Rozważania i modlitwy. s. Zdenki Cecylii Schelingovej
Moją drogą jest miłość i zaufanie Bogu, nie rozumiem duszy, która się boi tak czułego przyjaciela. Moja dusza jest powołana do wznoszenia się windą miłości ku Bogu, a nie mozolnie po drabinie męki. Ci, którzy miłują Boga, nie lękają się sprawiedliwości. Bóg zna moje słabości, dlaczego miałabym się go bać. Upokarza mnie wspomnienie moich grzechów, ale też mówi o miłości i miłosierdziu. Moje grzechy zaraz spali ogień, tylko wrzucę je do kuźni miłości. Ufaj!
Żyć miłością znaczy odrzucić wszelki strach i wspominanie o grzechu.
Jezu, jeżeli już sama tęsknota za miłością jest tak słodka, to co będzie potem, gdy wreszcie całkowicie ją posiądę i tam, w niebie, w pełni będę ją zużytkowywać? Gdyby wszystkie dusze, które są tak słabe i niedoskonałe jak ja, czułyby to, co ja czuję, osiągnęłyby szczyty miłości.
Nawet grzech śmiertelny nie może odebrać mi zaufania, gdyż wiem, co powinnam myśleć o twojej miłości i miłosierdziu Jezu. Jestem pewna, że to mnóstwo grzechów zniknie jak kropla woda na blasze kuchennej, gdy z pełnym zaufaniem oddam się twojemu miłosierdziu. Wiem, że właśnie wtedy zasypiesz moją duszę swoimi łaskami.
O, Jezu! poddaję się twoim boskim kaprysom i nie chcę niczego innego, żadnej radości, jak tylko twojego uśmiechu.
Zawsze będę zadowolona z Bożych wyroków. Nawet gdyby Bóg mnie zabił, będę mu ufać. Kto idzie drogą miłości, nie powinien o nic się niepokoić. Prosiłam Pannę Marię, by powiedziała Jezusowi, aby się mną nie kłopotał.
Pisanie duchowych dzieł, albo też głoszenie najgorętszych kazań nie ma takiej ceny, jak najmniejsze wyrzeczenie.
Jeśli narobiliśmy błędów, nie zwalajmy tego na innych, na zewnętrzne przyczyny, na choroby czy złe czasy, ale jedynie na własną niedoskonałość. To właśnie jest nam potrzebne, by inni uważali nas za niedoskonałych. Z tego też odniesiemy korzyść, bo będziemy mogli ćwiczyć się w prawdziwej pokorze.
Cierpliwie znosić swoje niedoskonałości i się upokorzyć, to jest prawdziwa świętość. Pokorna dusza z ochotą pozwala całemu światu, by jej rozkazywano.
Swe ubóstwo i słabość musimy również miłować. Starajmy się być jak najdalej od tego, co się błyszczy, kochajmy swoją małość. W smutkach zachowujmy spokój, przecież Jezus nas odnajdzie i przetworzy w płomieniach swojej miłości.
Jakże lekko jest ćwiczyć się w doskonałości. Wystarczy, byśmy przytulili się do Jezusa. Dobry Bóg już dawno zapomniał moje grzechy.
Świętość nie zależy od mnogości ćwiczeń, ale od nastawienia naszego serca, które sprawia, że stajemy się pokorni i świadomi naszej słabości.
Nigdy nie będę prosić Pana o większe utrapienia, a to dlatego, że wtedy byłoby to moje własne utrapienie. Musiałabym je nieść sama, a przecież nigdy niczego sama nie dokonałam.
Jeśli chcesz stać się świętą, nie stawiaj sobie innego celu, jak tylko sprawianie radości Jezusowi.
Jakże mało Bóg jest kochany na ziemi. A Jezus, jak mało kto, tęskni za miłością. Jak mało jest serc, również między powołanymi, którzy by się oddali, bez jakichkolwiek zastrzeżeń, jego delikatnej i nieskończonej miłości.
Otworzyć serce swojemu Bogu jak przepaść i życzyć sobie, by była to przepaść bezdenna i pochłonęła wszystkie płomienie Bożej miłości, które większość ludzi odrzuca. Tak bardzo chciałabym umrzeć strawiona tymi płomieniami.
Gdy jestem oschła, niezdolna ani do jakiegokolwiek czynu, ani do modlitwy, staram się dawać Jezusowi radość drobiazgami, ale zawsze z uśmiechem, miłym słowem, zwłaszcza wtedy, gdy właściwie chce mi się milczeć. Często mu powtarzam, jak go kocham, zwłaszcza wtedy, gdy nie mam na ku temu okazji. Jedynie wtedy naprawdę kochamy, gdy całkowicie poświęcamy samych siebie.
Każdego dnia staram się o jak najwięcej małych ofiar. Gdy zaświta poranek, niech Jezus tak bardzo zakocha się w moim sercu, że nawet nie pomyśli, by wracać do nieba.
Wciąż proszę Jezusa, abym kochała go miłością bezinteresowną. Wcale jednak nie muszę odczuwać jego miłości, najważniejsze, że on odczuwają moją. Moja dusza czuje, jakby wciąż żyła w ciemnym podziemiu. A jednak jestem szczęśliwa, że nie mam pociechy.
Kochać Jezusa również wtedy, gdy nie odczuwam słodyczy jego miłości, jest wielką miłością, jest męczeństwem.
Jezu, ty wiesz, że służę Ci nie dla nagrody, ale dlatego, że cię kocham.
Kiedy dusza kocha, nie liczy się z żadnym wysiłkiem. Nie życzy sobie, aby ją Bóg miłował szczególną miłością, ale pragnie jedynie, aby w swojej miłości był całkowicie wolny. Skoro Bóg tak chce, że mogę mu tutaj przysporzyć radości, jakże jestem z tego szczęśliwa. Każda ofiarę daję mu z uśmiechem. Będę śpiewać, nieustannie śpiewać również wtedy, gdy będę rwać róże między cierniami. Moja pieśń będzie tym piękniejsza, im cierpnia będą dłuższe i bardziej ostre.
Prawdziwa miłość bliźniego polega na tym, że znosimy wszystkie błędy naszych bliźnich i nie dziwią nas ich słabości.
Z miłości do Boga przyjmuję również te najdziwniejsze myśli, które przychodzą mi do głowy. Wszystko mu oddaję. A gdy nie będę już niczego miała, to nic również mu oddam. Ale gdy szukamy tylko siebie, niczego dobrego nie zrobimy.
Dusze, które stoją na świeczniku, potrzebują cudu łaski, by się zachowały i by ich ogień nie zagasł. Ileż szkodliwych pochwał daje się każdego dnia tym, którzy zajmują pierwsze miejsca! Ileż nieszczęsnych kadzideł! Jakże odporna musi być taka dusza, aby z tego powodu nie ucierpiała szkody.
Jakże wzruszające jest zaufanie, z jakim Dobry Pasterz zostawia te dziewięćdziesiąt dziewięć wiernych owiec. Pan jest ich pewien. Dlaczegoż miałyby uciec? On spętał je miłością.
Radość w cierpieniu: nie odczuwać żadnej radości i być szczęśliwą. Nigdzie nie znajdywać pociechy. Cierpienie jest moją największą miłością, ale jeszcze większą radość mam z tego, że tej radości nie odczuwam. Jakże ciężko oddawać Jezusowi to, czego się oczekuje, ale jakaż to radość, że to takie ciężkie, jakież to szczęście, że na krzyżu jesteśmy tacy słabi.
Jestem jakby wskrzeszona, nie ma mnie tam, gdzie inni myślą, że jestem. Doszłam tam, gdzie cierpieć już nie można, a to dlatego, że każde cierpienie jest dla mnie słodkie.
Jakże się raduję, gdy czuję, że umieram. Rada bym pomóc Boskiemu złodziejowi, by mnie ukradł. Widzę go z daleka, ale bronię się przed krzykiem. Przeciwnie, wabię go: „Jestem, jestem!”
Zastanawiając się nad tym, czy nie boję się śmierci, odczuwam, że potrzebuję więcej ochoty do tego, bym żyła. Jakaż to będzie wielka radość, gdy zobaczę tego, który będzie mnie sądził, a którego kochałam nade wszystko.
Nie, nie powinnam się bać czyśćca. Wiem, że ogień miłości uświęca bardziej niż ogień czyśćcowy. Jakże płomienie czyśćcowe mogłyby strawić dusze, które trawi żar miłości Bożej. Myślę, że dla ofiary miłości nie będzie sądu, bo Sędzia sam siebie będzie przynaglał, aby wieczną rozkoszą wynagrodzić własną miłość, która płonie w ich sercach.
Tak więc w miłości są wszystkie powołania, miłość jest wszystkim. Moim powołaniem jest miłość. W sercu Kościoła świętego będę miłością.
Jezu, mam tylko jedną prośbę; miłować ciebie tak, bym z miłości umarła.
Bez milczenia nie ma życia zakonnego.
Modlitwa jest podstawą świętości.
Doskonałość zależy od małych rzeczy.
O swojej rodzinie myśleć jedynie po to, aby nieustannie oddawać ją Bogu.
Być pełną miłości dla współsióstr, skupioną na swoim wnętrzu, na zewnątrz skromna.
Stale dziękuję Bogu, że dał mi odwagę porzucenia wszystkiego...
Moja ofiara, moja msza święta, dopiero teraz się zaczyna. Od ołtarza Pańskiego idę do ołtarza mojej pracy, na śniadanie i na oddział. Wszędzie powinnam iść jako ofiara ołtarza. Nie bać się zaczynać wszystkiego z radością, dla Boga, który rozwesela moją młodość. Jakaż to radość wciąż śpiewać Gloria i tak głosić Chrystusa zarówno przykładem jak i słowem.
Z uśmiechem zrywaj róże cierpienia,
z uśmiechem rozdawaj słowa...
Z uśmiechem pomagaj,
z uśmiechem przyjmuj niesprawiedliwości,
z uśmiechem znoś nieprawdę!
Z uśmiechem przyjmuj kłamstwa,
z uśmiechem idź na rekreację!
Z uśmiechem ukrywaj wszystko, co cię boli,
z uśmiechem chodź i wtedy, gdy jesteś bardzo smutna,
z uśmiechem wchodź na Golgotę,
tam spotkasz tego, który wszystkie ludzkie łgarstwa, złość,
fałsz, kłamstwa, poznał wpierw niż ty.
On każe ci iść po wydeptanej drodze.
Jakże byłabym niewdzięczna, gdybym się nie uśmiechała.
My, jako zakonnice, musimy wzrastać w poznaniu Boga. Jeśli nie będziemy wzrastać w poznawaniu Boga, będziemy wzrastać w poznawaniu świata. To, co będzie przed nami rosło, to pokochamy. Niech więc zniknie świat, niech przed nami rośnie tylko Bóg.
Rano podejmuję postanowienie; przez cały dzień we wszystkim pamiętać o innych, a nie o sobie. Mój apostolat będzie skuteczny nie dzięki zewnętrznym czynom, ale dzięki świętości, do której będę dążyć. Nie chodzi przecież o to, bym swoje życie ofiarowała ludziom, ale abym je najpierw podarowała Bogu, dopiero potem ludziom. Nie chcę zdobywać duszy, zanim mnie samej Bóg nie zdobędzie. Przecież tylko z nim chcę się zjednoczyć, bo tylko on ma mnie całą pochłonąć.
Żądać? Przecież Bóg niczego innego nie żąda, jak tylko tego, by dusza poznała jego wolę. Ale zostawia duszę, by ona sama, zgodnie ze stopniem swej miłości, odpowiedziała Bogu. Dusza sama ma wyjawić swoje „tak” lub „nie”.
Kto żyje z Bogiem, ten duchowo pojął Słowo przez wiarę, urodził je i żywił wykonywaniem dobrych uczynków.
Będziesz kochać, choć wiesz, że miłości nie zaznasz. Będziesz kochać - aż do śmierci - czując, że zdradziłaś miłość.
Będą ci mówić o miłości, a tobie będzie się zdawało, że słyszysz obcy język — twoja męka będzie polegać na tym, że nie będziesz mogła ani zrozumieć, ani wyjawić, swojego cierpienia.
Nie jestem pewna, czy ktoś będzie chciał mnie ukrzyżować za moją miłość do Boga, dlatego sama chcę ukrzyżować swoje ciało wraz z jego grzechami. A gdy ktoś wyrządzi mi jakąś przykrość, wyciągnę moje ręce, aby go objąć. Zawsze chcę jedynie tego, czego chce Bóg.
Niedziela jest dla mnie okazją, abym po całym tygodniu trosk i cierpień podeszła do Boga, złożyła głowę w jego ręce i pełnymi garściami nabrała łask i błogosławieństw. Niedziela powinna wyglądać tak: z całego serca, wolą i myślami poświęcona Bogu. A ci, z którymi się zetknę, muszą odczuć, że Bóg jest tu!
Gdybyśmy wiedzieli, co znaczy cierpieć dla Boga, cierpienie stałoby się przedmiotem grabieży. Wykorzystywalibyśmy wszystkie sposoby, by je zdobyć. Kto bardzo kocha, przestaje cierpieć. Na świecie, poza miłością, wszystko jest cierpieniem. Wielkość Jezusowego cierpienia pozwala mi pojąć i ocenić jego wielką miłość. Dlatego i moja boleść powinna zatracić się całkowicie w miłości.
O, Jezu, twoja twarz jest jedynym pięknem, które zachwyca moje serce. A mimo wszystko wiem, że na ziemi nie zobaczę twojego słodkiego wyglądu. Ani nie odczuję rozkoszy pocałunku twoich świętych warg. Ale błagam cię i proszę, wyciśnij na moim sercu swoje święte podobieństwo i ogarnij mnie miłością, która niech mnie jak najszybciej strawi, bym mogła jak najszybciej oglądać w niebie twoją świętą twarz.
Bolesna Matko, obróć swoje miłościwe oczy na nas, którzy z dziecięcą ufnością uciekamy pod twój macierzyński płaszcz, jako wdzięczne dzieci do dobrej Matki narodu słowackiego. Od ponad tysiąca lat wzywali ciebie nasi ojcowie i nasze kochane matki. Ku tobie gorzała miłość naszego narodu i w tobie, Matko Boża, z ufnością i prawdziwą pobożnością pokładaliśmy naszą nadzieję.
O, dobra, pełna łaski, Matko, ty przez stulecia, w czasach największych niebezpieczeństw i niepokojów, zawsze zwracałaś z nieba ku nam swoje litościwe oczy. Jak zorza zaranna świeciłaś naszemu narodowi światłem prawdziwej wiary, stawałaś w naszej obronie i chroniłaś przed upadkiem. Matko dobrej rady, ty zawsze nas ochraniałaś. Przeto od czasów świętego apostoła Metodego, wzgórza i kwitnące doliny rozbrzmiewają dla nas pieśnią i po najdalsze krańce naszej ojczyzny wznoszą się pobożne głosy twojego ludu. Ty jesteś po Bogu jedyną naszą Wspomożycielką i innej poza tobą nie mamy. Pod znakiem naszego zbawienia w dolinie trzech wzgórz, jak na Kalwarii, ponad tysiąc lat cierpieliśmy i spoglądali na twoje przebite siedmioma mieczami, przepełnione boleścią serce.
Ty się nauczyłaś cierpieć ze swoim Synem, dlatego mogłaś współczuć naszemu strapionemu narodowi, który nie miał na świecie tak miłościwej matki.
Gdy rozmyślamy nad ranami naszego narodu i nad siedmioma boleściami twojego serca, widzimy, że nauczyłaś nas wytrwałości słowackiej lipy i nieustannie przyuczałaś, jak nie popaść w rozpacz pod krzyżem życia. Pobudzeni tą nadzieją i ufnością, uciekamy się pod twoją obronę. Jako naród czujemy się twoimi dziećmi, a z powodu szczególnej obrony, jaką otaczasz nasz naród, nazywamy ciebie dobrą Matką tegoż narodu.
Prosimy cię, nasza umiłowana Patronko, ochraniaj naszą kościelną i świecką zwierzchność, wszystkich obywateli i naszą drogą ojczyznę, aby ona obdarowana i oświecona przez Ducha Świętego, służyła jako przykład pobożności, sprawiedliwości i moralności.
Swoim skutecznym wstawiennictwem u swojego Syna wyproś nam łaskę pobudzającą, abyśmy własnym staraniem pomnażali w naszych duszach katolicką pobożność, nade wszystko przez częste przyjmowanie Komunii świętej i czytanie katolickich czasopism i książek. Obyśmy ze szczerą ofiarnością przyczyniali się do odnowienia świątyń, budowy szkół katolickich, troszczyli się o rozwój katolickich stowarzyszeń, o pomoc dla chorych i opiekę nad starymi i sierotami.
A ty, święty Michale, hetmanie wojsk niebieskich, również strzeż naszą słowacką krainę. Święci Cyrylu i Metody, nasi apostołowie, wstawiajcie się w niebie za dobrymi księżmi, kaznodziejami i pisarzami. Ty, święty Wojciechu, święty Bystryku, święci biskupi i męczennicy, wzbudźcie w nas walecznego i odważnego ducha. Święci Andrzeju i Benedykcie, nauczcie nas bardziej miłować Boga niż nasze ciała i ziemskie majątki. A wy, święci męczennicy z Koszyc, wyproście nam cierpliwość, która pomoże nam pokonać złości tego świata.
A teraz, nasza dobra Matko, ochraniaj swoją macierzyńską miłością cały naród, chroń naszą słowacką ziemię i nas wszystkich w niej, którzy się tobie oddajemy ciałem i duszą. Zostań z nami, abyśmy cię mogli wychwalać i uwielbiać na wieki.
Amen.
Nie, nie patrz, Panie, na ból mojej duszy, ani nie zważaj na łzy, gdy do mnie przyjdziesz. Jedynie moje serce do swego Serca przygarnij, przytul i zerwij kwiat, który wykwitł z bólu.
Dusza moja jest biedna, biedna, biedna, Panie. Wiem, że na litość nie zasłużę, a miłości twojej nie jestem godna. Jednak pamiętam, Panie, obiecałeś mi, że przyjdziesz. Spełnij swoją obietnicę. Przyjdź, ale prędko, dla ciebie nakrywam w duszy stół. W dzień i w nocy jestem gotowa... w cierpieniu, Panie, przyjdź... jasność gwiazd i księżyca za chmurami... Dzisiaj w nocy chcę być po ciemku z tobą, nie chcę, abyś widział biedę mojego serca...
O, mój Umiłowany, który objawiasz mi się pod osłoną białej hostii, cichy i pokorny Sercem. Rzeczywiście, już bardziej nie mogłeś się uniżyć, aby nauczyć mnie pokory. Chcę i ja, z miłości do ciebie upokorzyć się. Błagam cię, mój boski Jezusie, poniżaj mnie zawsze, gdy będę chciała wywyższać się nad innych. Ale ty, Panie, znasz moją słabość. Każdego ranka postanawiam, że będę się ćwiczyć w pokorze, ale wieczorem wciąż stwierdzam, że grzeszyłam pychą.
Pójdź, moja oblubienico!
Popatrz, oblubienico moja, jak jestem opuszczony. Tak mało ludzi mnie kocha, czy nie zechciałbyś przyjść do mojego Serca i okazać mu miłość.
Tak mało od ciebie oczekuję, jedynie tego, byś mi otworzyła drzwi do swojego serca. Za tę małą ofiarę chcę ci się odwdzięczyć. O, Boski... Chcę ci przynieść dar łaski, dar miłości, dary duchowe i cielesne, a co więcej, chcę w tobie zapalić pożar miłości, za którą od tak dawna tęsknisz. Ty masz do wykonania jedno: z wdzięcznością otworzyć drzwi swojego serca.
Oblubienico moja, pójdź! Pójdź na moje Serce i do mojego Serca. W nim znajdziesz pociechę, w nim znajdziesz zrozumienie. Tak wiele mam ci do powiedzenia. Mój głos jednak jest tak delikatny, że tylko ten go odczuje, kto spocznie na moim Sercu.
Pójdź, oblubienico moja! Wiem, że chcesz mi opowiedzieć o swoich udrękach. Przyjdź i opowiadaj mi o nich, a ja cię uspokoję tym, że ukażę ci „krzyż Miłości”.
Wiem, że miłujesz krzyż, gdyż w nim najwięcej mnie miłujesz, tylko mnie, dlatego cię wołam do „krzyża miłości”, abyś na chwilkę położyła się na nim. Nie bój się, oblubienico moja, przyjdź, na krzyżu nie spotka cię nic nieprzyjemnego. Pamiętaj, mój krzyż jest lekki, a moje brzemię słodkie. Ja wiem, że się go nie boisz!
Wiem, że jesteś moją wierną oblubienicą, dlatego chodź, wstąp do mojego Serce tęskniącego za tobą.
Pójdź, oblubienico moja, odnowimy triumf zaślubin. Włożę ci nowy welon na głowę, ja sam wyszlifuję twój pierścień, gdyby świat pozbawił go blasku.
Pójdź, oblubienico moja, włożę ci na głowę nowy wieniec. Nowy, zielony, wieniec nadziei.
Pójdź, oblubienico moja, dam ci do ręki strzałę, mocną wiarę, kotwicę ocalenia, na czas wielkiej burzy.
Dam ci miłość, abyś mnie pokochała. ona pomoże ci walczyć i zwyciężyć. Kiedyś przyjdziesz do mnie z palmą zwycięstwa.
Pójdź, oblubienico moja, moje Serce na ciebie czeka.
A ty, Jezu, nie dopuść, by mnie ktoś od ciebie odłączył i od wspólnoty, do której mnie powołałeś.
Cała jestem twoja, cała, moje serce, moja krew, moje krótkie życie należy do ciebie... Chcę być ujarzmiona przez twoją boską Miłość.
Tak, tęsknię za cierpieniem, gdyż nie należę już do siebie. Daj swojej oblubienicy pić z twojego kielicha żółci.
Świat będzie się śmiać, ale ja żarliwie pragnę być jak ty, o, mój umiłowany Chrystusie, męczennicą.
Ileż samopoświęcenia, bohaterskiej cierpliwości, ile skromnego i ile ukrytego cierpienia ukrywa w sobie to słowo. Błogosławieni cisi, albowiem do nich należy wszelkie zwycięstwo.
Teraz, mój Jezu, gdy się tobie poświęciłam cała i całkowicie, pobłogosław mnie, abym mogła pracować na twoją cześć i chwałę.
Już muszę iść, Jezu, ale jak tylko pochwycę jakąś małą chwilkę, to przyjdę znowu cię odwiedzić.
Ostatni raz obwiniam się przed twoim Sercem... Ty mnie, już na ostatek, pobłogosław.
Gdy ręka Wszechmogącego burzy twoje różowe plany, nie płacz jak maleństwo, ale raduj się, pogwizduj sobie gdy chodzisz po kłujących cierniach, na każdym kroku całując skały. Także w tych najgroźniejszych upadkach jest ukryta iskra życia dla tych, którzy chcą żyć. Przecież za każdym ukłuciem człowiek staje się lepszy.
O sobie już dawno zapomniałam, dlatego piszę o wielkiej, wielkiej ofierze, o jednym skromnym życiu, które zgaśnie w Bożej miłości...
Gdy moją myśl, wzburzoną przerażającymi objawami, otoczy groza śmierci, gdy mój duch przerażony widokiem swoich grzechów przypomni mi twoją sprawiedliwość i będzie walczył z aniołem ciemności, który rad by zakryć przed nim twoją dobroć i napełnić moją duszę rozpaczą, wtedy, Jezu Miłosierny, zmiłuj się nade mną.
O, najdroższe Boskie Serce mojego Jezusa, tak cię obejmuję i całuję, jakbym trzymała cię w rękach.
Nic nie jest tak czyste, jak ty. Wszak jesteś samą czystością i świętością. Ale też nie ma niczego bardziej nieczystego ode mnie. Ty jesteś gorejącym ogniskiem miłości, a moje serce jest twardsze od marmuru i zimniejsze od lodu. Ty zawsze jesteś wielki, a ja jestem biednym prochem i popiołem, ba, lichsza nawet od robaczka, a chcę wciąż się wywyższać i błyszczeć. Jezu mój najłaskawszy, nie cierp już dłużej tego nieporządku we mnie, ale daj mi łaskę, abym mogła żyć całkowicie z tobą zjednoczona i ukryta w twoim Boskim Sercu, które sobie obieram za mieszkanie w doczesności i wieczności.
Chcę zapomnieć o sobie, aby myśleć tylko o tobie.
Z miłości do ciebie pragnę, aby się nie pamiętało o mnie i aby mną pogardzano. Wystarczy, że ty mnie zrozumiesz, że ty jeden będziesz mnie miłował.
Och, gdybym te wszystkie nieszczęsne miejsca, w których twoje najświętsze Serce tak sromotnie zhańbiono i gdzie wzgardzono przejawami twojej Boskiej miłości, mogła swoimi łzami zwilżyć i zmyć swoją krwią.
Ale jeszcze bardziej mnie frasuje i hańbi, mój najłaskawszy Zbawicielu, oraz sprawia jeszcze większą boleść i żal, że ja sama należałam do tych niewdzięczników.
Jakże byłabym szczęśliwa, gdybym mogła wycierpieć największe męki, aby naprawić wszystkie zniewagi, zbrodnie i występki, które ludzie tobie wyrządzili. Jeżeli jednak na to nie zasługuję, przynajmniej przyjmij szczere tego pragnienie.
O co mam ciebie prosić, Ojcze? Nie wiem... Ale ty sam wiesz najlepiej, co mi trzeba, ty mnie bardziej miłujesz, niż ja sama siebie.
Ojcze mój, daj swojemu dziecku to, o co ono nie umie prosić. Nie żądam, ani radości, ani smutku. Gdy jednak przyjdę do ciebie i przed tobą otworzę serce, spojrzyj na te potrzeby, o których ja nie wiem.
Uczyń wszystko według swojego miłosierdzia.
Porań moje serce miłością do ciebie, albo je uzdrów i upokorz, albo je podźwignij, gdy upadnie.
Korzę się przed twoją świętą wolą również wtedy, gdy jej nie rozumiem.
Mój Boże, już teraz przyjmuję z twoich rąk każdy rodzaj śmierci z jej trwogą, cierpieniem i bólem. Niech się dzieje tak, jak się tobie podoba. Już teraz z ochotą i całkowitym oddaniem przyjmuję każdą śmierć.
O, Matko nieustającej pomocy, (...) przyjmij mnie do grona swoich najgorętszych czcicieli, weź mnie pod twoją obronę, a to mi wystarczy. Gdy ty mnie bronisz, niczego się nie lękam, nawet swoich grzechów, bo ty mi wyprosisz odpuszczenie. Nie boję się też złego ducha, gdyż ty jesteś mocniejsza od wszystkich piekieł, nawet samego Jezusa Chrystusa, mojego Sędziego, gdyż jedną swoją modlitwą ty go udobruchasz. Boję się tylko jednego, że w pokusie i z niedbalstwa, zapomnę cię wzywać i wtedy niechybnie zginę.
Tylko ten może być dobry,
tylko ten może być święty,
kto wylał już wszystkie łzy i dużo cierpiał.
Korzeniem jest Jezus, ja jestem latoroślą, listkiem...
Tylko dla ciebie chcę żyć i dla nikogo innego, i tylko z miłości do ciebie chcę przezwyciężać moje złe skłonności. Nie dla ludzi, aby mnie chwalili, ale dla Boga, aby był ze mnie zadowolony. Często słyszę głos mego Jezusa: „Otwórz mi, siostro moja, przecież jestem twoim bratem. Otwórz mi, moja gołąbko, przecież posyłam ci mojego ducha radości. Otwórz mi przyjaciółko moja, gdyż jestem twoim oblubieńcem, otwórz mi swoje serce z radością i miłością. Przygotuj mi w swoim sercu pocieszenie, radość i odpoczynek.”
Odwieczny Ojcze, ofiarowuję Ci moje życie na większą twoją cześć i chwałę. Mój ostatni oddech i moje ostatnie uderzenie serca łączę z twoim, z oddaniem twojego Boskiego Syna na wszystkich ołtarzach, na których będzie się tobie ofiarowywał w momencie mojej śmierci. Obym się kłaniała tobie przez Niego i z nim. Obym Ci dziękowała za wszystką miłość, którą obdarowywałeś mnie przez całe życie. Obym cię przebłagała za wszystkie grzechy, za które mam być dla ciebie ofiarą pojednania. I obym odcierpiała wszystkie kary za grzechy, by moje zjednoczenie z tobą nie odwlokło oczekiwanie w czyśćcu. Proszę cię o wieczne zbawienie dla mnie i o zbawienie wszystkich dusz, które dałeś mi tu na ziemi. Przez Jezusa, z nim i w nim niech tobie Boże, Ojcze wszechmogący, w jedności Ducha Świętego, będzie chwała i cześć.
Serce mojego złotego Pana:
Napraw, co popsułam,
dopełnij, co zaniedbałam,
odpuść, co zgrzeszyłam,
pobłogosław, co dobrego uczyniłam.
(Meditacie a modlitby sestry Zdenki, Na vydanie pripravil Anton Habovstiak, tłum. Wacław Oszajca)
opr. ab/ab