Fragmenty książki "Katoliccy teolodzy XX wieku. Od neoscholastyki do mistyki oblubieńczej"
Fergus Kerr KATOLICCY TEOLODZY XX WIEKU
|
|
Łatwo zrozumieć, co stanowiło problem: rzecz tyczyła się natury prawdy. Można kwestionować, czy narzucanie struktury studiom filozofii w formie dwudziestu czterech tez tomistycznych było mądrym posunięciem. Wydaje się zastanawiające, do jakiego stopnia przeciętny kurs filozofii w seminarium faktycznie dostosowywał się do tego wzoru. W każdym razie przeznaczeniem większości studentów, którzy trafiali do seminariów prosto ze szkół, nigdy nie było zdobycie kompetentnej wiedzy filozoficznej. Mogli oni uczynić niewiele więcej ponad pamięciowe opanowanie argumentów, aby odtworzyć je podczas krótkich (zawsze ustnych) egzaminów. Kurs podzielony był na ontologię, kosmologię, psychologię i teodyceę — zajęcia obejmowały zatem kolejno zagadnienia związane z bytem, naturą, duszą i Bogiem.
Celem ośmiu tez z dziedziny ontologii było ugruntowanie różnicy pomiędzy tym, co jest czystym aktem, a tym, co jest złożone z potencji i czynu. Innymi słowy przed wszelkimi rozważaniami związanymi z biblijną nauką o stworzeniu studenci uczyli się, jak wyjaśniać, że pomiędzy Bogiem a wszystkim innym istnieje radykalna różnica co do istoty. Bóg nie jest bytem w ten sam sposób, w jaki my nim jesteśmy; Bóg określany jest jako „czysty akt bycia”, ipsum esse subsistens, który nie jest zależny od żadnej istoty lub wydarzenia. W Bogu nie ma potencjalności; gdyby istniała, oznaczałoby to, że Bóg wymagał jakiejś innej istoty lub wydarzenia, które mogłoby Go dopełnić. W Bogu nie ma „możliwości”, potencjału, który musi być zrealizowany. Jest to kwestia racjonalnego dowodu, nie zaś coś, w co jedynie wierzymy.
Pewne byty złożone z potencji i czynu są cielesne, a niektóre z nich mają dusze, jak utrzymuje piąta teza kosmologiczna. Zasadniczo celem było tu ugruntowanie poprawnego rozumienia (względnej) autonomii naturalnego porządku, z jego podstawową teleologią. Było to ważne: należało pokazać, że świat fizyczny działa w oparciu o własne, naturalne zasady — nie będąc podtrzymywany przez regularne dopływy boskiej łaski, bez konieczności permanentnego cudu. Mówiąc w skrócie, nauki przyrodnicze są dopuszczalne. Pod pewnymi względami kosmologia była kluczowym elementem programu, który ugruntował arystotelesowskie podstawy neoscholastycznego tomizmu.
Trzy tezy z dziedziny psychologii utrzymują, że dusza ludzka jest z natury nieśmiertelna (teza 15); że nie istnieje dualizm ciała i duszy (teza 16); jednak intelekt działa niezależnie od jakichkolwiek organów ciała (teza 17); nasze umysły mają bezpośrednią wiedzę o naturze rzeczy (teza 20); a wola jest podporządkowana intelektowi (teza 21).
Cały kurs kulminuje się w trzech tezach z dziedziny teodycei: istnienie Boga można udowodnić poprzez argumenty kosmologiczne (teza 22); boska natura jest poprawnie określana jako czysty akt lub realny byt (teza 23); tylko Boga można nazwać stwórcą (teza 24).
Wiele można by powiedzieć o tych tezach. Jak pokazują standardowe podręczniki, kosmologia obejmowała rozważanie takich terminów, jak: substancja i przypadek, forma i materia — terminologia filozoficzna wymagana (przykładowo) do nauki o przeistoczeniu. Teodycea oczywiście obejmuje jedynie początki w teologii naturalnej, nie rozciągając się na usprawiedliwienie sposobów działania Boga w świetle problemu zła.
W psychologii program miał przedstawiać argumenty metafizyczne, które udowadniają, że posiadamy nieśmiertelne dusze — to nie tylko kwestia wiary lub intuicji. Niezależnie, czy mamy powstać z martwych, czy też nie, istnieją metafizyczne argumenty dowodzące ludzkiej nieśmiertelności. Po drugie, nasza wiedza o rzeczach dotyczy rzeczy takimi, jakimi są — nie tylko takimi, jakimi być się zdają. Nie jesteśmy ofiarą wyborów fenomenalizmu, które ściągają na nas obawy, czy posiadamy wiedzę o czymkolwiek poza zawartością naszych głów.
Wreszcie istnienie Boga da się udowodnić filozoficznie. Raz jeszcze: nie jesteśmy zależni od intuicjonizmu, odgórnych założeń czy samej wiary. Da się wyrozumować swoją drogę do prawdy, że Bóg istnieje — nie poznajemy jej ze świadectwa lub przez wzgląd na autorytet innych; nie jest to również prawda, która wyrasta z naszego wnętrza jako produkt instynktu, uczucia lub intuicji.
Mówiąc w skrócie, od teologów oczekiwano, że zajmą swoje stanowisko w sprawie realistycznej metafizyki, filozofii nauki, epistemologii i naturalnej teologii, ujętych bez wątpienia nieco abstrakcyjnie w tezy tomistyczne — które mimo to pokazują, że wiara chrześcijańska, przynajmniej w swej katolickiej formie, nie jest w opozycji wobec wszelkiego rozumu. Wręcz przeciwnie, jak wie każdy tomista, „[skoro bowiem] łaska nie niweczy natury, ale [...] doskonali ją, trzeba by ze swej strony rozum przyrodzony służył ulegle wierze, tak jak przyrodzona skłonność woli ulegle poddaje się miłości Bożej” (Summa Th eologia 1a. 1, 8 ad 2m).
Pasterze Kościoła rzymskokatolickiego byli na swój sposób zdecydowani, aby podtrzymywać roszczenia rozumu przeciwko pokoleniu teologów, których podejrzewali o optowanie raczej za autorytetem intuicji, świadectwa, tradycji, a zwłaszcza „doświadczenia”8. Historia dwudziestowiecznej teologii katolickiej to dzieje usiłowań wyeliminowania teologicznego modernizmu poprzez cenzurę, dymisje i ekskomuniki oraz odradzania się kwestii, których nie dało się stłumić tymi metodami.
8 A. Maggiolini, Magisterial teaching on experience in the twentieth century: from the Modernist crisis to the Second Vatican Council, „Communio” 23(1996), 224-243.
opr. aw/aw