Co to znaczy być błogosławionym?

Smutek niekoniecznie jest skutkiem grzechu, a pocieszenie nie sprowadza się do poklepywania po plecach

Kiedy rozważamy osiem błogosławieństw z Ewangelii według świętego Mateusza, nieuchronnie pojawia się pytanie: czy mamy tutaj do czynienia z opisem stanu, czy z programem? A jeśli jest to program — czy dotyczy on wszystkich, czy tylko niektórych? Jaka jest błogosławieństw — jeśli można tak powiedzieć — obowiązywalność? Czy nie mieliśmy nigdy wrażenia, słuchając ich, że to nie o nas? Tym bardziej że Kościół czyta je w uroczystość Wszystkich Świętych, a więc — w domyśle — w uroczystość tych, którzy je zrealizowali.

Dwojakość interpretacji istniała od zawsze. Jedni sądzili, że to etyka elitarna, dla wybranych, dla tych, którzy podążają drogą doskonałości, najpewniej dla zakonników i zakonnic. Bo przecież jeśli ktoś zdolny jest do takich wyrzeczeń, to tylko oni. Inni twierdzili, że Jezus nie mówił tego do niektórych, ale do tłumów, czyli — w domyśle — do wszystkich możliwych uczniów i naśladowców Pana.

Co to znaczy być błogosławionym?

Osiem błogosławieństw często nazywa się sercem Dobrej Nowiny czy też ewangelią Ewangelii, wskazując tym samym, że stanowią one samo sedno przepowiadania Jezusa. Błogosławieństwa to osobny gatunek literacki znany w starożytności, zwany makaryzmem (makarios — w języku greckim: błogosławiony). Są one swoistą proklamacją stanu szczęścia, które bezpośrednio łączy się z życiem nadprzyrodzonym, boskim. Pierwszym orędziem błogosławieństw ewangelicznych głoszonych przez Jezusa nie jest promulgowanie norm prawnych czy nawet etycznych, lecz proklamacja Dobrej Nowiny, działającej w tych, którzy ją przyjmują. Błogosławieństwa trzeba czytać w perspektywie, którą otwierają, a więc w perspektywie Królestwa Bożego i rzeczywistości nadchodzącej (eschatologicznej). Błogosławieństwa zasadniczo różnią się także od starotestamentalnego Dekalogu. O ile bowiem przykazania Dekalogu wyznaczają granicę grzechu, o tyle błogosławieństwa nie formułują norm, lecz rady. A może nawet więcej — ustanawiają nową rzeczywistość. Leszek Kołakowski pisał: „Kazanie na Górze nie jest «kodeksem» moralnym; jeśli byłoby tylko tym, dlaczego słuchacze, a także następne pokolenia miałyby traktować poważnie te nauki dziwaczne, niewykonalne, niemożliwe? [...] Kazanie na Górze nie było interpretacją Pisma ani jego korektą, ani też «systemem» etycznym: był to akt, poprzez który miłość została zasiana i zakorzeniona w świecie”3.

Czy takie właśnie odnosimy wrażenie, słuchając ośmiu błogosławieństw i kazań budowanych na ich bazie? Jeden z moich dawnych magistrantów, który dzisiaj jest już prawie doktorem teologii biblijnej, przebadał pod tym względem część polskiego współczesnego kaznodziejstwa. Wnioski nie są jednak zachwycające. Jak pisał jeszcze wówczas kleryk Piotr Bartoszek w swojej pracy: „Nie do przyjęcia jest ściśle normatywne czy wręcz jurydyczne traktowanie makaryzmów Kazania na Górze, gdyż jest to ujęcie zacieśnione i jednostronne, zaś aplikowanie go do egzystencji słuchaczy sprowadza orędzie do roli wskazań etycznych i przemienia głoszenie Dobrej Nowiny w moralizatorstwo”. Homilie o błogosławieństwach, jak rzadko co, objawiają podstawowy brak polskiego kaznodziejstwa, jakim jest koncentracja na moralnym pouczaniu z pominięciem proklamacji zbawienia. Skutkiem tego ludzie wiedzą bardzo dobrze, co ich obowiązuje, ale jednocześnie nie bardzo wiedzą dlaczego. Nie da się realizować błogosławieństw bez uprzedniego otwarcia się na miłość Boga, która jest koniecznym motywem i instrumentem błogosławieństw. Inaczej — w najlepszym razie — błogosławieństwa staną się konstytucją społecznie odrzuconych i ideologicznym pokarmem dla różnego rodzaju teologii wyzwolenia.

Co to znaczy być błogosławionym?
fragment pochodzi z książki:

ks. Andrzej Draguła

CZY BÓG NAS KUSI?
55 pytań o wiarę

ISBN: 978-83-277-1033-8
wyd.: Wydawnictwo WAM 2015

Nie można sprowadzić programu błogosławieństw do pochwały życiowych nieudaczników i przegranych, deformując tym samym istotę Ewangelii. „Zaproszenie — jak pisał Bartoszek — skierowane do współczesnego człowieka, nakłaniające go do pójścia drogą ośmiu błogosławieństw, jest w rzeczywistości wezwaniem do naśladowania Chrystusa, który - jako Bóg - gwarantuje swoim uczniom udział w dobrach królestwa”. Na pewno nie jest łatwo „przetłumaczyć” to mądre orędzie na zrozumiały język kaznodziejski, ale nie można go sprowadzić — jak to zrobił autor pewnego kazania — do zacytowania ładnej skądinąd piosenki. Cała interpretacja słów: „Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni”, zamknęła się w takim oto komentarzu: „«Święty, święty, uśmiechnięty» — to tytuł piosenki śpiewanej przez dziecięcy zespół Arka Noego. Przypomnijmy jej treść: «Taki duży, taki mały, może świętym być / Taki gruby, taki chudy, może świętym być...»”.

Trochę stąd daleko do atmosfery Kazania na Górze. I do proklamacji nowego świata, w którym smutek niekoniecznie jest skutkiem grzechu, a pocieszenie nie sprowadza się do poklepywania po plecach.

3 L. Kołakowski, Jezus ośmieszony. Esej apologetyczny i sceptyczny, tłum. D. Zańko, Kraków 2014, s. 106-107.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama