bezowocne, lecz natychmiast tryskało z niego płodami dobrych uczynków.

Dla młodzieńca przyszedł czas nauki, którą rodzice oparli na Piśmie Świętym. Chłopiec wykazał tu ogromną bystrość rozumu, posłuszeństwo rodzicom i pilność w nauce. W nadzwyczaj krótkim czasie, wspierany łaską Przenajświętszego Ducha, osiągnął tak wielką wiedzę, zarówno duchową, jak i tę zawartą w książkach, że już w młodych latach stał się nosicielem tej mądrości, która w przyszłości miała mu być potrzebna jako pasterzowi owiec Chrystusowych.

Osiągając doskonałość w mądrości i w swoich wypowiedziach, Mikołaj okazał się również doskonałym w codziennym życiu. Nie marnował czasu na zabawy z kolegami i na świeckie imprezy, unikał próżnych dyskusji i zwykłej paplaniny. Nie przestawał w towarzystwie kobiet, a raczej stronił od nich - jako przyszły asceta i przyszły biskup. Chronił w swoim młodzieńczym sercu niebiańską mądrość, czystym wzrokiem spoglądał na swego Zbawiciela, nawiedzając często Świątynię Bożą; podobny był do Psalmisty, który śpiewał: "Wolę stać u progu Domu Boga mego, niż mieszkać w namiotach grzeszników" (Ps 84, 11). W świątyni Bożej młody Mikołaj spędzał wiele dni i nocy na modlitwie, na czytaniach i śpiewie psalmów. W pierwszych wiekach chrześcijaństwa zbierano się na tak zwane całonocne czuwania. Punktem kulminacyjnym była Eucharystia nad ranem, poprzedzona właśnie długimi modlitwami, śpiewami, czytaniami i pouczeniami starszych. W takiej atmosferze wzrastał młody Mikołaj, ucząc się i ubogacając Bożą łaską spływającą od Przenajświętszego Ducha, która sama czyni z ludzi godne siebie mieszkanie, według słów Pisma Świętego: "Wy jesteście świątynią Bożą i Duch Boży żyje w was" (1 Kor 3, 16).

Duch Święty prawdziwie znalazł sobie godne mieszkanie w sercu czystego młodzieńca, który sławiąc Boga, cały rozpalał się mocą tego Ducha. Z tego powodu nie było w nim tych wszystkich przywar i niedoskonałości, które właściwe są młodemu wiekowi i którymi często kieruje się młodzież. Dla współczesnych Mikołaj był raczej podobny do mędrca i starca, do którego przychodzi się po radę i pomoc, i tak też go spostrzegano.

Stary człowiek, jeżeli wykazuje w swym życiu dziecięce cechy, czyli dziecinnieje, staje się dla otoczenia pośmiewiskiem. Jeżeli zaś młodzieniec objawia w swoim zachowaniu cechy mędrca i starca, staje się dla wszystkich przedmiotem podziwu, a nawet uwielbienia. Pośmiewiskiem jest w starości zdziecinnienie, lecz godna uwagi i czci jest dojrzałość w młodości.

(...)

Mikołaj Biskup

Po powrocie do Patary Mikołaj skierował swoje kroki do wspólnoty mnichów, żyjących ściśle według Świętej Ewangelii. Wspólnotę tę założył jego wujek, biskup Mikołaj, nazywając ją Patarskim Syjonem. Święty Mikołaj był dla wszystkich braci miłym sercu gościem. Przyjęli go z wielką radością, niczym anioła Bożego, a spoglądając na jego święte życie, czerpali z niego wielką słodycz.

Znajdując w tej wspólnocie bezpieczny port, miejsce ciszy, modlitwy i życia Ewangelią, Mikołaj zapragnął pozostać w niej do ostatniego dnia swojej ziemskiej wędrówki. Jednak Bóg chciał mu ukazać inną drogę, niż zamknięcie za murami monasteru. Nie mógł taki nosiciel światła zamykać się przed światem, potrzebującym Bożego oświecenia światłem Ewangelii. Ów mąż Boży musiał iść w świat, by pouczyć go o grzechu i sądzie, o pokucie i o potrzebie chrztu, który jako kąpiel odradzająca ze śmierci do życia przeprowadzi ludzi z egipskiej niewoli zła do Ziemi Obiecanej w Królestwie Bożym. Do tego był potrzebny pełen miłości Mikołaj.

Pewnego dnia, stojąc na modlitwie, Mikołaj usłyszał głos z góry: "Mikołaju, jeśli pragniesz stać się uczestnikiem Mojego wieńca, idź i trudź się dla dobra tego świata".

Usłyszawszy te słowa Mikołaj zląkł się i rozmyślał, co mogą one oznaczać i czego chce od niego ten głos. Po chwili usłyszał go ponownie: "Mikołaju, nie tutaj jest niwa, na której przyniesiesz oczekiwane przez Mnie płody. Wyjdź stąd i idź w świat i niech będzie uwielbione przez ciebie Imię Moje".

Teraz święty Mikołaj zrozumiał, iż Bóg pragnie, by pozostawił zamknięty świat życia mniszego z jego milczeniem, a poszedł do ludzi, niosąc im Ewangelię Chrystusa.

Zastanawiał się teraz, dokąd ma się udać - czy do ojczystej Patary, czy też do innego miejsca? Chcąc uciec przed sławą ludzką i przed zaszczytami światowymi postanowił udać się do miasta, w którym byłby nikomu nieznany. Wybrał więc stolicę całej prowincji licyjskiej -Mirę Licyjską, które dzisiaj Turcy nazywają Dembre. Do tego właśnie miasta udał się ojciec Mikołaj, kierowany Bożą Opatrznością. Tutaj nie był znany nikomu, zaś pozbawiony środków do życia stał się jednym z biedaków tego miasta, tak że nie miał nawet gdzie skłonić głowy do snu. Znalazł sobie kącik przy świątyni i tam, w obecności Bożej, czuł się najlepiej.

W tym czasie zmarł arcybiskup Jan, metropolita i ojciec wszystkich chrześcijan żyjących w prowincji licyjskiej. Z tego powodu w Mirze zebrali się wszyscy biskupi metropolii licyjskiej, aby wybrać na opuszczoną stolicę arcybiskupią najgodniejszego następcę zmarłego Jana. Jako kandydatów przedstawiono wielu mężów bogobojnych i uczonych. Jednak wśród wybierających nie było jednomyślności i niektórzy, pod wpływem światła Bożego, zawołali:

- Wybranie biskupa na tron metropolity nie podlega woli ludzi, ale to dzieło planów Bożych. Trzeba zanieść gorące modlitwy, aby sam Bóg objawił nam, kto jest godny przyjąć tron metropolity i zostać pasterzem całej Licji.

Tę dobrą radę wszyscy przyjęli z radością i rozpoczęli gorące modły połączone z postem. Bóg spełniający prośby swych wyznawców, którzy Mu ufają, słuchając błagań biskupów, w taki oto sposób objawił swą wolę najstarszemu z nich. Podczas modlitwy stanął przed nim mąż pełen światła, w świetlistych szatach, rozkazał udać się nocą do świątyni i czuwać w pobliżu jej drzwi, aby zobaczyć, kto pierwszy do niej wejdzie na modlitwę. "Ten - powiedział świetlisty mąż - jest moim wybrańcem, przyjmijcie go ze czcią i postawcie na katedrze arcybiskupiej. Imię tego męża - Mikołaj".

O swoim widzeniu stary biskup opowiedział wszystkim zgromadzonym biskupom. Ci zaś, słysząc jego słowa, jeszcze bardziej nasilili swoje modlitwy do Boga.

W nocy stary biskup, zgodnie z objawieniem Bożym, udał się do świątyni i czekał na przybycie przepowiedzianego męża. Kiedy nastał czas modlitwy, święty ojciec Mikołaj, przynaglony Duchem Bożym, wszedł do świątyni przed wszystkimi, gdyż od dziecka miał zwyczaj wstawać o północy i wchodzić do świątyni przed wszystkimi.

Po przekroczeniu drzwi świątyni został zatrzymany przez czekającego tam biskupa, który go zapytał:

- Jakie jest twoje imię, mężu Boży? Mikołaj milczał. Biskup ponownie zapytał go o imię. Teraz zwiesił głowę i cichym drżącym głosem odpowiedział: - Imię moje Mikołaj. Jestem sługą twojej świątyni, święty ojcze.

Bogobojny biskup, widząc taką postawę Mikołaja i słysząc objawione mu wcześniej jego imię, zrozumiał, że stoi przed nim wybrany przez samego Boga kandydat na pasterza Mirskiego Kościoła. Wiedział on z Pisma Świętego, że Bóg z miłością spogląda na pokornego, cichego, na mającego strach Boży swojego wyznawcę. Rozradował się więc wielce bogobojny biskup, tak jakby odkrył najcenniejszy skarb. Chwycił świętego Mikołaja za rękę i powiedział:

- Chodź ze mną, moje dziecko.

Przyprowadził Mikołaja przed zgromadzonych biskupów, ci zaś napełnili się duchową słodyczą i radością, że znaleźli danego im przez Boga męża. Zaprowadzili go do świątyni. Wiadomość o tym dziwnym wyborze rozniosła się po mieście lotem błyskawicy i świątynia wnet wypełniła się ludem, pragnącym widzieć wybór nowego pasterza, w tak cudowny sposób danego im przez Boga.

Biskup, który był godzien tego widzenia, jako najstarszy, przemówił do narodu:

- Przyjmijcie, bracia, swego pasterza, którego namaścił Duch Święty i którego On sam obarczył troską o zbawienie dusz waszych. Nie z woli ludu i nie przez nasz wybór, lecz z woli samego Boga zostaje on waszym biskupem. Mamy dziś tego, kogo pragnęliśmy mieć. Znaleźliśmy i przyjęliśmy tego, którego szukaliśmy. Pod jego pasterskim staraniem i kierownictwem nie zostaniemy pozbawieni nadziei, iż wraz z nim staniemy po prawicy Boga w dniu Jego przyjścia i Sądu.

Cały naród złożył Bogu dziękczynienie i cieszył się szczerą i nieopisaną radością. Pokorny Mikołaj długo wymawiał się od przyjęcia tej godności, wreszcie ustąpił usilnym prośbom soboru biskupów i całego narodu i dał się wprowadzić na katedrę arcybiskupią wbrew swojej woli. Pobudziło go do tego pewne widzenie, które Bóg objawił mu jeszcze przed śmiercią arcybiskupa Jana. O widzeniu tym wspomina święty Metody, patriarcha Konstantynopola.

"Pewnego razu - opowiada patriarcha - święty Mikołaj w czasie nocnej modlitwy zobaczył, że stoi przed nim Zbawiciel w swojej chwale i daje mu Ewangelię ozdobioną złotem i drogimi kamieniami. Po drugiej swojej stronie ujrzał święty Mikołaj Przeczystą Bogurodzicę, która założyła na jego ramiona biskupi omoforion, czyli biały pas z owczej wełny, symbol owieczki, którą pasterz bierze na swe ramiona, aby nie zginęła poza owczarnią Chrystusa. Po tym widzeniu minęło kilka dni i arcybiskup Jan przeszedł do wieczności". Wspominając przed soborem biskupów to widzenie, Mikołaj zrozumiał wolę Bożą, która została mu wyraźnie objawiona i przestał się wzbraniać przed przyjęciem urzędu pasterskiego. Wszyscy biskupi i kler licyjskiej metropolii udzielili Mikołajowi święceń biskupich i z radością świętowali wraz z danym im przez Boga pasterzem.

W ten sposób Kościół Chrystusowy przyjął tę latarnię wiary, której nie schowano pod naczyniem, czy pod łóżkiem, ale postawiono na wybranym przez Boga i przygotowanym miejscu w Mirze Licyjskiej.

Stając się godnym tak wielkiego urzędu w Kościele, biskup Mikołaj prawowiernie nauczał słów Bożej Prawdy zawartej w Ewangelii i mądrze kierował swoimi owcami, prowadząc je po ścieżkach wiary na zielone pastwiska.

opr. mg/mg



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama