Fragmenty książki "Widzimy tylko znaki. O wierze chrześcijańskiej"
Ks. Jan Sochoń WIDZIMY TYLKO ZNAKI
|
Język, za pomocą którego próbujemy Eucharystię opisać, bywa uzależniony od pojęć filozoficznych (teologicznych), jakie stosujemy. Historia liturgii potwierdza ten fakt z całą bezpośredniością. Ważne jest, abyśmy w swych słowotwórczych próbach oswajania eucharystycznej tajemnicy nie wykraczali poza porządek dogmatyczny, wyznaczony przez wiarę Kościoła, niestroniący od coraz głębszych interpretacji, lecz zachowujący konieczny szacunek dla tajemnicy; abyśmy też nie zatracili fundamentalnej sprawy, że uczestnicząc w eucharystycznym spotkaniu z Jezusem, bierzemy udział, jak to ujął Joseph Ratzinger, w liturgii niebieskiej, lecz uczestnictwo to zapośredniczone jest przez ziemskie znaki, które Odkupiciel wskazał jako przestrzeń Jego rzeczywistości.
Powiedzenie, że Eucharystia jest znakiem, i to tzw. znakiem skutecznym, nie oznacza wcale, że znajduje się poza rzeczywistością, ale że stanowi rzeczywistość najgłębszą, sprawczą.
Dotyka ona naszego życia i wprowadza w duchową więź z Bogiem, równocześnie obejmując cały kosmos — w niej modli się wszelkie stworzenie, oczekując przebóstwienia, pełnej wolności i miłości. W metaforyce Pierre'a Teilharda de Chardin można powiedzieć, że przeistoczona Hostia jest antycypacją przeistoczenia materii i jej przebóstwienia w chrystologicznej pełni. Eucharystia wyznacza więc kierunek kosmicznego ruchu, aż po noosferę, w której Chrystus będzie obejmował to, co osobiste, społeczne i uniwersalne w naszym egzystencjalnym doświadczeniu. Chrystus pragnie zjednoczyć ludzkość i doprowadzić do tego, że będzie istniał jeden Kościół, jedno zgromadzenie Boże wszystkich ludzi.
Stąd też naszą wyraźną odpowiedzią na ten bezinteresowny Boży dar powinno być dziękczynienie, świadomość, że jesteśmy we wszystkim dłużnikami Stwórcy. Eucharystia podpowiada, że tak właśnie jest, bo chleb jest symbolem tego wszystkiego, co od Boga nieustannie otrzymujemy. Skoro wszystko jest łaską, wszystko też ma mieć barwę dziękczynną i umacniać międzyludzką więź. Dlatego Msza Święta jest łamaniem chleba, dzieleniem się (swoim czasem, majątkiem, kulturą), budowaniem coraz pełniejszych relacji z innymi ludźmi, które stają się wyraźne, kiedy każdy z nas żyje bardziej dla innych niż dla siebie. Wówczas też Eucharystia ujawnia się jako źródło życia Kościoła, bez którego — dodajmy stanowczo — liturgia byłaby sprzecznością samą w sobie.
Kościoła jednak nie należy pojmować jako bezdusznej instytucji, biurokracji kultu, aparatu władzy czy monopolisty sakramentalnych przywilejów, ale jako napawające dumą miejsce obecności i działania Jezusa, w którym dochodzi, w odważnej rzeczywistości wiary, w przyjmowaniu Jezusa jako pokarmu, do urzeczywistnienia pełnej wdzięczności odpowiedzi na Bożą łaskę, prowadzącą do osiągnięcia wiecznej radości. Chrystus przecież uczynił Kościół swoim ciałem. Tylko wtedy, gdy tak jest, istnieje realny związek Jezusa Chrystusa z nami. I tylko wtedy istnieje rzeczywista liturgia, która nie jest jedynie przypomnieniem tajemnicy paschalnej, lecz jej prawdziwym spełnieniem; wtedy również stanowi opus Dei — aktywność Boga wobec nas i w nas. Dzięki Chrystusowi obecnemu i działającemu w Kościele ofiara Kalwarii staje się nam współczesna; liturgia zaś sprawia, że ludzie wszystkich czasów są współcześni Wcieleniu.
Msza Święta jest przeto bezkrwawym sakramentalnym powtórzeniem ofiary Chrystusa. Jak ono przebiegaijPo prostu Kościół przywołuje słowa i gesty uczynione przez Jezusa w czasie Ostatniej Wieczerzy. Mamy tutaj do czynienia z identycznością eucharystycznego pokarmu Kościoła z ciałem i krwią Chrystusa. Ten pokarm jest ciałem, które Jezus ofiarował na Ostatniej Wieczerzy; jest ukrzyżowanym ciałem Jezusa i dlatego, kiedy je spożywamy, głosimy śmierć Jezusa jako zbawczą i czynimy ją skuteczną; jest ciałem i krwią Wywyższonego, Chwalebnego, którego spożywanie włącza jednostkę do duchowego ciała Jezusa Chrystusa. Z tego powodu nigdy nie możemy zapomnieć, że Eucharystia jest sakramentem ofiary; w przeciwnym razie okażemy się prymitywnymi realistami, według których ciało Chrystusa na ołtarzu zostaje przekształcone (przez upokorzenie lub boleść) albo też będziemy propagatorami jałowego symbolizmu, zaprzeczającego, jakoby Msza Święta była prawdziwą ofiarą.
Uczestnicząc w Eucharystii, nie tracimy osobistej wolności. Przeżywamy liturgię na miarę własnej wrażliwości i otwarcia na łaskę płynącą ze strony Chrystusa. Kiedy godzimy się na działanie w nas grzechu, ograniczamy dobroczynne skutki z niej płynące. Idąc do kościoła z pustymi rękami i sercem przepojonym egoizmem, niewiele skorzystamy z owoców krzyża. Dopiero gdy nasze życie zostaje ukierunkowane na Boga, staje się autentyczne i eucharystyczne, w tym sensie, że znalazło się w kręgu śmierci i zmartwychwstania Chrystusa.
Z tych rozważań wynika węzłowa zasada: pielęgnacja kultury liturgii to nasze podstawowe chrześcijańskie zadanie. Otrzymując od Boga, musimy wiele też dać od siebie. Nie ma innej drogi do osiągnięcia wysłużonego światu przez Jezusa zbawienia.
opr. aw/aw