Ubóstwo pod względem posiadania

Fragmenty książki "Ucieczka za Świata? Zakony dzisiaj"

Ubóstwo pod względem posiadania

Marcello de Carvalho Azevedo SJ

UCIECZKA ZE ŚWIATA?

Zakony dzisiaj

Copyright © Wydawnictwo WAM 2003



Rozdział II

Ubóstwo pod względem posiadania

Niedocenianie związku pomiędzy ubóstwem istnienia a ubóstwem posiadania, postrzeganie ubóstwa jedynie pod kątem posiadania, ujmowanego w kategoriach używania rzeczy i zależności w tym względzie — to jeden z tych faktów, które w historii życia zakonnego przyczyniły się w znacznym stopniu do wypaczenia sensu ubóstwa oraz sposobów jego praktykowania. Względne osobiste ubóstwo zakonnika szło w parze z coraz większym bogactwem jego zgromadzenia jako instytucji — na szczeblu lokalnym, prowincji czy generalnym. Każda wspólnota zakonna na którymś z tych poziomów bądź na wszystkich razem starała się wybrać odpowiedni dla siebie, dający zabezpieczenie, indywidualistyczny, zasklepiony w sobie sposób życia.

Osoby z takich wspólnot, nierzadko dobrze wynagradzane, bez obciążeń rodzinnych, niekiedy zwolnione z podatków i opłat — obierają styl życia dyskretny, lecz dobrze zabezpieczony. Dochody finansowe sprzyjają rozwijaniu się w nich — jako grupie — ludzkiej i mieszczańskiej skłonności do absolutyzacji dóbr i posiadania. Łatwo znaleźć liczne preteksty do odmowy dzielenia się z innymi, do uchylania się od obowiązku współpracy i pomocy, nie mówiąc już o wyrzeczeniu się i dawaniu. Nietrudno także znajdywać racje uzasadniające zachowanie przywilejów i gromadzenie środków w skali znacznie wykraczającej poza to, co konieczne i stosowne. I tak przez całe lata utrzymuje się ziemie i dobra, które w rzeczywistości nie są wykorzystane i nie spełniają żadnej roli społecznej. Owe „racje” pozbawiają faktycznie życie zakonne czegoś, co składa się na elementarną uczciwość wobec ubóstwa. Jest to jeden z przejawów indywidualnej i wspólnotowej niekonsekwencji w stosunku do publicznej profesji radykalizmu ewangelicznego. Taka niekonsekwencja czyni niezrozumiałym powołanie apostolskie, które daje się rozpoznać jedynie w spójności życia z tym, co się publicznie wyznaje.

Niekoniecznie chodzi tutaj o dobra materialne i wartościowe przedmioty, o ziemie i posiadłości, bo mogą to być również osobiste tytuły, dyplomy naukowe, kolejne kwalifikacje, które chce się bez końca zdobywać nie tyle dla apostolskich celów służenia bliźniemu, światu, zakonowi i Kościołowi, co raczej dla własnej satysfakcji i chwały; to pokusa, która czyha na nas wszystkich: mieć przyjemność z udokumentowania własnej znakomitości.

Ślub ubóstwa, jeśli uwzględni się wszystkie jego ewangeliczne wyznaczniki, domaga się gruntownego skorygowania perspektyw, w jakich rozwija się współcześnie życie zakonne. Problem nie polega na wdrożeniu do zależności w spokojnym korzystaniu z wielu dóbr, które faktycznie, choć dyskretnie się posiada. Polega natomiast na odpowiedzialnym porównywaniu wszelkiej naszej opcji — zarówno na płaszczyźnie osobistej, jak i instytucjonalnej — z chrystologiczną podstawą ślubowanego i głoszonego przez nas ubóstwa, które jest jednym z aspektów naszego całkowitego poświęcenia się Bogu. Wymaga to od nas głębokiej wolności wewnętrznej i autentycznej kenozy, która formuje nas wedle wzoru wcielenia Chrystusa i demaskuje nasze pseudozaangażowanie w świat ubogich, aby doprowadzić nas do prawdziwej wspólnoty i dzielenia się z nimi.

W naszym przeżywaniu ubóstwa zagubił się inny jeszcze wymiar: chodzi o nasze włączenie się jako zakonników w świat pracy, ze wszystkimi tego konsekwencjami. W każdym razie w świecie naznaczonym przez pracę odsłania jedna z wielkich niekonsekwencji współczesnego życia zakonnego w stosunku do publicznej profesji ewangelicznego ubóstwa. Znaczna część mężczyzn i kobiet, którzy pracują i żyją ze swej pracy, nie widzi właśnie pracy jako części życia licznych zakonników i zakonnic.

Faktycznie zdołaliśmy przyzwyczaić wielu młodych zakonników do tego, że choć nie pracują w takiej mierze, jak ich rówieśnicy, mogą żyć sobie spokojnie w naszych domach, niekiedy nawet w doskonałych warunkach. Trudno uwierzyć, jak wielu zakonnikom w wieku produkcyjnym udaje się wymknąć powszechnemu prawu pracy. Czy to w krajach rozwiniętych, czy — w jeszcze większej mierze — w krajach Trzeciego Świata wielu zakonników żyje niekiedy na uboczu obowiązku codziennej pracy i ekonomicznych realiów współczesnego świata, ze wszystkimi ich elementami: oszczędności, dyscypliny, wyrzeczenia, trudów, niepewności i ryzyka. My mamy zagwarantowane utrzymanie, a w związku z tym możemy nieodpowiedzialnie czuć się zwolnieni od tego, co jest współcześnie codzienną rzeczywistością mieszkańców naszych miast. Bierność, brak siły przebicia, brak twórczego podejścia, fakt, iż nie trzeba walczyć o przeżycie —wszystko to w pewnym stopniu przyczyniło się do osłabienia w nas ducha heroizmu. Stopniowo popadliśmy w przeciętność i wyobcowaliśmy się ze świata, w którym panuje konkurencja, w którym wygrywają ludzie wytrwali, ludzie walki, w którym funkcje przyznawane są w drodze konkursu, a o ich utrzymaniu decyduje ocena jakości osoby. Można zaobserwować znamienne zjawisko, że wielu zakonników, którym stworzono niezwykle dogodne warunki studiowania i doskonalenia swoich kwalifikacji, czuje lęk przed życiem i chroniczną niezdolność do wypełniania zadań, z których świeccy potrafią się wywiązać, choć nie posiadają tak dobrego wykształcenia czy przygotowania, a nawet oni sami się ich podejmują, gdy porzucą życie zakonne. Nie mniej znamienna jest częstotliwość, z jaką zakonnicy — na pozór odpowiedzialni — igrają ze swoimi wspólnotami, przeskakując to tu, to tam pod wpływem impulsów czy inspiracji, które zamierają równie szybko, jak się pojawiają, i okazują się kaprysem. Beztroska i wygodnictwo jednych, a brak przygotowania innych sprawiają, że instytuty zakonne są jakby odrębną kastą, niezrozumiałą w realnym świecie, w którym żyjemy. Niemal we wszystkich zgromadzeniach są osoby, które rzeczywiście zbliżyły się do ludzi, osoby, które cierpią i trudzą się wraz z nimi, na przekór ospałości wielu; i takie osoby z niepokojem zadają sobie pytanie, czy ciało apostolskie, którego są cząstką, jest w stanie rzeczywiście ewangelizować.

Nie ulega wątpliwości, że konieczne byłoby dokonanie przeglądu — właśnie pod kątem ekonomicznym — wykorzystania czasu, rozkładu zajęć, metod i systemów pracy, gdy chodzi o nasze kapituły generalne i prowincjonalne, o nasz styl zarządzania, nasze narady i spotkania, nasze wakacje i rozrywki, a w szczególności o naszą formację i działanie. Dość powszechna jest u niemałej liczby zakonników milcząca świadomość dysproporcji między przeznaczonym na to wszystko czasem — i sporą rozrzutnością ekonomiczną — a rzeczywistym efektem. Cała rzecz nie polega na tym, byśmy mieli sakralizować — jak to czyni się dzisiaj — skuteczność i wydajność; ale nawet gdy przyznamy skuteczności i wydajności bardzo względną wartość i dopełnimy je ludzką bezinteresownością, to przecież nie da się żyć we współczesnym świecie na modłę cywilizacji wiejskiej, nie szanując czasu, bądź trzymać się paternalistycznej i infantylizującej koncepcji rządzenia w zakonie. Jak się wydaje, problem ten sytuuje się właśnie na płaszczyźnie ubóstwa, a łączy się z nim tutaj konieczność uwzględnienia takich elementów, jak ekonomiczny wymiar czasu, angażowania ludzi, przedstawianych celów, czyli konieczność liczenia się dziś z tymi okolicznościami naszej misji, które w minionych epokach nie były aż tak dostrzegane. Większe uwrażliwienie na ten aspekt ubóstwa zakonnego pomogłoby harmonijnie połączyć uwarunkowania ekonomiczne i metodologiczne z rzeczywistym naszym ubóstwem pośród świata pracy. Nie możemy domagać się w imię Ewangelii, by wolno nam było pracować na sposób archaiczny w świecie wysokiej technologii. Już samo założenie, że możemy nadal utrzymywać ów patriarchalny styl życia, zawiera w sobie wielką sprzeczność między tym, czym jesteśmy, z całym zapleczem dóbr, jakie udało nam się zgromadzić, a sposobem życia większości współczesnych ludzi, w tym również młodych (i to wcale nie z marginesu). Problem dotyczy mentalności i postaw, a nie tak po prostu wyposażenia naszych biur. Nie wystarczy postarać się o wyszukane urządzenia do symultanicznych tłumaczeń, do elektronicznego obliczania głosów czy zainstalować komputery. Problem ubóstwa mieści się w sferze wykorzystania tego wszystkiego w sposób ekonomiczny, czyli w proporcji do osiąganych rezultatów i jakości naszych usług.

Niemało zakonników błędnie myśli, że ubóstwo polega na rezygnacji z wszelkiego rachunku ekonomicznego. Wielu poświęca się sferze „duchowej”, „pasterskiej”, ignorując sferę ekonomiczną, jej wymogi i rygorystyczne prawa. Mając zapewnione mieszkanie, wyżywienie, studia, pranie bielizny, transport, rozrywki, wakacje, podróże — żyją tacy zakonnicy całkowicie wyizolowani z większości społeczeństwa i konkretnej sytuacji ludzi, którzy ich otaczają również w pracy duszpasterskiej. Kwestia ekonomiczna jest dla społeczeństwa problemem istotnym i palącym. Niejedna rodzina ogranicza swoje wydatki i rozrywki dostosowując je dokładnie do możliwości swojego budżetu; natomiast znaczna część zakonników nie posiada żadnych takich danych w swoim przypadku. Nie potrafią nawet w przybliżeniu sporządzić rzeczowego bilansu. Odbierają jako brak zaufania wszelkie wnioski w tym względzie, podczas gdy u ludzi pracy bilansowanie wydatków jest codziennym doświadczeniem. Tacy zakonnicy nie wykształcili w sobie dyscypliny ścisłych rozliczeń, które są wielką szkołą ubóstwa; dlatego też pozwalają sobie na elementarne błędy i nieścisłości, których skutków nigdy nie doświadczają, mają bowiem zapewnione utrzymanie i dobre warunki życia, niezależnie od tego, w jaki sposób wywiązują się ze swoich zadań. Tak więc praktykuje się owo pseudoubóstwo, abstrakcyjne i odrealnione, albowiem nie wynikają z niego jakiekolwiek życiowe konsekwencje dla danej osoby i nie ma ono żadnego związku z sytuacją większości ludzi. Tego rodzaju ubóstwo nie może pociągać współczesnych ludzi — mężczyzn i kobiet — którzy szczerze starają się wcielać Ewangelię w swoje życie.

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama