Wspinaczka na szczyt miłosierdzia...

Referat wygłoszony podczas XXVI Dni Kultury Chrześcijańskiej w Białymstoku (październik 2008)

Ukoronowaniem i zarazem pełnym dopełnieniem rozwoju na najwyższym piętrze rozwojowym jest miłość wyrażona w uczynkach miłosierdzia. Stąd też omawiając ten poziom nie sposób nie zwrócić uwagi na czynienie dobra innym. Czynienie dobra innym jest objęte pojęciem miłosierdzia (misercicordia).

Jan Paweł II poświęcił jedną ze swych encyklik miłosierdziu dając jej tytuł Dives in misericordia, w której pisze między innymi: „W swoim właściwym i pełnym kształcie miłosierdzie objawia się jako dowartościowywanie, jako podnoszenie w górę, jako wydobywanie dobra spod wszelkich nawarstwień zła, które jest w świecie i w człowieku” (cytaty poza źródłami ewangelicznym pochodzą z encykliki Dives in misericordia, Ośrodek Dokumentacji i Studiów Społecznych. Warszawa 1981). Mówiąc inaczej, istotą miłosierdzia jest przywrócenie człowieczeństwa samemu człowiekowi, poprzez świadczenie miłości, miłości przebaczającej i realizacji tej miłości wobec zła, które osacza człowieka i wdziera się do jego serca.

O ile istotą i powołaniem sprawiedliwości jest rozsądzanie, rozdzielanie i przywracanie słuszną miarą przedmiotowego dobra, o tyle istotą miłosierdzia jest dogłębna korekta tegoż przywracania ze strony miłości miłosiernej. Stąd też, autentyczne miłosierdzie jest głębszym źródłem sprawiedliwości, z którego wyrasta miłość miłosierna mocą siły jednoczącej i dźwigającej zarazem.

Miłosierdzie nie jest pobłażliwością wobec zła, wyrządzonej krzywdy, czy doznanej zniewagi. Sprawiedliwość wymierza złoczyńcy karę za wyrządzoną przez niego krzywdę, miłosierdzie zaś polega na „przywróceniu miłości, tej twórczej mocy w człowieku, dzięki której ma on znów przystęp do owej pełni życia i świętości jaka jest z Boga”. To przywrócenie ma miejsce w interakcji między dobro-czyńcą a dobro-biorcą.

Wobec tego zachodzi pytanie: jak przywrócić człowieczeństwo człowiekowi, który utracił je w wyniku popełnionego grzechu, w wyniku dokonanego przez siebie zła? Czy wystarczy sprawiedliwość? Nie, nie wystarczy. Jedynym panaceum na popełnione zło jest czynienie dobra. Zło dobrem zwyciężaj, noś drugiego brzemiona, odpuszczaj winowajcom, nastaw drugi policzek, przebacz...

Wskazania te są świadectwem, że w otaczającym nas świecie tylko miłość może być i jest potężniejsza niż grzech, ponieważ moc miłosierdzia czerpie siłę z przebaczenia. Panie — pyta Piotr — ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat zawini względem mnie? Czy aż siedem razy? Jezus mu odrzekł: „Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy” (Mt 18, 21-22). Co to oznacza? To, że należy przebaczać każdemu za każdym razem. Ależ trudna jest ta mowa. Przebaczać za każdym razem?

„Oczywiście — mówi papież — „tak szczodrze wymagane przebaczenie nie niweczy obiektywnych wymagań sprawiedliwości” i zaraz dodaje: „Właściwie rozumiana sprawiedliwość stanowi poniekąd cel przebaczenia”.

Cóż w tej sytuacji pozostaje zranionemu i pokrzywdzonemu? Skrzywdzonemu poza wymiarem sprawiedliwości? Czyżby uśmiech do złoczyńcy z wysokości krzyża? Wybaczenie z dna ludzkiego cierpienia? Przebaczenie winowajcy, bo nie wie, co czyni? I tak w nieskończoność?

Ludzki rozum nie może pojąć tego przykazania, jak nie mogli pojąć słów Pawła zgromadzeni na areopagu Grecy, którzy naśmiewając się z jego nauki, drwili mówiąc: „Posłuchamy cię o tym innym razem” (Dz 19, 32). Nauki tej nie mogli pojąć Apostołowie, bo przekraczała czysto ludzkie możliwości pojmowania i rozumienia, bo miała boski rodowód, pochodziła nie z tego świata.

Dlaczego Chrystus stosuje do swych wyznawców tak trudny, wręcz niewykonalny wymóg? Wymóg przekraczający możliwości ludzkiej natury. Wymóg rodzący często sprzeciw i bunt u Jego gorliwych zdawałoby się wyznawców. Dlaczego?

Ponieważ ten, który przebacza, jak i ten, który doznaje przebaczenia, charakteryzują się jedną wspólną cechą, a jest nią godność, która wynika z racji bycia człowiekiem. Godność ta przysługuje tak złoczyńcy jak i dobroczyńcy, bowiem jeden i drugi jest człowiekiem, ale różnią się między sobą tylko tym, że ten pierwszy zagubił się we własnym człowieczeństwie, a ten drugi zdołał je zachować.

I ta właśnie godność, innymi słowy „bycie człowiekiem”, przysługuje każdemu, powtarzam każdemu człowiekowi, zarówno czyniącemu krzywdę, jak i doznającemu krzywdy, zranionemu, jak i zadającemu rany i dlatego nie może być pominięta.

Wartość bycia człowiekiem, w układzie winowajca — dobroczyńca, jest jakby, jedynym, pozostałym jeszcze, zespalającym ogniwem, które nie może ulec rozerwaniu, gdyż ono i tylko ono warunkuje nie tylko odnalezienie zagubionego człowieczeństwa u winowajcy, lecz także, a może przede wszystkim warunkuje nieutracenie człowieczeństwa u czyniącego dobro. Brak miłosierdzia nie tylko pogłębia utracone człowieczeństwo, lecz także nie prowadzi do zachowania człowieczeństwa.

Warto przy tej okazji posiąść świadomość, że w języku hebrajskim na oznaczenie miłosierdzia używa się słowa oznaczającego matczyne łono, co oznaczać może i oznacza, że w akcie miłosierdzia człowiek otrzymuje dar powtórnych narodzin.

A zatem z miłosierdzia czerpią radość dwie osoby: krzywdziciel i skrzywdzony. Krzywdziciel, bo doznając miłosierdzia staje przed szansą przemiany i skrzywdzony, bo świadcząc miłosierdzie utwierdza się w swym człowieczeństwie. Dzięki doznanemu miłosierdziu syn marnotrawny spostrzega siebie i swoje czyny w całej prawdzie i pokorze, zaś ojciec jest żywym świadectwem, jak ta pokora zrodziła się z promieniowania dobra i miłości. Nie byłoby to możliwe bez mocy przebaczenia! Niestety, ta moc przebaczenia zamknięta w ograniczonej przestrzeni ludzkiego ducha nie wyzwala się mocą twórczej miłości. Przeszkodą jest „brak dobrej woli, brak gotowości nawrócenia, czyli pokuty, trwanie w oporze i sprzeciwie wobec łaski i prawdy, a zwłaszcza wobec świadectwa krzyża i zmartwychwstania Chrystusowego”.

Czy w tej sytuacji my chrześcijanie patrząc w głąb własnej psychiki przejawiamy gotowość posuniętą, aż do nadstawiania drugiego policzka na kolejne uderzenie?

Stąd Chrystusowe świadectwo i Chrystusowy wymóg miłości posunięty, aż do miłowania nieprzyjaciół , bo tylko taka miłość prowadzi do odkrycia w sobie i przeżycia w sobie miłosierdzia. Miłosierni dostąpią miłosierdzia (Mt 5, 7).

Błogosławieństwo to wprowadza w nasze życie element eschatologiczny, zgodnie z którym ujmowanie ludzkiego życia w wymiarze doczesności jest jedynie fragmentem prawdy o człowieku, nie uwzględniającym ostatecznego (eschatos — ostateczny) losu człowieka, który na drodze doczesnej przemiany egzystencji zatapia się po śmierci w wieczności. To prawda, że nie dysponujemy empirycznymi faktami dla potwierdzenia tej tezy, podobnie jak nie dysponujemy empirią dla jej zaprzeczenia. Dlatego też nie należy stawiać znaku równości między utratą życia a utratą ludzkiego istnienia, wszak utrata życia nie musi oznaczać utraty ludzkiego istnienia. I dlatego we wszelkich dyskusjach o człowieku nie możemy pomijać eschatologicznego wymiaru naszego istnienia.

Obietnice eschatologiczne przewidują pośmiertne potępienie dla niesprawiedliwych i pośmiertną nagrodę dla sprawiedliwych, którą jest Zbawienie. Warunkiem uzyskania zbawienia jest NAWRÓCENIE człowieka poprzez zawarcie nowego przymierza z Bogiem, a to jest możliwe nie tylko poprzez zadośćuczynienie, a więc wyrównanie wyrządzonych krzywd, lecz także, a może przede wszystkim poprzez MIŁOŚĆ MIŁOSIERNĄ.

Nawet w obcym nam kręgu wyznaniowym (zob. Tiruwalluwar.; Tirukkural. Święta księga południowych Indii. Ossolineum 1997) o „szczepie miłosierdzia” tak się pisze; „Ciało ludzie, z którego wyjęte są kości/ Jest podobne do szmaty zgniecionej. /Tak i duch, który nie miał oparcia w miłości/ Jest jak pień co utracił koronę/. Cóż są warte uroda i piękna budowa/ Skoro serce jest zimne niestety!/ Ci są ludźmi, co innych potrafią miłować/ Reszta — skórą okryte szkielety”.

I w tym momencie przywołajmy karę śmierci wymierzoną przez ludzki wymiar sprawiedliwości. W wyroku tym brakuje aktu miłosierdzia, które jak powiedzieliśmy na początku naszych rozważań jest wydobywaniem dobra spod głębokich pokładów zła i zarazem jego wydźwignięciem. Do tego wydobycia potrzebne jest jednak życie, egzystowanie w doczesności, nawet w warunkach dożywotniej izolacji.

Jeśli chcesz doświadczyć miłości miłosiernej zaprzestań krzyczeć „ukrzyżuj!” Zapamiętaj! Miłosierdzia nie potrzebują umarli. Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych (Mk12, 27).

Tylko żywym, chociaż skazanym przez ludzkie wyroki na śmierć potrzebne jest miłosierdzie. Recydywistom, notorycznym przestępcom, wielokrotnym zabójcom, gwałcicielom oprócz sprawiedliwości potrzebna jest miłość miłosierna! Jeśli kontestujesz to twierdzenie posłuchaj św. Pawła: „Miłość cierpliwa jest (...) nie unosi się gniewem, nie pamięta złego (...) wszystko znosi (...) wszystko przetrzyma” (1 Kor 13, 4-7) .

Ależ trudna jest ta mowa! Jeśli jednak chcesz być autentycznie, a nie pozornie miłosiernym, nie w słowie, ale w czynie, nie na pokaz, ale z serca — okaż miłość, przebacz siedemdziesiąt siedem razy, a wówczas, gdy „przyjdzie to, co jest doskonałe, zniknie to, co jest częściowe” (1 Kor 13, 10).

„Ten, syn mój był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się” (Łk15, 24). Jeśli więc w zachwaszczony ugór serca zostanie wrzucona choćby odrobina miłosiernej miłości (gest otwartych rąk), ugór stać się może i zazwyczaj staje się żyzną wylęgarnią dobra. Miłosierdzie jednak znika, jeśli uczynione zło prowokuje do odwetu.

Przyjmując zatem, że koniec ludzkiego życia nie oznacza końca ludzkiego istnienia, a warunkiem naszego Zbawienia jest Nawrócenie, to pozbawiając złoczyńcę szansy na Nawrócenie wyzbywamy się miłosierdzia, a przecież... miłosierni dostąpią miłosierdzia.

Reasumując można powiedzieć, że remedium na wszelkie wyrządzone — zło, krzywdę, cierpienie — jest wydawałoby się paradoksalne, wręcz nie sytuacyjne, jednak niezbędne i konieczne — obdarowywanie złoczyńcę miłosierdziem.

Długo nie mogłem się z tym pogodzić, lecz kiedy ujrzałem autora Dives in misericordia, Jana Pawła II w celi niedoszłego zabójcy papieża, zrozumiałem, że tylko przebaczająca miłość jest ubogaceniem tak doznającego krzywdy, jak i czyniącego krzywdę.

 

Referat wygłoszony podczas XXVI Dni Kultury Chrześcijańskiej w Białymstoku (październik 2008)

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama