Konieczność pustyni

Pustynia jest konieczna, aby trwale uwolnić się z sideł grzechu - to miejsce ogołocenia i stanięcia w prawdzie

Konieczność pustyni

Żeby wyjść z matni grzechu, pojawia się potrzeba wyjścia na pustynię. Pustynia jest miejscem, gdzie stajemy sami wobec Boga ogołoceni z wielości relacji z innymi ludźmi. Pustynię rozumiano jako miejsce, gdzie stoimy wpierw i przede wszystkim przed Bogiem. Kiedy zamykamy się w relacjach tylko międzyludzkich, to właściwie nie ma możliwości wyjścia z tajemnicy nieprawości, bo w tych relacjach nieustannie odbywa się rozgrywka, porównywanie, walka o znaczenie, władzę itd. Nieustannie gramy o coś z innymi. Odnosi się to także do najbardziej intymnych więzi małżeńskich. Nieustannie jesteśmy w grze i nie jesteśmy w stanie z tego wyjść. Wspomniane wyżej namiętności, jakie rządzą na świecie: pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pycha tego życia (1 J 2,16), są ogromną siłą, której sami nie potrafimy się przeciwstawić. Wychodzimy z nich ostatecznie w momencie śmierci, bo wówczas wszelkie relacje z ludźmi w wymiarze ziemskim tracą jakiekolwiek znaczenie. Jednak to będzie wyjście ostateczne. Jeżeli w życiu nie staniemy w sytuacji, gdy nagle przerywa się gra namiętności, to znaczy gra między ludźmi, żebyśmy dotknęli misterium samego Boga, to możemy nieustannie trwać w tej grze aż do śmierci.

Najlepiej potrafimy to zaobserwować w życiu innych ludzi. O wiele łatwiej jest nam zauważyć rozmaite wady i błędy u innych niż u siebie samych. Szczególnie dramatycznie się to ujawnia, kiedy widzimy starszych ludzi przyzwyczajonych do czegoś, np. do znaczenia, władzy, której są nagle pozbawieni. Wielu z nich nie potrafi się z tym pogodzić i dlatego mają nieustannie pretensje do życia, do innych, do samego Boga o to, że wszystko utracili. Czasem dochodzi do sytuacji wręcz tragicznych, czy tragikomicznych, które kończą się czymś, co nazywam „chichotem Szatana”. Opowiadano mi, że kiedyś dziadkowi, który był na łożu śmierci, a miał schowane jakieś pieniądze i myślał, że nikt o tym nie wie, bliscy wyciągnęli je, pytając: co z tym zrobić, do kogo ma to po jego śmierci należeć? On porwał je łapczywie ze słowami: „To moje. Nie dam!” I z tymi słowami zmarł.

Człowiek może być trzymany przez namiętności do końca, do ostatniego tchnienia. Śmierć ogałaca nas jednak ze wszystkiego, co posiadamy nie tylko materialnie, ale także z tego, co zdobyliśmy: z tytułów, honorów, godności, sławy... Wszystko przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Tę samą myśl wyrażają znane słowa: Bóg nie ma względu na osobę (Rz 2,11). Pozostaje tylko samo spotkanie z Bogiem bez jakichkolwiek akcesoriów i honorów. Jeżeli człowiek żył tylko namiętnościami, to jego spotkanie z Bogiem będzie dramatem: kto się Mnie wyprze wobec ludzi, tego wyprę się i Ja wobec aniołów Bożych (Łk 12,9).

W istocie takie odwrócenie się od Tego, który nas stworzył, jest buntem, próbą budowania własnej szczęśliwości według swoich pomysłów — w istocie według pomysłów podsuniętych przez kusiciela. Zbuntowanie człowieka przypomina młodzieńczy bunt. Przykładem takiego buntu jest syn marnotrawny (zob. Łk 15,11—32). On uważał, że sam zdobędzie świat, że sam najlepiej wie, co jest dobre dla niego. Efektem było niezamierzone wyjście na pustynię, a raczej wyrzucenie na pustynię, gdzie przyszło mu paść świnie i szamotać się z nimi o jedzenie w korycie. Trzeba mu było tej konfrontacji, negatywnego doświadczenia, żeby się obudził, aby zrozumiał, że w życiu chodzi o coś zupełnie innego, niż sobie to wyobrażał. To doświadczenie obudziło w nim sumienie. Często budzi się ono dopiero po negatywnych doświadczeniach!

Wydaje się, że cała ludzkość przechodzi fazy buntu i odkrywania prawd wiary. W okresie zbuntowania pojawia się problem ateizmu stawiany w postaci pytania: czy Bóg istnieje? W okresie zawierzenia tego problemu po prostu nie ma lub jest na tyle marginalny, że go w wymiarze szerszym nie widać. Gdy odzywa się sumienie, budzi się chęć życia i wyjścia z sytuacji pozbawionej sensu i nadziei, które można uzyskać jedynie przez miłość. W Starym Testamencie ujęto relację człowieka i Boga w kategoriach miłości oblubieńczej. Prawdopodobnie pierwszym, który tak opisał tę więź, był prorok Ozeasz żyjący w VIII w. przed Chrystusem. Bóg w jego nauczaniu ma pretensje do Izraela, że poszedł za Baalami, a zapomniał o Bogu prawdziwym, który go stworzył i wyprowadził z niewoli w Egipcie. Opisał to w obrazie miłości Boga-Oblubieńca do Izraela-Oblubienicy. W takim ujęciu bałwochwalstwo jest tożsame z cudzołóstwem. Jednak Bóg-Oblubieniec jest wierny swojej miłości i dlatego pragnie wzbudzić w Oblubienicy autentyczną miłość. Dokona się to przez wyprowadzenie Oblubienicy na pustynię:

Dlatego zwabię ją, 
i wyprowadzę na pustynię
i przemówię do jej serca. 
Tam zwrócę jej winnice, 
a równinę Akor uczynię bramą nadziei —
i tam odpowie jak w dniu,
gdy wychodziła z ziemi egipskiej. 
I stanie się w owym dniu — wyrocznia Pana —
że nazwie Mnie: „Mąż mój”, 
a już nie powie: „Mój Baal”. 
Usunę z jej ust imiona Baalów 
a imion ich już się nie wspomni. 
W owym dniu zawrę z nimi przymierze, 
z dzikim zwierzęciem i ptakiem podniebnym, 
i z tym, co pełza po ziemi. 
Łuk, miecz i wojnę usunę z kraju, 
sprawię, że będą odpowiadać bezpiecznie. 
I poślubię cię sobie [znowu] na wieki, 
poślubię przez sprawiedliwość i prawo, 
przez miłość i miłosierdzie. 
Poślubię cię sobie przez wierność, 
a poznasz Pana. 
W owym dniu odpowiem — wyrocznia Pana, 
na oczekiwanie niebios, a one 
odpowiedzą oczekiwaniu ziemi; 
ziemia odpowie oczekiwaniu zboża, wina i oliwy; 
a one odpowiedzą oczekiwaniu Jizreel. 
Rozsieję go po kraju, 
zlituję się nad Lo-Ruchamą, 
powiem do Lo-Ammi: „Ludem moim jesteś”, 
a on odpowie: „Mój Boże!”»
(Oz 2,16—25)

Tutaj dotykamy istoty Bożego zamiaru wyprowadzenia nas na pustynię: chodzi w tym doświadczeniu o doprowadzenie do spotkania w relacji miłości oblubieńczej między nami i Bogiem. Dokona się to przez odrzucenie wszystkiego, co jest zdradą miłości Boga, co jest rodzajem bałwochwalstwa — notabene w Nowym Testamencie bałwochwalstwo jest utożsamione z żądzą posiadania(!). Można powiedzieć, że bałwochwalstwo zawarte jest w tym, co św. Paweł rozumie pod pojęciem „ciała”. Trzeba się od tego uwolnić i powrócić do zawierzenia Bogu, co dokonać się może jedynie na zasadzie wolnego wyboru — wejść w relację miłości można tylko przez wolny wybór. Dotychczasowa naturalna więź stworzenie—Stwórca została podważona, a nawet zerwana przez grzech. Miłość do Boga może pojawić się jedynie jako miłość wybrania, miłość oblubieńcza.

Włodzimierz Zatorski OSB,  Droga w zawierzeniu Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama