Opowiadania na Wielkanoc

Opowiadania na Wielkanoc


Opowiadania na Wielkanoc

Lynda Neilands

Kamienie krzyczą

(opowiadanie na Niedziele Palmową)

Pewnego razu na wysypisku gruzu spotkały się: kawałek krawężnika, płyta chodnikowa i kamień z bruku. Wszystkie trzy były wyszczerbione i połamane i wszystkie czuły, że bardzo źle je traktowano. Miały na bokach szczerby tak wielkie, jakby je zrobił słoń.

- Ludzie są tacy niewdzięczni - mruknął kawałek krawężnika. - Spędziłem swój pracowity żywot na skraju chodnika, pozwalając im przechodzić po mnie. Nigdy nikomu nie podstawiłem nogi. I jakie dostałem podziękowanie? Żadnego. Nadeszła grupa ludzi z kilofami i potłukła chodnik na kawałki.

Żywot płyty chodnikowej też nie był szczęśliwy.

- Spędziłam długie, pracowite lata pośrodku peronu na dworcu kolejowym, stale mając na głowie bagaże i ludzi - skarżyła się. - Zawsze znosiłam to spokojnie, ale też nie dostałam żadnego podziękowania. Któregoś dnia nadeszła grupa ludzi z dźwigami i zamieniła dworzec kolejowy w piętrowy parking dla aut.

Kamień brukowy także czul, że jego doświadczenia z ludźmi były jak najgorsze.

- Spędziłem pięćdziesiąt lat w nawierzchni mostu -zaszlochał. - Nie macie pojęcia, co ja musiałem znosić... Ludzie w samochodach i ciężarówkach jeździli po mnie przez cały czas, w dzień i w nocy. Często miałem ochotę ponarzekać, ale zamiast tego trwałem tam bez sprzeciwu. Czy chociaż jedna ludzka istota kiedykolwiek podziękowała mi za mój trud? Ha! Niedoczekanie! Poświęciłem pięćdziesiąt lat, służąc im, i co się stało? Jacyś ludzie z buldożerami zburzyli most - oto, co się stało.

Któregoś dnia, gdy trzy kamienie rozmawiały o tym, jaka niesprawiedliwość je spotkała, przyszła im wszystkim do głów ta sama myśl. Dość tego! Nadszedł czas, by rzucić hasło do rewolucji; czas, by wszędzie poruszyć skały i kamyczki, by zawalały się, spadały i przygniatały swoich władców - ludzi.

Ale był jeden problem. Rewolucja potrzebowała przywódcy.

Płyta chodnikowa spojrzała na kamień brukowy, a kamień z bruku popatrzył na kamień z krawężnika, ale jakoś żadne z nich nie miało ochoty podjąć się tego zadania.

I wtedy nagle przypomniały sobie, że głęboko wewnątrz sterty gruzu leży Starożytny Kamień, który tkwi tu od tysięcy lat. Potoczyły się więc na dół, by z nim porozmawiać.

- Planujemy obalenie Królestwa Tego Świata - wyjaśniły. -Wszystko, czego nam jeszcze potrzeba, to mądry, stary przywódca, taki jak ty... . Gdy mówiły, w żyłkach Starożytnego Kamienia jaśniała mądrość wieków, a jego czysta bici lśniła w słońcu.

- Ależ Wielki Przywódca już obalił Królestwo Tego Świata -odparł spokojnie Starożytny Kamień. - To się wydarzyło, kiedy byłem jeszcze młodym kawałkiem marmuru i leżałem sobie przy drodze do Jerozolimy. Byłem tam i mogłem zobaczyć, jak wjeżdża przez miejską bramę.

- Czy chcesz powiedzieć, że Wielki Przywódca wjechał do Jerozolimy na bojowym rumaku i rozbił ludzką potęgę na kawałki? — zawołał kamień z bruku.

- Nie - odpowiedział Starożytny Kamień. - Wjechał do miasta na osiołku i pozwolił, żeby to Jego pobito

- Pozwolił, żeby Go pobito! - Kamienie kołysały się przez chwilę ze zdumienia. -Ależ to nie ma sensu!

- To ma duchowy sens - powiedział Starożytny Kamień. -Bo widzicie, On przybył, aby założyć Królestwo Miłości; a tego nie dokona się żadna bronią. Nie, On wiedział, że jedyny sposób, by to zrobić, to pozwolić ludziom zranić Jego ciało i przelać Jego krew.

Po tych słowach nastąpiła długa cisza. Pod pokruszoną powierzchnią gorzki gniew kamieni topniał.

- Chciałbym usłyszeć więcej o tym Królu i Jego Królestwie Miłości - powiedział wreszcie kamień brukowy.

- Tak sobie właśnie pomyślałam, czy On wspominał coś o kamieniach? - dodała z nadzieją w głosie płyta chodnikowa. Starożytny Kamień zaczął migotać.

- Ciekawe, że o to zapytałaś. Tego dnia, kiedy wjeżdżał do Jerozolimy, dostojnicy ze świątyni próbowali Go nakłonić, żeby uciszył swoich wyznawców. Ale On odwrócił się i powiedział, że nawet jeśli ludzie przestaną wołać, kamienie będą krzyczały.

- Coś takiego! Tak powiedział! O nas! - Trzy kamienie omal nie popękały z wrażenia.

- To były Jego słowa - odparł Starożytny Kamień.

- Wspaniale! Co prawda nie było nas tam wtedy - powiedział kamień z bruku. -Ale możemy przyłączyć się teraz!

I tak też zrobiły Wołały radośnie: „Hosanna! Hosanna! Hosanna!".

A potem wszyscy mogli usłyszeć odgłos potężny jak grzmot, bo wszystkie kamienic z wysypiska przyłączyły się do okrzyku.

Zagadnienie poruszone w opowiadaniu:

Cel, jaki przyświecał Chrystusowi, gdy wjeżdżał do Jerozolimy.

Fragment z Pisma Św.

Ewangelia wg św. Łukasza 19:29-40.29.

A gdy się zbliżył do Betfage i do Betanii, do Góry zwanej Oliwną, wysłał dwóch spośród uczniów swoich, 30. Mówiąc: Idźcie do wioski naprzeciwko, w której, gdy do niej wejdziecie, znajdziecie oślę uwiązane, na którym nikt z ludzi jeszcze nie siedział, i odwiązawszy je, przyprowadźcie. 31. A jeśliby was kto pytał: Dlaczego odwiązujecie, powiedzcie tak: Pan go potrzebuje. 32. A gdy odeszli ci, którzy zostali wysłani, znaleźli, jak im powiedział. 33. Gdy zaś oni odwiązywali oślę, rzekli jego właściciele do nich: Dlaczego odwiązujecie oślę? 34. A oni rzekli: Pan go potrzebuje. 35.1 przywiedli je do Jezusa, i narzuciwszy swoje szaty na oślę, wsadzili na nie Jezusa. 36. A gdy On jechał, rozpościerali szaty swoje na drodze. 37. A gdy zbliżał się już do podnóża Góry Oliwnej, zaczęła cala rzesza uczniów radośnie chwalić Boga wielkim głosem za wszystkie cuda, jakie widzieli, 38. Mówiąc:

Błogosławiony, który przychodzi
Jako król w imieniu Pańskim;
Na niebie pokój
I chwała na wysokościach.

39. A niektórzy faryzeusze z tłumu mówili do niego: Nauczycielu, zgrom uczniów swoich. 40. I odpowiadając, rzekł: Powiadam wam, że jeśli ci będą milczeć, kamienie krzyczeć będą".

Wskazówki dla osoby opowiadającej

Fragment z Ewangelii wg św. Łukasza (19:29-40) przeczytaj przed opowiadaniem. Po opowiastce pokaż dzieciom obrazek z wiwatującym tłumem i wyjaśnij, że Jezusa wjeżdżającego do Jerozolimy powitano z entuzjazmem. Problem polegał na tym, że ludzie wołający „Hosanna!" i „Hurra!" nie wiedzieli, po co się tam zjawił. Zapytaj dzieci, dlaczego ich zdaniem Bóg wysłał do nas Jezusa. Postaraj się podkreślić fakt, że Jezus przybył, zęby naprawić popsute relacje z Bogiem. Zakończ wierszykiem: ZABAWA

Hosanna, Hosanna, Słuchaj, jak ludzie wołają. Jadącego na osiołku Króla pozdrawiają. Jedzie do Jerozolimy W pokorze i miłości, To Jezus i Mesjasz, Z nieba tu zagościł.

(Dzieci przez cały czas uderzają w puste pudełka lub w podłogę, aby naśladować stukot kopytek osiołka.)

Piosenki polskie

Alleluja, Twe słowo, Chryste (ŚNPKR 82)
Chryste, króluj! Chryste, zwyciężaj! (ŚNPKR 84)
Gdyby Pan nie dał nam chleba (LD 18, ŚPPW 89)
Gdyby Bóg nie kochał nas (ŚP82.L29, ŚPPW 152, ŚNPKR 445)
Hosanna Synowi Dawidowemu (ŚNPKR 1000)
Hosanna - Śpiew na Niedzielę Palmową) (ŚNPKR 99)
Króluj nam, Chryste, zawsze i wszędzie (ŚNPKR 114)
Marana tha! Przyjdź, Jezu, Panie (ŚP 90, SW 47, L 43, ŚPPW 86)
O, dniu radosny, pełen chwały (ŚNPKR 127)
Piosenki angielskojęzyczne
At the name ofJesus (JP 13)
Children of Jerusalem (JP 24)
Ride on, ride on in majesty (JP 209)
Sing we the King who is commig to reign (JP 218)
We have the King who rides on a donkey (JP 264)
Coing up to Jerusalem (JP 354)
Mąkę way, make way (SOFK 131, JP 427)
The journey of life may be easy, may be hard (JP 468)
Easter jubilation (SOFK 26)

Obcym wstęp wzbroniony

(opowiadanie na Wielki Tydzień)

Pewnego ranka biedny, bosy chłopiec, Robert Robertson, wyruszył do lasu z wiaderkiem. Postanowił, że nazbiera tyle jeżyn, żeby napełnić wiaderko aż po brzegi, a potem sprzeda owoce na targu, by jego rodzice mieli pieniądze na zapłacenie czynszu. Ale po dwóch godzinach wędrowania tu i tam po leśnych ścieżkach Robert miał zaledwie tyle jeżyn, żeby przykryć dno wiaderka.

— Marnuję tylko czas. Właściwie równie dobrze mógłbym wrócić do domu — westchnął.

I wtedy właśnie znalazł to, czego szukał: krzewy jeżynowe uginające się od ciężaru ogromnych, dojrzałych i soczystych owoców. Był tylko jeden kłopot. Te jeżyny nie rosły ot, tak, przy drodze. Rosły na polu. Pole to należało do pana Donalda MacLeniwego, a na furtce w ogrodzeniu był napis: „Obcym wstęp wzbroniony". Robbie wiedział, co ten napis oznacza: że każdy złapany na polu będzie miał nie lada kłopoty. Ale jego rodzice bardzo potrzebowali pieniędzy, a teraz nadarzyła się jedyna okazja,

żeby je zdobyć. Dlatego chłopiec przekradli się przez zniszczone ogrodzenie, podbieg} do krzaków i zaczął zbierać owoce. W kilka chwil jego wiaderko było pełne. Robert właśnie sam sobie gratulował, kiedy usłyszał czyjeś kroki. Ktoś nadchodził. Chłopiec rozejrzał się i zobaczył starego Alberta, służącego Donalda MacLeniwego, zmierzającego ku niemu przez pole. Chłopak natychmiast próbował uciec, ale to nie było takie proste. Jeżynowe kolce łapały go za włosy i szarpały jego ubranie. A do tego - katastrofa! - nadepnął na gwóźdź.

- Auuuć! - Robert upadł na ziemię i jęcząc chwycił się za zraniona stopę.

W chwilę potem zobaczył starego Alberta, stojącego nad nim jak wieża - potężnego, surowego człowieka, wielkiego jak góra. Robert miotał się między bólem stopy a strachem przed kara.

- Proszę... proszę, nie wydawaj mnie panu Donaldowi -błagał. Ale z jakiegoś powodu Albert, zamiast odpowiedzieć, po prostu stał, wpatrując się w długie kolce jeżyn, wplątane we włosy Roberta.

- A wiesz, co ja sobie myślę? - powiedział wreszcie. Chłopiec przecząco pokręcił głową.

- A ja sobie myślę, jak mój Pan cierpiał, czując kłujące ciernie na swojej głowie.

Stary Albert pochylił się i delikatnie powyjmował kolce. Potem przyklęknął, wyjął chusteczkę z kieszeni i zaczął bandażować stopę Roberta.

- A wiesz, co ja sobie myślę? - spytał znowu. - A ja sobie myślę, jak mój Pan cierpiał przez gwoździe w swoich stopach. Teraz Robert zorientował się, że kiedy stary Albert mówi o swoim Panu, nie myśli o Donaldzie MacLeniwym - on nigdy nie poczuł ukłucia ciernia na czole ani bólu stopy zranionej gwoździem. Nie. Stary Albert mówił o kimś zupełnie innym, a Robert bywał na tyle często w kościele, żeby wiedzieć, kim był ten ktoś. A co więcej, właśnie przypomniał sobie, co mówił ksiądz - coś, co akurat teraz, gdy został przyłapany na gorącym uczynku z wiaderkiem skradzionych owoców obok napisu ,0bcym wstęp wzbroniony", nagle wydało mu się dobrą wiadomością.

-Albercie, słyszałem, że twój Pan przebaczyłby obcemu na swoim polu - powiedział. - Czy to prawda?

- Uhm, mały - staremu służącemu rozpogodziły się oczy -Mój Pan przebaczyłby obcemu każdego wzrostu i pochodzenia. Radość Roberta nie trwała długo. Przerwał ją odgłos kopyt „tatta ta, tafta ta, tatta ta". Czarny koń pędził ścieżką, a na jego grzbiecie... pan Donald.

- Ratuj mnie! - szepnął Robert blady ze strachu. - On na pewno mnie ukaże!

Ale Robert nie spodziewał się, że stary Albert zrobi to, co zrobił. Gdy pan Donald zbliżał się do ogrodzenia, służący podniósł wiaderko Roberta i podszedł do jeżynowych krzewów. Postawił wiaderko na trawie i stanął przy nim, pochylając się nad owocami.

- Albercie! Co ty sobie wyobrażasz? - ryknął jego pan. Był tak wzburzony tym, co zobaczył, że nawet nie zauważył Roberta. - Płacę ci za naprawianie płotów, nie za kradzież owoców z mojej ziemi. Jesteś zwolniony! - zawołał pan Donald i odjechał. Robert otworzył buzię ze zdziwienia. Naprawdę wyglądał teraz jak jeden wielki znak zapytania. Dlaczego? Dlaczego stary Albert wziął na siebie całą winę? Stary służący podszedł i usiadł koło chłopca. Wydawało się, że czyta w jego myślach.

- Powiem ci, dlaczego, mój mały - wyjaśnił prosto. - Mój Pan wziął na siebie winę za mnie. Gdy pół godziny później obaj jeszcze siedzieli i rozmawiali, pan Donald wracał tą samą drogą. Ale tym razem nie

wyglądał na zagniewanego, lecz na zmartwionego. Właśnie zdał sobie sprawę, że żona będzie na niego zła za wyrzucenie z pracy starego Alberta i miał nadzieję, że jeszcze nie jest za późno, żeby wszystko odwrócić.

- Przykro mi, że się uniosłem, Albercie - powiedział z przymilnym uśmiechem. - Naprawdę jesteś wspaniałym służącym i dobrze służysz mojej rodzinie od wielu lat. Dlatego proszę, zapomnij, co ci powiedziałem. Stary Albert mrugnął do Roberta.

- Chętnie wszystko zapomnę, panie Donaldzie - skinął głową - pod jednym warunkiem. Myślę, że człowiek w moim wieku powinien już mieć pomocnika. I myślę, że byłoby bardzo dobrze, gdyby dal pan tę pracę temu oto małemu Robertowi Robertsonowi.

- Och... no dobrze - odparł pan Donald, który zorientował się, że nie ma wyboru.

- I myślę sobie jeszcze, że chłopak mógłby dostać na początek zaliczkę - dodał sprytnie służący. Mrużąc oczy, pan Donald wsunął rękę do kieszeni i wręczył Robbiemu srebrną monetę. Tak więc dzięki staremu Albertowi skończyło się na tym, że zamiast zostać ukaranym, Robert wrócił do domu, mając zapewnioną stałą pracę i do tego pieniądze na czynsz. Ale najlepsze ze wszystkiego było to, że chłopiec poznał cudowne poczucie przebaczenia. Rozumiał teraz, co znaczyły ciernie, gwoździe i niewinny człowiek biorący na siebie winę. Zaczynał od nowa, z duchowym bogactwem - a wszystko to dzięki Panu, któremu służył stary Albert.

Zagadnienie poruszone w opowiadaniu

Kiedy Jezus umierał na krzyżu, wziął na siebie nasze winy.

Fragment z Pisma Św.

Ewangelia wg św. Mateusza 27:27-31. 27. Wówczas żołnierze namiestnika zabrali Jezusa na zamek i zgromadzili wokół niego cały oddział. 28.1 zdjęli z niego szaty, i przyodziali go w płaszcz szkarłatny. 29. I uplecioną z ciernia koronę włożyli na głowę jego, a trzcinę dali mu w prawą rękę jego, i upadając przed nim na kolana, wyśmiewali się z niego i mówili: Bądź pozdrowiony, królu żydowski! 30. I plując na niego, wzięli trzcinę i bili go po głowie. 31. A gdy go wyśmiali, zdjęli z niego płaszcz i oblekli go w szaty jego, i odprowadzili go na ukrzyżowanie".

Wskazówki dla osoby opowiadającej

Przed przystąpieniem do opowiadania pokaż dzieciom napis „Obcym wstęp wzbroniony" i zapytaj, co te słowa znaczą. Zwróć uwagę na szersze znaczenie słowa „obcy". Po opowiadaniu zadaj dzieciom następujące pytania: „Kim był Pan starego Alberta? Dlaczego stary Albert powiedział, że jego Pan czuł ukłucia cierni na swoim czole i ból sprawiany przez gwoździe tkwiące w stopach? Co miał na myśli stary Albert mówiąc, że jego Pan wziął na siebie jego winy?" (Kiedy Jezus umarł na krzyżu, wziął na siebie winę każdego, kto złamał Boże prawa). Podkreśl, że my wszyscy jesteśmy „obcymi", „intruzami" w tym sensie, że wszyscy naruszyliśmy Boże prawa. Według przepisów oznacza to, że powinniśmy czuć się przerażeni i winni. Ale zamiast tego mamy cudowną świadomość boskiego wybaczenia, dzięki temu, co zrobił dla nas Jezus.

Piosenki polskie

Gdyby Bóg nie kochał nas (ŚP 82, L 29, ŚPPW 152, ŚNPKR 445)
Idziesz przez wieki (Siedl. 528, ŚPPW 19, ŚNPKR 36)
Jesteś, Panie, winnym krzewem (ŚPPW 329, ŚNPKR 104)
Jezu, Miłości Twej (ŚNPKR 108)
Już gościsz, Jezu, w sercu mym (SNPKR 111)
Niech żyje Jezus zawsze w sercu mym (SNPKR 118)
O Chryste, Królu Serc (SNPKR 123)
O Panie, Ty nam dajesz Ciało swe i Krew (SPPW 215, SNPKR 138)
O, Serce Jezusa, u Ciebie schronienia (SNPKR 141)
Powiedz ludziom, ze kocham ich (D 26, SW 64, BPn 142, ŚPPW 118, SNPKR 58)
Ty wskazałeś drogę do miłości (D 42, SW 66, BPn 48, ŚPPW 130, SNPKR71)
Wiem to - Jezus kocha mnie (SPPW 23)
Zbawienie przyszło przez Krzyż (L 77, SW 80, BPn 43, ŚPPW 65, SNPKR 171)

Piosenki angielskojęzyczne

Come and praise the Lord our King (JP 34)
God sent His Son, they call Him Jesus (JP 58)
He paid a debt Hę did not owe (JP 77)
He was pierced (SOFK 56)
I met You at the cross (JP 103)
It is a thing most wonderful (JP 117)
Oh the love that drew salvation's plan! (JP 181)
Thank You for the cross (SOFK 159)
One day when heaven was filled with His praises (JP 187)
Praise Him! Praise Him! Jesus our blessed Redeemer! (JP 203)
Saviour o f the worid, thank You for dying on the cross (JP 216)
To God be the glory! Great things He has done! (JP 259)
Sorry Lord, for all the things (JP 463)

W obliczu faktów

(Niedziela Wielkanocna)

Cześć, mam na imię Tomasz. Byłem jednym z dwunastu uczniów Jezusa, a jestem tutaj dzisiaj, bo wierzę, że fakty są bardzo ważne. Patrząc na was, od razu mogę powiedzieć, że jesteście całkiem dostrzegalną gromadką - głowy na swoim miejscu, stopy mocno na ziemi. To mi się podoba. Ja sam zawsze starałem się stać mocno na ziemi, to znaczy kiedy jeszcze tu byłem... Pamiętam, jak kiedyś Jezus opowiadał nam, uczniom, o niebie. „Wy znacie drogę do miejsca, do którego zmierzam" - mówił. Cóż, reszta uczniów siedziała dookoła, po prostu potakując. Byłem jedynym, który zabrał głos.

„Panie" - powiedziałem - „ale my nie wiemy, dokąd Ty zmierzasz, więc jak możemy znać drogę?".

„Ja jestem drogą" - odparł Jezus. Ale dalej nie powiedział nam, dokąd się wybiera. Ciągle się jeszcze zastanawiałem, dokąd On się wybiera, kiedy po prostu tam poszedł i już! Poszedł tam na oczach tłumu ludzi, z gwoździami w dłoniach i wielką ziejącą raną po włóczni w boku. Krótko mówiąc, został ukrzyżowany. Jeśli o mnie chodzi, to starałem się podchodzić do tego wszystkiego praktycznie. To mógł być koniec wszelkich moich nadziei. Mogłem być właśnie świadkiem kresu życia najcudowniejszej osoby, jaka kiedykolwiek znalem. Mogłem wewnątrz czuć się tak, jakbym to ja był ukrzyżowany, ale zrobiłem, co w mojej mocy, żeby stawić czoło faktom. A to znaczyło, że kiedy Maria Magdalena przyszła w pierwszą niedzielę po tym, co się stało, promieniejąc jak latarnia i wołając: „On żyje!", ja byłem zupełnie niewzruszony. „Ma halucynacje" - powiedziałem, nie owijając w bawełnę. „Skoro ciało Jezusa zniknęło, to dlatego, że ktoś je ukradł". Potem wyruszyłem w drogę. Powiem wam, że cały ten entuzjazm Marii był mi potrzebny jak dziura w moście. Jezus umarł. Tak właśnie się stało. I koniec.

Na przekór mnie - pozostali uczniowie byli innego zdania. Dogonili mnie następnego dnia, wszyscy tak samo radośni jak Maria. „Rozminąłeś się z Nim, Tomku. Jezus pojawił się wśród nas wczoraj wieczorem" - wołali. Myślę, że jakoś bym sobie z tym poradził. Mogłem się przecież odwrócić, uściskać ich i odejść, pozwolić, by moje nadzieje przepadły. Ale to nie w moim stylu. Stawiałem czoło faktom, pamiętajcie. A każda szara komórka w moim mózgu podpowiadała mi, że ludzie nie umierają na trzy dni, żeby potem znów powrócić do życia. Tak się po prostu nie dzieje! „Słuchajcie" - powiedziałem - „dopóki nie zobaczę na własne oczy śladów po gwoździach na Jego rękach i nic będę mógł dotknąć ich palcem, a dłoni włożyć do rany w Jego boku, nie uwierzę". Jednak wróciłem z nimi do Jerozolimy. Nawet jeśli nie potrafiłem zgodzić się z tym, co mówili, ani czuć tego, co oni czuli, nadal byli moimi najlepszymi przyjaciółmi. To się wydarzyło jakiś tydzień później, może trochę wcześniej. Siedzieliśmy razem, jak zwykle, aż tu nagle kto się pojawił w pokoju? Jezus! Tak po prostu! Bez anielskich trąb. Bez uprzedzenia. Ot, tak pojawił się między nami, mówiąc „Cześć" i wyglądając tak zupełnie normalnie, jak gdyby ani na sekundę nie odchodził. Niewiele brakowało, żebym poklepał Go po plecach i zawołał: „Hej, jak się masz", witając Go tak, jak zwyczajni, twardo stojący na ziemi ludzie witają spotkanych przyjaciół. A potem mój wzrok powędrował z Jego twarzy, która wyglądała dokładnie tak samo, na Jego dłonie, które nie wyglądały tak jak zwykle. I wtedy wydałem jakiś zduszony okrzyk. A On podszedł do mnie. „No, dalej. Dotknij śladów po gwoździach, Tomaszu". Było jasne, że wiedział, co mówiłem wcześniej. „Włóż dłoń w mój zraniony bok. Przestań wątpić i uwierz". Już kiedy mówił, porwała mnie przytłaczająca fala wiary i padłem na kolana u Jego stóp. Po raz pierwszy dowiedziałem się, kim był naprawdę. Może wcześniej wierzyłem w to tak pół na pół, ale teraz byłem absolutnie pewien. „Mój Panie i Boże!" -zawołałem. I właśnie tutaj wy się pojawiacie. Bo kiedy Jezus pomagał mi wstać, powiedział: „Ty uwierzyłeś, bo mnie zobaczyłeś, ale szczęśliwi ci, którzy nie widzieli, a mimo to uwierzyli". Rozumiecie? „Ci, którzy nie widzieli" to mężczyźni, kobiety, dziewczynki i chłopcy - całe miliony - którzy, tak jak wy, żyli przez te dwa tysiące lat, odkąd Jezus poszedł tam, dokąd się wybierał, czyli do nieba. No i tak mam dla was nowinę. Chcę, żebyście stanęli z nią twarzą w twarz i obserwowali, jaki ma wpływ na wasze tajemne „ja". Czy potrząśniecie głową, wzruszycie ramionami, uśmiechniecie się z pobłażliwością, mówiąc „no, gdyby tylko...", czy coś w tym rodzaju? Czy też jest to najlepsza nowina, jaką w życiu słyszeliście? Oto ta nowina: Jezus żyje!

Zagadnienie poruszone w opowiadaniu

Jezus powstał z martwych.

Fragment z Pisma Św.

Ewangelia wg św. Jana 20:24-31. „24. A Tomasz, jeden z dwunastu, zwany Bliźniakiem, nie był z nimi, gdy przyszedł Jezus. 25. Powiedzieli mu tedy inni uczniowie: Widzieliśmy Pana. On zaś im rzekł: Jeśli nie ujrzę na rękach jego znaku gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej w bok jego, nie uwierzę. 26. A po ośmiu dniach znowu byli w domu uczniowie jego i Tomasz z nimi. I przyszedł Jezus, gdy drzwi były zamknięte, i stanął pośród nich, i rzekł: Pokój wam! 27. Potem rzekł do Tomasza:

Daj tu palec swój i oglądaj ręce moje, i daj tu rękę swoją, i włóż w bok mój, a nie bądź bez wiary, lecz wierz. 28. Odpowiedział mu Tomasz i rzekł mu: Pan mój i Bóg mój. 29. Rzekł mu Jezus: Ze mnie ujrzałeś, uwierzyłeś; błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli. 30. I wiele innych cudów uczynił Jezus wobec uczniów, które nie są spisane w tej księdze; 31. Te zaś są spisane, abyście wierzyli, że Jezus jest Chrystusem, Synem Boga, i abyście wierząc, mieli żywot w imieniu jego".

Wskazówki dla osoby opowiadającej

Ta historyjka to dramatyczny monolog. Najpierw przeczytaj fragment Ewangelii wg św. Jana i poproś dzieci, aby wyobraziły sobie uczucia Tomasza. Potem powiedz: „Ciekawe, co powiedziałby Tomasz, gdyby był tu z nami dzisiaj". To może być znak dla kogoś przebranego za Tomasza, by wyszedł i przedstawił monolog. Monolog zawiera swoje własne wskazówki. Po zakończeniu pozwól grupie na kilka minut ciszy, by dzieci przemyślały swój własny odbiór. Potem powtórzcie razem Okrzyk Zwycięstwa (tekst poniżej).Okrzyk zwycięstwa!

Lider: Jezus jest Królem nad królami -Grupa: Jezus jest Królem nad królami!

Lider: On jest Panem wszystkich rzeczy -Grupa: On jest Panem wszystkich rzeczy! Lider: Wygrał ze śmiercią i grzechami -Grupa: Wygrał ze śmiercią i grzechami! Lider: On jest tym, komu ufamy -Wszyscy: To Jezus!!!

Piosenki polskie

Alleluja, biją dzwony (ŚNPKR 81)
Chrystusa Pana spotkałem dziś (D 69, SW 58, 3CD 11,ŚPPW 105)
Dałeś nam Chleb z nieba (ŚNPKR 89)
Gdy kiedyś Pan powróci znów (ŚP 84, 3CD 19, ŚPPW 84, ŚNPKR 447)
Jam jest Chlebem żywym (ŚNPKR 103)
Jezu, miłości Twej (ŚNPKR 107)
Jezu, Tyś cały krwią zbroczony (ŚNPKR 109)
Już gościsz, Jezu, w sercu mym (ŚNPKR 111)
O, dniu radosny, pełen chwal (ŚNPKR 127)
Powiedz ludziom, że kocham ich (D 26, SW 64, BPn 142, ŚPPW 118, ŚNPKR 58)
Skałą i zbawieniem jest mój Jezus (D 40, BPn 87, ŚPPW 144)
W Panu ufność ma, w każdy życia czas (ŚNPKR 166)

Piosenki angielskojęzyczne

Come and praise the Lord our King (JP 34)
God's not dead, (No) (SOFK 43, JP 60)
He is Lord (JP 75)
Jesus Christ is alive today (JP 129)

Fragment książki Lyndy Neilands „50 opowieści na szczególne okazje” Wydawnictwa ASTRUM Wrocław 1999

opr. JU/PO

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama