Zmartwychwstanie powszednie

Wielkanoc da się zrozumieć, gdy patrzymy na nią przez bramę Krzyża...

Wielkanoc to zmartwychwstanie, radość i nadzieja. Jakże ją jednak zrozumieć inaczej, jeśli nie w opozycji do śmierci, smutku i rezygnacji. Nie sztuka dać ponieść się emocjom, dobremu klimatowi świąt, odsuwając z niechęcią na „potem” myślenie o szarej poświątecznej rzeczywistości. Zmartwychwstanie jest dogmatem codziennym, a nie odświętnym.

Wiekowa prawda Kościoła powiada, że na Krzyż nie można patrzeć bez Zmartwychwstania, ale również na Zmartwychwstanie nie sposób spoglądać inaczej jak przez wąską, lecz jasną bramę Krzyża.

Spróbujmy zatem przyjąć tę Wielką Noc w perspektywie Wielkiego Piątku, a może dzięki temu będziemy bliżsi prawdy o drodze naszego wewnętrznego obumierania i odradzania się.

Na śmierć skazany

Kto z nas nie ma doświadczenia bycia przez inną osobę skazanym na wyśmianie, pogardę, zapomnienie, zepchnięcie w niebyt? Kto nie skazał drugiego na ból, stratę lub samotność? Większość z nas doznała braku miłości bliźniego lub sami zraniliśmy drugą osobę. Może nawet w chwili, gdy czytasz ten tekst, do oka ciśnie Ci się łza . Zostałeś zdradzony i nie wiesz dlaczego; nic wcześniej nie wskazywało, że do tego dojdzie. Pytasz siebie: jak „ten” człowiek mógł coś takiego zrobić? Jak można takim być?

Gdzie tu zmartwychwstanie? Może uda wam się w końcu znaleźć wspólny język z tym, kto was skrzywdził, albo kogo wy skrzywdziliście; wejść ponownie w relację, chociaż już „zmienioną”. Zbyt proste rozwiązanie? Do Zmartwychwstania prowadzą proste ścieżki.

Bierze krzyż na swoje ramiona

Ktoś zostaje odpowiedzialny za funkcjonowanie wspólnoty religijnej. Nie radzi sobie z tym ciężarem. Inni członkowie grupy nie chcą angażować się w organizowanie spotkań. On czuje, że gdyby poprosił o pomoc, mogłby ją uzyskać. Ale nie umie prosić. Jego naturalne uwarunkowania, charakter, temperament, nie pozwalają mieć nadziei, że coś zmieni się na lepsze. Wspólnocie groził upadek, gdyby nie przyjął funkcji. Więc podjął się. Po paru miesiącach do grupy dołącza kilka nowych osób. Klimat ulega zmianie; wspólnota zaczyna być twórcza, angażować się w dzieła dobroczynne. Ostatecznie funcję odpowiedzialnego przejmuje ktoś bardziej odpowiedni. Słaby, nierozgarnięty, lękliwy człowiek ratuje wspólnotę tych, którzy uważają się za lepszych i silniejszych od niego. Zmartwychwstanie wymaga ofiary; odrzucenie krzyża to odrzucenie Zmartwychwstania.

Po raz pierwszy upada pod krzyżem

Nigdy porażka nie boli tak bardzo, jak w momencie, kiedy nie podołaliśmy z urzeczywistnieniem własnego przedsięwzięcia. Łatwiej nam przełknąć porażkę , kiedy "zawaliliśmy" pracę wykonywaną „na zlecenie”. Osobiste marzenia, pragnienia i plany, utożsamiamy z sobą, z tym co w nas istotne. Kiedy nie udaje się ich zrealizować, to tak, jakby coś z nas umierało, coś okazywało się ułomne, chore i niepotrzebne. Może wczoraj, może dziś, po raz kolejny podjęliśmy próbę realizacji siebie, stawania się bardziej sobą. Jak? Przez podjęcie inicjatywy w pracy, rozmowy z zaniedbywaną żoną, mężem, dziećmi, próbę przełamania lęku, smutku, lub powrotu do praktyki codziennej modlitwy. Nie udało się po raz kolejny. Znowu jesteśmy mniejsi, przede wszystkim w swoich oczach. Znowu krzyż powszedni przygniótł nasze twarze do ziemi.

Spotyka swoją Matkę

Zdarza się dość często być niekochanym przez własną matkę lub doznać od niej nadopiekuńczej, zniewalającej miłości. Odpowiedzią dziecka jest: odsunąć się jak najdalej lub trwać w jej cieniu przez całe życie. Ale można też naprawdę „spotkać” własną matkę, co grozi ujrzeniem w niej naszego prawdziwego wizerunku; naszej krzywizny wewnętrznej wymagającej wyprostowania. „Grozi” Zmartwychwstaniem.

Szymon Cyrenejczyk pomaga nieść krzyż

Spróbuj przypomnieć sobie ludzi, którzy kiedykolwiek ci pomogli. Takich wobec których odczuwasz wdzięczność, gotów byłbyś stanąć na ich zawołanie w każdym momencie dnia i nocy. Nawet jeśli od długiego czasu nie miałeś z nimi kontaktu, może w ogóle tylko raz w życiu, skłonny byłbyś w najbliższej stosownej chwili im zaufać. Tacy ludzie byli w twoim życiu i tacy będą. Właśnie wtedy kiedy najmniej się tego spodziewasz, kiedy tracisz nadzieję na ratunek. Oni są posłańcami Zmartwychwstania.

Święta Weronika ociera jego twarz

Możliwe jest, że święta Weronika niezbyt interesowała się osobą Jezusa. Dostrzegła człowieka idącego z belką na ramionach, potykającego się z powodu napływającej do oczu krwi, uniemożliwiającej widzenie przeszkód. Przyzwyczajona była pomagać innym. Nie zastanawiała się długo Komu pomaga; zdawała sobie jednak sprawę, że może za to „oberwać” od żołnierzy. Robi swoje to, co jej mówi serce. Pomaga. Podchodzi, ociera twarz skazańcowi. W zamian otrzymuje dar, którego się nie spodziewała. Nie musiała niczego oczekiwać. Wystarczyło, że zrobiła to, co serce podpowiadało jej jako słuszne. Otrzymała Jezusa w wizerunku na chuście. Otrzymała Zmartwychwstanie.

Po raz drugi upada pod ciężarem krzyża

Drugi upadek, ten środkowy, nie jest tak szczególny jak pierwszy lub ostatni. Drugi upadek często bywa ignorowany. Towarzyszy mu apatia, rezygnacja i swoisty spokój. Mówimy sobie: „jest jak jest”, „nie ma się co szarpać”, „zadowolony jestem z tego, co mam, nie mam co narzekać”, „nie bądźcie tacy mądrzy, na was też przyjdzie czas”. Bywa to dość sympatyczne. Sympatyczne rycie twarzą w błocie.

Pociesza płaczące niewiasty

Lecz Jezus zwrócił się do nich i rzekł: „Córki jerozolimskie, nie płaczcie nade mną; płaczcie raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi! Oto bowiem przyjdą dni, kiedy mówić będą: <<Szczęśliwe niepłodne łona, które nie rodziły, i piersi, które nie karmiły>> (Łk 23,28n)

W obliczu tych słów, określenie „pociesza” wydaje się gorzkim żartem ze strony twórców „Drogi Krzyżowej”. Płaczące niewiasty, które pomyliły Mesjasza z nieszczęśnikiem, pomagającego z potrzebującym pomocy, symbolizują ludzi tworzących sobie w głowie własny karykaturalny obraz Boga. To Bóg, a przynajmniej Jego obraz, ma dopasowywać się do ich obrazu świata, a nie odwrotnie. Kreują rzeczywistość według „odkrytej” prawdy; Bóg nie ma dla ich żadnej ukrytej tajemnicy. Do takich osób nawrócenie przychodzi często po ostrych słowach, wydarzeniach, przeżyciach; Zmartwychwstanie musi się głośno dobijać.

Po raz trzeci upada pod krzyżem

Trzeci upadek owocuje rozpaczą. Rezygnacja drugiego upadku ustępuje szałowi trzeciego. „Szał” to odpowiednie słowo, a nawet „histeria”. Ten pozornie „kolejny” raz, kiedy się nie udało wygrać z własną słabością, zmienić siebie i świat wokół siebie, okazuje się być „jednym razem za dużo”. Do serca wdziera się przerażenie, panika i popłoch. Człowiek ma wrażenie, że znalazł się na samym dnie; stąd już nic nie widać, tylko ciemność. Dno pozwala jednak się odbić. Rozpoczyna się proces oczyszczania, najpierw wściekłość na siebie i na Boga, furia wyrzutów i przekleństw, następnie jednak przychodzi spokój i ukojenie. Wtedy człowiek zaczyna się modlić. Jakby w jednej chwili wszystko co było, odeszło; samo wspomnienie wydaje się śmieszyć swoją błahością. Ten moment między Bogiem a człowiekiem. to czas Zmartwychwstania Nic innego nie ma wtedy między nimi, tylko Zmartwychwstanie. Trzeci upadek okazuje się ostatnim upadkiem.

Z szat obnażony

Ktoś wstydzi się samego siebie; że jest gruby, brzydki, mało inteligentny, słaby, milczek, nieuważny, strachliwy, nadwrażliwy. Wyrabia sobie odruchy obronne, a kiedy któryś z nich zawodzi, inni widzą jego kompleks. Niemożność pokonania kompleksu boli jeszcze bardziej niż posiadanie znienawidzonej cechy. Czuje się obnażony, nagi, odczuwa wstyd i niechęć do samego siebie. W oczach innych widzi dezaprobatę, ale w tym samym miejscu może dojrzeć również akceptację. Otwieranie się na innych, okupione wstydem, przynosi wyzwolenie. Nie ma innej drogi do Zmartwychwstania jak przez Obnażenie.

Przybity do krzyża

Pozwolę sobie na zaproponowanie swoistej metonimii nazwy tej stacji: „Unieruchomiony przez układ personalny”. Jaki układ? Na przykład: pracownik wobec dylematu: czy oszukiwać firmę, jeśli „wszyscy” inni to robią; wierząca studentka zastanawiająca się czy współżyć z chłopakiem, z którym jest od dwóch lat, a który jako obojętny religijnie nie rozumie jej sprzeciwów i interpretuje jako „wymysły i brak zaufania”; dziecko pomiędzy dwojgiem skonfliktowanych rodziców, zrozpaczone wymaganiem opowiedzenia się po stronie któregoś z nich. W takich przypadkach rozwiązanie jest proste (do "pomyślenia", ale nie do wykonania) lub rozwiązania nie widać. Na Zmartwychwstanie zaś można zapracować lub w beznadziejnym przypadku: zaufać w Jego moc, bo ono nigdy nie zarzuca walki o człowieka

Na krzyżu umiera

Najbliższym spotkaniem ze śmiercią nie jest własne duchowe obumieranie; jest nim śmierć kogoś bliskiego. Wtedy coś w nas umiera realnie. Trudno radzić cokolwiek mężczyźnie, który prowadząc samochód z nieuwagi spowodował wypadek, zabijając własną żonę i córeczkę. Nie można nie uznać prawdziwości jego odczucia, że „jakoś” umarł. Nie trzeba go do niczego przekonywać, tłumaczyć, nawracać. On w rozumieniu własnej sytuacji jest dalej, niż my w ogóle możemy podejrzewać. Można mu dodać otuchy, po prostu siedząc obok. W doświadczeniu śmierci bliskich spotyka się i „kłóci się” ze Zmartwychwstaniem w sposób, który dla nas nigdy nie będzie dostępny. Oby nie był.

Zdjęty z krzyża

Złożony do grobu

Czas pomiędzy śmiercią a Zmartwychwstaniem jest bardzo trudnym okresem. Kiedy zawiedziemy innych ludzi, ich słuszne oczekiwania, kiedy widzą, że po raz kolejny upadliśmy i nie powstajemy, przestają wysyłać nam sygnały zainteresowania. Jak apostołowie i bliscy Jezusa, gdy skonał na krzyżu, popadli w rozpacz, smutek, gniew, zniechęcenie i obojętność, tak i nasi bliscy i znajomi po naszym upadku. Czujemy się opuszczeni przez wszystkich, na których liczyliśmy. Pytamy wtedy samych siebie: czy jest w takim razie sens starać się zmieniać, czy jest sens pragnąć Zmartwychwstania? Nic za tym nie przemawia. Zostaje nam wówczas, jak Jezusowi, jedynie Ojciec. On jest tym, dla którego warto podjąć wysiłek. Bliscy zaś, gdy już Zmartwychwstaniemy, okażą się godni i wdzięczni za nasze starania.

Święta Wielkanocne mają na celu „wspominanie” faktu Zmartwychwstania Odkupiciela naszego Jezusa Chrystusa; są także dobrą okazją do przypomnienia sobie Jego Zmartwychwstania w nas. Aby jednak je docenić, musimy zobaczyć jak się przedostawało do naszych serc, który upadek w nas pokonało, jaką głupotę wykorzeniło, jaką złość zneutralizowało, jaką samotność wypełniło, jaką krzywdę wynagrodziło. W Niedzielę Wielkanocną świętujemy Zmartwychwstanie nasze powszednie. W radości widzimy zwycięstwo nad smutkiem, w smutku możliwość zwycięstwa radości.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama